The RationalistSkip to content


We have registered
204.321.919 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Science » » » »

Kucharz na ślubnym kobiercu [1]
Author of this text: Richard Wrangham

Mężczyźni świetnie sobie radzą z gotowaniem, a w społeczeństwach uprzemysłowionych często nawet pracują jako kucharze (i odnoszą w tym zawodzie liczne sukcesy). Współcześnie w dużych miastach pary żyjące w związkach często dzielą się obowiązkami domowymi i zdarza się, że za gotowanie odpowiada mężczyzna. W społecznościach łowiecko-zbierackich mężczyźni też sami przygotowują sobie jedzenie, na przykład podczas dłuższych wypraw; zwykle innego wyjścia nie mają kawalerowie. Mężczyźni gotują też w dni świąteczne i przy okazji różnych obrzędów, ale to najczęściej jest działanie publiczne i zespołowe (jak u Mikronezyjczyków wspólnie gotujących owoc chlebowca). Ale nawet ci mężczyźni, którzy gotują podczas plemiennych ceremonii - albo kiedy nie ma kobiet — w domu jedzą to, co przygotują im ich żony. Zasada, zgodnie z którą kucharzenie w domu należy do kobiet, jest wręcz zdumiewająco trwała i powszechna.

Taki model relacji społecznych najczęściej wyjaśniany bywa za pomocą koncepcji wzajemnych korzyści, zgodnie z którą obie płci czerpią pożytki z takiej współpracy. Wiele szczęśliwych małżeństw mogłoby to zresztą potwierdzić. To jednak tłumaczenie bardzo powierzchowne, jako że uciekamy w ten sposób od kwestii zasadniczej, a mianowicie od pytania, dlaczego nasz gatunek w ogóle wytworzył organizację społeczną opartą o gospodarstwo domowe, jak również, dlaczego ta instytucja społeczna bardzo często przybiera postać wyzysku kobiet. Mężczyźni z wyspy Vanatinai mogliby z powodzeniem podzielić się z kobietami również obowiązkiem przygotowywania posiłków, ale nie chcieli tego robić, mimo że one — czasem przynajmniej — tego od nich oczekiwały. Charlotte Perkins Gilman już ponad sto lat temu odkryła, że ludzie to jedyny gatunek, w którym „Atrakcja seksualna [...] służy nie tylko jako sposób do zdobycia sobie towarzysza, ale także jako środek do zapewnienia sobie egzystencji" i zrównała społeczną sytuację kobiet i koni. Niewiele później Molly i Eugene Christian, pionierzy witarianizmu, skarżyli się, że gotowanie „uczyniło z kobiety niewolnika". Teoretycznie rzecz biorąc, wśród łowców-zbieraczy kobiety i mężczyźni mogliby niezależnie zdobywać dla siebie pożywienie, tak jak czynią to wszystkie inne zwierzęta, po czym każde mogłoby wieczorem coś sobie przyrządzić. Co zatem sprawiło, że w naszym akurat gatunku ukształtował się podział pracy, a z nim egzekwowana przez mężczyzn reguła, zgodnie z którą to obowiązkiem kobiety jest przygotowywanie posiłków dla rodziny?

Pozostałe naczelne na ogół, kiedy cokolwiek znajdą, zjadają to na miejscu. Łowcy-zbieracze postępują inaczej — znoszą jedzenie do obozowiska, gdzie jest ono przetwarzane i przyrządzane. Obie te czynności łączą się z konkretną pracą, a w obozowisku pracę można komuś zaoferować i wymienić. Być może zatem to właśnie gotowanie sprawiło, że wymiana społeczna (ekonomia gospodarstwa domowego) zastąpiła indywidualne zdobywanie pożywienia. Tak sądzi na przykład archeolog Catherine Perlès: „Każdy akt kulinarny to projekt od samego początku społeczny. Gotowanie położyło kres samowystarczalności jednostki". Tam, gdzie pojawia się gotowanie, pojawia się produkt, który można mieć, a także dać komuś albo ukraść. Zanim zaczęliśmy gotować, jedliśmy podobnie do szympansów — była to czynność indywidualna. Wraz z zaprzęgnięciem ognia do pracy zebraliśmy się wokół ogniska i podzielili obowiązkami.

Pogląd Perlès, iż gotowanie jest z konieczności aktywnością społeczną, podziela wielu badaczy. Na przykład holenderski socjolog od wielu lat zajmujący się rolą ognia w naszych dziejach, Joop Goudsblom, twierdzi, że do termicznej obróbki żywności niezbędna jest społeczna koordynacja działań: „choćby po to, by była pewność, że ktoś zawsze dopilnuje ogniska". Historyk żywności Felipe Fernandez-Armesto uważa z kolei, że to gotowanie stworzyło ludzkie wspólnoty, dzięki niemu bowiem wyłonił się fenomen „pory posiłku". Michael Symons, autorytet w dziedzinie historii kulinarnej, również sądzi, że gotowanie promowało międzyludzką współpracę, a to poprzez mechanizm dzielenia się: ten, kto przygotowuje posiłek, później go dzieli. W tym sensie gotowanie jest dla Symonsa „początkiem wymiany i handlu"

Społeczne znaczenie przygotowanej żywności można zatem uznać za fakt powszechny i bezdyskusyjny. Kontrast pomiędzy jedzeniem wspólnie i samotnie szczególnie wyraźnie rysuje się u łowców-zbieraczy, dla których gotowanie jest aktem społecznym, natomiast jedzenie surowego czynnością indywidualną. Poza obozowiskiem członkowie takich kultur zadowalają się zwykle spożywanymi na surowo dojrzałymi owocami czy robakami; jedno i drugie człowiek zbiera i zjada sam, nie dzieli się z nikim. Natomiast gotowanie odbywa się już zwykle w obozowisku i w tym przypadku normą jest dzielenie się z rodziną, a przy okazjach świątecznych również z innymi rodzinami. Co więcej, przygotowanie jedzenia opiera się o współpracę. Najczęściej wygląda to tak, że kobieta przynosi opał i jarzyny, przyrządza je i odpowiada za cały posiłek, mężczyzna zaś dostarcza mięso — tu zresztą nie ma już powszechnie obowiązujących reguł, które z nich je przygotowuje. Członkowie rodziny zwykle jedzą posiłek o tej samej porze (choć mężczyzna czasem je pierwszy), często zasiadają też wspólnie wokół ogniska.

Zauważmy jednak, iż hipoteza, jakoby doglądanie ognia, spożywanie posiłków i dzielenie się żywnością bezwzględnie wymagały współpracy, jest w sposób oczywisty fałszywa. Alexander Selkirk, czyli pierwowzór Robinsona Crusoe, kiedy uratowano go w roku 1709, po czterech latach samotności na wyspie Juan Fernandéz na środku Pacyfiku, był w świetnej formie. Znamy też (wspominałem już o nich) liczne przykłady kombatantów, którzy po zakończeniu działań wojennych ukrywali się w dziczy i przez lata sami sobie gotowali — po II wojnie światowej niejaki Shoichi Yokoi spędził w ten sposób na wyspie Guam 28 lat, odnaleziono go dopiero w roku 1972. W niektórych wspólnotach łowiecko-zbierackich — na przykład u Tiwi z północnej Australii — kobiety same troszczą się o żywność i opał, same też, bez najmniejszej pomocy ze strony mężów, rozpalają ogień i przygotowują posiłki. Z kolei mężczyźni (i to zarówno łowcy-zbieracze, jak i najzupełniej współcześni i cywilizowani Amerykanie), wybierają się czasem na samotne, wielodniowe wyprawy łowieckie, podczas których sami dla siebie gotują. Przykładów takiej samowystarczalności podać można tak wiele, że teza, jakoby gotowanie wymuszało kooperację, staje się co najmniej mocno dyskusyjna.

Dlaczego zatem „projekt kulinarny" (by odwołać się do języka Catherine Perlès) tak często istotnie bywa aktem społecznym, skoro, jak pokazaliśmy, wcale nie musi tak być? Przygotowana żywność rzeczywiście stwarza możliwości współpracy, ale zarazem naraża gotujących na wyzysk. Dalej — przygotowanie posiłków zajmuje dużo czasu, więc samotny kucharz może nie być w stanie bronić swoich wytworów przed zdeterminowanymi złodziejami (na przykład zgłodniałymi i niedysponującymi własnymi zapasami żywności mężczyznami). Wiązanie się w pary rozwiązuje te problemy — mąż to dla kobiety gwarancja, że inne samce nie skradną zebranej przez nią żywności, z kolei żona to dla mężczyzny pewność, że wieczorem będzie na niego czekał posiłek. W tym ujęciu gotowanie należy uznać za podstawę prostych relacji quasi-małżeńskich, albo też przyjąć, że utrwaliło ono i wzmocniło wcześniej już istniejące formy związków, do których powstania przyczyniły się polowanie oraz rywalizacja o partnera seksualnego. Niezależnie od tego, który z tych wariantów zaakceptujemy, efekt jest ten sam — prymitywny, gangsterski niemal chwyt polegający na tym, że mężowie wykorzystują więzi łączące ich z innymi mężczyznami, członkami tej samej wspólnoty, by „ochraniać" swoje żony przed rabunkiem, za co te odwdzięczają się, przygotowując im posiłki. Wiele korzyści ze wspólnego gospodarstwa domowego, takich jak produkty dostarczane przez mężczyzn, wzrost wydajności pracy i powstanie sieci relacji społecznych ułatwiającej wychowanie dzieci, to tylko dodatki, efekt uboczny, chciałoby się powiedzieć, rozwiązania podstawowego problemu, a ten był dość prosty: kobiety potrzebowały męskiej ochrony przede wszystkim dlatego, że zajęły się gotowaniem. Mężczyźni wykorzystali swoją pozycję społeczną, by osiągnąć dwa cele: po pierwsze zagwarantować kobietom, że nie będą tracić zebranego i przygotowanego przez siebie pożywienia, a po drugie zagwarantować sobie wieczorny posiłek. Warunkiem osiągnięcia tego drugiego celu było zrzucenie gotowania na kobiety.

Spójność tej teorii potwierdza choćby banalna skądinąd obserwacja, że gotowanie jest czynnością długotrwałą i rzucającą się w oczy. W buszu widok unoszącego się znad ogniska dymu, a nawet sam zapach, z daleka już zdradzają miejsce, gdzie ktoś gotuje. Jeśli komuś zależy (bo na przykład jest głodny), łatwo namierzy kucharza przy pracy. Nietrudno sobie wyobrazić, jak w praktyce musiało to wyglądać na przykład u Homo erectus. Ponieważ samice były mniejsze i fizycznie słabsze, nieustannie groziło im niebezpieczeństwo ze strony despotycznych, domagających się jedzenia samców. Ochronę przed próbami wyłudzenia, wykradnięcia czy wręcz wymuszenia jedzenia przez obce samce mógł dać samicy wyłącznie szczególnie bliski związek z własnym samcem, który bronił jej pokarmowych zdobyczy, a na dodatek przynosił mięso. Takie więzi okazały się na tyle istotnym czynnikiem przetrwania dla obu płci, że doprowadziły do wyewoluowania u naszych przodków tej szczególnej psychiki, która ukształtowała — i po części nadal kształtuje — relacje damsko-męskie.

Łagodzący wpływ gotowania na stosunki społeczne dobrze ilustrują niektóre obserwacje antropologiczne, na przykład zachowania łowców-zbieraczy podczas posiłków. Jak się okazuje, takie okazje nastrajają ludzi pokojowo. Lorna Marshall opisuje na przykład szczególną atmosferę posiłków u Nyae Nyae !Kung i wydaje się, że to przykład dość typowy. „Kiedy ktoś podchodzi do ogniska rodziny, która przygotowuje jedzenie bądź już je, powinien usiąść w pewnej odległości, by nie zostać uznanym za natręta, i poczekać, aż zostanie zaproszony. [...] Podczas jedzenia nie zaobserwowaliśmy nigdy, by ktoś zachowywał się w sposób nieokrzesany, próbował oszukiwać albo wyrywać innym jedzenie z rąk. [...] Uprzejmość przy przyjmowaniu jedzenia (czy czegokolwiek innego) objawia się tym, że człowiek wyciąga obie dłonie przed siebie i czeka, aż dar ów zostanie na nich złożony. U !Kung, jeśli sięgasz po coś jedną ręką, to znaczy, że chcesz to po prostu zabrać. [...] Poruszyło mnie bardzo, gdy zobaczyłam tak wielką powściągliwość w nabieraniu sobie jedzenia i to u ludzi, którzy wszyscy są wychudzeni, często cierpią głód i wciąż lękają się, że zabraknie im jedzenia".


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Helena Eilstein. Ateistka od Biblii
Dzisiaj mnie – jutro Tobie

 See comments (1)..   


«    (Published: 28-11-2009 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 6967 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)