|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Zapłodnienie pozaustrojowe - terapia czy zagrożenie porządku społecznego? Author of this text: Krzysztof Polit
Kiedy w 1978 roku urodziła się Luiza Brown, pierwsze na świecie dziecko, które swoje
istnienie zawdzięcza zastosowaniu metody zapłodnienia
pozaustrojowego, zespół lekarski angielskiego
szpitala w Oldham nie spodziewał
się zapewne, że wydarzenie to wzbudzi tak wiele
kontrowersji. Z medycznego punktu widzenia sytuacja wyglądała
bowiem dosyć jednoznacznie: oto
opracowano skuteczny sposób leczenia bezpłodności kobiet, które najczęściej
wskutek zwykłej niedrożności
jajowodów — nie miały dotychczas
szans na zajście w ciążę i urodzenie dziecka. Wielu etyków i przedstawicieli organizacji religijnych miało jednak w stosunku
do stosowania nowo opracowanej metody
bardzo wiele wątpliwości. Niektóre z argumentów
przeciwników zapłodnienia in vitro można było właściwie
rozpatrywać jedynie na gruncie określonego systemu światopoglądowego,
dawały się one bowiem sprowadzić do twierdzenia,
że zastosowana metoda sprzeciwia
się woli bożej, gdyż Bóg nie tak wyobrażał sobie
poczęcie, a jako taka w całości pozostaje sprzeczna z prawem naturalnym. Gdybyśmy spróbowali sformułować powyższy problem na płaszczyźnie racjonalnej,
pozbawionej owej religijnej formy, okazałoby się, że
dla katolika przekonanego, że dusza ludzka nadawana jest człowiekowi już w momencie zrastania się gamet, wszelkie
ingerencje powodujące
przeniesienie tego aktu z organizmu matki do szklanej retorty mogą
faktycznie nosić znamiona profanacji. Bo
też i rzeczywiście, problem polega tutaj na tym, że powstały w wyniku
zapłodnienia in vitro embrion zostaje przeniesiony do organizmu matki
dopiero po 48-52 godzinach. Możemy
tu rzecz jasna zapytać, dlaczego,
skoro omawiana metoda rzeczywiście sprzeciwia się woli bożej, w ogóle
dochodzi do zapłodnienia, ale mieszanie w tym przypadku porządku wiary i porządku rozumu nie
wydaje się celowe. Z drugiej jednak strony może
nieco dziwić brak tego właśnie rodzaju refleksji u przedstawicieli etyk o charakterze absolutystycznym.
Obok sprzeciwów natury religijnej pojawiły się też wątpliwości o charakterze niezależnym od
tej czy innej opcji światopoglądowej. Chodziło w nich przede
wszystkim o to, jaki wpływ będzie miało to
czterdziestoośmiogodzinne przebywanie zarodka
poza organizmem matki na późniejszy jego fizyczny i psychiczny
rozwój. Wprawdzie w grę wchodziło jedynie
48 godzin, ale stanowiły one pierwsze 48 godzin
ludzkiego istnienia i nie można było wykluczyć, że fakt ten może
spowodować jakieś nieoczekiwane,
szkodliwe następstwa. Ryzyko niewątpliwie istniało, ale na szczęście
praktyka nie potwierdziła obaw, ani jeżeli
chodzi o liczbę dzieci przychodzących na świat z wadami
wrodzonymi, ani jeżeli chodzi o ewentualne zaburzenia rozwojowe -
Luiza Brown kończy właśnie 20 lat, a wiele dzieci osiągnęło już wiek
lat kilkunastu. Wcześniejsze wątpliwości stają się więc coraz mniej
uzasadnione, aczkolwiek na
ostateczną odpowiedź przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać.
Dynamiczny
rozwój metod zapłodnienia pozaustrojowego może jednak spowodować zupełnie nieoczekiwane
zmiany o charakterze społecznym. W tej chwili, ze względu na niewielki
zasięg stosowania metody, nie są one jeszcze zauważalne, ale w przypadku jej rozpowszechnienia sytuacja może ulec zmianie. Okazuje się otóż,
że możliwość przeniesienia aktu zapłodnienia poza organizm matki powoduje
pojawienie się nowych i zaskakujących sytuacji. Po pierwsze, kobieta
pragnąca posiadać dziecko, które jest
jej potomkiem genetycznym, wcale nie musi zachodzić w ciążę, a więc nie
musi być jego matką biologiczną. Wystarczy, że zygota powstała w wyniku
połączenia jej komórki jajowej z plemnikiem męża (lub obcego dawcy) zostanie wszczepiona do organizmu
innej kobiety, tzw. matki zastępczej. Przyszły
potomek może więc mieć troje, czworo, a nawet pięcioro „rodziców" (rodzice genetyczni, rodzice
społeczni i matka biologiczna). W sytuacji tej całkowicie nieaktualne stają
się takie tradycyjne pojęcia jak rodzina, ojciec, matka, a przecież są to
podstawowe pojęcia opisujące naszą rzeczywistość społeczną. Taka „nowa rodzina" może jeszcze pod innym
względem daleko odbiegać od swojego tradycyjnego pierwowzoru, może ona na
przykład przybrać model ona + ona + ono lub on + on + ono. Swoje genetyczne
potomstwo, bez konieczności współżycia z mężczyzną, może posiadać nie tylko samotna matka, równie dobrze takie potomstwo może posiadać mężczyzna bez
konieczności współżycia z kobietą. Jeśli do tego wszystkiego dodamy wszelkie problemy — chociażby natury prawnej — związane z instytucją matek zastępczych (np. co zrobić, jeżeli w czasie ciąży kobieta przywiąże się do dziecka i odmówi jego oddania rodzicom genetycznym, albo urodzi im dziecko kalekie?) okaże się, że sytuacje, przed którymi stawia nas rozwój metod
zapłodnienia pozaustrojowego są sytuacjami nie mającymi dotychczas precedensu.
Tym bardziej, że możliwości związane z ich stosowaniem są w stanie naruszyć również tradycyjne więzi międzypokoleniowe. Zauważmy, że
technicznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powstała w wyniku zapłodnienia in vitro zygota została wszczepiona nie dawczyni komórki jajowej,
ale jej matce. Tym bardziej, że praktyka medyczna wykazała, że możliwe jest wszczepienie i zagnieżdżenie się embrionu w organizmie kobiety 50-cio czy nawet 60-cio letniej, o ile organizm ten wcześniej przygotowany został odpowiednią
kuracją hormonalną. „Sukcesy" specjalizującego się w tego rodzaju eksperymentach Marka Sauera z Uniwersytetu w Południowej Kalifornii w Los Angeles wzbudzają jedynie pewne obiekcje natury etycznej, od strony technicznej nie ma tu żadnych przeszkód, a granica
wieku, w którym taka ciąża nie może już zakończyć się udanym porodem nie jest znana.
Przy rozważaniu tego rodzaju możliwych społecznych
następstw stosowania i rozpowszechniania
metod zapłodnienia pozaustrojowego pamiętać należy, że możliwości
te, czy nawet zaistniałe przypadki, nie mogą być traktowane
jako argumenty przeciwko samej metodzie. Czym innym jest bowiem etyczna ocena metody, a czym innym etyczna ocena jej poszczególnych zastosowań i to właśnie one, a nie sama metoda, zdają się w chwili obecnej wymagać głębokiej, etycznej analizy. Trudno się jednak przy tym pozbyć wrażenia, że świat, przed którym stoimy w końcu XX wieku, to świat już nie tylko nowego sposobu i stylu życia i nie tylko nowej, bo kształtowanej przez rzeczywistość wirtualną świadomości człowieka, ale również świat nowych, odmiennych struktur społecznych, a zmiany, jakich byliśmy świadkami w wieku XX mogą prezentować się mizernie w porównaniu z tymi, jakie przyniesie wiek XXI. Chyba, że
przywiązanie do tradycyjnych struktur i wartości
okaże się w człowieku na tyle silne, że spowoduje powszechny odwrót od eksperymentów biotechnologicznych, któremu może towarzyszyć przesycenie nowościami i zbyt dynamicznie zachodzącymi zmianami.
Wówczas propozycje pewnych instytucji zachowawczych, o charakterze religijnym mogą okazać się bardzo atrakcyjne. Stanowiłyby one wówczas ucieczkę od świata nieistniejących granic, nieokreślonych zasad, świata, którego tempo zmian nie pozwala już przeciętnemu człowiekowi funkcjonować efektywnie. W ostatecznym rozrachunku zaś oznaczałoby, że cywilizacja
naukowo-techniczna, sprowadzając wszelkie systemy wartości
do wymiernych wartości ekonomicznych, a etykę zastępując
prawem, zniszczyła samą siebie.
*
"Res Humana" nr 4/1998.
« (Published: 31-01-2007 )
Krzysztof Polit Adiunkt (dr hab.) pracujący w Zakładzie Etyki i Estetyki UMCS. Autor książki "Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli Jose Ortegi y Gasseta". | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5247 |
|