|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Nowy spór o teodyceę Author of this text: Tomasz Stawiszyński
Religia wkrótce przestanie istnieć. Takie nagłówki przewinęły się parę miesięcy
temu przez wszystkie liczące się serwisy informacyjne na całym świecie.
Profesorowie Daniel Abrams i Haley Yale z Uniwersytetu Northwestern oraz prof.
Richard Wiener z Uniwersytetu Arizona — autorzy obszernej analizy, z której
pochodzą owe lapidarnie wyrażone, druzgoczące dla religii wnioski — przez kilka
dni byli głównymi bohaterami niezliczonych radiowych, telewizyjnych oraz
prasowych dyskusji. W Polsce również się one toczyły. Głównie jednak na
internetowych forach — żaden bowiem kościelny hierarcha, żaden teolog, żaden
ksiądz czy katolicki publicysta nie zajął w tej sprawie stanowiska. A przecież
przedstawione przez Abramsa, Yale’a i Wienera statystki — z których jasno
wynika, że liczba ludzi religijnych w Australii, Austrii, Holandii, Irlandii,
Nowej Zelandii, Czechach, Kanadzie, Finlandii i Szwajcarii spada w radykalnym
tempie (od 40 do 60 proc. obywateli deklaruje obecnie brak wiary; to średnio dwa
razy więcej niż dekadę wcześniej) — pokazują trend, który dotyczy także naszego
kraju. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w ostatnich latach
liczba ludzi uczestniczących w coniedzielnych mszach powoli lecz stopniowo się
zmniejsza. W 2007 roku było to 43 proc., w 2010 już tylko 41 proc. Abrams, Yale i Wiener twierdzą, że jeśli te tendencje się utrzymają — tak w 9 krajach
objętych ich badaniami, jak i w Polsce, gdzie ulatniającą się wolniej, ale nie
mniej regularnie religijność mierzą co roku kościelne instytuty statystyczne -
być może już niebawem na miejscu kościołów (tak jak ma to miejsce w Holandii czy
Szwecji) pojawią się puby i kina, a księżowską sutannę będzie można obejrzeć co
najwyżej w jakiejś muzealnej gablocie. Obok alchemicznej retorty, albo
kowalskiego młota — napawających nostalgią emblematów dawno już nieistniejących
(albo właśnie dogorywających) zawodów.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego religia z roku na rok traci na Zachodzi
zwolenników?
Najbardziej znani współcześni zachodni ateiści — Richard Dawkins, Sam Harris,
Christopher Hitchens czy Peter Singer — twierdzą, że przyczyna jest prosta.
Wobec wszystkiego, co współczesna nauka wie o świecie, a także wobec
gigantycznej ilości cierpienia dotykającego ludzi i zwierzęta — cierpienia
widocznego jak nigdy dotąd dzięki postępowi współczesnej medycyny oraz
technologii przekazu informacji — religia w sposób bezprecedensowy ujawnia
dzisiaj swoją bezradność. A wręcz absurdalność.
Według nich, wszystko sprowadza się bowiem w gruncie rzeczy do jednego pytania. W momencie, kiedy czytasz ten tekst, gdzieś na świecie jakieś dziecko zostaje
porwane, zgwałcone i zamordowane. Statystyki przestępczości mówią o tym
wyraźnie: mniej więcej trójka dzieci na godzinę pada łupem porywaczy. Wiele z nich staje się ofiarami agresji seksualnej, a później morderstwa. Rodzina
porwanego dziecka będzie się modlić o szczęśliwe zakończenie tej historii.
Będzie błagać Boga, żeby je uratował. Skoro, jak oficjalnie zadekretowali to
najwyżsi rangą przedstawiciele Watykanu, 13 maja 1981 roku Bóg spowodował
minimalne przesunięcie trajektorii lotu kuli, która, wystrzelona przez Ali Agcę,
cudownie minęła serce Jana Pawła II — dlaczego nie miałby uratować niewinnego
dziecka? Skoro w 2005 roku bez żadnej trudności uzdrowił francuską zakonnicę
Marie Simon-Pierre z choroby Parkinsona — dlaczego nie miałby pokrzyżować szyków
porywaczowi, gwałcicielowi i mordercy?
No właśnie — dlaczego? Bóg jest przecież wszechmogący, wszechwiedzący,
nieskończenie dobry, a na dodatek stworzył cały świat, wszechświat, ludzi,
zwierzęta, góry, rzeki, skały, lasy i miliardy innych rzeczy. A jednak jest w swoich cudownych interwencjach przeraźliwie selektywny. Pomaga francuskiej
zakonnicy w sprawie Parkinsona, ale pięciu milionom dzieci, które rocznie
umierają w Afryce — wygłodzone, wycieńczone, zdewastowane przez AIDS albo zabite w bratobójczych, plemiennych wojnach — już nie. Podobny brak zainteresowania
wykazuje na przykład wobec ofiar zdarzających się prawie co roku katastrof
żywiołowych (jak choćby wobec prawie 290.000 ludzi, którzy zginęli w 2004 roku, zmieceni z powierzchni Ziemi przez gigantyczną falę tsunami). O milionach,
miliardach ginących w potwornych męczarniach, skrajnym ubóstwie, katastrofach
czy szpitalach — nie wspominając. Nie wspominając także o skrajnym,
niewyobrażalnym cierpieniu zwierząt.
Pytanie brzmi — czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, że tak zachowuje się
wszechmogąca, wszechwiedząca i wszechdobra istota, która może w każdej chwili
interweniować w świecie i od czasu do czasu podobno to czyni? Czy jesteś w stanie uznawać istnienie Boga, który stworzył rzeczywistość nasyconą tak
niewyobrażalnym ogromem cierpienia — i który ignorując najstraszniejsze
męczarnie, najbardziej niewyobrażalne katusze, dotykające kobiety, dzieci,
mężczyzn i zwierzęta na świecie stworzonym przez niego samego, od czasu do
czasu, w ramach bonusu dla swojego kościoła, uzdrowi z Parkinsona jakąś
zakonnicę albo zmieni trasę lotu kuli mającej wyeliminować jego głównego
ziemskiego przedstawiciela? Czy nie wydaje ci się, że Bóg, który pozwala na coś
takiego, albo musi być kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek mocy i władzy, albo
musi być niewyobrażalnie wręcz perwersyjnym potworem?
Filozof i neurobiolog Sam Harris, autor książki „The End of Faith" („Koniec
wiary") oraz słynny australijski etyk Peter Singer uważają, że za każdym razem,
kiedy ktokolwiek zaczyna mówić o Bogu, kiedy przedstawiciele jakiegokolwiek
kościoła domagają się dla siebie miejsca w przestrzeni publicznej, kiedy
dokonują moralnej oceny twojej i mojej postawy na bazie swoich religijnych
kryteriów, kiedy komentują w telewizji rozmaite tragiczne wydarzenia, w których
każą nam dopatrywać się „sensu" i wzywają do „rachunku sumienia" — powinni
najpierw, zanim jeszcze postawią jakąkolwiek tezę, odpowiedzieć na
powyższe pytanie. Za każdym razem, kiedy przekonują, że Bóg uzdrowił jakiegoś
człowieka z Parkinsona, nowotworu, albo choroby serca, bądź też cudownie
poruszył kierownicą samochodową chroniąc kogoś przed śmiertelnym czołowym
zderzeniem czy też uratował załogę samolotu przed niechybną katastrofą — powinni
jednocześnie wytłumaczyć rodzinom dzieci zmarłych na ciężkie, przewlekłe
choroby, dlaczego ich najbliżsi zostali przez Boga przeznaczeni na śmierć w męczarniach, powinni wytłumaczyć rodzinom ofiar wypadków i katastrof dlaczego
Bóg ich akurat postanowił nie ratować.
Oto credo współczesnego ateizmu. Chodzi w nim o unieważnienie i sfalsyfikowanie
religijnej wizji świata. Chodzi o ujawnienie absurdalnych założeń na jakich się
ona opiera, a także konsekwencji jakie wiążą się z jej przyjęciem. Według
Harrisa i Singera bowiem — a także według
Bohdana Chwedeńczuka, Richarda Dawkinsa czy Christophera Hitchensa -
religia i nauka, religia i światopogląd oparty na logice oraz doświadczeniu, są
wobec siebie konkurencyjne. Prawdziwe jest albo jedno, albo drugie stanowisko.
Nie ma trzeciej opcji. Co więcej — pomiędzy tymi światopoglądami czy też
pomiędzy grupami ludzi owe światopoglądy reprezentującymi, toczy się nieustającą
rywalizacja o kształt przestrzeni publicznej, a zatem o kształt świata, w którym
żyjemy. Religia jest bowiem przede wszystkim zbiorem pewnych tez o świecie,
zestawem przekonań, posiadających bardzo praktyczne konsekwencje. Problem tylko w tym, że są to przekonania kompletnie nieuzasadnione, nielogiczne i złowieszcze. Jak choćby to o wszechmogącym i wszechwiedzącym Bogu. Nic zatem, co o świecie wiemy, a także nic, co wiemy o sposobach pozyskiwania tej wiedzy — tak
można lapidarnie ująć główną tezę Dawkinsa, Harrisa, Hitchensa czy Singera — nie
prowadzi nas do uznania, że jakakolwiek religia adekwatnie opisuje rzeczywistość i posiada jakiekolwiek specjalne narzędzia uprawniające ją do budowania takich
opisów. A jednocześnie cały czas próbuje to robić. Dlatego właśnie trzeba wejść z nią w otwarty, merytoryczny spór. Ten dzisiejszy spór jest tylko kolejnym
ogniwem łańcucha, którego wcześniejszymi elementami były przede wszystkim
rewolucja Kopernikańska i teoria Darwina. A także — szerzej — rozwój nowoczesnej
nauki i postępujący wraz z nim rozdział instytucji religijnych od państwa.
Kopernik i Darwin rozbili w proch teologiczno-biblijny mit o tym, że Ziemia jest
centrum kosmosu, człowiek jest wyróżnionym spośród innych jej mieszkańców
gatunkiem, stworzonym na obraz i podobieństwo Boga w jednym stwórczym akcie.
Współcześni ateiści twierdzą, że nie ma dziś ani jednego religijnego
twierdzenia, które wytrzymałoby konfrontację z logiką i faktami. A to właśnie
doświadczenia ubiegłego wieku, postęp medycyny i technologii informacyjnych,
uświadomiły nam z jak gigantycznym cierpieniem mamy do czynienia wokół. I jak
bezradna wobec tego cierpienia jest religia. A nawet gorzej. „Religia nadal" -
pisze Peter Singer w jednym ze swoich esejów — „jest główną przeszkodą na drodze
do reform, które wielu ludziom na całym świecie przyniosłyby ulgę w cierpieniu.
Pomyślcie tylko przez chwilę o sprawach takich, jak skuteczne zapobieganie
ciąży, aborcja, pozycja kobiety w społeczeństwie, wykorzystywanie embrionów do
badań naukowych w medycynie, wspomagane samobójstwo, postawy wobec
homoseksualistów i traktowanie zwierząt. W każdym z tych przypadków, gdzieś w świecie, przekonania religijne są przeszkodą na drodze do zmian, które
uczyniłyby świat bardziej przyjaznym, bardziej ludzkim i bardziej wolnym".
Singer, Harris czy Dawkins — choć przez rozmaitych publicystów czy bywalców
internetowych forów bywają określani mianem „antychrystów" bądź też, w wersji
łagodniejszej, „jeźdźców apokalipsy" czy też „architektów cywilizacji śmierci" -
są ludźmi raczej łagodnymi i otwartymi na dyskusję. Singer rozmawia z każdym,
nawet z agresywnymi grupami swoich najzacieklejszych ideowych przeciwników,
którzy regularnie zakłócają jego wystąpienia. Kilka lat temu, podczas wykładu w Instytucie Zoologii w Zurychu, wdarli się na salę i skandowali obraźliwe hasła.
Mimo to Singer próbował nawiązać z nimi kontakt. W odpowiedzi został zaatakowany
już nawet nie werbalnie, ale fizycznie. Jeden z uczestników protestu wdarł się
na scenę i uderzył go w twarz. Dawkins regularnie nagrywa dla BBC programy, w których spotyka się z najbardziej skrajnymi chrześcijańskimi fundamentalistami i próbuje nawiązać z nimi dialog. Harris — po publikacji swojej pierwszej książki — został zarzucony tak ogromną liczbą listów i maili zawierających najbardziej
wymyślne inwektywy, że całą następną książkę, „Letter to Christian Nation"
("List do narodu chrześcijańskiego) napisał w odpowiedzi swoim agresywnym
respondentom.
A jednak — poza inwektywami, albo arbitralnymi oskarżeniami o promowanie
„bezbożnictwa" i „deprawowanie ludzi" (skądinąd podobne oskarżenia spotkały dwa i pół tysiąca lat temu Sokratesa) — żadna właściwie merytoryczna, kompetentna
odpowiedź na ich zarzuty nie została sformułowana. Profesor filozofii Alister
McGrath, autor książki będącej odpowiedzią na „Boga urojonego" Richarda Dawkinsa, a także jeden z głównych polemistów najnowszej książki Stephena Hawkinga, w której ten wybitny fizyk twierdzi, ze „Bóg nie stworzył wszechświata" i żadna
koncepcja stwórcy nie jest nam do zrozumienia rzeczywistości potrzebna,
ogranicza się do arbitralnego powtarzania, że Bóg świat stworzył. Dinesh D'Souza,
znany amerykański publicysta katolicki, który występował w publicznych debatach z Peterem Singerem i Christopherem Hitchensem, powtarza jak mantrę, że nazizm i stalinizm były „reżimami ateistycznymi". To samo zresztą czyni Tomasz
Terlikowski — którego z racji wykształcenia i filozoficznych kompetencji stać
przecież na więcej — na filmach krążących po YouTube określający każdego kto
postuluje legalizację eutanazji osobliwym mianem „eutanazisty". Tak jakby
D'Souza czy Terlikowski nie rozumieli — na co wskazywało przecież wielu
myślicieli, między innymi autor wielu przenikliwych analiz systemów
totalitarnych Raymond Aron czy wybitny filozof Bertrand Russell — że nazizm i komunizm były ideologiami par excellence religijnymi, opartymi na dogmatycznej
wierze w jedynie prawdziwą wykładnię świata, nie zaś na krytycznej weryfikacji
własnych sądów i założeń. A może oni to jednak rozumieją? Wolą jednak tę tanią
demagogię niż realną konfrontację z pytaniem Singera, Harrisa, Chwedeńczuka czy
Dawkinsa. Bo czy ktokolwiek jest w stanie udzielić na nie sensownej odpowiedzi?
Postępująca poprawa warunków życia zachodnich społeczeństw, przejmowanie przez
świeckie państwo rozmaitych ról społecznych dotychczas zarezerwowanych dla
instytucji religijnych, osłabienie politycznej pozycji Kościoła katolickiego i innych kościołów chrześcijańskich — to wszystko, jak słusznie uważają znawcy tej
problematyki, niewątpliwie są także powody, dla których religia przyciąga
współcześnie coraz mniej ludzi.
Ale czy mimo wszystko ktoś, kto najpierw tworzy wyjątkowo mroczny i nieprzyjazny
świat, następnie umieszcza w nim ludzi i zwierzęta, a później spokojnie i bezczynnie patrzy na ich potworne cierpienia, które w mgnieniu oka mógłby
zniwelować — czy ktoś taki nie wydaje ci się albo zwyczajnym monstrum, albo też
zwyczajnym monstrualnym wymysłem?
« (Published: 01-12-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7587 |
|