|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » »
Kto pierwszy, ten lepszy Author of this text: Anna Kurcek
Istnieje w ewolucji pewna nieskromna tendencja, która za
miarę postępu każe nam przyjmować złożoność wytworzonych form. Nie jest
ona jednak do końca prawdziwa. Ekspresja dużej liczby genów wiąże się
bowiem ze zużywaniem ogromnej ilości energii i substancji budulcowych, których
zdobycie bywa często kłopotliwe ze względu na ograniczone zasoby środowiska. Z tych właśnie powodów niektóre cechy zanikają z pokolenia na pokolenie. Jest to tak zwana ewolucja redukcyjna genomu. Dotyczy
ona głównie niepotrzebnych i uciążliwych genów, stanowiących swego rodzaju
balast i usuwanych z całkiem oczywistych powodów. Niektóre organizmy tracą
jednak zdolność do pełnienia pewnych niezbędnych z założenia funkcji, a mimo to wciąż są w stanie nie tylko przetrwać, ale również efektywnie się
rozmnażać.
Kluczem do ich sukcesu jest wyzysk, czyli korzystanie z pracy innych, bardziej naiwnych osobników. Zjawisko to występuje dość
powszechnie. Kto z nas nie słyszał o pasożytach takich jak np. tasiemiec, który
żyjąc w jelitach swojego gospodarza posila się gotowymi składnikami odżywczymi,
pochodzącymi ze strawionego już jedzenia. Dzięki temu udogodnieniu mógł on
sobie pozwolić na całkowitą utratę własnego układu pokarmowego. Zależność
tą łatwo jest nam zrozumieć, ponieważ na własne oczy widzimy, kto jest
poszkodowany, a kto zyskuje na owym nieuczciwym interesie.
Co jednak począć w przypadku organizmów, które mimo iż
żyją na własną rękę, zdołały w podobny, zastanawiający sposób
ograniczyć wielkość swoich genomów? Przykładowo, bakterie planktonowe z gatunków Prochlorococcus i Candidatus Pelagibacter zrezygnowały całkowicie z produkcji enzymów
chroniących je przed stresem oksydacyjnym, to znaczy takim, który jest związany z obecnością reaktywnych form tlenu. Do tej grupy związków należy m.in.
nadtlenek wodoru, powstający podczas rozkładu zgromadzonej w wodzie materii
organicznej. Jak wykazały badania porównawcze, przodkowie Prochlorococcus i Candidatus
Pelagibacter posiadali owe specjalne mechanizmy obronne, a zatem nie zostały
one pominięte w trakcie rozwoju, a wręcz przeciwnie zanikły w wyniku
ewolucji. Dlaczego? I w jaki sposób „zubożałe" organizmy zdołały nie
tylko przeżyć, ale również w znacznym stopniu opanować środowisko w którym
żyją?
Odpowiedź na te pytania nie może się niestety ograniczać
do prostego stwierdzenia, że oszczędność pobieranych związków była na
tyle duża, aby usprawiedliwić podejmowane ryzyko. Zasada ta nie sprawdza się
bowiem w przypadku hodowli laboratoryjnych, w których populacje wspomnianych
mikroorganizmów osiągają znacznie mniejsze rozmiary niż w naturalnym środowisku.
Rozwiązanie tego problemu przedstawili ostatnio Richard
Lenski i J. Jeffrey Morris z Michigan State University oraz Erik Zinser z University of Tennessee (USA). Zawartość nadtlenku wodoru jest według nich
ograniczana przez pozostałych członków wodnych społeczeństw. Oznacza to, że
oszczędne mikroorganizmy są swego rodzaju pasożytami, które całkowicie
polegają na pomocy swoich sąsiadów, czyli pechowców, którzy zbyt późno
spostrzegli się, że pracują dla dobra ogółu. Gdyby również i oni
przestali unieszkodliwiać szkodliwe związki, skazaliby tym samym na śmierć
nie tylko leniwych wyzyskiwaczy, ale również i samych siebie. Byłaby to
zdecydowanie zbyt duża ofiara i właśnie dlatego utrata odporności na
nadtlenek wodoru nie stanowi w pewnych przypadkach żadnego ryzyka i może być
rozpatrywana jako cecha adaptacyjna, zachęcająca do życia w złożonych społecznościach.
Odkrycie to rzuca zatem całkowicie nowe światło na skomplikowane kolonie
mikroorganizmów, takie jak np. biofilmy, a także dostarcza odpowiedzi na
pytanie, dlaczego tak wiele gatunków nie jest w stanie przeżyć w czystych
kulturach.
Nowa teoria została nazwana hipotezą czarnej królowej
(ang. Black Queen Hypothesis; BQH),
czyli inaczej damy pik, wyjątkowo niepopularnej podczas gry w kierki. Jako
najwyżej postawiona karta stanowi ona prawdziwe przekleństwo dla graczy starających
się zebrać jak najmniejszą ilość punktów. Pechowiec, który ją wylosował,
bierze na siebie nieprzyjemności zagrażające reszcie grupy. Ciekawe
skojarzenie. Czyżby również i naukowcy zamiast pracować grywali w karty, a swoje obowiązki zrzucali na pozostałych kolegów z laboratorium?
Materiały źródłowe:
« (Published: 05-04-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7925 |
|