|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Nad grobem za późno na odtruwanie umysłu [2] Author of this text: Jacek Kozik
Wkurzyłem się, że na siłę wpycha do mojego życia Boga, a w głowie mi zaświtało: kolejna ciotka Matylda !
Hej Grześ! No i co z tego, że gdy życie dobiega kresu to, jak piszesz: wiele spraw i intelekt na nic się nie zda! Co z tego? Skoro wszystko się kończy to intelekt również umiera, jak i cały człowiek. Tak po prostu jest! Wszystko ma początek i koniec. To, że śmierć jednakowo ludziom w oczy zagląda to po prostu banał i nie o to tu chodzi, tylko jak każdy z nas z tym faktem sobie poradzi! Niekoniecznie wtedy trzeba trząść się ze strachu i prosić nieistniejącego Boga o wsparcie! Chociaż mam wiele wyrozumiałości dla oszukanych przez religię, którzy nie potrafią inaczej – to pozwól, że wobec siebie zastosuję inne kryteria człowieczeństwa. I nie chodzi tu o bunt, tylko o jego jakość! Buntuje się (chyba) każdy, ale w różnym stylu – ja wolałbym zachować godność niż skomlenie przed chimerą. Zapewne masz rację pisząc, że ludzkie odchodzenie z tego świata domaga się czyjeś obecności, nie neguję tego, ale jeżeli nie będzie przy człowieku obecny drugi człowiek to nie będzie nikt. Nie pisz mi, że Bóg, bo jesteś doskonale bezradny jeżeli chodzi o jego istnienie..., co najwyżej możesz mieć tylko o tym wewnętrzne przekonanie, które wspierasz między innymi na takim samym wewnętrznym przekonaniu innych, ale pobożne życzenia to nie rzeczywistość (ja, na przykład mogę być przekonany o tym, że istnieje bardzo mądry, dwugłowy, różowy Bizon, który dba i myśli o mnie). Chciałbyś (jak chciałoby całe chrześcijaństwo), by z każdym człowiekiem był złączony (w cierpieniu, konaniu itd.) Jezus – sorry, ale to są głodne kawałki dla uzależnionych przez religię ludzi. Zauważ, że to prowadzi do ubezwłasnowolnienia człowieka, gdyby twój Jezus był przy mnie czy tego chcę, czy nie! Wytłumacz mi co masz na myśli pisząc, że facet który wziął krzyż na siebie bez żadnej winy KOCHA mnie nieustającą MIŁOŚCIĄ? (Masochista?). Jak można kochać kogoś, kogo się nigdy nie spotkało, nigdy nie widziało? Tylko mi nie pisz, że on widzi i słyszy wszystko, bo to są słowa bez pokrycia, których nawet ty jako wierzący i ksiądz, nie rozumiesz. W ogóle, jak ty pojmujesz słowo: MIŁOŚĆ? Bo może żyjemy na różnych planetach? Dla mnie fakt, że ktoś został skazany na śmierć, a był bez winy, nie jest dowodem na żadną miłość tylko na manipulowanie prawem i złośliwość ludzką, którą popisali się ówcześni Żydzi (dla swoich partykularnych interesów) podpuszczając Piłata by skazał Jezusa. Zresztą nie pierwszy to człowiek skazany niewinnie, a że on sobie wymyślił w czasie Ostatniej Wieczerzy, że cierpi za grzechy wszystkich ludzi? Bardzo przepraszam, ja sobie tego nie życzę, wybacz, że wyrażę to kolokwialnie: niech sobie cierpi za tych, którzy tego chcą. Ja w życiu nie popełniłem żadnego grzechu, bo nie należę do organizacji, która definiuje grzech jako wystąpienie przeciw woli bożej. Ja przeciw woli bożej nie występuję, bo jej nie ma, a nie można zrobić czegoś przeciw czemuś, co nie istnieje! Zapewne gorąco temu zaprzeczysz, ale oprócz zaprzeczeń miło by było usłyszeć jakiś fakt wskazujący na istnienie Boga lub jego woli (mnie też trudno byłoby wskazać coś na istnienie różowego Bizona z dwoma głowami). Ale wiesz co? Ten różowy Bizon wczoraj mnie uratował! Właśnie miałem przejść przez ulicę i już stawiałem krok na jezdnię a tu przejechał rozpędzony samochód! W ostatniej chwili cofnąłem nogę. Różowy Bizon, a ściślej ta jego głowa z lewej, mnie ostrzegła! On zawsze nade mną czuwa i nikt mi nie powie, że to nie mój wszechmocny, nieskończenie dobry i wszechwiedzący różowy Bizon mnie nie uratował! Chcesz dowodu? Proszę oto on: moje głębokie, wewnętrzne przekonanie. Aha, byłbym zapomniał, on nad tobą też czuwa, czy tego chcesz czy nie. Jutro wywieszę na balkonie transparent: Pan Bizon kocha wszystkich ludzi! Coś mi się jednak wydaje, że pomimo moich gorących zapewnień nie będziesz chciał mi uwierzyć i skłonisz się raczej do tego, że to nie lewa głowa mojego wybawiciela, ale moje lewe oko, a ścisłej, spostrzegawczość mnie uratowała. A gdybym w tej historyjce różowego szympansa zastąpił wyrazem „Bóg”? Czy też twierdziłbyś, że to tylko moja spostrzegawczość? Już żałuję, że napisałem wyraz: „TRĘDOWATY”, bo wyraźnie ci się spodobał. Spojrzyj więc na mój list, w którym go użyłem i uświadom sobie, że napisałem go z myślą o sobie (niewierzącym) a nie o tobie, bowiem w społeczeństwie zdecydowana większość to wierzący, a ci co nie wierzą to tacy, w ich mniemaniu trochę trędowaci. Bardzo interesujące jest to, co piszesz o odczuciu kompletnego braku Boga u umierających. Jest to moim zdaniem przeżywanie wielkiego zawodu, którego doznają po latach zawierzenia fantasmagorii, którą jest wiara. To owo zawierzenie w zderzeniu z jakże bolesną (w tym kontekście) rzeczywistością, powoduje u nich taką rozpacz. Trzeba mieć niezłe pranie mózgu w dzieciństwie, by potem tak odczuwać te sprawy. Ludzie ci winią siebie za to, że ich rozum ukazuje im życie takim jakim jest, że nie potrafią uwierzyć w coś co nie istnieje! Niezła paranoja. A bierze się ona między innymi stąd, że tacy jak ty przychodzą do nich i pewnym siebie głosem twierdzą, że owo „nic” ich kocha, co jest smutnym okłamywaniem przerażonych śmiercią bliźnich. Zagubieni – z powodu zadufanych w swoim posłannictwie, przez całe ich życie sączących im ten narkotyk księży – u kresu rozpaczliwie czepiają się nierealnej alternatywy. Niestety, nad grobem za późno na kurację odwykową. Ktoś, kto nie podziela nadziei w istnienie Boga, umierając nie może doznać zawodu z powodu jego braku. Oczywiście, nie wykluczam w takiej sytuacji uczucia żalu, że życie w ogóle się kończy, ale to już jest zupełnie inna „para kaloszy”. Ja nieistnienie Boga przyjmuję z ulgą, a uczucie niewiary jest dla mnie oczywistością jak oddychanie powietrzem. Grzesiu, bardzo cię lubię, bo byłeś zawsze dobrym człowiekiem (i jestem pewny, że zostało ci to do dzisiaj), ale nie pisz mi „God loves you”, takie banały zostaw spragnionym kłamstw. Jacek
Po tym mailu komputer wysiadł Grześkowi na dobre…
Ostatniej nocy śniło mi się, że pojechałem na zjazd. Gdy wszedłem do klasy, w której spędziłem kiedyś cztery lata, zauważyłem obok tablicy Grzesia, jak z paroma dawnymi znajomymi o czymś gorączkowo rozmawiali. Na mój widok gwar ustał a oni spojrzeli na mnie trochę niechętnie. Pomyślałem, że chyba opowiedział im o naszej korespondencji. Z drugiej strony nie chciało mi się w to wierzyć, on zawsze był taki porządny...
Nagle poczułem, że mimo iż bardzo lubiłem i lubię pamięć o swojej młodości, nigdy tak naprawdę nie należałem do tej klasy. Wytrzymałem tam tylko dlatego, że wiek młodzieńczy ma to do siebie, iż jeszcze nie posiadamy jasno skrystalizowanych poglądów na świat i życie. Wtedy zespół rockowy przewiercający dźwiękami gitar przestrzeń jest przedmiotem głębszego namysłu niż Jezus Chrystus czy Mahatma Ghandi… Już przecież na pierwszym dziesięcioleciu zauważyłem jak trudno mi było znaleźć wspólny język z kolegami z ławy szkolnej: po głośnym przywitaniu i nasyceniu ciekawości plotkami, zacząłem wtedy zastanawiać się, co właściwie robię w tym towarzystwie.
To wspomnienie spowodowało, że postanowiłem bez słowa wyjść z klasy, ale zdziwiony, iż tyle w niej pustych ławek, jeszcze rozejrzałem się po sali. Nagle zauważyłem Ulkę, siedziała z dala od reszty towarzystwa w ostatniej ławce po lewej. Zupełnie jak za dawnych lat. Dziewczyna, z którą w hałaśliwym czasie młodości nigdy zbyt blisko nie byłem. Należałem wtedy do rozwydrzonej grupki młokosów i interesowałem się tylko tymi ślicznotkami, które były na topie w klasowym rankingu. Ulka była na to zbyt delikatna, co przy moim braku wrażliwości, stworzyło między nami mur nie do przebycia. Teraz uśmiechała się jak dawniej i przez chwilę poczułem, że rzeczywiście jestem z powrotem...
Kiedy rano obudziłem się powiedziałem do żony:
– Właściwie nie muszę jechać na rocznicę matury.
– Dlaczego? – zapytała zdziwiona.
– Odwiedziłem ich już wszystkich dzisiaj. We śnie.
1 2
« (Published: 14-05-2009 )
Jacek KozikUr. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku Biographical note Number of texts in service: 15 Show other texts of this author Newest author's article: Duszne niedouczenie | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6535 |
|