|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Wojna radykałów przeciwko liberalnej historii Author of this text: Barry Rubin
Historia cywilizacji zachodniej, demokracji i kapitalizmu jest historią sukcesu,
największego osiągnięcia cywilizacyjnego w historii świata. Należy w pełni
dyskutować o wszystkich jej problemach, wadach i niesprawiedliwościach, ale
pierwszeństwo powinno mieć wyjaśnianie, jak ten system był w stanie
je przezwyciężać, podczas gdy inne systemy poradziły sobie znacznie gorzej lub
zapadły się w katastrofie. W niewielkiej książce England in the Nineteehth Century, opublikowanej w 1950 r., historyk David Thomson napisał następujące słowa, kiedy omawiał raport z Londynu z 1816 r.:
„Zaczęto mówić o wyzysku i nędzy dopiero, kiedy przestano je traktować jako coś
oczywistego. (...) Wyzysku siły roboczej i mieszkań w piwnicach nie wynaleźli
ludzie, którzy stworzyli rewolucję przemysłową: oni je odkryli, omawiali i w
końcu częściowo naprawili".
Takie było kiedyś standardowe podejście w wielkich pracach historycznych.
Minione stulecia były świadkami potwornej biedy i cierpienia, na ogół z powodu
warunków naturalnych, wzmocnionych przez naturę ludzką. Jednak w zachodnich państwach
demokratycznych przywódcy, obywatele i systemy dążyli do poprawy stanu
rzeczy i z czasem im się to udało. Kiedy ludzie zobaczyli możliwość poprawy
życia dzięki demokracji, edukacji, rosnącej zamożności i postępowi technicznemu,
starali się osiągnąć więcej, chociaż oczywiście zmianę ograniczały zasoby i natura społeczeństwa.
Liberalna szkoła historyczna rozumiała ten postęp i wychwalała demokrację oraz
cywilizację zachodnią, która to umożliwiła. Ta szkoła dobrze rozumiała, że
dyktatura, ekstremizm ideologiczny, ci, którzy obiecują utopię lub chcą iść zbyt
daleko i zbyt szybko, grozili zniszczeniem samego mechanizmu, który umożliwił
lepsze, swobodniejsze życie. Rozumiała ona także, że chciwość musi być
pohamowana, a władza równoważona, aby poradzić sobie zarówno z olbrzymim
bogactwem gromadzonym w procesie industrializacji, ambicjami jednostek i instytucji, jak i nadmierną kontrolą jaką mogą narzucać instytucje rządowe.
To prawda, że dobrze rozumiano, jak pokazał Thomson i wielu innych historyków,
iż koncentracja własności ziemskiej w Anglii i proces industrializacji pogorszył w tym okresie historycznym sytuację wielu ludzi, ale umożliwił także jej
polepszenie dzięki zwiększonej produkcji żywności i dóbr. Widziano także wady
kapitalizmu, ale także nieodzowność rozsądnie regulowanego system wolnej
przedsiębiorczości. Jak to powiedział Winston Churchill, było tam wiele
strasznych rzeczy w tym systemie, ale był lepszy niż jakikolwiek inny, który
można by wymyślić.
I tak właśnie te „ciemne młyny szatańskie" dały w końcu najwyższe standardy
życia, jakie większość ludzi widziała na tej planecie.
Thomson na przykład nie skąpi dyskusji o cierpieniu, niesprawiedliwości i konflikcie. Kilka stron wcześniej w tej książce cytuje reformatora Williama
Cobbetta, który pisał o nowych problemach społecznych początków dziewiętnastego
wieku:
„Mówienie o chłopach pańszczyźnianych! Czy czasy
feudalne widziały kiedykolwiek któregoś z nich tak poniżonego jak robotnik, takiego
całkowitego niewolnika, jak te nieszczęsne stworzenia… zmuszone pracować po
czternaście godzin na dobę, w żarze trzydziestu stopni, poddawane karze za
wyjrzenie przez okno fabryki!"
Niemniej lekcją, jaką dał ustanowiony system — demokracji politycznej,
kapitalizmu z ograniczoną regulacją państwową, kulturą opartą na prawach
jednostki — jest to, że jest on zdolny do stałego ulepszania, nie dopuszczając
równocześnie do zmian, które zniszczyłyby wszystkie dobre rzeczy, jakie oferuje.
Związki zawodowe rozwinęły się nie po to, żeby propagować rewolucję, ale by
zabezpieczyć rozsądny udział robotników w produktach ich pracy.
Wiktoriańska Anglia, to właśnie miejsce, w którym Karol Marks widział tylko
ślepy zaułek wiodący do rewolucji, dała zamiast tego postęp naukowy, wzrastający
poziom życia, rozszerzające się swobody i ich rozciągnięcie na coraz większą
część populacji, wolność, integrację w jedno społeczeństwo, ale z wolnością dla
pluralizmu i cudownie produktywną kulturę.
Tak więc historycy widzieli na ogół ciągle ulepszającą się cywilizację i byli
dumni z tego. Nie potrzebowali ukrywać problemów — jak niewolnictwa w Stanach
Zjednoczonych — ponieważ mogli relacjonować jak z czasem rozwiązywano te
problemy. To zawsze nazywaliśmy liberalną historią.
Jednakże, podobnie jak tak wiele innych rzeczy, epoka intelektualnego
barbarzyństwa, w której żyjemy dzisiaj, postawiła historię na głowie,
zaatakowała liberalną historię i zastąpiła ją historią radykałów. Nacisk nie
jest położony na to, jak rozwiązywanie problemów dowiodło zasadności systemu,
ale na to, że istnienie problemów pokazuje zło i hipokryzję systemu. Zamiast
popierać wartości Oświecenia i cywilizacji zachodniej, chodzi o przeprowadzenie
dowodu, że te rzeczy powinny zostać zniszczone. Zamiast podkreślać sprawne
działanie systemu, nacisk jest na niekończące się wydawanie środków powyżej
możliwości społeczeństwa. Zamiast równych szans rozlegają się skargi na
nieosiąganie identycznych rezultatów, niezależnie od zasług, pracy czy
wydajności.
Tak więc historia jest przedstawiana jako seria zbrodni Zachodu — imperializm,
seksizm, wyzysk klasowy, rasizm — które są powodem ciągłego wstydu. Marksizm lub
neomarksizm stał się podejściem głównego nurtu, ideologią skierowaną na
zrewolucjonizowanie społeczeństwa, zamiast na badanie go. (Chociaż niektórzy
wielcy historycy stosują to podejście w akademicki sposób, a mówię tu o Eugene Genovese, nie zaś o pismaku Howardzie Zinnie.)
Zamiast pokazywać, jak dobrze działa społeczeństwo, historia staje się
narzędziem dyskredytowania go, pokrywając go zbrodniami i w ten sposób (nie
nieumyślnie) pokazując, że jest niegodne dalszego istnienia.
Cztery inne aspekty historii zostały w tej bitwie z historią wypaczone i postawione do góry nogami.
Jednym z nich jest poszukiwanie pojedynczego dyskredytującego czynu lub cytatu,
wyjętego z kontekstu czasów, w celu oczernienia i zdyskredytowania bohaterów
przeszłości. Zamiast przedstawiać zrównoważony obraz (w większości dobry,
czasami zły) celem jest całkowita ich delegitymizacja — a w ten sposób również
ich pracy i kraju jako całości. Zastosowano tę technikę do George’a Washingtona
(właściciel niewolników), Andrew Jacksona (maltretowanie Indian), Marka Twaina
(coś, co powiedział, a co można celowo źle zrozumieć jako rasizm) lub Franklina
D. Roosevelta (internowanie Japończyków). Tak więc historia amerykańska zostaje
zamieniona w serię zła, a wiele się pomija, włącznie z ich krytyką
niesprawiedliwości i próbami ich rozwiązania.
Po drugie, wyrzuca się główną opowieść o rozwoju historycznym na rzecz badania
poszczególnych aspektów. Choć z pewnością jest prawdą, że na przykład historia
różnych ras, kobiet i robotników była zaniedbana w przeszłości, już od ponad
pięćdziesięciu lat ta luka jest wypełniana. Należy zachować proporce opowiadając
historię Stanów Zjednoczonych.
Faktem jest jednak, że Marks mylił się i w tym leży klucz do zrozumienia. Marks
wierzył, że demokratyczny kapitalizm Zachodu jest ślepym zaułkiem. „Naukowo"
dowiódł, że kapitalizm nigdy nie poprawi losu robotników tak, by cieszyli się
wysokim standardem życia i dobrami, które wytwarzają.
Ten błąd dokładnie wyjaśnia, dlaczego komunizm poniósł porażkę, a socjalizm
złagodniał na Zachodzie i dlaczego dzisiejsi radykałowie musieli porzucić klasę
by przenieść swoje zainteresowanie na płeć i rasę. Niemniej w obu tych kwestiach społeczeństwo
dojrzało i Zachód przystosował się z zadziwiającą łatwością. Czas, jaki zabrało
przejście od poglądu, że byłoby absurdem mieć za prezydenta kobietę lub
Afro-Amerykanina, do zaakceptowania tego przez większość Amerykanów, wyniósł około
trzydziestu lat. I to przejście odbyło się z niewiarygodnie niewielką ilością
przemocy lub konfliktu. Niemniej ta historia ma rzekomo dowodzić, że Ameryka
jest zła.
Przy tak dużych postępach radykałowie musieli znowu przenieść się dalej (problem płci
został w dużej mierze zarzucony, chociaż rasa nadal jest
filarem), do głoszenia, że państwo narodowe jest złe i do wychwalania jego
zniszczenia przez nieograniczoną imigrację (w praktyce, także jeśli jest
nielegalna), wielokulturowości i żarliwego poparcia dla najbardziej nawet
wstecznych i ciemiężących rewolucjonistów trzeciego świata.
Tutaj leży rozkoszna ironia: ci, którzy potępiają przeszłość Zachodu za
zaakceptowanie rasizmu, obskurantyzm religijny, niewolnictwo, ucisk kobiet i mordercze odmawianie praw, są tymi samymi ludźmi, którzy propagują te rzeczy w chwili obecnej! Pod przykrywką hasła o wielokulturowości popierają dokładnie te same rzeczy,
które kiedyś były znane jako rasizm -
wtedy mówiono, że nie-Europejczycy nie są zdolni do demokracji i nie nadają się do
wolności — dziś mówi się, że mają inną kulturę!
Liberalni Wiktorianie, jakie by nie były ich wady, propagowali szerzenie Oświecenia i postępu, podczas gdy postępowcy dzisiejsi wiwatują na rzecz zachowania i wzmocnienia feudalizmu i triumfu opresyjnego tradycjonalizmu w imię rzekomego
respektu dla (przypuszczalnie niezmiennych) kultur innych! To jak gdyby ktoś
podróżował po Południu Ameryki w latach 1850. i usprawiedliwiał go mówiąc, że
jest to przecież lokalna kultura i ludzie z Północy nie mają żadnego prawa jej
odrzucać.
Po trzecie, jest akademickim błędem historycyzmu oglądanie przeszłości przez
pryzmat teraźniejszości i niemożność zrozumienia przeszłości na jej warunkach. Przeszłość jest naprawdę innym krajem. Dzisiaj jednak
często zamienia się trudne i skomplikowane problemy w spiski, w których
nikczemna klasa rządząca stara się uciskać masy.
Jednym aspektem tego jest żądanie, by przeszłość dopasowała się do
teraźniejszości. Dobrym przykładem tego jest niedorzeczna decyzja sędziego
federalnego w Kalifornii, który twierdził, że Czternasta Poprawka do
Konstytucji, zaprojektowana dla ochrony praw byłych niewolników, czyni
niekonstytucyjnym zakaz małżeństw homoseksualnych. Cokolwiek sądzimy o tym
współczesnym problemie, jest to parodia w kategoriach interpretacji przeszłości.
Innym przykładem jest koncepcja, że władza rządu federalnego jest
nieograniczona, że organ wykonawczy może tworzyć legislację lub że można tworzyć
nowe prawa a następnie wczytywać je w Konstytucję.
Istnieje wreszcie fascynujący, niebezpieczny i przynoszącym efekt odwrotny od
zamierzonego akt ukrywania naprawdę złych przykładów z przeszłości, czasami
dlatego, że ci, którzy stworzyli katastrofę, mieli dobre intencje, często
dlatego że te właśnie przypadki pokazują błędy dzisiejszych radykałów.
Dobrym przykładem w Stanach Zjednoczonych jest historia rekonstrukcji po wojnie
secesyjnej. Prawda jest taka, a istnieje na to olbrzymia dokumentacja, że rządy
narzucone Południowym stanom brały udział w takich ekscesach korupcji,
przekroczeniach budżetu, niekompetencji i aroganckiego lekceważenia swoich
obywateli, że poniosły porażkę.
Wynik był katastrofalny dla wszystkich.
Jeśli terrorowi Ku Klux Klanu i białej supremacji udało się powstrzymać sprawę
równych praw na około 90 lat (1877 do 1965 r.), to błędy radykalnych
republikanów i kombinatorów z Północy były zasadnicze dla tego efektu, ponieważ
zdyskredytowali siebie i zapewnili swoim przeciwnikom masową bazę poparcia. Radykałowie
dzisiejsi powinni zastanowić się nad tą nauczką. Gdyby epoka po wojnie
secesyjnej była lepiej zarządzana, równość rasowa nastałaby w Ameryce o sto lat
wcześniej.
Zasadnicze nauki można także wyciągnąć z przykładów zagranicznych. Rewolucje
francuska (26 lat wojny, 56 lat restauracji starego porządku) i rosyjska (70 lat
krwawej tyranii) były katastrofami, mimo humanitarnie brzmiącej retoryki, jaka
się z nich wydobywała. Nie ma lepszego sposobu uczenia zalet zachodniego systemu
demokracji, wolnej przedsiębiorczości plus rozsądnych regulacji i indywidualnych
praw niż zobaczenie dokąd prowadzą alternatywy. Ale podczas gdy grzechy
zachodniego kapitalizmu (lub faszyzmu, który zasadniczo używany jest jako kij do
obijania status quo, nie zaś jako groźba radykalnej ideologii państwowej) są
nauczane na wszelakie sposoby, znacznie gorsze i na potężniejszą skalę zbrodnie
państwowego komunizmu są ukrywane przed wzrokiem studentów.
Można by dodać wypaczenie historii trzeciego świata do niemal wyłącznego
obwiniania kolonializmu za problemy, które istnieją dzisiaj. Nie robi się tym
krajom żadnej przysługi, lekceważąc ich problemy społeczne i polityczne, które
powodują, że zostają one w tyle. Zachodnie teorie modernizacji z lat 1950. i 1960. pokazały, jak głębokich zmian wymaga osiąganie sukcesu. W odróżnieniu od
tego radykalne slogany zapewniają kontynuację złej polityki, głoszenie
demagogicznej nienawiści, która daje przemoc i gwarantuje dalszy ucisk
setkom milionów ludzi.
Cóż to za ironia, że siły przedstawiające się jako postępowe, stały się
reakcjonistami naszych czasów, największym zagrożeniem i wrogiem liberalizmu.
Tekst oryginału
The Rubin Report, 7 sierpnia 2010
« (Published: 10-08-2010 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 513 |
|