|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Dlaczego tak trudno być innym w naszym społeczeństwie? [1] Author of this text: Karolina Piotrowska
czyli homoseksualizm w wersji light
To oczywiste, że nie możesz być homoseksualistą.
Coś takiego jak homoseksualizm po prostu nie istnieje. Może miałeś nadopiekuńczą
matkę, albo zdradził cię mężczyzna, ale najprawdopodobniej, najzwyczajniej w świecie uległeś modzie na homoseksualizm. Chciałoby się krzyczeć „To
homoseksualizm może być modny?!". Tylko że odpowiedź jest przecież
oczywista — trendy może być wszystko, co pozwala się wybić z codzienności.
Kiedyś był to rock&roll, później satanizm, dzisiaj mamy modę na
maseczkę buntownika geja. Rzadziej lesbijki. Lesbijki są zupełnie wykluczone
nie tylko z życia społecznego, ale nawet z życia homoseksualnego, skoro już
musimy rozbijać rzeczywistość na dwie, tak absurdalne, części.
Istnieje wiele opinii o „modnym geju". Przede
wszystkim, trzeba jednak zauważyć, ze jest modny właśnie, dlatego że
nieakceptowalny przez heteronormatywność. Gej staje w opozycji do stworzonego
świata i (jak wielu chciałoby wierzyć) jest do niego wrogo nastawiony. Od
tego stwierdzenia już tylko jeden krok do uznania geja, czy lesbijki za osoby
gniewne i agresywne. Ksiądz Józef Augustyn nawet tak pisze w swojej książce
„(...) cechą charakterystyczną emocjonalności homoseksualnej jest nierzadko
kompulsywna, neurotyczna agresja" [ 1 ].
Wniosek z tego prosty — trzeba się strzec! Nie można być zbyt wyrozumiałym
rodzicem, nie można być zbyt brutalnym rodzicem, również nie można odrzucać
niepasującego nam partnera(ki), bo, nie daj Boże!, na pewno zachoruje na tą
niemoralną, wstrętna i odrażającą chorobę.
I tylko gdzie podziali się ci Geje? Przecież w roku
2003, 90% społeczeństwa deklarowało, że nie zna nikogo o orientacji
homoseksualnej! I BÓG STWORZYŁ ŚWIAT A świat musiał być
heteroseksualny. Był Adam i Ewa. Na arkę Noe zabrał parę zwierząt z każdego
gatunku, a Sodoma została zniszczona za grzech, którego imię aż wstyd
wypowiedzieć. Świat musiał być heteroseksualny, nie było innej opcji. Innej opcji nie ma i teraz. Na ulicach pełno trzymającej
się za ręce młodzieży, na billboardach roznegliżowane kobiety całują mężczyzn, a w telewizji, w późnych porach wieczornych, przedstawiane są „programy
edukacyjne" dla dorosłych. Wszędzie mężczyzna i kobieta jako nierozerwalna
całość, przedstawiana już nie tylko jako element niezbędny do przetrwana
naszego gatunku, ale również jako system spójności kultury, przekazywania
tradycji, rozwoju gospodarki. Świat niewątpliwie jest heteroseksualny, a w tym
świecie to, co „inne" oznacza złe. A nawet więcej niż złe — obrzydzające,
niemoralne, nienaturalne, nieetyczne, grzeszne, zgubne, buntownicze, zagrażające
społeczeństwu i tradycji. Świat podzielony murem, jak niegdyś Berlin, po którego
jednej stronie musi znajdować się to, co dobre, a po drugiej to, co złe. Co więcej — te dwie części nie mogą mieć ze sobą nic wspólnego, są wzajemnie
wykluczające się.
GNIAZDO STEREOTYPÓW Myśląc o homoseksualizmie trzeba sobie uświadomić
pewną rzecz — świat na co dzień bombarduje nas informacjami o heteroseksualności. Jest ich tak dużo, że bywają niezauważalne, bo
oczywiste. Za podobną oczywistość traktujemy to, iż każdy mężczyzna
zakochuje się w kobietach, a każda dziewczyna w chłopcach. Bazujemy na
pewnikach. Świat, który znamy jest wygodny, bo w większości swoich założeń — niezmienny. Nie musimy się zastanawiać czy ogień parzy lub czy woda jest
mokra. Akceptujemy ten stan rzeczy, gdyż wynika z wcześniejszych, empirycznych
doświadczeń. Nie musimy ich powtarzać, aby dowiedzieć się czy ogień ciągle
jest gorący a woda nadal mokra.
Podobnie jest z seksualnością. Większość z nas
nie analizuje tego, czym jest związek dwojga ludzi, co nas do siebie ciągnie,
czym jest zauroczenie, zakochanie, pożądanie. Wiemy to nie tylko
instynktownie, ale również na bazie wpajanych nam, od najmłodszych lat
przekazów.
Jakże wielkie musi być zdziwienie dziecka, które
dzięki informacjom go otaczającym zdaje sobie sprawę, ze powinny go pociągać
dziewczynki, a odczuwa zainteresowanie chłopcami.
Zanim w pełni uświadomi sobie swoją homoseksualność
minie sporo czasu. Będzie musiał przełamać ogromny konflikt wewnętrzny -
czy zachowywać się tak jak oczekuje tego ode mnie świat (heteronormatywność)
czy jednak kochać i być kochanym w taki sposób, w jaki tego naprawdę pragnę?
Nie wiadomo, którą z tych dróg wybierze.
Dobrze znany dzisiejszej psychologii jest zachowanie
homospołeczne, cechujące się nawiązywaniem silnych więzi męsko-męskich z jednoczesnym wykluczeniem zachowania homoerotycznego. Jednocześnie należy
zauważyć, że zachowanie homospołeczne jest pożądane, w przeciwieństwie do
zachowań homoerotycznych. Rodzi to specyficzną sprzeczność, kiedy mężczyzna
chce być otoczony i akceptowany przez swoich znajomych a jednocześnie musi się
obawiać czy nie zostanie posądzony o homoerotykę a wręcz homoseksualizm.
„Jak zauważa Elizabeth Badinter, mężczyzna zdobywa swą męskość na
drodze negacji: mężczyzną jest ten, kto nie jest ani kobietą, ani
homoseksualistą, ani dzieckiem" [ 2 ].
Wszystko to, zebrane razem, staje się powodem homofobii, nawet wśród osób (mężczyzn)
cechujących się zachowaniami homoerotycznymi czy homoseksualnymi.
Świat, w którym żyjemy nie daje nam możliwości
wyboru naszej orientacji seksualnej. Z założenia przyjmuje heteronormatywność,
którą popiera większością statystyczną i historycznymi przesłankami.
Kiedy jednak ktoś z tej normy się wyłamie, wyłamie głównie wewnętrznie
samookreślając się jako Gej lub Lesbijka, świat nastręcza mu problemów
niezauważalnych lub świadomie unikanych z drugiej strony muru. Dla świata
zaczynasz być homo nie wtedy, kiedy pożądasz swojego partnera(ki), nawet nie
wtedy kiedy układasz sobie w swoim małym zaciszu życie z wybraną osobą czy
kiedy obchodzisz z nim(nią) 10 rocznice związku. Dla świata stajesz się
homo, kiedy wychodzisz na ulicę i trzymasz za rękę partnera albo afiszujesz
się (jak nazwała to zachowanie prasa) całując ukochaną osobę w miejscach
publicznych. Wtedy świat, bez względu na to, czy tego chce czy nie, musi zwrócić
uwagę. Musi zauważyć. A skoro coś istnieje staje się problemem.
Można by pomyśleć — to przecież nic, żyjemy w XXI wieku, świat jest tolerancyjny. A tu proszę — ludzie, jako demokratyczna
większość (bo homoseksualista to nie człowiek, a przedmiot dyskusyjny) wyrażają
sprzeciw. Ich wypowiedzi, te okryte otoczką dobra i zrozumienia, można
przedstawić jako zdanie: „Niech oni sobie żyją. Nie mam nic przeciwko.
Tylko niech nie wychodzą na ulicę. To dla was niebezpieczne. Inni was nie
zaakceptują. Róbcie to, co musicie w domu."
Rodzi się więc w naszym świecie obraz tolerancji,
którą wypadałoby nazwać anty-tolerancją, a sprowadzający się do
zachowania, które przyjmuje do wiadomości istnienie pewnego zjawiska, zachowań,
upodobań, ale z racji tego, że owe zachowania są inne niż nasze trzeba je
wepchnąć w cztery ściany i nie pokazywać dzieciom ani ludziom starszym, bo
niewątpliwie umrą na zwał serca.
Inność, wyłamanie się poza
schemat poznanego świata budzi strach. Inności się zaprzecza albo umniejszając
jej znaczenie, albo w ogóle o niej nie mówiąc, a jak wiadomo, problem
nienazwany nie istnieje. Społecznie pozwalamy więc na istnienie pewnych
schematów i stereotypów, z którymi nie chcemy się rozstawać, które są
wygodne, miłe i przyjemne, i w których uwiliśmy sobie bezpieczne gniazdko. A bezpieczeństwa tego jesteśmy w stanie bronić. Walczyć o nie zażarcie -
pokazując nie tylko pazury czy rzucając groźnymi słowami, jak pokazały
wypadki krakowskie, w obronie tych schematów jesteśmy w stanie użyć nawet
broni takiej jak kamienie, jajka i obraźliwe transparenty. Byle tylko nie dać
się wygryźć z naszego gniazda! Po części rozumiem ten opór demokratycznej większości.
Po części. Danie wszystkim swobody do wyrażania siebie, otwartości na
orientacje seksualną budzi w nich niepokój. Strach, przed Innym, którego
mogliby znaleźć w sobie.
STRATEGIA ODWRÓCONEJ RETORYKI Kiedy w Krakowie, tydzień po wstąpieniu Polski do
Unii Europejskiej, został zorganizowany Marsz Równości jego uczestnicy musieli
uciekać. Jedna z uczestniczek pochodu tak wspomina wydarzenia: „W biurze
festiwalowym (...) spotkała się spora grupka ludzi, którzy po demonstracji
byli świadkami obławy na ulicach. Jeden chłopak miał fioletową koszulkę,
drugi kolczyk w uchu (...). Musieli uciekać. (...) Inni uczestniczy demonstracji
wpadali w panice do pierwszych lepszych sklepów, cukierni, pubów i bram. To była
łapanka. Aktywni, moralni obywatele kulturalnego miasta o świętych tradycjach
urządzali obławę na tych, których uważają za niemoralnych. Ludzie, którzy
dotarli do eFKi, mało mówili, niektórym trzęsły się ręce, inni oglądali z niedowierzaniem i osłupieniem krwawe ślady po ostrych kamieniach na szyjach i ramionach". [ 3 ]
7.5.2004 r. obywatele Krakowa wyrazili sprzeciw
pokojowej demonstracji o nazwie „Marsz Tolerancji". Sprzeciw skierowany, zupełnie
nie pokojowo, w maszerujących ludzi. Ludzi zupełnie normalnych, różniących
się od nich tylko jednym drobnym szczegółem — orientacją seksualną.
Kościół dyskretnie poparł kontrdemonstracje.
Media nagłośniły zamieszki utrwalając stereotyp „agresywnego geja".
Politycy umywali ręce lub, co ciekawsze, opowiadali się za tradycją
katolickiej rodziny i moralnością społeczeństwa, licząc na nowy elektorat
wyborczy.
Społeczeństwo niewątpliwie wykazało się tego
dnia ogromną moralnością używając tylko tępych kamieni z ulic Krakowa.
Kontrdemonstranci nie tłumaczyli się wcale lub, jeśli
już to robili, twierdzili, że byli prowokowani. Tę wersję zresztą poparli
dziennikarze i kler. Wszyscy oni wystąpili w tym nierównym starciu jako obrońcy
słusznych, polskich, katolickich wartości. Wszyscy oni pokazali nie tylko
niezrozumienie problemu, ale również nieumiejętność słuchania. A gdzie
szacunek, o którym tyle się mówi z ambony? Gdzie rządowy przedstawiciel Gejów
czy Lesbijek? Gdzie w końcu konstytucyjna wolność do decydowania o sobie?
Jednak to właśnie marsz homoseksualistów był katalizatorem zdarzeń. Opinia
publiczna jakby jednogłośnie starała się powiedzieć: „dostali to, na co
zasłużyli". A my? My jesteśmy obrońcami. Oni są źli. Oni atakują. Oni
chcą nam odebrać nasze prawa. Zburzyć naszą moralność. Przeinaczyć nasz
świat. Oni chcą żyć normalnie wśród nas, trzymać się za ręce, móc składać
wspólne rozliczenie majątkowe.
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Ksiądz Józef Augustyn,
duchowny i seksuolog "Homoseksualizm a miłość" [ 2 ] Tomasz Basiuk, Co ma gej
do heteryka?, "Res Publica
Nowa" nr 9/2002 [ 3 ] Relacja Beaty Kozak z artykułu „Biedni Polacy patrzą na homoseksualistów" Błażeja Wrockiego, który ukazał się w książce
Homofobia po Polsku (Warszawa 2004). « (Published: 24-09-2005 Last change: 19-10-2005)
Karolina PiotrowskaUkończyła Policealne Studium Reklamy uzyskując tytuł technika organizacji reklamy, obecnie studiuje w Warszawie psychologię kliniczną. Zainteresowania: antropologia kultury, zmiany w kultach i religiach, wierzenia w demony, złe duchy, upiory, historyczny aspekt okultyzmu, tarot, wampiryzm w ujęciu współczesnym. Współpracuje z VDay, międzynarodowym ruchem działającym na rzecz zakończenia przemocy wobec kobiet. Number of texts in service: 3 Show other texts of this author Newest author's article: Rzecz o stereotypach | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4367 |
|