|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
W poszukiwaniu idealnego kandydata [1] Author of this text: Iwona Przybyła
"Praktyczne
znaczenie zmian społecznych pochodzi z możliwości zmieniania myśli"
John Cage
Wydaje
się, że już dawno minęły czasy, gdy od kandydata na prezydenta oczekiwano
wyłącznie reprezentacji swojego narodu i obrony partykularnych interesów pod
hasłem polskiej racji stanu. Prześmiewczy charakter „udawanego" patriotyzmu
ukazał Marek Koterski w filmie „Dzień świra" w scenie debaty polityków w parlamencie:
"- Nasza jest Polska tylko? Tylko my — Polacy! Jest tylko jedna racja! I ja! My
ją mamy! — Jedna jest racja, lecz ona
jest przy nas! — Moja jest tylko racja i to
święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że
właśnie moja racja jest racja najmojsza!" Polscy politycy znaleźli sobie
doskonałą metodę sprawowania władzy: nie jest nią społeczna odpowiedzialność za
sprawowanie władzy, ale udowadnianie swojej racji, jakby ta stała ponad dobrem
Polski. Choć ze sceny filmowej śmiejemy się do łez, trudno nie dostrzec jej
autentyczności w rzeczywistości kreowanej przez polityków i niestety przestaje
być zabawnie. Lech Kaczyński korzystał z tej retoryki to odmawiając podpisania
traktatu w Lizbonie, to korzystając z prawa veta w kwestiach, które dotyczyły
nie tyle obrony ważnych interesów Polski, co raczej kreowania pozytywnego
wizerunku partii opozycyjnej.
Zbliżają
się wybory prezydenckie, a wraz z nimi być może i nowe czasy, o ile Polacy
odważą się otworzyć na myślenie w kategoriach pozapartyjnych, a sympatie dla
którejkolwiek z partii ustąpią miejsca innym wartościom. Nasze wymagania wobec
przyszłego prezydenta są chyba większe niż uśmiech skrojony na miarę (jak u Tuska) czy partyjne zaangażowanie (jak u Kaczyńskiego). I nie oznacza to
bynajmniej, że trzecią ewentualnością musi być Szmajdziński.
Nowa wartość prezydenta
Nowy rok
to dobry czas do rozważań nad alternatywną kandydaturą, co czyni m.in. Janina
Paradowska na łamach „Polityki". Zabrakło mi w artykule nieco political fiction
[ 1 ], tj. sugestii, jaki kandydat byłby w stanie uzyskać poparcie niezdecydowanych. Jest to o tyle istotne, że osób,
które nie mają na kogo głosować jest większość i zyskanie tych wyborców
oznaczałoby wygraną.
Przede
wszystkim warto zacząć od tego, czym różni ubieganie się o prezydenturę od
ubiegania się o pracę w prestiżowej firmie. My Polacy daliśmy sobie wmówić, że z racji formy, jaką stanowią wybory, od przyszłego prezydenta oczekuje się tylko...
wygranej! Jeśli kandydat przedstawia swoje racje w sposób zgodny z naszym tokiem
rozumowania to uznajemy to za wystarczający argument, by na niego głosować.
Zastanawiałam się nad poszerzeniem wachlarza oczekiwań na kwalifikacje i doświadczenie, które odpowiadają za jakość sprawowanej prezydentury. Rozumiem,
że wiele osób bierze to pod uwagę przy wyborach, ale nadal dostrzec można brak
świadomości społecznej, która pozwalałaby zrozumieć Polakom szerszy kontekst
wyborów. W końcu my nie tylko wybieramy, ale akt wyboru powoduje wieloletnie
konsekwencje dla losów Polski i jej wizerunku na arenie międzynarodowej. Chyba
nikt nie wyobraża sobie, żeby prezesem Microsoftu został Andrzej Lepper? Prezesa
dużej, rozwijającej się firmy wybiera zarząd, który wie, co się w firmie dzieje,
zna jej specyfikę i rozumie perspektywy rozwoju. Kto, jak nie Polacy, powinien
decydować o losach naszej firmy — Polski i dlaczego niby mamy to robić na
podstawie tego, kogo lubimy, a kogo nie? Dlaczego za kryterium nie przyjąć
kwalifikacji kandydata? Warto chociaż wziąć ten punkt widzenia pod uwagę.
Idealizm przekuty na konkretny czyn społeczny może przecież stać się lepszą
perspektywą niż pójście na wybory od niechcenia i postawienie krzyżyka — symbolu
raczej męczeństwa (bo nie ma kogo wybrać, więc wybieramy mniejsze zło), niż
odwagi (wybrania kandydata, który spełnia nasze oczekiwania).
Na czym stoimy
Za pewnych
kandydatów obecnie uważa się Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Tusk na wiosnę
ma ogłosić swoje oficjalne stanowisko, a jego dotychczasowe niezdecydowanie
można tłumaczyć dwojako. Z jednej strony może chodzić o wysunięcie innej
kandydatury z szeregów PO (np. Bronisława Komorowskiego), a z drugiej strony
możliwe jest, że Tusk sam chce startować, ale z racji zajmowania stanowiska
premiera woli decyzję o starcie odwlec, by nie robić zamieszania w partii.
Platforma ma do stracenia sporo, bo w zasadzie nie widać nikogo, kto mógłby
Tuska w PO zastąpić, a wpływanie na partię z prezydenckiego fotela
przypominałoby politykę prowadzoną dotychczas przez Kaczyńskich, czego jak się
wydaje Tusk chce uniknąć.
Jeśli chodzi o ocenę szans
Lecha Kaczyńskiego to wydaje się, że jedynie twardy elektorat jest w stanie
zapewnić mu reelekcję. Myślę, że częste wizyty w Radiu Maryja i liczne wiece na
Podkarpaciu i Podlasiu, gdzie PiS ma najwięcej zwolenników są jedyną drogą do
wygranej dla obecnego prezydenta. Chyba nie ma sensu, by Kaczyński uprawiał
nowoczesny marketing, by odświeżano jego wizerunek czy szukano nowych recept na
kampanię. Trzymanie się polityki strachu, epatowanie stanem zagrożenia to dziś
jedyna możliwa strategia na wygraną dla PiS. Niedługo się przekonamy jak będzie
wyglądała kampania, ale ze strony PiS nie liczę na subtelność i białe
rękawiczki, a raczej na przekaz z użyciem słów kluczowych: strach, śmierć,
zniszczenie, itp. To wszystko pod płaszczykiem polski solidarnej, uczciwej,
opartej na wartościach rodzinnych, czyli dokładnie to samo, co było źródłem
haseł jego kampanii z2005 r.
[ 2 ]
Trzeci kandydat
Ostatnio
swojego kandydata ujawnił SLD. O ile założenia marketingowe wydają się być
słuszne (o tym za chwilę), o tyle zwycięstwo jest prawie niemożliwe. Do wyścigów
wystawia się konie pełnej krwi angielskiej, araby lub quartrer horsy, a kandydat, za którym nie stoi silna drużyna (jak w przypadku PO i Tuska) sam musi
posiadać charyzmę i osobowość, która pozwala mu zjednywać sobie ludzi lub
pozostając w metaforze wyścigów konnych: musi mieć atletyczne umięśnienie jak
quarter horse, gorącą krew jak arab lub lekkość i szybkość jak anglik. Jerzy
Szmajdziński osobowością mógłby chyba tylko konkurować z Lechem Kaczyńskim, a jak już wyżej wspominałam — o sukcesie tego drugiego bynajmniej nie decyduje
charyzmatyczny charakter.
Szmajdziński przedstawiający siebie jako człowieka sportu na pewno doskonale
zdaje sobie z tego sprawę, ale widocznie uznał, że na grze w ciągłe powtarzanie o napiętych relacjach między premierem, a prezydentem można wygrać prezydenturę.
Kandydatura Szmajdzińskiego ma być „złotym środkiem" pomiędzy PiS a Platformą.
Odwoływanie się do konfliktu między dwoma największymi ugrupowaniami będzie
głównym celem kampanii kandydata SLD, a sam siebie będzie przedstawiał jako
człowieka dialogu. Założeniem partii było wybranie człowieka spokojnego,
zrównoważonego, choć moim zdaniem wybrano typ usypiacza. W każdym razie jego
występ w programie Tomasza Lisa nie rozpalił mojej ciekawości. Spece od
marketingu podpowiedzieli Szmajdzińskiemu kilka skutecznych „skeczy" na wygraną.
Jeden z nich pochodzi od obecnego prezydenta Stalowej Woli — Andrzeja Szlęzaka,
który rządzi powołując się na racjonalizm, a wybory wygrał hasłem: „Jestem
gruby, jestem łysy, ale mam pomysły"
[ 3 ].
Jakie
było moje zdziwienie, gdy w programie Lisa z ust Szmajdzińskiego popłynęły
słowa: „(...) ja muszę robić jedno: mieć sztab, mieć kalendarz działań, iść do
ludzi, żeby się przekonali, że nie jestem mały i gruby, tylko wyglądam inaczej,
że mam poglądy, że mam stanowisko w wielu sprawach"
[ 4 ]. Widocznie dla tego kandydata
posiadanie własnego zdania oznacza bycie czyjąś kalką, co przyglądając się
obliczom polskiej polityki wcale nie wydaje się dziwne.
Racjonalizm jest potrzebny
Czerpanie
wzorców od prezydenta Szlęzaka wydaje mi się do pewnego momentu słuszne. W Polsce potrzeba racjonalizmu, potrzeba mądrych i przemyślanych działań. Dobrze
by jednak było, gdyby racjonalizm nie był tylko hasłem kluczem, na który próbuje
się nabić w butelkę niezdecydowanych wyborców. Warto, by stał za tym kandydat,
który nie tylko mówi o racjonalizmie w działaniu, ale też swoim życiorysem i osiągnięciami pokazuje, że jest zwolennikiem wiedzy i rozumu, a nie emocji i pieniactwa. Odwoływanie się do atmosfery konfliktu i kreowanie swojej osoby jako
ostoi spokoju i rozumnych decyzji to nawet w teorii gier politycznych prymitywne
zagranie, które łatwo można rozszyfrować. Wydaje się, że w polskiej polityce gra
toczy się tylko o trofeum.
Przykład idzie z góry
Choć
kampanie amerykańskie są odległe od tego, jak kreuje się politykę w Polsce,
warto przyjrzeć się im bliżej, bo być może to właśnie ze Stanów płynie sygnał
jak należy wygrywać i jakimi metodami, oraz co w moich rozważaniach wydaje się
szczególnie ważne: kto ma szansę w przyszłych wyborach w Polsce?
Sytuacja
Ameryki sprzed wyborów i Polski obecnie wydaje się do pewnego stopnia podobna:
— niepopularny prezydent, bazujący na atmosferze strachu i walki; — kryzys gospodarczy,
prowadzący do wzrostu napięć społecznych i chęci dokonania społecznej zmiany.
Wiem, że porównanie Busha do
Kaczyńskiego jest sporym nadużyciem, a realia Ameryki i Polski do siebie nie
przystają, warto jednak zauważyć te dwie tendencje, które wydają się być słuszne w prognozowaniu przyszłości, a które w Ameryce przyniosły rozwiązanie w postaci
wyboru na prezydenta USA Baracka Obamy. Jeśli bowiem mamy do czynienia z obecnym
prezydentem, który odwołuje się, podobnie jak Bush, do atmosfery spisków i bazuje na strachu, jeśli mamy podobne jak Ameryka statystyki wyrażające z jednej
strony niechęć do obecnego prezydenta, a z drugiej strony brak zdecydowania, to
możemy mówić, że nasze oczekiwania społeczne są podobne do oczekiwań Amerykanów
sprzed wyborów. Chcemy czegoś innego, chcemy czegoś nowego, wyrażamy chęć do
zmiany.
Pamiętajmy
też o pokojowej nagrodzie Nobla dla Obamy, bo choć wiele osób nie rozumie tego
wyróżnienia, to warto wziąć pod uwagę fakt, że „pokojowe noble" to nie jest
strzelanie bez namierzonego celu, ale częściej prognozowanie na przyszłość.
Obama jest symbolem zmian, podejmowania odważnych, choć niepopularnych decyzji, a przyznanie mu nagrody odbieram jako sygnał dla innych państw, że pora odwrócić
się od czystej demagogii w stronę racjonalizmu
[ 5 ]. Dziś Obama nie jest już tak popularny jak w momencie wyborów, ale
jest to cena płynięcia pod prąd — podejmowania niepopularnych, ale przemyślanych
decyzji. Myślę, że rządy Obamy zmieniają charakter władzy z próbującej utrzymać
wskaźniki popularności za wszelką w cenę, w kierunku racjonalnych decyzji, które
przyniosą pozytywny skutek w przyszłości. Jak pokazały rządy Busha -
społeczeństwo nie pali się do zwalczania terroryzmu za pomocą populizmu, a ja
ośmielę się stwierdzić, że stan walki w ogóle zagraża stabilności każdego kraju.
Obama nie zrezygnował z prowadzonych działań militarnych, ale robi to w sposób
zdecydowanie bardziej zrównoważony.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Nie jest to zarzut, bo rozumiem
ideę dziennikarstwa nie opartego na spekulacjach, ale z drugiej strony polska
rzeczywistość jest dość przytłaczająca i czasami brakuje w niej wyrażenia
pozytywnej opinii z prognozą na przyszłość. [ 2 ] Hasła kampanii Lecha Kaczyńskiego z 2005r. to: „Silny
Prezydent Uczciwa Polska", „Prezydent IV Rzeczypospolitej — Lech Kaczyński". [ 5 ] Nie da się ukryć, że akurat ten nobel ma charakter
„polityczny", co daje pole do spekulacji na temat sensowności samych nagród.
Jeśli jednak przyjrzymy się zmianom, jakie zaszły w polityce w ostatniej
dekadzie to mamy szersze spectrum oceny wydarzeń i Nobel dla Obamy znajduje
swoje uzasadnienie. Zachęcam przy okazji do przeczytania artykułu o Obamie w „Polityce" (Tomasz Zalewski, Odwrócony, "Polityka", 2009, nr 51/52,
s.120-123). « (Published: 10-01-2010 )
Iwona PrzybyłaPolitolog. Zainteresowania: filozofia, literatura, kino, buddyzm
Największe inspiracje: Tarkowsky, Lynch, Dawkins, Cage, Carl Michael Eide, Scott Walker.
| All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7071 |
|