|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Science and Religion
Składając rozum w ofierze Author of this text: Sam Harris
Translation: Julian Jeliński
Ludzkość
od dawna była zafascynowana krwawymi ofiarami. Co więcej, niczym niezwykłym było
urodzenie dziecka wyłącznie po to, by potem cierpliwie i z uczuciem wychowali
je religijni maniacy, wierzący, że najlepszym sposobem utrzymania słońca na
swoim miejscu, albo zabezpieczenia udanych plonów jest zaprowadzenie go za
delikatną rączkę na pole lub na szczyt góry i zakopanie, zarżnięcie lub
spalenie żywcem, jako ofiary dla niewidzialnego (i niemal z pewnością
fikcyjnego) Boga.
W wielu społeczeństwach,
gdy budowano nowy budynek, wydawało się jak najbardziej rozsądnym uspokoić
lokalne bóstwa, grzebiąc dzieci żywcem pod jego fundamentami (w ten sposób
wiara czasami funkcjonuje w świecie bez inżynierów budowlanych). Wiele społeczeństw
regularnie poświęcało dziewice, by chronić się przed powodziami. Inni
zabijali swoje pierworodne dziecko, a nawet je zjadali, aby zapewnić nieustającą płodność
matki. W Indiach, rytualnie karmiono niemowlętami rekiny w delcie Gangesu, by
osiągnąć ten sam cel. Hindusi palili także wdowy żywcem, by mogły podążyć
za swoimi mężami do innego świata. By nie pozostawić niczego przypadkowi, Hindusi
zakopywali również na polach poćwiartowane ciała mężczyzn konkretnej kasty, wychowanych
specjalnie w tym celu, by zapewnić, że zbiór
kurkumy będzie odpowiednio purpurowy. W efekcie światlejsze elity naciskały na
Brytyjczyków, by to oni położyli kres tym pobożnym okrucieństwom.
W wielu zamierzchłych
kulturach, gdy umierał arystokrata, inni mężczyźni i kobiety pozwalali na
to, by pogrzebano ich żywcem, by mogli służyć mu w innym świecie. W starożytnym
Rzymie, od czasu do czasu zarzynano dzieci, by można było odczytać przyszłość z ich wnętrzności. Kobiety z plemienia Dyak, na Borneo, nawet nie zwracały uwagi
na zalotnika, jeżeli w ramach miłosnego podarku nie przyniósł sieci pełnej
ludzkich głów. Pewien wyjątkowy człowiek z Fidżi wymyślił potężny
sakrament o nazwie „Vakatoga", który wymagał, aby kończyny ofiary
zostały odcięte i zjedzone na jej oczach. Wśród Irokezów, jeńcy wojenni często
mogli żyć wśród członków plemienia przez wiele lat, a nawet żenić się,
cały czas będąc skazanymi na obdarcie ze skóry żywcem, jako ofiara dla Boga
Wojny (ich wszystkie dzieci spłodzone w niewoli czekał ten sam los).
Niezliczone plemiona afrykańskie mają długą historię mordowania ludzi, by
wysłać ich, jako posłańców jednostronnego dialogu ze swoimi przodkami, albo
by zmienić ich członki w magiczne talizmany. Tego typu rytualne mordy po dziś
dzień mają miejsce w wielu afrykańskich społecznościach.
Niezwykle istotne jest uświadomienie
sobie, że to niesamowicie głupie wykorzystywanie ludzkiego życia było od zawsze
związane z religijnie. Jest ono produktem tego, co konkretni ludzie sądzą,
że wiedzą o niewidzialnych bogach i boginiach, i tego, czego w oczywisty sposób
nie wiedzą o biologii, meteorologii,
medycynie, fizyce i wielu innych naukach. Nauka ma znacznie więcej niż tylko
trochę do powiedzenia na temat wydarzeń na świecie, które tych ludzi dotyczą.
Chrześcijaństwo
stanowi absurdalnie otwartą gloryfikację tej godnej pogardy historii
religijnych okrucieństw i ignorancji nauki. Mówi się, że Jan Chrzciciel
zobaczywszy po raz pierwszy Jezusa powiedział „Oto Baranek Boży, który gładzi
grzech świata" (Jan 1:29). Dla większości chrześcijan, ta dziwna opinia
jest wciąż wiążąca i pozostaje istotą ich wiary. Chrześcijaństwo można
sprowadzić do twierdzenia, że musimy kochać i być kochanymi przez Boga, który
zaaprobował to, że jedna istota (przypadkiem będąca jego synem) stała się
kozłem ofiarnym, była torturowana i została zamordowana, by zrekompensować złe
zachowania i myśli innych.
Rozwińmy
te dobre nowiny: żyjemy we wszechświecie, którego bezmiar z ledwością możemy
ogarnąć, na planecie obfitującej w stworzenia, które dopiero zaczynamy
poznawać, ale ten cały chrześcijański projekt został cudownie zrealizowany dwadzieścia wieków
temu, gdy jeden z gatunków ssaków naczelnych (my) zszedł z drzew, wynalazł
rolnictwo i żelazne narzędzia, ledwie spostrzegł (niczym przez ciemne
zwierciadło), że można trzymać ekskrementy z dala od żywności, a następnie wybrał
jedną istotę, by została brutalnie wychłostana i ukrzyżowana.
Pogląd, że Jezus
Chrystus umarł za nasze grzechy oraz że jego śmierć ustanawia skuteczne
przebłaganie „kochającego" Boga jest bezpośrednim i nieskrywanym
dziedzictwem po zabobonnym upuszczaniu krwi, które było plagą wśród
zagubionych ludzi od początku ludzkiej historii. Patrząc na to z dzisiejszej
perspektywy takie przekonanie jest tak niemoralne i jednocześnie dziwaczne, że
nie wiadomo od czego zacząć krytykę. Dodajmy do tej nędznej mitologii otaczającą
śmierć tego człowieka w wyniku tortur (pasję Chrystusa) symboliczny
kanibalizm eucharystii. Napisałem „symboliczny"? Przepraszam: według
Watykanu z pewnością nie jest symboliczny. Wciąż obowiązuje Trydenckie
wyznanie wiary :
Wyznaję także, iż
we Mszy świętej ofiaruje się Bogu prawdziwą, istotną, błagalną Ofiarę za
żywych i umarłych, i że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii jest
prawdziwie, rzeczywiście i istotnie Ciało i Krew razem z Duszą i Bóstwem
Pana naszego Jezusa Chrystusa; i że się tam przemienia cała istota chleba w Ciało i cała istota wina w Krew, którą to przemianę Kościół Katolicki
nazywa przeistoczeniem. Wyznaję też, iż nawet pod jedną tylko postacią
przyjmujemy prawdziwie całego Chrystusa i rzeczywisty Sakrament.
Oczywiście
katolicy stworzyli sporo uciążliwej i nieprzekonującej teologii w tych
kwestiach, by wytłumaczyć to, jak mogą naprawdę zjadać ciało Chrystusa, a nie jedynie wafle ubrane w metafory, i naprawdę pić jego krew, nie będąc
jednocześnie sektą szalonych kanibali. Wystarczy jednak powiedzieć, że światopogląd, w którym ważne miejsce zajmują „błagalne ofiary na rzecz żywych i umarłych"
trudno obronić w roku 2007. Ale to nie powstrzymało (bądź co bądź)
inteligentnych i mających dobre intencje ludzi od prób obronienia tego.
Ostatnio dowiedzieliśmy się jeszcze, że Matka Teresa — najbardziej ceniona
propagatorka tego dogmatyzmu w minionym wieku — sama wątpiła przez całe
swe życie. Wątpiła w obecność Chrystusa w eucharystii, w niebo, a nawet w istnienie Boga.
Panie,
Boże mój, kim jestem, żeś mnie opuścił? Dziecko miłości, a teraz
najbardziej nienawidzone, to jedyne, odrzucone przez ciebie jako niechciane,
niekochane. Wołam, trwam, chcę — ale nikt nie odpowiada, nie mam przy kim trwać,
Nikt. Sama… Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko… nie ma niczego prócz
pustki i ciemności… Mój Boże — jak bolesny jest nieznany ból — nie mam
wiary — nie ośmielę się wypowiedzieć słów i myśli, które tłoczą się w mym sercu — i sprawiają, że cierpię nieopisaną agonię.
Żyje
we mnie tyle pytań bez odpowiedzi, które boję się odkryć — ze względu na
bluźnierstwo — Jeśli jest Bóg — niech mi wybaczy. Kiedy staram się wznieść
moje myśli do Nieba, napotykam na tak wielką pustkę, że te myśli wracają
jak ostre noże i ranią moją duszę… Jak wielki jest ten nieznany ból -
nie mam wiary. Mówi mi się, że Bóg mnie kocha — ale prawdziwość ciemności,
chłodu i pustki jest tak wielka, że nicość dotyka mej duszy. Czy popełniłam
błąd ślepo poddając się Wezwaniu Najświętszego Serca?
- te słowa zaadresowane są do Jezusa i sugerują jego rolę jako
spowiednika (niedatowane).
Opublikowane
niedawno listy Teresy odsłaniają umysł pełen wątpliwości (czyli taki, jaki
powinien być). Ukazują także kobietę, która z pewnością cierpiała na
zwyczajną depresję, ale nawet świeccy komentatorzy zaczęli kulturalnie
zakrywać ten fakt, odnosząc się do jej świętości i męczeństwa. Reakcja
Teresy na własną dezorientację i hipokryzję (to jej słowa) odsłania jak
bardzo niestała może być wiara religijna. Jej wątpliwości co do istnienia
Boga zostały zinterpretowane przez jej spowiednika jako znak, że dzieliła
chrystusową mękę na krzyżu. Skoncentrowanie się na chwiejnej wierze, zdaniem
spowiednika, pozwoliło Teresie „pokochać ciemność", której doświadczyła w czasie nieobecności Boga. Oto genialność tego, co niefalsyfikowalne. Inni
katolicy także stosują się do tej zasady: wątpliwości Teresy wzmocniły
jedynie jej pozycję w oczach Kościoła i uznano je za kolejny dowód łaski bożej.
Zastanów się: jeżeli
nawet wątpliwości ekspertów uważa się za dowód potwierdzający doktrynę,
czy cokolwiek może ją podważyć?
Tekst oryginału.
The Washington Post, 31 sierpnia 2007r.
« Science and Religion (Published: 28-12-2011 )
Sam HarrisAutor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku. Private site
Number of texts in service: 28 Show other texts of this author Newest author's article: Tajemnica świadomości | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7648 |
|