|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« People, quotes Kilka słów o Hitchensie Author of this text: Jacek Tabisz
Śmierć
Christophera Hitchensa wstrząsnęła większością ateistów i wolnomyślicieli na
świecie. Obok Dawkinsa i Dennetta należał on do głównych liderów nurtu, który
nasi przeciwnicy ochrzcili mianem „nowego ateizmu". „Nowość" postulowana w tym
haśle jest dość kontrowersyjna, w końcu nie od dzisiaj wielu inteligentnych i wrażliwych ludzi dostrzega, jak powszechne są nadal religijne „oczywistości",
oddanie którym sprzyja nieraz przemocy, a z pewnością marnuje czas i szkodzi
wychowaniu dzieci. Nowi ateiści stali się „nowi" dlatego, iż odważyli się
publicznie bronić prawdy o naszej rzeczywistości, w dużej mierze w oparciu o odkrycia nauk ścisłych i przyrodniczych (których jedność dość wyraźnie
postulują). Dennettowi i Dawkinsowi ogromnie pomaga w ich działaniach fakt, iż
sami są wybitnej miary naukowcami, specjalizującymi się do tego w ewolucjonizmie, który dużo lepiej niż fizyka teoretyczna, tudzież czysta
filozofia (Dennett łączy filozofię umysłu z wykształceniem medyczno-przyrodniczym) tłumaczy, jak to się stało, iż bez pomocy żadnego boga w wyniku
powolnej i generującej przypadkowe zdarzenia ewolucji powstało świadome życie,
które niekiedy, w postaci licznych mistyków łudzi się przyziemną celowością
fałszywego osobowego bóstwa tam, gdzie pięknie i tajemniczo lśnią „bezbożne"
gwiazdy.
Hitchens na tle swoich najsławniejszych kolegów prezentował opcję bardziej
codzienną i humanistyczną również w popularnym tego słowa znaczeniu. Nie raz
(będąc osobiście szczególnie przywiązanym do działań i poglądów Dawkinsa)
słyszałem opinię o tym, iż Hitchens ze swoim polemicznym i błyskotliwych
charakterem, niewolnym od pewnych błędów, „jest najbardziej ludzki". Ciężko mi
było się zgodzić z tym poglądem, dopóki znałem Hitchensa jedynie z książek
przetłumaczonych na polski — „Bóg nie jest wielki" i „Misjonarska miłość. Matka
Teresa w teorii i praktyce". Były to lektury ważne i ciekawe, jednakże, moim
zdaniem, znacząco ustępujące „Bogowi urojonemu" Dawkinsa, czy „Odczarowaniu"
Dennetta. Hitchens, w przeciwieństwie do swoich „towarzyszy broni", nie wniknął w naturalne przyczyny rodzenia się zabobonności i religijności. Skupił się
głównie na oburzeniu, jakie słusznie rodzi poświęcanie rzeczy cennych, z ludzkim
życiem włącznie kultywowanym zazwyczaj z egotycznych przesłanek wierzeniom.
Jedną z przyczyn owego egotyzmu, zwłaszcza w przypadku chrześcijaństwa, jest
paniczna chęć zapewnienia sobie życia po śmierci. Dawkins najlepiej zwrócił na
to uwagę, Hitchens skupił się raczej na krytyce budzących grozę i żałośnie
śmiesznych (co razem składa się nieraz na makabreskę) efektów religijności.
Nigdy nie byłem zwolennikiem analizy samych efektów, bez gruntownego podania
źródeł, lecz doskonale rozumiałem, iż skupienie Hitchensa na samym oburzeniu
istniejącym stanem rzeczy jest cenne dla wielu czytelników, dodaje im też sił i odwagi. Drugą wadę dostrzegłem w niedostatecznym zrozumieniu przez Hitchensa
działania wiary, w którym to temacie znakomity jest Dennett (polecam jego
wykłady dla fundacji Dawkinsa dostępne w dobrej jakości na YouTube). Owe
Dennettowskie „wierzę, że wierzę w boga" wydało się materiałem zupełnie przez
Hitchensa nieprzyswojonym, a tak to przecież działa, zwłaszcza gdy mówimy o chrześcijaństwie, a w nim o katolicyzmie. Dlatego analiza zasługującej na ostrą
krytykę, przereklamowanej Matki Teresy z Kalkuty trafiła moim zdaniem nie do
końca w centralne miejsce na tarczy walki z religijnym zakłamaniem. O ile
słusznie opisał Hitchens niegodziwą fascynację cierpieniem dla Jezusa w ośrodkach prowadzonych przez albańską świętą, w których nie chodziło wcale o pomoc chorym, o tyle zupełnie nie zrozumiał czegoś, co nazwał ateizmem Matki
Teresy. Otóż ostre wątpliwości, nicość wiary, jaką widziała Teresa, nie
oznaczały wcale, iż owa siostra zakonna odeszła od chrześcijaństwa. Tego typu
„noc ciemna" jest niejako sednem nowoczesnej wiary chrześcijańskiej. Ambicje
albańskiej świętej nie stały tu w sprzeczności — można gorąco wierzyć i być
całkowicie cynicznym graczem politycznym — taką niespójność natury ludzkiej
rozumie doskonale Dennett i znakomicie ją tłumaczy na bazie swojej wspartej
badaniami mózgu teorii umysłu.
Zjawisko wiary we wiarę powstało jeszcze w judaizmie, bowiem w innych kulturach starożytnych ciężko odnaleźć bogów
(boginie) apelujących o wierzenie w nich. Trwałość judaizmu i powszechność
chrześcijaństwa dowiodły, iż walka o pewność wiary w boga jest najistotniejszym
motorem ich rozwoju. Zatem Matka Teresa znakomicie zmieściła się w owym głównonurtowym trendzie religii Mojżeszowych.
Przeżył on dwie reformy — nowożytną („Ćwiczenia" Loyoli i zakład
Pascala), oraz współczesną (chrześcijański egzystencjalizm Unamuno, ale też
wielu innych, z papieżem Janem Pawłem II włącznie, jeśli wczytać się w jego
teksty parafilozoficzne).
Słuchałem zatem pochwał pod adresem Hitchensa z pewnym dystansem, aż do momentu, w którym zobaczyłem go w akcji, czyli podczas debat i wywiadów, które są
dostępne w internecie w ilości przeogromnej. „Cóż za rozkwit ludzkiej odwagi,
uczciwości, humanizmu i szczerości!" — myślałem z ogromnym podziwem i wielkim
uśmiechem na twarzy, nie mogąc się oderwać od odtwarzającego te wszystkie
wspaniałości laptopa. Hitchens jako mówca i polemista zerwał z dyplomatycznym
owijaniem w bawełnę rzeczy w swojej istocie niegodziwych. Odważnie, uczciwie, z klasą i humorem podsuwał pod nos lustro egotycznym (samo)oszustom wszelkich
religii. Tam, gdzie Dennett i Dawkins starali się zachować kulturalne milczenie
(będące niekiedy samobójczym) zjawiał się nagle Hitchens i jak prawdziwy
demokrata bronił powszechnego dobra, pokazywał, iż okadzony kadzidłami król tej
czy innej wiary jest nagi. Dennett, Harris i Dawkins napisali po śmierci
„Hitcha" (jak zwali go przyjaciele), swoje epitafia. We wszystkich da się odczuć
wątek dotyczący tego, iż umarł ktoś niezastąpiony. Był to wniosek jak
najbardziej prawdziwy, gdyż głęboko humanistyczna odwaga jest jedną z rzadszych
rzeczy, które występują wśród przedstawicieli gatunku Homo sapiens. Gdyby na
świecie żyło teraz i dawniej choć ze 100 Hitchensów, różne kłamliwe systemy
wierzeń powołujące się z brawurą pokerzystów na własną „moralność" dawno
odeszłyby do lamusa. Czy Hitchens znajdzie następców? Czy takiej odwagi można
się nauczyć? Wydaje mi się, niestety, iż to wrodzony talent, objawiający się być
może raz na 7 miliardów razy.
Pozycję
dominującą światowej religii zajmuje chrześcijaństwo, które jest moim zdaniem
bardziej wiarą w kontynuację życia po śmierci, zaświatyzmem, niż teizmem. Siłą
tej wiary jest lęk i ciągle dokonywany zakład Pascala, iż może jednak warto
przynajmniej sympatyzować z nauczaniem Ewangelii, skoro po śmierci może się to
okazać potrzebne. Wiara trzód „Dobrego Pasterza" w zaświaty, owe zreformowane, a raczej dekadenckie Dionizje, oznacza mniejszą lub większą niechęć do tzw.
„doczesności". Oznacza zupełnie doczesną śmierć doczesnych ludzi, w której
zadawaniu chrześcijanie przez kilkanaście wieków wygrywali z wyznawcami innych
systemów wierzeń, teraz nieco z tego przebudzeni dzięki dwóm rewolucjom -
francuskiej i przemysłowej. Smutny zbieg okoliczności sprawił, iż Hitchens
musiał się osobiście zmierzyć z tym dylematem. Gdy był jeszcze w pełni sił i gdy
zaczął w pełni rozwijać karierę odważnego i uczciwego człowieka (karierę na tą
skalę rzadką, niemal unikatową wśród miliardów ludzi), wykryto u niego raka.
Bunt komórek był wywołany hedonizmem, polegającym między innymi na nadużywaniu
nikotyny. Hedonizm ten wiązałbym z radosnym, chciwym czerpaniem z życia
wszystkiego co przyjemne i nie szkodzi innym. Hedonizm ten nie dziwi u jednej z nielicznych osób, którym naprawdę udało się wyzwolić z religijnego Matrixa.
Jakkolwiek by nie było, Hitchens musiał stoczyć nierówną walkę ze śmiercią,
którą przedwcześnie przegrał.
Na
filmach oglądaliśmy wtedy Hitchensa wyniszczonego przez chorobę i inwazyjne
terapie. Wielu wyznawców Chrystusa, zwanego przez nich „Miłością" liczyło na to,
iż w tak trudnej sytuacji zadziorny dziennikarz zwróci się o to, co w ich wierze
najistotniejsze, czyli sięgnie po złudzenie biletu do zaświatów. Niejeden
ateista też śledził z zainteresowaniem ostatnie wystąpienia Christophera
Hitchensa licząc na jego nieugiętość, albo po prostu konsekwentne trwanie przy
uczciwej postawie osoby zdającej sobie sprawę z prawdziwego oblicza
rzeczywistości. Hitchens nie zawiódł ludzi, których tak dzielnie reprezentował,
aczkolwiek był szczery. W jednym z wywiadów na temat swojego zdrowia uczciwie
wyznał, iż nie cieszy go pośmiertna sława, chętniej pożyłby choć trochę dłużej i we w miarę dobrej kondycji.
Szczerość Hitchensa niekiedy bywała kontrowersyjna nawet dla jego największych
zwolenników. W sławnej dyskusji Dawkinsa, Dennetta, Harrisa i Hitchensa, zwanej
przekornie „rozmową Czterech Jeźdźców Apokalipsy", Hitchens przyznał między
innymi, iż nie chciałby, aby ludzie kiedyś przestali wierzyć, bo miło mu się
walczy o prawdę i czułby się wtedy niepotrzebny. Oczywiście, racjonalnie wypada
pomyśleć „jestem ateistą medialnym, bo wciąż zagrażają nam fałszywe, egotyczne i zgubne idee antycznych pasterzy kóz, gdyby nie to, nie traciłbym na to czasu". Z drugiej jednak strony szczerość Hitchensa w tym względzie miała pozytywny
potencjał — nie ukrywał faktu, iż walka z zabobonami i ich wyznawcami sprawia mu
autentyczną przyjemność. A bojować umiał jak mało kto — stanowczo, ale jednak
kulturalnie, niby prosto, ale z ogromną, zaskakującą wręcz znajomością faktów i różnych drobnych detali, które apologeci tej, czy innej religii lubią
wykorzystywać dla swoich celów, rozsiewając zasłonę dymną, w której nauczyli się
tonąć wbrew rzeczywistości i którą z tym większą łatwością wykorzystują wobec
innych. Bardziej kontrowersyjne było wyznanie Hitchensa dotyczące muzułmanów,
które zaszokowało pozostałych, zgromadzonych przy stole „jeźdźców".
Sądząc
po biografii Hitchensa, owo niepokojąco wojownicze wyznanie odzwierciedlało
wewnętrzną walkę, jaką jego twórca przebył w swoim życiu. Zaczynał jako typowy
lewicowiec, gdy jednak zauważył, iż nowa lewica zbacza w stronę
postmodernistycznego kultu multikulturowości, gdzie prawd jest wiele i przynależą do plemiennych systemów wartości, jako jedynego obiektywnego
wyznacznika, musiał się od tego odciąć. W końcu to on był autorem świetnych
polemik burzących samozadowolenie „strażników tradycji". Pewnemu rabinowi starał
się na przykład uświadomić, iż religijna
tradycja sprawia, iż główną reakcją na narodziny dziecka jest dla judaistów (ale
też oczywiście muzułmanów i niektórych chrześcijan) okaleczenie tego cudownego
tworu miliardów lat ewolucji, mającego się cieszyć świadomością w niemal
bezgranicznym i pogrążonym w ciszy kosmosie. Takie uwagi były olśniewające -
zwykle myśli się bowiem, iż ucięcie kawałka napletka niemowlęciu nie powoduje
kalectwa ani jakichś innych reperkusji. Gdy jednak nazwie się całą rzecz po
imieniu, wychodzi z tego żenujące barbarzyństwo. Pozostaje tylko wstyd, choć
zbyt kulturalni ateiści unikają obnażenia tego wstydu przez źle pojęty szacunek.
O podobnym zdarzeniu napisał w poświęconym pamięci Hitchensa artykule Dennett. Ostatnią kroplą goryczy, która przepełniła lewicowy kielich Hitchensa były
reakcje wielu intelektualistów na zamach na WTC i krytyka polityki
amerykańskiej, jaką owo tragiczne zdarzenie wykreowało. Hitchens autentycznie
znienawidził fundamentalistów islamskich, bowiem w ich wypadku dostrzegł
znacznie groźniejsze zachowania niż żydowskie obrzezanie, popierane do tego
przez upojoną ideami oderwanymi od faktów nową, postmodernistyczną lewicę. Na
znak ostatecznego protestu przyjął obywatelstwo amerykańskie (nie rezygnując
jednakże z brytyjskiego) i zaczął chwalić politykę zagraniczną republikańskich
polityków, krytykując z zapałem demokratów.
Hitchens był oddany ideałom oświecenia. Cenił ogromnie jedno z największych
osiągnięć kultury Zachodniej, jakim jest wolność jednostki. Zauważył, iż owo
osiągnięcie wciąż jest tylko projektem, bowiem nic nie niszczy tej wolności tak
mocno jak religia, która ze swej definicji musi być totalitarna. Wolność
jednostki wyrażała się, zdaniem Hitchensa, poprzez swobodną, humanistyczną
ekspresję i naukowe odkrycia.
Odnoszę
wrażenie, że reakcje na śmierć Hitchensa były dość dziwne, wyłączając nie
wykraczającą poza prosty schemat amoralną radość (skrywaną, lub nie) większości
wierzących. Pośmiertne artykuły przyjaciół Hitchensa dowiodły, iż niełatwo ująć
fenomen tej osobowości. Z jednej strony gwałtownej, wyprzedzającej nasze czasy, w których również większość niewierzących podchodzi do sfery sacrum z instynktownym szacunkiem. Z drugiej strony, pomimo całej tej gwałtowności,
niezwykle ciepłej i humanistycznej nawet na tle innych propagatorów racjonalizmu i praw człowieka. Hitchens był przede wszystkim dziennikarzem, obserwatorem
życia, nie bojącym się brzmienia własnego głosu. W dzisiejszych czasach
dziennikarze często stają się karykaturą misji związanej ze swoim zawodem.
Hitchens pokazał, iż można inaczej, że to właśnie znakomity dziennikarz ma
najlepsze narzędzia w ręku, aby oddziaływać na społeczeństwo, skłaniać je do
myślenia i ostrzegać przed największymi zagrożeniami.
Ps.: Ten artykuł został zamieszczony również na stronie
psr.org.pl i stanowi wstęp do działań Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów mających na
celu uczczenie pamięci Christophera Hitchensa.
« People, quotes (Published: 01-01-2012 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Number of texts in service: 118 Show other texts of this author Newest author's article: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7659 |
|