The RationalistSkip to content


We have registered
200.412.824 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Science » » » »

Kucharz na ślubnym kobiercu [3]
Author of this text: Richard Wrangham

Wśród Innuitów, Tiwi ani w innych analizowanych przez Colier i Rosaldo społecznościach, pytanie, czy taki podział pracy jest sprawiedliwy, w ogóle nie pada: to, czy żona chce, czy nie chce gotować dla swojego męża, nie ma żadnego znaczenia, po prostu ma to robić. Rezultat jest taki, że mężczyzna ma zagwarantowany posiłek, niezależnie od tego, czy zmęczony i głodny wraca po całodziennym polowaniu, czy cały dzień plotkował (to się nazywa: polityka) z sąsiadami. Mężczyzna może zachowywać przy jedzeniu nienaganne maniery, żonę może traktować przyjaźnie, a nawet naprawdę ją kochać, ale nie ma to wpływu na formalną strukturę ich relacji: mąż ma prawo do pracy swojej żony i znacznej (zwykle tej lepszej) części jej żywności.

Kolejnym czynnikiem gwarantującym brak konfliktów w obozowisku jest reguła, zgodnie z którą bez zgody męża kobieta nie może karmić innego mężczyzny (chyba że członka najbliższej rodziny), przy czym zasada ta obejmuje zarówno surowe produkty, jak i przygotowane posiłki. Poza mężem i najbliższymi krewnymi nikt nie ma prawa, by o cokolwiek ją prosić, ona zaś, przydźwigawszy swoje zbiory do obozowiska, może mieć pewność, że nikt jej nic nie zabierze.

Dla nas, ludzi Zachodu, prawo własności to oczywistość, u łowców-zbieraczy jest jednak całkiem inaczej. W tej kulturze dzielenie się żywnością (przez mężczyzn!) jest w zasadzie obligatoryjne, a nakaz współpracy, obejmujący całą wspólnotę, stanowi zwykle bardzo silną normę. W takim świecie, niezależnie od tego, jak wiele wysiłku musiał włożyć mężczyzna w zdobycie żywności, jego prawo do niej zależy od decyzji grupy, której on musi się podporządkować, nawet jeśli to znaczy, że nie skorzysta w ogóle z owoców własnej pracy. Zdarza się na przykład, że to inni dzielą jego łup — tak działo się choćby u niektórych plemion północnoamerykańskich Indian, gdzie młody człowiek, który upolował pierwszą ofiarę, przynosił ją do obozu i potem mógł się tylko przyglądać, jak inni piekli i zjadali jego zdobycz; ten obyczaj zapewne symbolizować miał podporządkowanie jednostki społeczności. Częściej jednak myśliwy sam dzielił łup, choć już raczej nie do niego należała decyzja, jaką część kto otrzyma.

Wśród Aborygenów z Australii Zachodniej obowiązują natomiast bardzo precyzyjne reguły podziału dużych upolowanych zwierząt. I tak myśliwy, który upolował kangura, zostawia sobie głowę, szyję i korpus, teściom oddaje tylną nogę, a ogon i wnętrzności dostają najstarsi członkowie plemienia. Trudno zaprzeczyć, że kontrast między męskim a kobiecym prawem posiadania żywności jest uderzający. Mimo że kobiety pracują zwykle w małych grupach i często sobie pomagają, na przykład dzieląc się informacjami, gdzie jest więcej owoców czy bulw, to to, co zebrały, stanowi już ich wyłączną własność. Tak silne zróżnicowanie płciowe kulturowych norm regulujących zasady podziału wskazuje, iż normy te mają regulować konkurencję o pokarm i rozpatrywanie ich wyłącznie jako norm moralnych jest błędne.

Prawo własności w stosunku do pożywienia chroni kobietę przed zakusami ze strony obu płci. Na australijskiej pustyni obcej kobiecie wolno przysiąść się — w przyjaznej intencji — do cudzego ogniska, ale, o ile nie może powołać się na pokrewieństwo, nie zostanie niczym poczęstowana. Mężczyznom jest jeszcze trudniej — obojętne, czy kawaler, czy żonaty, jeśli mężczyzna poprosi cudzą żonę o jedzenie, będzie to uznane za gruby nietakt i natychmiast stanie się przyczyną plotek. Jeżeli ona cokolwiek mu da, też natychmiast wezmą ją na języki. To norma na tyle silna, że podczas posiłków spożywanych w gronie rodziny chroni przed natrętami również mężczyznę. U Pigmejów Mbuti rodzinie posilającej się przy ognisku nikt nie zakłóci spokoju, do samotnego mężczyzny zawsze dosiądą się przyjaciele, z którymi będzie musiał podzielić się jedzeniem. W takim systemie niezamężna kobieta, która oferuje mężczyźnie żywność, co najmniej z nim flirtuje, a może to nawet zostać potraktowane jako zaręczyny. Badacze, zwłaszcza płci męskiej, muszą być na to bardzo wyczuleni — w tym świecie często wspólny posiłek to jedyna ceremonia „uświęcająca" zaślubiny: jeśli jakaś para wspólnie je, traktowana jest odtąd jako małżeństwo. Głównym składnikiem diety Bonerif, nowogwinejskich łowców-zbieraczy, jest sago. Jeśli kobieta własnoręcznie przygotuje posiłek z tej skrobiowej mączki dla mężczyzny, uznaje się, że od tej chwili została mu poślubiona. Zwykle dzieje się to publicznie i dla innych mieszkańców wioski stanowi sposobność do dobrodusznych kpin z młodej pary, często opartych o związek jedzenia z seksem („dużo sago uczyni z ciebie szczęśliwego mężczyznę"). To skojarzenie jest tak głęboko zakorzenione w tutejszej kulturze, że widelec służący do jedzenia sago stał się wręcz symbolicznym przedstawieniem penisa, a mężczyzna, który wyciąga ów widelec z włosów (tam bowiem Bonerif go noszą) i pokazuje kobiecie, jednoznacznie proponuje jej seks. Jak widać, w tej kulturze kobieta nie powinna nawet patrzyć na sztućce, którymi posługuje się mężczyzna, bo może to zostać uznane za złamanie zakazu dzielenia się żywnością z kimkolwiek poza własnym mężem. A ponieważ w tym świecie prywatność praktycznie nie istnieje i wszystko dzieje się na widoku publicznym, fizyczna obecność męża nie jest nawet potrzebna, bo gwarantem obyczajnych zachowań (i moralności publicznej) jest cała wspólnota. Jeśli kobieta powie swemu mężowi, że jakiś obcy mężczyzna złożył jej nieobyczajną propozycję (czyli poprosił o jedzenie), oskarżony musi tłumaczyć się tak przed „pokrzywdzonym", jak przed całą wioską.

Pozostaje oczywiście pytanie, dlaczego w tego typu kulturach małżeństwo jest tak dla kobiet istotne, skoro na przykład u Bonerif (podobnie jak w wielu innych wspólnotach łowiecko-zbierackich) kobiety mogą utrzymywać stosunki seksualne z kilkoma partnerami jednocześnie, nawet wbrew protestom męża, a dodać trzeba, że wkład mężczyzn w aprowizację rodziny nie jest zbyt duży. Antropolog Gottfried Oosterwal wyjaśnia jednak, że małżeństwo jest kobiecie niezbędne, by jej dzieci zostały przez społeczność zaakceptowane. Daje jej ono również pewien dostęp do struktury władzy, a tę tworzą w wiosce mężczyźni zbierający się w „domu mężczyzn", gdzie zapadają wszystkie ważne decyzje, a te właśnie decyzje kreują wioskowy świat i określają (jedynie) słuszne i powszechnie akceptowane „poglądy na wszystko". Posiadanie męża oznacza, że w przypadku jakiegokolwiek konfliktu kobieta (jeśli jest oczywiście „dobrą" żoną") ma swojego reprezentanta i obrońcę w gronie, które odpowiada za mechanizmy kontroli społecznej, to zaś jest niezmiernie ważne, albowiem każda łowiecko-zbieracko wspólnota chroni tylko tych, których uznaje za swoich pełnoprawnych członków.

Fragment książki Richarda Wranghama pt. „Walka o ogień. Jak gotowanie stworzyło człowieka", wydawnictwo CiS. Zamów książkę


1 2 3 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Helena Eilstein. Ateistka od Biblii
Dzisiaj mnie – jutro Tobie

 Comment on this article..   See comments (1)..   


«    (Published: 28-11-2009 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 6967 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)