|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Articles and essays Lekcja w umarłej klasie Author of this text: Zbysław Śmigielski
Należy
pogrzebać bez uprzedzeń, z odrobiną dystansu, w owych śmieciach myślowych
serwowanych nam niewybrednie
przez obywateli polityków. Wyczuwa się w tym lekceważenie,
protekcjonalizm niby wobec słabo rozwiniętych dzieci. Problem w tym, że
dzieci słabo rozwinięte również chcą poważnego traktowania, trzeba więc
zachować choćby pozory. W życiu bowiem odróżnienie prawdziwego szacunku od
pozornego w ogóle nie jest możliwe. Pozorny by więc wystarczył.
Grzebanie w owych śmieciach myślowych napawa przerażeniem. Wprawdzie już z odrobiny
dystansu wyraźnie w nich widać groteskę, gdy jednak zdać sobie sprawę, że
stanowią one osnowę polityki — politycznej, czyli odniesień międzynarodowych,
osnowę polityki społecznej, gospodarczej, słowem wszelkiej — przestaje być
śmiesznie, zaczyna być strasznie bez najmniejszej przesady.
Śmieciami
są poglądy, prawdy i obietnice obywateli polityków.
Zresztą
przepraszam, obywateli przecież wcale już nie ma, zostało po nich jakieś
szczątkowe obywatelstwo w formie głupiego pytania w ankietach, poza tym są
panowie. Panowie politycy. Czy ktoś jeszcze w takim stopniu czuje się panem?
Poglądy,
prawdy i obietnice panów polityków nie są poglądami, prawdami, ani
obietnicami. Nie odpowiadają definicjom nawet. Ale zostawmy semantykę.
Zwolnieni z okowów komunizmu panowie politycy gorączkowo szukali właśnie tego
wszystkiego, szukali poglądów i prawd, poza tym kombinowali, co by tu obiecać
ludziom, czyli wyborcom. Zadanie trudne, wymagało solidnej pracy umysłowej.
Jakże, wymyślić nowe poglądy na sprawy wewnętrzne i międzynarodowe, na
gospodarkę, stosunki społeczne, rany boskie, na taki nawał spraw! I to
szybko, czas nagli, władza ni stąd ni zowąd sama wpada w ręce, więc pożar,
panowie, co tu ludziom ogłosić?
Recepta
okazała się prosta. Swoją drogą ciekawe, który z panów na to wpadł. Co
prawda, nie każdy prosty pomysł jest genialny, ten jednak wytrzymał próbę
sporego czasu, 15 lat i wygląda, że utrzyma się znacznie dłużej. Niestety,
na to wygląda.
Starczyło
wyjść z założenia, że wszystko za komuny było złe, godne potępienia, stąd
naturalny już wniosek o zgrabności pojęć odwróconych. Skoro komuna uważała
sanację za złą, sanacja jest dobra, komuna uważała Ruskich za przyjaciół,
Ruscy są wrogami, Niemcy wprost przeciwnie, Ameryka takoż. Komuna broniła w kodeksach obywateli, my ich będziemy gromić, bo zresztą obywateli nie ma.
Komuna chroniła pracowników diabli wiedzą przed kim, sama przecież była
pracodawcą, my teraz pracowników chronić nie będziemy, bo pracodawcami są
wiadomo, swoi. I tak dalej, tak dalej.
Nie
wzięło się to z powietrza. Ściągawką do tego odwrócenia pojęć mogą być
ewangelie niejednego proroka — Dmowskiego, usprawiedliwiająca własną
wersalską zdradę, Piłsudskiego podnoszącego do rangi obywatelskiej cnoty
zbrodnię zamachu stanu, ulotne pisemka różnych Piaseckich, Mackiewiczów,
Nowakowskich, judzące, podszczuwające, wredne. Była ich cała czereda hałaśliwa,
drąca ten postaw sukna jak to tylko możliwe, jak długo się dało. Do września
się dało, potem nastąpił krach, nawet najgłupszy Polak zrozumiał, że
dalej tak nie można, że cena zbyt wysoka. Ale co tam cena, przecież to naród
płaci! Więc póki co, przytaili się, podgryzać nie przestali. Tutaj też nie
brakuje ściągawek — Ciechanowski, Kott, Romer, aż nudno wymieniać. Była
tych proroków zbyt gęsta czereda.
I
oto w obecnych czasach, osiemdziesiąt lat później, wszystkie upiory nabierają
życia. Osiemdziesiąt lat to więcej niźli pokolenie. Doświadczeni przez
upiory zdołali wymrzeć nieomal w komplecie, młodzież pamięci nie ma, innym
wszystko jedno, byle się trzymać z dala od komuny. Trzeba zauważyć, że
panowie politycy reprezentują pokolenie średnie, pomostowe. Pamiętają nie
tyle okres międzywojnia, ile to, czego komuna zabraniała. Sięgają więc po
to zabronione, nie orientując się zresztą, skąd to właściwie pochodzi, nie
wiedząc o ściągawkach, dlatego nie powtarzają ślepo ich treści, coś
przeinaczą zwykle, dodadzą albo ujmą — ale patrzący z dystansu, jeśli choć
pobieżnie zna historię i nie jest mu wszystko jedno, poznaje tę umarłą klasę,
lekcję zastygłą na zawsze w czasie przeminionym.
Symptomatyczne — w trakcie tej strasznej lekcji nikt nie przywołuje nazwisk nauczycieli, nie
cytuje autorów podręczników. Nauka jest na wiarę. Argument — katolicką.
Tę
katolicką wiarę wykorzystują podobnie demagogicznie, na bezczelnego. Zagrozić
komuś, że jest złym katolikiem — toż jakby na śmierć go skazać.
Wystarczy, by pan polityk miał kolegę biskupa, nawet mniej, żeby tylko z biskupem go widywano, już nikt mu nie podskoczy, już może być złym
katolikiem. Jak ten, który wątpi w prawdy przez polityka głoszone i jego poglądy — ten zawsze jest złym, obowiązkowo. Zgnoić takiego, zmieszać z błotem,
jakaż to radość patriotyczna!
Pozwólmy
sobie na wiwisekcję idola panów polityków. Skalpelem będzie wiedza, odrobina
rozumu i on sam, Idol z dużej litery. Marszałek Józef Piłsudski.
Najpierw
ciekawostka. W całej historii Polski, od samego zarania, nie było dotąd
nikogo czczonego tak bałwochwalczo, z takim wściekłym warczeniem, rozrywaniem
gardeł przeciwnikom. Zdumiewające, że nikt inny nie zasłużył nie tylko na
nic podobnego, lecz nawet zbliżonego. Ani Kazimierz Wielki, ani Jan Sobieski,
ani książę Józef. Żaden nie był bez wad. Kazimierz, bo był dawno i może
nieprawda, a zresztą nieważne, Sobieski z tą głupią Maryśką, Poniatowski
nie tylko Elsterę miał, ale i Esterę, poza tym niejedną. Natomiast Pan
Marszałek nie miał żadnych wad. Absolutnie. Od a do zet samiutkie zasługi. O zasługach Marszałka wolno pleść nawet androny, bo i andronom nikt nie
zada kłamu. O wadach Pana Marszałka nie wolno! Wad nie było. I już.
Zacznijmy
od zasług. To będzie na serio. Uczciwe słowo honoru.
To
prawda poza dyskusją, że Pan Marszałek podarował nam Polskę. Siedział w Magdeburgu i zrobił hokus pokus. „I ni z tego ni z owego była Polska na pierwszego" — sam to kiedyś powiedział. Na przełomie tych lat 1917/18 bolszewicy nie
byli jeszcze pewni swego, nie mogli nie ogłosić, że nie chcą Priwislinskiego
Kraju. I nie mógł nie znaleźć się Polak, który by tej Polski Polakom nie
podarował. Choćby tego kawałka z Lublinem i okrajem. Czytajcie historię,
Polacy. Nie tylko sam Piłsudski tę Polskę darowywał, było też sporo
innych. Jacy byli, tacy byli, ale byli. Zasługa Piłsudskiego została
wypracowana ponad wszelką wątpliwość. W tym samym czasie Niemcom ani się śniło z czegokolwiek rezygnować, Austriakom nigdy, póki się nie rozpadli tak jakoś
dokładnie i akurat.
W
tym czasie zresztą była taka moda, wszecheuropeizująca. Moda trzymania za
mordę, choć na różne sposoby realizowana w różnych krajach, stanowiła
jednak swoistą epidemię o różnym też nasileniu. Nie każdy państwowy
organizm jej uległ. Wiadomo, organizmy mają różną odporność. „Każdy
naród — powiadają Anglicy — taki ma rząd, na jaki zasługuje".
Portugalczycy
zasłużyli na Salazara, Włosi na Mussoliniego, Hiszpanie na
Franco, Niemcy na Hitlera, Chorwaci na Paveliča, Rumuni na Antonescu, Rosjanom
słusznie przypadło najgorzej, wyhodowali Stalina. Natomiast my Polacy
otrzymaliśmy od niebios wspaniały dar — Marszałka Piłsudskiego.
Straszliwego pecha mieli ci inni, skoro zasłużyli, bo my dostąpiliśmy łaski.
Widać, Królowa Polski czuwa nad nami bez przerwy. Inne narody do dziś muszą
się wstydzić tych swoich przywódców, niechętnie o nich wspominają, a my — my jesteśmy dumni. Rzecz jasna, mamy z czego. Kojarzyć piękne słowo
„sanacja" z brzydactwem w rodzaju „neues ordnung" czy nawet „new deal" — z tego by się spowiadać trzeba w narodowym konfesjonale.
Nieważne
analogie. Bereza, więzienne reżimy nie z sufitu zapożyczone, proces brzeski,
krwawy zamach stanu, uśmierzanie buntów, tworzenie wszechpolskiej partii,
bredzenie o mocarstwie państwa, które zaledwie stanęło na nogach jeszcze nie w pełni własnych — to nie slogany komuchów, to zwykły przegląd prasy. Rządowej,
trzeba podkreślić, bo taka wówczas była. Nikt się jakoś nie dziwił, że
rozpoczynającą się wojnę motorów chciano wygrać na koniach, że za friko
oddano przemysłowe ćwierć kraju, przekazując resztę w pacht cudzoziemcom,
albo wyraźniej wrogom nie kryjącym wrogości. Lecz mniejsza o analogie. W ogóle o wszystko to mniejsza. Lepiej za gardło tego, kto o czymś takim pamięta.
Wizerunek Idola jest nienaruszalny.
I
te nasze polskie, sarmackie sentymenty! Nasza głupota, uparcie przypisywana
innym. Kiedy ostatnio kanclerz pojechał do prezydenta, od razu stało się
jasne, że go musiał polubić. Kanclerz prezydenta, bo prezydent kanclerza nie,
prezydent jest głupi i zły, nie ma prawa nikogo lubić. Lubienie to cecha
ludzi dobrych, choć czasem robiących błędy jak właśnie kanclerz zrobił.
Polskiemu politykowi nie przyjdzie do łba, że kanclerz może lubi dropsy, może
swojego psa, natomiast do prezydenta pojechał ubić interes. Kanclerzowi
potrzebna jest ropa, potrzebny jest gaz i parę innych rzeczy. Tego polski
polityk nie pojmuje, polski polityk nie chce niczego od kogoś, kogo nie może
polubić. Najchętniej, gdyby to było możliwe, postawiłby chiński mur na tym
wschodzie, jeszcze by go podparł plecami, byle nie patrzeć nawet w tamtą
stronę.
I
nie przyjdzie mu do łepetyny, że to także lekcja z tej umarłej klasy.
Odbywa
się jakiś dziwny, straszny taniec chochołów. Przez pięćdziesiąt lat
karmiono nas bajkami, kazano wierzyć w rzeczy, które nie istnieją. Budowano
ścianę, którą rozbierano przed ukończeniem, siano trawę i wzbraniano jej
podlewania, czyniono to tak długo, aż wreszcie zaczęto budować bez cegieł,
samymi gestami murarzy, zaczęto i siać bez ziarna. A kiedy bajki runęły,
kiedy się okazało, że żadnej ściany nie ma, żadnej trawy nie posiano -
chochoły tańczą dalej.
Lekcja w umarłej klasie trwa.
« Articles and essays (Published: 15-01-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Private site Numer GG: 3401579
Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Nostalgia | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5208 |
|