|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Publikacja z prywatnego działu publicysty
Racjonalizm kontra wiara. Author of this text: Tomasz Kaczmarek
Ostatnimi czasy na portalu Racjonalista ukazało się kilka artykułów, które stylem przypominają nieco manifesty ideowe racjonalizmu. Wyraźnie istnieje potrzeba takiej dyskusji. Wymowa dotychczasowych publikacji utrzymana była w tonie wyważonej otwartości, bez tendencji do ekstremizmów jakich można by spodziewać po manifestach. I w tym tonie chciałbym kontynuować tę dysputę na łamach naszego portalu dorzucając swoje trzy grosze. Przedmiotem, czy raczej podmiotem, tegoż wywodu będzie pozorny antagonizm, a mianowicie: wierzący racjonalista. Sporo wśród czytelników Racjonalisty jest osób wierzących, które częstokroć są celem ostrych ataków „ateistycznych ewangelistów" — sam zresztą też kilka razy zapędziłem się w taką pyskówkę stając po stronie „ewangelistów". Wierzącym, częstokroć na swoją modłę i nie zgodnie doktrynami miłościwie nam panującego KRK, zarzuca się skrajny irracjonalizm i próbuje się ich wysadzić całkowicie poza społeczność racjonalistów. Takie postępowanie w moim przekonaniu jest to mocno niesprawiedliwe i krzywdzące wobec tych osób.
Śmiem twierdzić, że wiara nie wyklucza racjonalistycznych (czy też racjonalnych) poglądów. Jednocześnie w pełni zgadzam z twierdzeniem, że wiara jako taka jest irracjonalna, a co za tym idzie stoi w opozycji do racjonalności. I nie ma tu wewnętrznej sprzeczności. Należy sobie zdać sprawę z tego, że na całość naszej osobowości składają się elementy racjonalne i irracjonalne i to między innymi one stanowią o naszym człowieczeństwie. One ciągle się w nas ścierają. Bez względu na to jak bardzo racjonalni staramy się być, co jakiś czas wyjdzie z nas irracjonalny zwierz. U jednych objawia się to fobiami, lękami, natręctwami, lekkimi paranojami, naiwnością, potrzebą autorytetu, płonnymi nadziejami, czy czymś co mieści się w definicji poczucia intuicji. Do tego worka błahych irracjonalnych zachowań śmiało można dorzucić „soft religijność", z jej potrzebą posiadania nieomylnego autorytetu, z naiwną wiarą, z nadzieją na życie wieczne i strachem przed karą za grzechy. Pytam, zatem czy ateista z arachnofobią, czy przepełniony nadzieją na wyzdrowienie mimo lichych rokowań, nie może być racjonalistą? Tym samym, czy człowiek wierzący (nie ortodoks), a posiadający otwarty umysł jest skazany na irracjonalizację totalną? Mimo iż jego postawa w pozostałych aspektach życia mogłaby być stawiana z wzór racjonalności? Twierdzenie, że ludzie wierzący są na wskroś irracjonalni i nie mogą mieć racjonalistycznych poglądów, wedle mego subiektywnego mniemania jest nieuprawnione. Tak samo ateizm nie uprawnia do tego by z miejsca stać się racjonalnym. Po stokroć wolę prowadzić dysputę z wykształconym teistą, o otwartym umyśle, niźli z zacietrzewionym na swojego dawnego boga czy kościół ateistą — takim religijnym dezerterem, który swoją postawę buduje jedynie na buncie. Nachalne negowanie wiary innych ludzi prowadzi jedynie do konfliktu i może zniechęcić otwarte umysły do szerszego otwarcia, co w skrajności grozić może pchnięciem ich ku bardziej ekstremalnym poglądom. Najważniejsze jest to by zdawać sobie sprawę z koegzystujących w naszych umysłach pierwiastkach racjonalnym i irracjonalnym i starać się zrozumieć przypadłości innych, zamiast je oceniać, bo sami ich pozbawieni nie jesteśmy.
Nikt z nas przecież do końca nie jest racjonalny, ani irracjonalny, nasza psychika, przynajmniej w jej zdrowym wydaniu, nie znosi ekstremów. Owszem nie można być troszkę w ciąży, ale można być troszkę irracjonalnym (wierzącym) lub prawie racjonalnym (bliskim ideału). Racjonalizm jest drogą. Drogą dochodzenia prawd, nikt nie rodzi się ani nie staje się z dnia na dzień racjonalistą, to proces bez wyraźnie zarysowanych granic. Sam będąc teistą z wychowania wdepnąłem na ścieżkę racjonalizmu nie zdając sobie sprawy z jego istnienia. Poznając krok po kroku „tajemnice" świata tego, stałem się najpierw deistą z oczytania, potem na krótko agnostykiem, by wreszcie uznać się za kompletnego niedowiarka. Patrząc teraz wstecz, na każdym z tych etapów uznałbym siebie za racjonalistę, tyle, że w drodze. I dalej tą drogą podążam, bo to droga bez końca. To coś na kształt, buddyjskiej ścieżki oświecenia, której celem jest nirwana — pełnia oświecenia. Tylko empiryczna metoda osiągania jest nieco inna, a i cel nie tak mistyczny.
Empiryczne poznanie jako narzędzie świetnie się nadaje do tego by stawać się coraz bardziej świadomym i światłym człowiekiem. Jak daleko się zajdzie to już inna bajka. Jedni porzucają wiarę, inni mimo, że na co dzień racjonalni, czasem z rozrzewnieniem patrzą w niebo szukając tam pomocy. Traktowanie wiary jako najistotniejszego przejawu ludzkiej irracjonalności jest nadinterpretacją ,bo przejawów tych jest cała masa w otaczającej nas rzeczywistości. Ostatni raz posłużę się przykładem i to nie po to, żeby Was przekonać, ale tym razem z przekory w czystej formie. Racjonalista z „tych racjonalistów" z nadzieją na szóstkę grający w jakiegoś „Totka Lotka" z jednej strony, z drugiej „racjonalista z tamtych" klepiący od czasu do czasu paciorek do bozi przed ważnym egzaminem ze statystyki. Pytanie czego naiwność wiary w wygraną miałaby być mniej irracjonalna od wiary równie naiwnej w to, że bozia pomoże w rozwiązaniu zadania z rozkładem Gaussa? Nie potrafię określić wagi występku przeciwko racjonalizmowi, ni jednego, ni drugiego, więc traktuje ich słabostki na równi i jestem w stanie je zaakceptować.
Mój wywód nie dotyczy oczywista religijnych ekstremistów i egzorcystów, którzy czasem pojawiają się na forum portalu Racjonalista, tylko całkiem sporej grupy sensownych ludzi o bardzo rozsądnych poglądach tkwiących słabiej lub mocniej w swojej wierze, ale przejawiających ogromny potencjał racjonalności. I nie w tym rzecz by przeciągać ich siłą na „ciemną stronę mocy" zwaną ateizmem, ale umacniać wzajemne relacje. Jak mawia ojciec Tadeusz „należy siać, siać, siać…", by zebrać plon w postaci światłego społeczeństwa.
Na koniec zapytam z ironią: jak w katolickim kraju, w którym odsetek ateistów to na razie jednocyfrowa liczba, pozyskiwać nowe „duszyczki", jeśli te wierzące z miejsca się odtrąca, a te niewierzące bywają czasem mało wartościowe?
« (Published: 31-03-2009 Last change: 25-02-2011)
page 6435 |
|