|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Polsko-niemiecki terminal LNG. Mrzonka, czy wymóg geopolityki [1] Author of this text: Witold Stanisław Michałowski
Rynek zbytu i przestrzeń tranzytowa
stanowią dobra narodowe o zupełnie
unikalnej wartości, których
wartość trudno przecenić.
Rosja, stając
się jednym z głównych graczy na światowym rynku surowców energetycznych,
jest tak naprawdę jedynie pośrednikiem
nakładającym gigantyczny haracz na kupowany za półdarmo w republikach byłego
ZSRR gaz ziemny i transportowaną z Kazachstanu
oraz terytorium jej syberyjskiej kolonii ropę naftową. Staje się też coraz
bardziej skutecznym i bezwzględnym w uzyskiwaniu swoich celów monopolistą.
Czy tak będzie zawsze? Z całą pewnością
nie. Warto też zastanowić się, jakie mogą być
konsekwencje spełnienia wysoce prawdopodobnych prognoz francuskich
demografów, niedawno opublikowanych przez „Rzeczpospolitą", że w drugim półwieczu
obecnego stulecia liczba mieszkańców tego kraju będzie mniejsza niż Jemenu.
Wiele wskazuje też na to, że zielona flaga Proroka zawiśnie wówczas na
Kremlu. Zgodnie z przepowiednią Jandarbijewa, zamordowanego w Katarze prezydenta
Czeczenii, który już dawno twierdził, że wcześniej czy później to może
nastąpić. Dzieje powszechne podobnych przykładów transformacji
cywilizacyjno-religijnych odnotowały sporo. Przedłużenie ciągłości trwania
wschodniorzymskiego imperium o całe tysiąc lat przyniosło swego czasu
przyjęcie przez Bizancjum chrześcijaństwa. Unia, w której
obecnie jesteśmy, też jest już chyba co najmniej siódmą próbą zjednoczenia
naszego kontynentu, jeśli wliczy się zmierzające do tego celu działania Rzymu,
Attyli, Karola Wielkiego, cesarzy Niemiec, władców Rzeczypospolitej,
Napoleona, bolszewików i Hitlera. Jak będzie długo istniała w obecnym kształcie? Nie wiadomo.
Jest nader
prawdopodobne, że zagrożeniem dla niej jest zarówno egoizm energetyczny paru
krajów zaliczanych do tzw. starego jądra,
jak i nadmierna imigracja islamskiej siły roboczej, czy też paroksyzmy, jakie
mogą towarzyszyć dalszemu rozpadowi obszarów byłego ZSRR, a szczególnie powstanie
nowych państwowych organizmów na Syberii, co swego czasu przewidywał nawet
Lenin.
Projektanci
nowych magistrali rurociągowych zakładają, że będą one pracowały nie
mniej niż 50 lat. Tu należy odnotować, że od daty oddania do użytku
poddawanej obecnie generalnemu remontowi I nitki rurociągu naftowego „Przyjaźń" minie w listopadzie tego roku dokładnie
lat 43.
Dlatego, mając
powyższe na względzie, warto
się zastanowić, w jaki sposób realnie można by jeszcze w tej dekadzie znacząco poprawić
wskaźnik bezpieczeństwa
energetycznego naszego kraju. Nie tylko energetycznego zresztą.
Propozycje
premiera Marcinkiewicza skierowane do 32 krajów UE i NATO o powołanie
Europejskiego Paktu Bezpieczeństwa Energetycznego z góry skazane były na niepowodzenie. Ci, którzy doradzili
mu takie postępowanie, chyba zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę było
to działanie w interesie… Rosji.
Miało wykazać, że fiasko tej inicjatywy nakazuje bezwzględną
konieczność dbania, aby gazowe kurki na wschodnich granicach UE zawsze
pozostawały otwarte. „Dbania" to znaczy płacenia każdej ceny, jaką
prezydent Putin, jedyny prawdziwy szef GAZPROMU,
raczy wyznaczyć.
Energetyczny pakt z Hiszpanami będzie miał
taki sam wpływ na warunki dostaw gazu z kierunku wschodniego jak odtańczenie paru figur
flamenco na Placu Czerwonym.
W realiach geopolitycznych, w których znajdujemy się co najmniej od 700 lat, obecnie dywersyfikację
dostaw surowców energetycznych można
osiągnąć na parę sposobów.
Nie popadajmy
w zauroczenie rozdętymi poza wszelkie granice prawdopodobieństwa
szacunkami zasobów gazu w rejonie Obskiej Guby i północy Syberii. Tempo
eksploatacji gazonośnych pól na półwyspie Jamał wyraźnie w ostatnich
latach osłabło.
Likwidacja, przynajmniej
oficjalna, systemu gułagów na północy Syberii nakazuje
posługiwanie się rachunkiem ekonomicznym. Bezpardonowo jest on
wykorzystywany przez managerów
koncernu GAZPROM, którego wartość szacowana jest już
obecnie na około 200 mld USD,
do wszelkiego rodzaju analiz mających uzasadnić rzekomo wyjątkowo wysokie
koszty zagospodarowania złóż w warunkach wiecznej zmarzliny i bezdennych bagien.
Ich zwiększanie ma
uzasadniać konieczność zaciągania megakredytów i zwielokrotnianie cen gazu, mimo że ten, który obecnie dopływa do
Kondratek pochodzi najprawdopodobniej z Turkmenistanu, a jego cena nie jest obciążona standardową opłatą przesyłową,
ale blisko 400% haraczem. Jest
niestety niezrozumiałe dlaczego strona polska nie stosuje identycznego
haraczu na przesył gazu tzw. Gazociagiem Jamajskim.
Dlatego koszty
budowy jego II nitki powinny
ponieść firmy krajowe, posiadając co najmniej 51% udziałów w tej
inwestycji, i które, podobnie jak i te pozostałe, nie będą korzystały z żadnych
zwolnień podatkowych. Należy też zgodnie z obowiązującym obecnie prawem pobierać stosowne opłaty za transport gazu do
krajów UE w wysokości min 2,7 USD/1000m3/100km.
Warto zdać
sobie sprawę z faktu, że płynące szerokim strumieniem kredyty udzielane
przez różnego rodzaju instytucje finansowe o zasięgu globalnym,
wykorzystywane są przez Rosję w większości na zupełnie odmienne cele niż deklarowane zagospodarowanie
złóż i nowe rurociągi. W pierwszej kolejności należy do
nich budowa i modernizacja floty siedemdziesięciu łodzi podwodnych z napędem
atomowym, wyposażonych w rakiety Buława, z których każda może nieść do 10 sterowanych indywidualnie głowic jądrowych
IV generacji, mających zasięg do 8 tysięcy kilometrów. Są one w stanie przeniknąć przez najlepsze systemy obrony antyrakietowej, konkurując a nawet przewyższając amerykańskie TRYDENTY-2. Flota, której zasadniczą częścią
mającą strategiczne znaczenie, są podwodne krążowniki typu DELTA-3 i DELTA-4,
uzbrojone w blisko dwieście międzykontynentalnych rakiet strategicznych, to
wydatek rzędu wielu dziesiątków miliardów
dolarów. Te koszty pokryją ci, którym
rakiety mogą realnie zagrażać tj. głównie konsumenci gazu z krajów Unii
Europejskiej i byłych KDL.
Zastanawia
zgodne na ogół przemilczenie przez niektórych analityków związanych
zwykle z postnomenklaturowymi firmami,
że jest wysoce prawdopodobne:
-
przejście
najdalej do połowy obecnego wieku na energetykę wodorową z jednoczesnym
wykorzystaniem złóż hydratów zalegających na ogromnych obszarach Ziemi;
-
efektywne
wykorzystanie krajowych zasobów surowców energetycznych, przede wszystkim węgla,
który odkąd cena baryłki ropy przekroczyła 25 USD określaną 6 lat temu
jako barierę opłacalności jego
przeróbki na paliwa płynne i zgazyfikowania złóż, powinien stanowić
fundament bezpieczeństwa
energetycznego RP;
-
znaczące
zwiększenie wykorzystania energetyki
odnawialnej;
-
wdrożenie
szerokim frontem programów zastosowań izolacji termicznej w budownictwie i energooszczędności w przemyśle, co pozwoliłoby ograniczyć do 30% zużycie
różnego rodzaju energii;
-
nawiązanie
ścisłej współpracy z bałtyckim sąsiadem, Szwecją, celem wykorzystania doświadczeń
kraju, który do końca przyszłej dekady zamiera osiągnąć energetyczną
autarkię.
Najprościej i najłatwiej byłoby wybudować terminal Gazu Ziemnego Skroplonego — LNG w rejonie zachodniego wybrzeża, przez który można by importować od 3 do 5 mld
m3 gazu rocznie, zasilającego całą północno-zachodnią część Polski,
zakłady produkcji nawozów sztucznych w Policach i aglomerację berlińską.
Nie ukrywam, że jestem
zwolennikiem tego rozwiązania od 31 lat, kiedy na łamach wychodzącego do dziś
"Przeglądu Technicznego" (Nr 47/1975) opublikowałem artykuł pt. Czekamy
na LNG. Niestety czekamy nadal.
Flotyllę sześciu statków do przewozu
LNG za około 1 mld USD, najprawdopodobniej na japońskiej licencji, byłyby w stanie zbudować polskie stocznie. Koszt
budowy terminalu i instalacji regazyfikacji
to wydatek rzędu ca 0,5 mld USD. Uczestniczyć w sfinansowaniu tego
rodzaju inwestycji byłaby gotowa grupa banków islamskich z Bliskiego Wschodu
oraz prawdopodobnie Bank of China, a nawet nasi współobywatele na zasadzie
rozpisanej w tym celu ogólnonarodowej pożyczki. Rozwijający się rynek LNG,
który już przekroczył 1/3 obrotów tym surowcem w skali światowej, umożliwi zakupy, jeśli
nie w Algierii czy Nigerii, to w Rosji, na Bliskim Wschodzie czy nawet na wyspie Tobago, ongiś kolonii Kurlandii
pozostającej za czasów I RP w lennej zależności
od Warszawy. Reklamowany przez pewnego geniusza
biznesu i najmowane przez
niego autorytety(?) gazociąg
Bernau-Szczecin, jako rzekomo umożliwiający konieczną dywersyfikację
dostaw gazu do Polski, należałoby pominąć dyskretnym milczeniem. O tym z jakiego rodzaju geniuszem mieliśmy w tym
przypadku do czynienia świadczy fakt oddania na licytację z ogromną pompą
wznoszonej z jego to inicjatywy na warszawskim Żoliborzu przyszłej siedziby
EUROPOLGAZU, spółki GAZPROMU w Polsce. Spółka ta płaci zaledwie
3% kwoty, która powinna wpływać
do Skarbu Państwa za funkcjonowanie rosyjsko-niemieckiego korytarza gazowego
nazywanego Gazociągiem Jamalskim. Żelbetowe monstrum z wielopoziomowymi podziemnymi
kondygnacjami, lądowiskiem
helikopterów, basenami, wiszącymi ogrodami i globalnym systemem łączności miało kosztować naszych podatników
140 mln USD. W opinii mieszkańców stolicy obiekt niósł podobny
architektoniczny przekaz jak sobór
pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego, który ongiś
stał na dzisiejszym Placu Zwycięstwa
rozebrany przez mieszkańców Warszawy po odzyskaniu niepodległości oraz
oczywiście Pałac Kultury im. Józefa Stalina, który stoi nadal.
Drugim rozwiązaniem byłaby
budowa Gazociągu Sarmackiego z Azerbejdżanu
przez Gruzję i Ukrainę lub z tureckiego Erezurum. Ułożony w tym samym right
of way, co rurociąg naftowy
Odessa-Brody, kosztowałby parę razy więcej niż terminal LNG, ale koszt
dzielilibyśmy z Ukraińcami, którzy niedawno z wielką pompą utworzyli delegaturę
UKRTRANSNAFTA w Baku. Inwestycja ta
byłaby ekonomicznie opłacalna pod
warunkiem, że przetłaczanoby docelowo
co najmniej dwadzieścia parę miliardów m3 gazu rocznie. Moglibyśmy odbierać
od 1/3 do 1/4 tej ilości. Chętni na pozostały gaz
ustawialiby się w kolejce.
Warto podkreślić, że nie do końca rozpoznane i zagospodarowane pola gazowe
nazywane Shah Deniz położone w południowej azero-irańskiej części Morza
Kaspijskiego szacowane są na ca 850 mld m3.
Występując w dniu 16.3.2006 na
II konferencji Azerskiej Diaspory, prezydent
Ilham Alijew dał jednoznacznie do
zrozumienia, że jego kraj będzie blisko współpracował z szacowaną na
blisko 50 mln azerską diasporą żyjącą w przeważającej części w Iranie i na Syberii. Języki tureckie, do których należy azerski są najbardziej rozpowszechnione w EURAZJI od Adriatyku po Morze Ochockie. Porozumieć się nimi może,
poczuwając do wspólnoty kulturowej i cywilizacyjnej co najmniej ćwierć
miliarda ludzi. To są nasi
naturalni sprzymierzeńcy i partnerzy. Taki jest elementarz
geopolityki. Znał go sułtan i jego wielki wezyr w Stambule, kiedy mimo sprzeciwów
wysłanników carów rosyjskich nie chcieli uznać rozbiorów Rzeczypospolitej.
1 2 Dalej..
« (Published: 24-03-2006 Last change: 02-06-2013)
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Biographical note Number of texts in service: 49 Show other texts of this author Newest author's article: Kaukaz w płomieniach | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4666 |
|