The RationalistSkip to content


We have registered
205.021.861 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Articles and essays  
Siostra Grażyna, Dalaj Lama i mały, rodzinny sukces [1]
Author of this text:

1

Miałem dzisiaj traumatyczne przeżycie. Sobota, dziesiąta rano. Dla kogoś takiego jak ja, to środek nocy. Przenikliwy dźwięk domofonu bezlitośnie wwiercał się w głowę. Zwlokłem się z łóżka i podszedłem do drzwi wejściowych. Podnosząc słuchawkę usłyszałem kobiecy głos:

– Szczęść Boże, tu siostra Grażyna.

– Kto? – odpowiedziałem zdziwiony, starając się zebrać myśli.

– Siostra Grażyna, czy to państwo Kazik?

– A o co chodzi? – rzuciłem, nie chcąc prostować przekręconego przez nią nazwiska.

Powoli przypominałem sobie starszą, zasuszoną siostrę z Zakonu Salezjanek na warszawskim Powiślu, którą poznałem w dość dramatycznych okolicznościach dobrych kilkanaście lat temu. Przed oczami stanęła mi umierająca na raka matka, jej błagania, by jeszcze przed nieuchronnym zgonem chociaż ochrzcić jej wnuki, czyli moje dzieci. Pamiętam też wzrok kochającej żony Doroty, która zdecydowanie nie jest typem wojownika i dla świętego spokoju była skłonna to uczynić. „I tak będą żyły w sposób, który same wybiorą” – argumentowała w czasie naszych rozmów.

Kochałem swoją matkę i nie chciałem dodawać jej bólu przed ostatecznym rozstaniem, a z drugiej strony irytowało mnie to wymuszanie na mojej rodzinie stylu życia, który jej odpowiadał a nie mnie.

– Przyszłam dowiedzieć się co tam słychać? – głos zakonnicy wyrwał mnie z zamyślenia.

– To chyba jakaś pomyłka – rzuciłem niechętnie, jednocześnie pomyślałem: „To ona jeszcze żyje?”

– Przecież przychodziłam do was kiedyś… – głos nie dawał za wygraną a ja poczułem rosnącą irytację.

– To chyba było przed wojną – wtrąciłem niegrzecznie, a w myślach: „Jak widać złego diabli nie biorą”.

– Już po – ripostowała przekornie.

Zrozumiałem, że próbuje podjąć grę, chcąc obrócić moje zniechęcenie w żart, a wszystko po to, by wejść tam, gdzie jej nie proszą. To zirytowało mnie jeszcze bardziej, bo nie lubię być przypierany do muru, co było i jest powodem wielu moich rozstań z bliższymi i dalszymi znajomymi.

– Nie, dziękuję – powiedziałem i odłożyłem słuchawkę.

W międzyczasie Dorota, obudzona tym całym zamieszaniem, wstała i zapytała:

– Kto to był?

– Siostra Grażyna z misjonarskim przesłaniem – odpowiedziałem żartobliwie.

– Kto?

– Pamiętasz, gdy umierała mama…

Kiwnęła potakująco głową a ja poszedłem do kuchni nastawić wodę.

– Skąd ona wie, że już przyjechaliśmy? – usłyszałem pytanie.

Rzeczywiście, długo nie było nas w kraju.

– Pewnie któraś z sąsiadek ją poinformowała – odparłem. – Chyba nas nie ukamienują w ramach chrześcijańskiej miłości bliźniego za nie wpuszczenie zakonnicy? – dodałem z uśmiechem.

– Ale obgadają na pewno – stwierdziła.

Woda zaczęła się gotować, a Dorota zapytała:

– Myślisz, że oni mają nas w jakichś filach?

– Oczywiście, przecież pierwsze na świecie służby specjalne to pomysł Watykanu – rzuciłem zalewając saszetkę z herbatą.– Chcesz też?

– Poproszę – usłyszałem jej ciepły głos.

„Cóż to za nieszczęście to chrześcijaństwo” – pomyślałem podając Dorocie filiżankę.

2

Urodzony w połowie XX wieku, w kraju środkowej Europy, w dzieciństwie kierowałem się przekonaniem, że wszystko, co spotykam dookoła jest takie, jakie być powinno – gorzej, jakie być musi. Jak nigdy sprawdzało się powiedzenie: pod latarnią najciemniej. Wychowany na śląskiej wsi (później losy rzuciły mnie do Warszawy) pędziłem nieświadomy żywot pośród podobnych sobie – niezorientowanych. Dziadkowie, klasyczni katolicy. Rodzice trochę mniej. Balansowali na granicy niewiary, jednak z wiekiem u mamy (ojciec umarł gdy miałem trzydzieści jeden lat) strach przed śmiercią zrobił swoje i zdecydowanie opowiedziała się po stronie religii. Cóż jednak innego mogło złagodzić jej świadomość zbliżającego się końca? Tylko bajka o zmartwychwstaniu sprzed dwóch tysięcy lat, troskliwie podtrzymywana przez facetów w czarnych sukienkach. To, jej zdaniem, miało zapewnić wejście do Królestwa Bożego.

Czy ktokolwiek jest w stanie wyjaśnić co znaczą te dwa wyrazy: „Królestwo Boże”? Szermując tymi słowami, pewni siebie, przeważnie dobrze odżywieni panowie, dziwnie modulowanym głosem obwieszczali i nadal obwieszczają z ambon, swoje płytkie mądrości przed zdezorientowanymi owieczkami. Żadnej finezji w rozumowaniu. Żadnej odwagi w mierzeniu się z problemem przemijania. Zamiast tego pokrętne wywody o niczym, przyprawiane pouczaniem i nauczaniem w stylu: w noc jest ciemno a w dzień jasno. Tu już nawet nie chce się płakać, ale po prostu śmiać.

Nomen omen, śledząc losy myśli Średniowiecza natknąłem się na analizy zjawiska śmiechu. Wczesne chrześcijaństwo – idąc śladami Chrystusa, którego wizerunki nigdy nie ukazywały roześmianego – starało się wykreślić uśmiech z ludzkiego życia. Ojcowie Kościoła Greckiego, a za nimi reszta wierzącej Europy, potępiali śmiech na wszelkie możliwe sposoby. Kiedy bowiem człowiek się śmieje? Zazwyczaj gdy jest szczęśliwy, a szczęście było zarezerwowane na czas po śmierci. Tu, na tym, jak uczy Biblia, padole nędzy i łez, bycie szczęśliwym uważano za wielce niestosowne, chyba że dotyczyło tego, co związane z Najwyższym.

Pismo Święte jest pojemne i w nie jednej sprawie można tam znaleźć przykłady wzajemnie sprzeczne, dlatego też napotykamy w Starym Testamencie hebrajskie sahag , czyli śmiech wesoły, jak i laag – śmiech drwiący. Już jednak w Nowym Testamencie śmiech występuje tylko trzy razy. Najpierw przy okazji błogosławieństw u Łukasza: „Szczęśliwi, którzy teraz płaczecie, bo będziecie się śmiali" (Łk 6, 21) – oczywiście po osiągnięciu Królestwa Bożego. Kilka wersów dalej, jako przestroga: „Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, bo smucić się będziecie i płakać” (Łk 6, 25). I wreszcie w Liście Jakuba, jako wymaganie: „ Odczuwając swą marność, biadajcie i płaczcie! Śmiech wasz niech zamieni się w żałość, a radość wasza – w smutek” (Jk 4, 9). Jak widzimy, w żadnym przypadku użycie słowa „śmiech” nie niesie ze sobą pozytywnych konotacji do doczesności (za to „płacz” występuje w NT około czterdziestu razy!). W ten sposób zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z religią smutasów.

W chrześcijaństwie wszystko zawsze zależy od tendencji, która aktualnie bierze górę i zapewne zdroworozsądkowe myślenie współczesnych kapłanów nie piętnuje już teraz tak śmiechu. Jednak we wczesnym Średniowieczu podkreślano, że Jezus nigdy się nie śmiał i konsekwentnie wyciągano z tego wnioski. Pismo Święte było wtedy wystarczającym argumentem za rugowaniem z życia doczesnego śmiechu, a w szczególności rubasznego, który – jak twierdzono – miał zniekształcać ciało śmiejącego się. Jakkolwiek powstrzymywanie się od śmiechu było wyjątkowo trudne, gdyż sprzeczne z naturą człowieka to jednak aż przez ponad sześćset lat, do X wieku chrześcijaństwo, jak tylko mogło rugowało go z wszelkich przejawów ludzkiego życia. Uważało bowiem, że śmiech jest dowodem na opętanie przez diabła i dlatego musi być tępiony.

Na szczęście w późniejszym okresie dotarła do Średniowiecza na zasadzie „wykopalisk” z Kwintyliana, również myśl starożytnych Greków na ten temat, a w szczególności Arystotelesa, mówiąca o tym, że śmiech jest cechą właściwą człowiekowi, a nie przejawem szatańskiej aktywności…

Na samą myśl, jak wyglądałaby Europa, gdyby przed chrześcijaństwem nie było myślicieli starożytnej Grecji przechodzą mnie dreszcze.

3

Słuchałem ostatnio wykładów Dalaj Lamy. Mimo tragicznych losów w jakie obfituje historia Tybetu, jest to człowiek tryskający radością, śmiejący się w prawie każdym momencie – nie ważne, czy są to oficjalne spotkania z najbardziej wpływowymi osobistościami współczesnego świata, czy ze zwykłymi śmiertelnikami. W Polsce swoje wystąpienia rozpoczynał od następującego wyjaśnienia:

„Każdy bez wyjątku ma takie same prawo do szczęśliwej egzystencji. Moje doświadczenia w tej materii są mi pomocne i dają odwagę do rozmowy z publicznością. Jeśli jednak przyszliście tu z jakimiś oczekiwaniami, co do moich nadludzkich możliwości, to jest to błędne podejście, gdyż ja nie mam nic tajemniczego do zaoferowania. Nie mam nadprzyrodzonych zdolności. Dlatego, proszę odnośmy się do siebie jak człowiek do człowieka." [ 1 ]

Słysząc te słowa pomyślałem: „Ten przynajmniej nie udaje, że jakiś wszechmogący za nim stoi”. Wszystko, czego uczy, to jak być szczęśliwym w świecie i do ludzi podchodzić z buddyjskim współczuciem. [ 2 ] Oddaje im też należny szacunek przyznając:

„Dzięki publicznym spotkaniom i pytaniom zadawanym przez słuchaczy, uczę się wielu nowych rzeczy. Te ciekawe pytania i inne punkty widzenia reprezentowane przez widownię, inspirują mnie do myślenia o nowych sprawach. Jak więc widzicie, publiczna wymiana myśli dużo daje i jest korzystna dla obu stron.” [ 3 ]

A oto opis działania mocy, do korzystania z której nas namawia:

„Pewien naukowiec powiedział mi, że gdy jesteśmy zdenerwowani to krew spływa nam do ramion, gdyż jesteśmy gotowi do walki. Gdy się boimy, to krew spływa do nóg bo gotowi jesteśmy do ucieczki. Tak więc, widać jak emocje są związane z fizyczną stroną. Ja sam miałem operację na woreczek żółciowy, która okazała się bardziej poważna niż zazwyczaj w takim przypadku. Mimo to w przeciągu tygodnia wyzdrowiałem. Lekarz był zadowolony, ale i zaskoczony. Moje ozdrowienie spowodowane było dobrym, spokojnym nastawieniem mojego umysłu. Nawet sam lekarz zmienił się pod moim wpływem o czym powiedziała mi jego żona. Podobno stał się spokojniejszy odkąd zaczął mnie leczyć. Przy czym nie twierdzę, że dysponuję jakimiś magicznymi mocami.” [ 4 ]


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Człowiek zajęty niesłychanie, Odcinek czwarty
Katolicy za Wolnym Wyborem przeciwko przywilejom Watykanu w ONZ

 See comments (3)..   


 Footnotes:
[ 1 ] Spotkanie na warszawskim Torwarze, grudzień 2008r., opracowanie Anna Kozik.
[ 2 ] Znaczenie tego pojęcia jest odmienne od tego, jakie występuje w naszym kręgu kulturowym, wynika z intelektu i jest wyrozumowane (my wywodzimy je z uczucia wrażliwości i sentymentalizmu).
[ 3 ] Torwar, grudzień 2008, opr. A. Kozik.
[ 4 ] Jw.

« Articles and essays   (Published: 15-02-2009 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Jacek Kozik
Ur. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku   Biographical note

 Number of texts in service: 15  Show other texts of this author
 Newest author's article: Duszne niedouczenie
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 6359 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)