Science » » » »
Bóg nie istnieje cz. 2 [2] Author of this text: A. van Dantzig i P.J. van de Wint
Translation: Ilona Vijn-Boska
Tak, według tego co mi opowiadano, najważniejszym dążeniem Buddy jest
życie w tym momencie. Sądzę, że to może być człowiekowi dane tylko na moment, ponieważ
refleksji nie da wyłączyć. Czy można ludziom wszystko wmówić? Wydaje się, że tak. Widząc w co ludzie na przestrzeni wieków wierzyli, w setki bogów lub w jednego Boga, który swojego syna ofiarował i kobiety
podporządkował mężczyznom, w to, że człowiek jest dobry, w to, że człowiek
jest zły, w co tylko się dało to ludzie z przekonaniem wierzyli. Jaka jest właściwie różnica między wiarą a zabobonem? Zabobon jest wiarą innego! Każdy wierzący uważa, że inne wierzenia są
irracjonalnymi przekonaniami i żaden wierzący nie wyciąga konkluzji, że
prawdopodobnie jego wiara jest też irracjonalna. A osoba niewierząca, jako
postronna, obserwuje to wszystko i myśli, jak to jest możliwe, że nikt nie
pojmuje że także jego wiara jest zabobonem. A więc wiara jest właściwie
zabobonem? To jest moje osobiste przekonanie. To jest moja wiara. Wiara napędza ludziom dużo strachu. I mimo wszystko mało kto
odchodzi od niej. Wyobrażam sobie, że można bać się Świętego Mikołaja,
oczywiście jako dziecko, i wtedy to dziecko nie chce więcej przebywać ze Świętym
Mikołajem.
Lecz tak z Bogiem się nie dzieje, chociaż ludzie potrafią się
bać na myśl, co ich czeka, jak coś źle zrobią. Tak, ale w tym wypadku istnieją dwa sposoby reagowania na strach: uciec
lub walczyć ze strachem, poddać się lub zbuntować. I wierzący, którzy boją
się Boga wybierają drogę poddania się Bogu, inaczej musieli by odejść od
wiary. A to oddanie się Bogu jest też przez wiarę wynagradzane, to jest sposób
obcowania z Bogiem. Więc strach przed Bogiem można zaklinać żyjąc według
jego woli, bo wtedy jest się z powrotem cnotliwym wiernym. Tylko jeśli
się nie popełnia błędów. Ale jeżeli wiara jest
tak surowa, to błędy popełnić można bardzo szybko. Wtedy trzeba się modlić o przebaczenie. Tutaj, na to wierni zawsze mają
odpowiedź. Więc właściwie nie potrzebujemy się martwić? Jeżeli nie potrzebowalibyśmy się martwić to byłoby świetnie. Jednym z problemów wiary w Boga jest fakt, że w ramach społecznych prezentuje się
ona jako jedyny posiadacz prawdy. A prawda zawsze powinna obowiązywać
wszystkich ludzi i w ciągu wieków ludzie, którzy nie potrafili tego
zaakceptować byli niszczeni ogniem i mieczem. Prowadzono wojny religijne,
heretyków palono a niewierzących odrzucano ze społeczeństwa. Roszczenie do absolutnej prawdy przez wiarę
doprowadzało nie tylko do kohezji (całkowitej spójności) społeczeństwa ale
także do wielkich zmartwień ludzi, którzy się z tym nie zgadzali. I odkąd
zaczęto dążyć, po Rewolucji Francuskiej, do demokratycznej równości
wszystkich obywateli i prawa do posiadania własnych poglądów, wiara coraz bardziej zderza się z demokratycznymi poglądami. Myślę, że w demokracji
wiara musi ograniczyć się w swoich pretensjach. Absolutna prawda ciężko
znosi obecność demokratycznego społeczeństwa. Demokracja jest jeszcze bardzo młoda. I nadzwyczaj wrażliwa, ponieważ uważam
że na swój sposób człowiek jest hierarchicznym zwierzęciem grupowym, co
znaczy, że oczywista jest jego potrzeba prowadzenia go przez przywódcę w ciężkich
chwilach życia — tak jak to teraz dzieje się z Bushem i jak było z Fortuinem
[ 2 ] — a taki przywódca może sobie pozwolić na to, aby demokratyczne prawa odsunąć na bok,
co na przykład dzieje się z amerykańskimi więźniami tak często bezprawnie
zatrzymanymi. I to znowu jest przykładem jak szybko demokracja potrafi zanikać
gdy człowiek jest w biedzie. Więc demokracja nie leży w charakterze człowieka? Tak jak mówię, według mnie człowiek ma skłonność do podążania za
przywódcą. I Bóg w tym znaczeniu jest najwyższym władcą? Tak, On był wszechwładny i miłosierny — wzór kogoś, kto zadba potężnie i dobrze. Będąc w niebezpieczeństwie oczywiście wspaniale jest fantazjować,
że ktoś taki istnieje. Potem można namiętnie i długo rozmyślać dlaczego
On tak źle się o nas troszczy i wymyślić później pojęcie grzechu. Jednym z aspektów wiary w Boga jest, że jak się źle dzieje to trzeba się
na siebie popatrzeć i zastanowić, co się złego zrobiło, że teraz niedobrze
się dzieje. To są zawikłane sprawy przez które wielu ludzi miało ogromne
wyrzuty sumienia. A więc
religia, którą my znamy ma bardzo dużo do czynienia z poczuciem winy. A
na przykład wyrażenie: 'Bóg jest miłościwy'. Jeżeli spotka się
Boga, co trzeba powiedzieć lub co trzeba wtedy pomyśleć? Jako niewierzącemu trudno mi jest zrozumieć, że ludzie potrafią
przyjąć to przeciwieństwo: Bóg jest miłościwy, lecz moje dziecko wpadło
pod samochód. Na to teologia ma bardzo wiele odpowiedzi: trzeba się podporządkować,
trzeba zaufać Bogu, zrozumieć, że dobrze się dzieje, że w wieczności znowu
będzie się razem. Lecz tymczasem dziecko nie żyje! Sądzę, że być zgodnym w tym z miłosiernym
Bogiem jest dla każdego trudno, lecz zadaniem wiary jest, żeby
wytrwale przy Nim pozostawać, a więc na wszystko jest odpowiedź. Patrząc z boku, tak jak ja, można być zdziwionym w jaki sposób mogli ludzie to
wszystko tak wymyślić. Człowiek rodzi się z sumieniem czy to trzeba ukształtować? Istnieją opowiadania o ludziach, którzy nie byli wychowywani, o dzieciach... Chłopiec
wilk... Chłopiec wilk. To nie byli ludzie, to były zwierzęta. Instynktownie Tak, wszyscy ludzie są formowni, zostają wychowani, tak to się nazywa. I wychowanie oznacza przekazywanie reguł dotyczących zasad zachowania się według
których trzeba żyć. A sumienie jesteśmy w stanie wyrobić w sobie, ponieważ
to leży do naszej biologicznej naturze. Czy jesteśmy wrażliwi na
sumienie? Tak, ale sumienie musi być ukształtowane. Sumienie wyrabia się dzięki
ojcu i matce mówiących: jak zrobisz w sposób A to będziemy bardziej zadowoleni niż
gdy postąpisz w sposób B. I każde dziecko chce zadowolić swoich rodziców i wybiera sposób A zamiast B. Dzięki sumieniu stajemy się członkami społeczności: wpierw
rodziny, później szkoły aż w końcu społeczeństwa. Ale te różne społeczności kierują się często różnymi
sumieniami. Rodzice uczą nas, że nie wolno się bić, a w szkole jeżeli nie
będzie się tego robić to będzie się ofermą. I teraz wybrać nie jest łatwo.
Tak więc proces przystosowywania się do nowej społeczności, jej wewnętrznych
reguł, jest zawsze niestabilną sytuacją. Więc sumienie to reguły wewnętrzne a moralność
to zasady postępowania z zewnątrz? Sumienie jest instytucją, która umożliwia indywiduum
żyć według moralnych reguł społeczności. Czy moralność jest czymś z wiary czy ma tylko z wiarą do czynienia? W każdym razie wiara rości sobie do niej pretensje. Tak, to wygląda pięknie, lecz moralność oznacza po prostu
zasady postępowania społeczności. I jest nie do pomyślenia, aby społeczność
bez niej istniała, bo społeczność bez wartości moralnych rozpadnie się i zacznie
się walka między jednostkami. Ogólne zasady postępowania panujące w społeczności, a więc te, które w hierarchicznej społeczności przekazywane są dzieciom,
nazywamy moralnością. Jednym z problemów demokracji jest to, że taka moralność
niezbyt wyraźnie istnieje A więc musimy sami moralność ułożyć, najlepszą dla
demokracji? Tak, wybraliśmy demokrację i myślę, że ten wybór implikuje pewne
wartości i normy stanowiące podstawę umożliwiającą tego rodzaju formę współżycia.
No więc, zapisać to i potem zrobić z tego katechizm, Katechizm Demokracji. I nauczać wszystkich obywateli od drugiego roku życia. Więc moralność jest właściwie naturalną koniecznością, aby
społeczność przetrwała? Tak, całkowicie. I demokracja jest ciekawym i ryzykownym przedsięwzięciem
do zorganizowania społeczności, w której różne moralności mają jednakowe
prawa. Bardzo chętnie poszukałbym moralności, która te różnice pokrywa. Uniwersalne prawa człowiecze, na przykład? Na przykład, tu trzeba zacząć? Kiedyś opisałem demokrację jako
uczciwy podział niezadowoleń. Każdy trochę niezadowolony? Każdy trochę niezadowolony! Tak, każdy jednakowo niezadowolony.
To byłoby konsekwencją współżycia w różnych zapatrywaniach.
*
Źródło: Positief
Atheďsme. Publikacja w Racjonaliście za zgodą autorów PA oraz autorów
programu.
1 2
Footnotes: [ 2 ] Wilhelmus Simon Petrus „Pim" Fortuijn (ur. 19.2.1948, zm. 6.5.2002) — prawicowy, kontrowersyjny polityk holenderski, który zyskał popularność w części holenderskiego społeczeństwa na fali antyimigranckich fobii. Założyciel partii Leefbaar Nederland (Holandia nadająca się do życia). W czasie wyborów parlamentarnych w 2002 r. został zastrzelony przez lewicowego ekstremistę, Volkerta van der
Graafa — przyp. red. « (Published: 24-09-2005 Last change: 05-11-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4368 |