The RationalistSkip to content


We have registered
205.028.798 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Articles and essays  
Praca u podstaw [1]
Author of this text:

Praca przechodziła dziwne koleje losu. Podobno najpierw stworzyła człowieka, a nawet, jeśli nie, to stwarzanie człowieka innymi metodami wymagało i nadal wymaga, jeśli nie pracy, to jednak pewnego wysiłku. Jest też szkoła dowodząca, że praca jest karą za zbytnią ciekawość, nieposłuszeństwo i łatwowierność.

Starożytni mędrcy, szczególnie greccy, jak wiadomo, brzydzili się pracą, ale tylko fizyczną, bo jednak swoje mózgownice zatrudniali i to z niezłym skutkiem. Niektóre ich pomysły namąciły, co prawda w głowach nie tylko ich ziomkom, bo to, co jeden uważał za białe, drugi traktował jako czarne, ale niektóre są nadal przydatne, a można domniemywać, że będą przydatne tak długo, jak długo będą istnieć ludzie. Jak się pomyśli, że kilka ważnych kwestii zdołali bezbłędnie rozstrzygnąć mając do dyspozycji tylko piasek i patyczki, to można podziwiać ich wyobraźnię i precyzję rozumowania. A byłoby tego mącenia jeszcze więcej, gdyby nie pobożni chrześcijanie, którzy spalili przynajmniej jedną bibliotekę. Ciekawe, czy gdyby te spalone mądrości zachowały się dłużej, to wieki średnie trwałyby krócej, czy też tyle samo, i czy Arystoteles byłby takim samym niewzruszonym autorytetem, jakim go zrobiono, czy też ustąpiłby miejsca innemu?

Grecy mogli sobie pozwolić na leniuchowanie, bo w tamtych czasach nie było zbyt wiele do roboty, ot postawić jakiś Partenon, jakiś amfiteatr lub coś w tym guście. Najcięższe prace wykonywali niewolnicy, którzy brali się nie wiadomo skąd, choć chyba sami do Aten i pozostałych greckich miast się nie pchali. Kto wie, może jednak w Atenach żyło się im lepiej niż w rodzinnych stronach. Rzeczy najważniejsze, np. zdobywanie Troi czy złotego runa, robili za nich herosi, których było wtedy, co niemiara.

W Grecji praca była też karą, którą nakładano nie tylko na zwykłych śmiertelników, ale także na różnych królów, a nawet boskich herosów. Taki Herakles, przecież syn samego Zeusa, za swe grzechy musiał się nająć do czarnej roboty, i to na bardzo niemiłych warunkach. Dziś z niektórymi pracami tak łatwo by mu nie poszło. Już widzę oczyma wyobraźni demonstrację ekologów przykuwających się grubymi łańcuchami do drzwi stajni Augiasza i protestujących przeciwko spuszczaniu jej zawartości do któregoś z pobliskich mórz. Miałby też spore kłopoty za tępienie rzadkich gatunków zwierząt, zupełnie unikalnych nawet w ówczesnych warunkach. Przecież taka hydra to, wypisz wymaluj, musiała być jakąś krewniaczką naszego smoka spod Wawelu, więc mamy tu kolejny dowód, że dinozaury, także pterodaktyle, bo czymże były owe stymfalijskie ptaszyska, jeśli nie pterodaktylami, nie tak dawno chadzały jeszcze po świecie. Trochę Grecy upiększyli te swoje historie, niczym wędkarze opowieści o rybach, hydrze dodali głów, może zobaczyli ją zaraz po Dionizjach i trochę w oczach im się dwoiło, ale rzecz aż się prosi o rzetelną, naukową, analizę, a mamy, co najmniej jednego specjalistę od tych spraw niebylejakiej sławy.

Nie ubolewałbym też nad losem Syzyfa. Nie była to znowu taka beznadziejna praca, to turlanie kamienia. Po każdym upadku kamień był coraz mniejszy, bo się wykruszał, nawet gdyby był z diamentu to by się w końcu też rozpadł, więc po paru takich upadkach problem sam by się rozwiązał. A znając spryt Syzyfa, to gotów jestem się założyć, że za każdym razem chwyciłby się za najmniejszy odłamek, wszak wciąż byłby to ten sam pierwotny kamień, i skończyłby pracę szybciej, niż się bogowie tego mogli spodziewać.

Jakby na ten problem nie patrzeć, praca do dziś jest stosowana jako kara, niekiedy działająca wychowawczo. Są takie kraje, podobno, w których praca dla skazanych musi być, nawet gdyby uczciwi obywatele z tego powodu mieli być bezrobotnymi. U nas, na szczęście, aż tak źle nie jest, jednak bywają sytuacje, że więźniowie sami znajdują dla siebie pracę, jak to się zdarzyło np. podczas ubiegłorocznej powodzi.

Ale co to właściwie jest praca? Niby wszyscy wiedzą, ale jak zacząć pytać, to wychodzi jak z czasem w fizyce lub zbiorem w matematyce. Dopóki nie trzeba wyjaśnić, co to takiego, wszystko jest proste i zrozumiałe, z tego wypływa też i ten wniosek, żeby nie tłumaczyć komuś, kto nie rozumie. A jak już zrozumie, to tym bardziej nie ma potrzeby.

W fizyce to jest sprawa względnie prosta; praca to jest siła razy przesunięcie, ale tylko praca mechaniczna, w ekonomii czy filozofii to już trochę gorzej, bo nie o taką prymitywną pracę tam chodzi, tylko o pracę w ogóle. Ponadto myśliciele posługują się mniej precyzyjnymi określeniami i badają pracę z różnych punktów widzenia.

Lat temu trzydzieści pojawiła się rozprawa, która miała zrewolucjonizować nie tylko rozumienie pracy, ale także podejście do niej, głównie ze strony pracodawców. Może nie jestem zbyt dociekliwy, ale nie zauważyłem, aby apologeci owej rozprawy, oraz urzędowi jej wyznawcy, próbowali z jej punktu widzenia ustosunkować się do ostatnich wydarzeń związanych z pracą, a zwłaszcza proponowanego czasu jej trwania. Związkowcy, tak chętnie deklarujący przywiązanie do jedynie słusznej religii, regularnie pielgrzymujący do różnych sanktuariów, także nie przywołują tamtego dokumentu jako teoretycznego narzędzia wspierającego ich żądania, raczej skłonni są preferować prawo silniejszego, czyli pięści. Zupełnie nie w głowie im zasada 'ora et labora' a o 'ordo et pax' to zapewne nigdy nie słyszeli.

Chrześcijańscy przedsiębiorcy, ani nasi, ani zagraniczni, też jakby nie wzięli sobie do serca moralnych nauk w niej zawartych. Widziałbym trzy powody takiego stanu rzeczy. Po pierwsze: najważniejsi przedsiębiorcy, a do ich postaw muszą dostosować się drobniejsi, choć w większości są chrześcijanami, ale, chyba także w większości, nie uznają kwalifikacji autora i ich te nauki specjalnie nie obchodzą, mają też swoją własną interpretację przytoczonych w niej materiałów źródłowych. Po drugie: nauki moralne nie dają się pogodzić z rachunkiem ekonomicznym, albo ich realizacja byłaby tak kosztowna, że straciliby na tym wszyscy, najbardziej zaś ci, których chciano wziąć w obronę. I po trzecie, a ta przyczyna dotyczyć może głównie naszych, krajowych przedsiębiorców; kiedy te nauki były formułowane, oni jeszcze nie wiedzieli, że staną się kapitalistami, był to inny okres historyczny, obecnie zaś nie mają głowy do ich zgłębiania, zaś ci, którzy je zgłębiają, zauważają to, co wymieniłem w punkcie drugim.

Nasi kapitaliści, nawet ci z pierwszych miejsc różnych rankingów bogactwa, to jednak wobec światowej czołówki tylko III liga, no może ktoś byłby w II, choć i z tą trzecia ligą chyba przesadziłem. Przykład zaś idzie z góry i każdy, kto tylko chce awansować, musi przestrzegać reguł gry, a te ustalają najwięksi. Tylko, że te reguły nie są ustalane według jakiegoś tam widzimisię czy w wyniku głosowania. Reguły gry ekonomicznej narzuca przyroda, czynnik tak potężny, że nie ma co marzyć o jego lekceważeniu czy pomijaniu, o czym moje pokolenie przekonało się na własnej skórze. Z potęgą kapitału muszą się także liczyć kapitaliści, bo nie jest to potęga osobista, pozostającą wyłącznie w dyspozycji jednej klasy społecznej. Podlegają jej wszyscy, nawet potęgi polityczne muszą się uginać przed jej wymaganiami, bo, jak powiedział pewien mędrzec: 'po wsze czasy właśnie władcy musieli się uginać przed stosunkami ekonomicznymi, a nigdy nie mogli praw swoich im narzucać. Prawodawstwo, zarówno polityczne jak cywilne, zawsze tylko wyraża i ujmuje w słowa wymogi stosunków ekonomicznych.'

Tu nasuwa mi się uwaga, że niektóre poczynania naszej światłej Unii Europejskiej, mają po części jakby woluntarystyczny charakter, jak to kiedyś nazywano, czyli nie zawsze liczący się z rzeczywistością. Może to nas wszystkich sporo kosztować, mnie już nie tak dużo, bardziej następców. Bądźmy jednak dobrej myśli.

Znana jest też zasada, 'kto nie pracuje, niech nie je'. Sam jej propagator, czyli święty Paweł, chwalił się tym, że żył z własnej pracy, a na namioty, które wyrabiał, w owym czasie był spory zbyt, może zdobył jakieś zamówienia rządowe, np. dla rzymskiej armii, był przecież obywatelem rzymskim i swoje prawa znał. Obecnie wielebni i przewielebni nie żyją z pracy zarobkowej, przynajmniej nie z własnej, zbyt dosłownie i po prostacku rozumianej. Byli niegdyś propagatorzy takiej formy ewangelizacji, księża-robotnicy, ale nie znaleźli uznania swoich przełożonych, a naśladowców też chyba niezbyt wielu, w każdym razie nie pod naszą szerokością geograficzną. Jednak nasi, i nie tylko, nie bez powodu nazywają się 'pasterzami', wszak pasterstwo to też rodzaj pracy, uprawianej nawet w naszych czasach. Tyle, że pasterstwo, jakie uprawiają, polega na podawaniu strawy duchowej, czyli raczej na czynieniu sobie poddanymi ludzi, nie zaś zwykłych owieczek, które można zaliczyć do tej ziemi, którą należy sobie czynić poddaną. A czynienie sobie poddanych, nie w sensie prawnym, lecz duchowym, o wiele bezpieczniejszym, to wydaje mi się czynieniem z nich przedmiotu pracy, nie zaś podmiotu, co ma być celem nadrzędnym, przynajmniej w deklaracjach.

Z faktu, że św. Paweł na swej pracy majątku żadnego się nie dorobił, ale także z obserwacji życia i pobieranych nauk wynika dla mnie wniosek, że dorobić się można tylko cudzą pracą, swoją bardzo rzadko. Wyjątek, od niedawna, stanowią artyści i sportowcy, których też, jako dostawców wrażeń estetycznych, można zaliczyć do artystów.

Kapitaliści, szczególnie ci czytający Pismo, znajdują w nim bez trudu szereg wskazówek dotyczących relacji pracodawca — robotnik, oraz relacji między płacą a wynagrodzeniem. Trzeba przyznać, że Pismo stawia te kwestie dość życiowo. Jakub, jako robotnik pracujący u swego teścia, oszukuje go jak tylko się da, zaś właściciel winnicy płaci też wg swego widzimisię, a nie wg jakiegoś układu zbiorowego. Osobiście wątpię, czy właściciel owej winnicy znalazł chętnych do pracy następnego dnia, kiedy tylko rozeszły się wieści o jego systemie płacowym. Jedyne, co go usprawiedliwia, to chyba to, że praca była tak ważna, że dla jej wykonania musiał złamać wszelkie reguły. W każdym razie, opowieść ta ilustruje zasadę, że o pewnych sprawach decyduje umowa, a nie jakaś mgliście określona 'sprawiedliwość'.

Tak więc, słynna ongiś i dyskutowana rozprawa, powoli dzieli los innych, tzn. pokrywa się kurzem zapomnienia, tak jak i głosy jej ówczesnych krytyków czy recenzentów, pozostając jedynie w pamięci historyków. Chwilowe nią zainteresowanie wynikało bardziej z osoby autora, niż z jej wartości merytorycznej, wystarczy przeczytać pierwsze zdanie, definiujące pracę: „praca zaś oznacza każdą działalność, jaką człowiek spełnia, bez względu na jej charakter i okoliczności, to znaczy każdą działalność człowieka, którą za pracę uznać można i uznać należy pośród całego bogactwa czynności, do jakich jest zdolny i dysponowany poprzez samą swoją naturę." Nie pierwszy to przypadek w historii, kiedy osoba jest ważniejsza od treści, jakie wygłasza i nie pierwszy przypadek podobnego losu jej przemyśleń.


1 2 Dalej..
 See comments (2)..   


« Articles and essays   (Published: 08-06-2012 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Number of texts in service: 97  Show other texts of this author
 Newest author's article: Paradoks
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8098 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)