The RationalistSkip to content


We have registered
204.978.973 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Wanda Krzemińska i Piotr Nowak (red) - Przestrzenie informacji

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Articles and essays »

Karykatury Mahometa – prowokacja czy profanacja?
Author of this text:

Karykatury proroka Mahometa w duńskiej prasie wywołały lawinę. Zachodni świat z niedowierzaniem patrzył na falę agresji, przemocy i nienawiści, którą wywołać miały rzekomo niewinne rysunki, które w zamierzeniu autorów wyszydzić miały nie sam islam, ale jego wykorzystywanie do politycznych celów. W tym miejscu należy zastanowić się nad prawdziwymi przyczynami zamieszek i ich naturą.

W kodzie kulturowym cywilizacji europejskiej - „zachodniej", wolność słowa jest czymś tak oczywistym, że nie podlega nawet dyskusji. Gdy ktoś starał się dotąd podważyć tę zasadę, zwykle były to kręgi związane z chrześcijanami, tym razem obrażeni poczuli się muzułmanie i dali temu wyraz w sposób dotąd niespotykany. W świecie Zachodu islamską reakcję na karykatury Mahometa przyjęto z trwogą i osłupieniem — w mediach dominował przekaz o fanatyzmie i niepohamowanej agresji wyznawców Allacha. Czy jest to obraz rzetelny i uczciwy?

Na wstępie należy przypomnieć sobie, że wszystkie trzy wielkie religie (judaizm, chrześcijaństwo i islam) wywodzą się z tego samego pnia — ich wyznawcy wierzą w tego samego boga, a każda z nich uważa, że jest religią głoszącą miłość. Stąd wynika też to, że nie powinny być sobie one wrogie, ale z doświadczeń historycznych wiemy, że tak wcale być nie musiało i nie musi. W obecnych czasach jednak dla islamistów największym wrogiem nie są wcale chrześcijanie, ale ateiści, wolnomyśliciele i wszyscy, którzy chcą oddzielić sferę sacrum od profanum. Nie należy jednak dziwić się muzułmanom, że nie rozumieją oczywistej dla nas zasady rozdziału kościoła od państwa — ich duchowy przywódca Mahomet był przecież zarówno przywódcą religijnym, jak i wojskowym — Arabowie nie mają tradycji świeckiego państwa, nie mówiąc już o demokracji.

Nie chodzi o usprawiedliwianie agresji, którą potępili przecież również islamscy przywódcy religijni i polityczni, ale o próbę zrozumienia wydarzeń, które miały miejsce po publikacjach w „Jyllands-Posten" i innych gazetach. Europejskie media w przytłaczającej większości potępiły falę przemocy i nienawiści bez najmniejszej próby wniknięcia w przyczyny, które wywołały takie zjawisko.

Publikacja pierwszych karykatur w duńskiej gazecie miała być przejawem troski o wolność słowa, gdyż dziennikarze dowiedzieli się, że wielu artystów odmawia ilustrowania książek o islamie w obawie przed fundamentalistami. Ciężko jednak powiedzieć, co chciały osiągnąć te gazety swoim protestem, bo z wypowiedzi rysowników karykatur i redaktorów naczelnych gazet, które je opublikowały, wynika, że nie było ich celem obrażenie muzułmanów i wywołanie fali agresji skierowanej przeciwko Zachodowi.

Autorzy karykatur zapomnieli najwyraźniej, że islam zakazuje przedstawiania wizerunków człowieka (tym bardziej proroka!), a sami wyznawcy islamu są z natury bardzo drażliwi i wrażliwi na punkcie swoich świętości. Sami też nie szydzą ze świętości świata chrześcijańskiego. Najbardziej jednak zastanawiające wydają się „gesty solidarności" innych zachodnich mediów (w tym polskiej gazety Rzeczpospolita), kiedy wiadomo było już, co spowodowały duńskie karykatury.

Zachód strzelił sobie „samobója", a w państwach arabskich karykatury zostały odebrane jako zamierzona obraza islamu i kolejny przejaw pychy i buty „krzyżowców". Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszyscy, którzy uznają publikację karykatur za element „kampanii przeciwko islamowi, która rozwinęła się na Zachodzie po atakach z 11 września 2001 roku" mają rację. Takie upokorzenia tylko ułatwiają zadanie organizacjom w stylu Al-Kaidy przysparzając im nowych członków.

Dla Europejczyków muzułmańska reakcja jest niezrozumiała i nieadekwatna do przewiny i jest to naturalne z naszego punktu widzenia, ale dlaczego tak trudno podjąć próbę spojrzenia na całą sytuację z islamskiego punktu widzenia? Oczywiście ludzie Zachodu nigdy nie zareagowaliby na jakąkolwiek obrazę ich wartości podpalając ambasady czy arabskie flagi, ale zawsze pamiętać musimy o różnicach kulturowych, których „przeskoczyć" się nie da.

Zachód zapomniał ile wieków sam zmagał się z problemem wolności artystycznej. Ewolucja do dzisiejszego stanu była długim okresem okupionym wieloma ofiarami oraz procesami sądowymi. „Uczucia religijne" to bardzo delikatny teren i całkowicie niemierzalny — nie chodzi bowiem o to, czy ktoś został obrażony, tylko o to, czy ktoś poczuł się obrażony, co stanowi zasadniczą różnicę.

Zaostrzenie przepisów prawnych w kwestii obrazy uczuć religijnych nie jest dobrym rozwiązaniem, a wręcz jest przeciwskuteczne i głęboko szkodliwe. W Polsce całkiem niedawno przerabialiśmy przecież przykład sędziowskiej nadgorliwości w sprawie pani Nieznalskiej i jej pracy, która uznana została na podstawie jej fragmentu za obrazę katolickiego krzyża, chociaż krzyż, na którym umieszczone zostały genitalia był zwykłym „plusem" i należało wykazać się prawdziwie złą wolą, aby skojarzyć go z krzyżem Jezusa.

Do 1969 roku w niemieckim prawie karnym karze podlegał każdy, kto obraźliwie wyrażał się o Bogu, raniąc czyjeś uczucia religijne. Zmiany dokonano dzięki ministrowi sprawiedliwości, którym był wówczas Gustav Heinemann (późniejszy prezydent RFN) — minister uznał, że czyjeś zranione uczucia religijne to zbyt mgliste dobro, by trzeba było zapewniać mu ochronę prawną. Od tego mementu rzekome bluźnierstwo podlega karze tylko wtedy, gdy „może zakłócić porządek publiczny", co też nie jest czymś łatwo mierzalnym i definiowalnym.

Problemu obrażania uczuć religijnych nie da rozwiązać się na gruncie prawa — wymaga to rozsądku, umiaru i kalkulacji zysków i strat ze strony każdego, kto chciałby dopuścić się rzekomego „bluźnierstwa". Czy w imię obrony „wolności słowa" warto udowadniać islamowi, że dla Zachodu nie ma żadnych świętości? Czy warto tworzyć punkty zapalne dla „zderzenia cywilizacji"?

Wydaje się, że z jednej strony Europa nie powinna uginać się pod naciskami wyznawców islamu, bo jest to tylko zachęta do wysuwania kolejnych, coraz dalej idących, żądań, ale z drugiej nie powinna też stwarzać sytuacji, które powodują iskrzenia na linii islam-Zachód. Kultura islamska w porównaniu do np. chrześcijańskiej jest stosunkowo młoda, bo narodziła się na przełomie VI i VII wieku i podąża podobną ścieżką ewolucji. Możemy mieć tylko nadzieję, że ewolucja islamu w kierunku większej otwartości nie będzie musiała trwać jeszcze kilkuset lat, co zapewnić mogą ruchy reformatorskie, które już przecież w świecie islamskim istnieją.

Należy zwrócić uwagę, że fala agresji i nienawiści rozlała się po ulicach państw muzułmańskich, a więc była reakcją ludzi prostych - zupełnie inną od reakcji muzułmańskich przywódców zarówno religijnych, jak i politycznych, o czym już wcześniej wspomniałem. Trzeba też pamiętać, że sytuacje tego typu wykorzystują zazwyczaj ekstremiści do realizacji swoich politycznych celów i wcale nie jest wykluczone, że reakcje arabskich ulic były przez nich sprowokowane.

Nie należy także dziwić się Arabom, że karykatury odebrane zostały jako kolejny przykład poniżenia ze strony chrześcijaństwa. W historii zdarzały się przypadki wzywania chrześcijan do posługiwania się bluźnierstwem i obscenicznością, jako bronią służącą do poniżania konkurencyjnych wierzeń. Podczas krucjat miały miejsce czyny bezczeszczenia meczetów i synagog. Kiedy jednak muzułmanie dawali się sprowokować i uciekali się do przemocy, dawało to chrześcijanom pretekst do wykazywania niższości islamu. Islam również szybko docenił potęgę propagandy i od tego momentu trzy wielkie religie zwarły się w morderczym trójkącie nienawiści i nietolerancji.

Im dalej sięgamy wstecz dziejów Europy, tym bardziej zrozumiały wydaje się dzisiejszy świat muzułmanów, ich wzburzenie, uraza i przewrażliwienie. Rozdział sfery kościelnej od państwowej kosztował Zachód kilka wojen religijnych i rewolucji. Proces sekularyzacji to ewolucja, która w wielu krajach do dziś się nie zakończyła, dlaczego zatem oczekujemy rewolucji po krajach islamskich?

Francuski krytyk literacki Pierre Jourde uważa, że jedyną metodą pogodzenia islamu z demokracją jest lekcja kpiny i bluźnierstwa. Dowodzi, że taki proces miał miejsce w Europie i dlatego dziś kpiny z chrześcijaństwa uchodzą ich autorom zazwyczaj płazem. Zgoda, tak właśnie było w Europie, ale to jeszcze nie jest cały świat, a poza tym impuls wyszedł na naszym kontynencie od wewnątrz! Pomoc z zewnątrz okazała się zbyteczna, dlatego też należy pogodzić się z obecną sytuacją w świecie islamskim i jeśli nie chcemy doprowadzić do otwartej wojny w ramach „zderzenia cywilizacji", należy spokojnie poczekać na wybuch impulsu wewnątrz świata muzułmańskiego.

Ingerencja z zewnątrz w oswajanie islamu z kpiną, jak pokazały ostatnie wydarzenia, może zakończyć się dokładnie odwrotnie od pierwotnych zamierzeń. Nikt przecież nie lubi być obrażany, szczególnie przez ludzi „z zewnątrz". Kiedy w świecie islamskim pojawią się wolnomyśliciele należy wspierać ich starania w kierunku „liberalizacji" islamu, ale należy robić to dyskretnie i z umiarem.

Tymczasem powstrzymajmy się, choćby dla własnego bezpieczeństwa, od prowokowania islamskich aktów agresji przeciwko zachodniej cywilizacji. Prowokując niczego przecież nie zyskujemy, a tworzymy sobie tylko zastępy fundamentalistycznych wrogów w świecie islamu.

*

Na podstawie:
1. Forum,. nr 6 (6.02 — 12.02.2006)
2. Forum, nr 9 (27.02 — 5,03.2006)


 See other sites:
Uczucia cenniejsze niż wolność
Przygotuj się na prawdziwy holocaust
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Prorok i święte krowy, czyli o uczuciach religijnych
Uczucia cenniejsze niż wolność

 Comment on this article..   See comments (4)..   


«    (Published: 14-03-2006 Last change: 15-03-2006)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Artur Chludziński
Ur. 1982. Absolwent Wydziału Politologii UMCS w Lublinie, były redaktor naczelny serwisu Ateista.pl, z zainteresowania dziennikarz i publicysta. Publikacje m.in. w: Dziś, Forum Klubowe, Polformance oraz Faktach i Mitach. Dwukrotnie uczestniczył w programie "Debata" Kamila Durczoka w TVP1 oraz w audycji "Duchowa strona życia" w radiu TOK FM. Był kandydatem do Sejmu w 2005 roku z ramienia Zielonych2004.
 Private site

 Number of texts in service: 10  Show other texts of this author
 Newest author's article: Nie chcemy się uczyć – przyszłość energetyki
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4649 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)