|
|
Culture »
O czym trzeba milczeć, o tym chce się mówić [2] Author of this text: Katarzyna Szkaradnik
Takie
odgrodzenie się może, rzecz jasna, prowadzić przez dyscyplinę wewnętrzną do
kontemplacji, medytacji, nawet doznań mistycznych. Pamiętajmy o wadze milczenia w Biblii, propagującej postawę bierną i odbiorczą (kardynalne w tradycji
żydowskiej „Słuchaj, Izraelu…"). Wyciszenie wewnętrzne umożliwia wsłuchanie
się w głos Boga (swoisty komunikat) i Jego adorację. Chociaż doświadczenie
religijne ze swej istoty domaga się wypowiedzenia, chwila jego przeżycia jest
niewypowiadalna, co przypomina nam Dante, u kresu „podróży po raju" wyznający
niezdolność wyrażenia słowami swoich odczuć Bożej wspaniałości, potęgi i miłości. Sądzę, że zgodziłby się z nim nieraz źle interpretowany Wittgenstein w zbanalizowanym stwierdzeniu: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Otóż człowiek odkrywa w sobie obecność wyższego porządku, lecz nie jest w stanie
opowiedzieć o nim językiem. Deus absconditus, Bóg ukryty, to Bóg
zasadniczo milczący. Stąd dramatyzm postawy wierzącego.
Milczenie jest zasłanianiem się, odcinaniem się, eksponowaniem subiektywności.
Reprezentuje marginalność, stosunek sprzeciwu, tygiel możliwości i niespełnionych oczekiwań. Trzeba jednak, jak czyni choćby Grzegorz Studnicki
[ 11 ],
mieć na uwadze kulturowe zaplecze tej postawy oraz jej implikacje. Na takim tle
oznacza więc ona fazę liminalną, separację, moment przełomowy, eskapizm, ryty
przejścia przebiegające „w kulturowej ciszy", w stanie symbolicznej śmierci.
Wszakże milczenie rytualne, podczas praktyk magicznych czy ukrywania się dotyczy
zazwyczaj jakiejś grupy związanej podzielaną dolą. A nawet w powszednich
interakcjach „Wiem, ale nie powiem" może konstytuować nową, sytuacyjną wspólnotę
jednostek razem posiadających tajemnicę. Wokół owego sekretu tworzy się
organizacja grupy, szereg zasad manipulowania kodem werbalnym i pozawerbalnym w zależności od użytku — „wewnętrznego" czy wobec niewtajemniczonych.
Tak oto izolacja może owocować wyłonieniem się spoistej grupy „milczących".
Niemówienie wszelako może też wieść do rozbicia np. grupy zadaniowej, zwłaszcza
gdy jej przywódca zareaguje nieodpowiednio. Przywołam tu jako przykład negatywne
wypowiedzi animatora grupy dyskusyjnej obniżające jej morale w sytuacji
milczenia-wycofania: „Nigdy mnie nie słuchacie", „Nic nie można zrobić", „Papka:
tutaj nie ma treści!", „Jak zwykle, to strata czasu", „Mówicie same głupoty",
„Nigdy nie byliście zdolni do tego, aby się porozumieć", „Daj spokój, pomyśl
raczej…", „Dlaczego nic nam nie mówisz?" [ 12 ].
Generalnie pojedyncze osoby milczące w grupie są postrzegane jako niekontaktowe,
niekulturalne, zamknięte w sobie, dziwne; jako ignoranci, ponuracy — ale także
indywidualiści. Wywołują zakłopotanie tudzież agresję, a w efekcie są ze
społeczności wykluczane.
Wiemy też o innym wykluczającym, izolującym milczeniu — narzuconym. Tak jak w wypadku propagandy państw totalitarnych odcinającej obywateli od wydarzeń na
świecie, przemilczającej coś lub wybiórczo przedstawiającej i reinterpretującej
fakty. Milczenie oznacza reżim, represję. Zwróćmy uwagę, że ograniczony dostęp
do wiedzy strukturyzuje społeczeństwo. Kontrola przepływu informacji jest jednym
ze znamion władzy. Zakaz wyjawiana pewnych treści lub odzywania się określonych
grup odzwierciedla rozwarstwienie społeczne. I może również tworzyć wspólnotę
wykluczonych, skupioną wokół języka ezopowego („o czym ty wiesz, a obaj nie
możemy mówić"). Ale nie należy zapominać o przemilczeniach w tzw. wolnych
mediach, typowych dla komunikacji masowej w krajach szczycących się demokracją.
„Cisza medialna", fragmentacja, trywializacja treści czy niedopowiedzenia
wypaczają przekaz po prostu w nieco bardziej wyrafinowany sposób niż toporna
nowomowa. Wśród znaczących przemilczeń wskazałabym chociażby wyparcie śmierci z dominującego dyskursu zdrowego, pięknego i młodego ciała, a także wybiórcze i zideologizowane tworzenie pamięci narodowej.
Posługiwanie się przemilczeniami przypisać można nie tylko aparatowi władzy,
który poprzez „uciszanie kogoś" ma przywracać „porządek", ale w zasadzie każdemu
uczestnikowi sfery społecznej, zmuszonemu selekcjonować informacje wpływające na
postrzeganie go przez innych. Niekiedy bywa to naprawdę przykrą koniecznością,
jak w przypadku osób napiętnowanych [ 13 ],
które uczą się ukrywać cechy dyskredytujące, co zazwyczaj bywa dużo trudniejsze
niż u przeciętnych ludzi. Piętnem, a zarazem „narzuconym" milczeniem może być
kalectwo niemych i głuchoniemych. Jak istotny jest ich kontrolowany rozwój dla
zrozumienia przez nich kodu językowego jako takiego, w zajmujący sposób pisał
Oliver Sacks [ 14 ].
Ci ludzie są „samoistnie" wyizolowani ze społeczeństwa informacji — ale również
odtrąceni na podobieństwo czarnych skrzynek, do których nie ma dostępu. Skoro
nie wiadomo, co znajduje się w środku — owo trwałe milczenie nas niepokoi. Jest
„nieludzkie".
Uważam bowiem, że milczenie, które w maksymach przyrównane do złota stawia się
powyżej „srebrnej" mowy („Milczenia rzadko kto żałował, a mowności często"), ma w powszechnym odczuciu jedynie uwyraźnić i ukonkretnić przekaz werbalny,
wyeliminować elementy zbędne, tak aby słowa doskonalej oddawały naszą ludzką
racjonalność. Przynajmniej w tradycji Zachodu (o wschodniej, np. buddyjskiej,
jeszcze będzie mowa) winno ono
potwierdzać mądrość równoznaczną z wiedzą. Zatem milczenie usiłuje się poskromić — podlega ono „obróbce" kulturowej i zostaje zaprzęgnięte do ściśle określonych
celów komunikacyjnych (np. istnieją sytuacje, kiedy nie wypada milczeć albo nie
wypada się odzywać). Tę reglamentację milczenia wpaja się nam od maleńkości.
Język i milczenie to dwie
strony tego samego medalu, bo odnoszą się do świata, orientacji i uczestnictwa w nim. Są na usługach „programu", jakim jest kultura, która „rozporządza", jakie
cechy lub elementy otaczającej nas rzeczywistości są lub nie są pomijane, by
zbudować z nich uporządkowany obraz kosmosu. Ów program jest nabywany oraz
uczestniczy w procesie socjalizacji i interakcji z innymi członkami
społeczeństwa. (...) Jednak, aby ten system mógł być skuteczny, wymaga on
selekcji oraz wyodrębnienia odpowiednich cech znaczonego do koniecznego minimum
[ 15 ].
Zdarzają się
oczywiście komunikacyjne gafy, chociażby gdy wbrew oczekiwaniom zalega
milczenie, które jest wówczas szczególnie dojmujące („krępujące", np. z ust
mającego przemawiać lub w trakcie spotkania rodzinnego z przyszłym zięciem).
Może wtedy zaistnieć swoista „spirala milczenia" (o mniej groźnych
konsekwencjach niż w przypadku lęku przed ingerencją w czyjeś sprawy, choćby ta
osoba cierpiała), częściej jednak ktoś „ratuje sytuację". Podobnie jak w interakcjach rzecz wygląda, moim zdaniem, na płaszczyźnie poznawczej. Samo
milczenie jako niedostępność pewnej informacji działa niczym zakazany owoc,
wyzwalając chęć rozwikłania zagadki:
(...) można przywołać Eliasa
Canettiego, który stwierdza, że milczenie zakłada znajomość tego, co się chce
przemilczeć, a więc wiąże się ze świadomym wyborem (...). Tajemnica jednocześnie
chroni i zagęszcza. (...) Chęć jej zgłębienia determinuje pewne działania, dając
początek plotce (...), ale i odkryciom geograficznym, rozważaniom filozoficznym,
religijnym czy aktywności naukowej [ 16 ].
Nie znosimy
„białych plam"; pewne obszary pustki są jednak pożądane, a wręcz konieczne -
także w komunikacji. I tu powracamy do nadal „czającej się" w tle tych rozważań
kwestii ciszy. Nieodzowna okazuje się ona w rozmowie jako zjawisko artykulacyjne
(i przeważnie niezauważalna, chyba że ktoś ma trudności z dykcją):
(...) milczenie jest
warunkiem sprawnego przebiegu dialogu: ktoś musi milczeć, aby mówić mógł ktoś.
Językowi niezbędne wydaje się milczenie, gdyż jest ono swoistym tłem mowy,
planem istnienia dla języka. Stanowi nieodzowny składnik rozmowy jako milczenie
komunikacyjne — pauzy, zawieszenie głosu, przerwy na oddech potrzebne po to, by
wybrzmiały wypowiedzi partnerów — które jest neutralne (...) [ 17 ].
Wbrew
pozorom cisza ma niebagatelne znaczenie w komunikacji, chociażby będąc antytezą
szumu informacyjnego z klasycznego schematu Shannona i Weavera. Ciekawe, iż
zwykle, w przeciwieństwie do milczenia, wartościuje się ją pozytywnie — jako
synonim spokoju. Już zresztą dla niemowlęcia (na razie poniekąd
niemowy) oznacza bezpieczeństwo i obecność matki, która ucisza je głoską
„ććććć" przechodzącą w „śśśś" — szczelinową oraz bezdźwięczną niczym sama cisza
[ 18 ].
Ciszę postrzegamy w kategoriach wytchnienia od wszechogarniającego hałasu,
ucieczkę od frustracji i lęku, sposób na redukcję napięcia, relaks i refleksję.
Na nabranie dystansu. Notabene warto zauważyć, że pośród gwaru (nie-ciszy)
zachowujemy dystans i chronimy swą prywatność milczeniem:
Anonimowość mieszkańców
dużych miast wymusza milczenie w sytuacjach takich, jak spotkanie na ulicy, w sklepie, w windzie, w miejskim autobusie. (...) Na wsi, gdy ktoś nie odpowie na
powitanie, oznacza, że żywi jakąś urazę. W dużym mieście odwrotnie. Słowne
powitanie na ulicy kogoś, kogo się dobrze nie zna, zaczyna być odbierane jako
nietakt, a w skrajnych przypadkach jako niepożądana ingerencja w prywatność
[ 19 ].
Owo milczenie może też być widziane jako samotność w tłumie. Jednak również w stosunku do ciszy używamy epitetów „męcząca" albo „przygniatająca". Często mamy
wówczas na myśli ciszę utożsamianą z owym milczeniem, o którym już wspominałam -
gdy peszy nas czyjaś obecność lub brakuje tematu do rozmowy. Toteż probierzem
prawdziwie bliskiej relacji może okazać się zdolność swobodnego pomilczenia we
dwoje. Ważniejszym testem wydaje się wszelako próba „milczenia z samym sobą".
Obawiamy się go podskórnie na płaszczyźnie egzystencjalnej, gdzie cisza i milczenie splatają się ze sobą, wespół przypominając śmierć. Cisza kojarzy się
bowiem z bezpieczeństwem, ale i ze strachem. Znamy ciszę złowieszczą oraz ciszę
izolacji. Pragniemy owego stanu jako antidotum na przeciążenie decybelami,
jednak paraliżuje nas cisza absolutna, choćby bez rytmu muzyki. Wydaje mi się,
iż chodzi nie tylko o niepokój wywołany tym, że nie mamy samym sobie nic do
powiedzenia, lecz wprost o horror silenti. Jak udowodniono, w warunkach
deprywacji sensorycznej najbardziej dokucza brak dźwięków. Ale spośród nich
najważniejsze są odgłosy ludzkie, i to zwerbalizowane, acz nawet jeśli nie
rozumiemy np. obcej mowy, jesteśmy wyczuleni na intonację i zjawiska
parawerbalne. Stąd tak relewantna jest funkcja fatyczna języka, stąd też tak
często pytamy: „Czemu nic nie odpowiadasz? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? O czym
myślisz?", choć równie dobrze jak wieszcz wiemy, że „język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie". Mimo to oczekujemy odpowiedzi — dlatego niepokoją nas
głuche telefony. „Jest tam kto?" — znaczy w tej perspektywie: „Jest tam ktoś
żywy? Czy moje życie jest tylko snem?". Nikt nie chce, żeby było „cicho jak w grobie". Owym rzadko sobie uzmysławianym lękiem łatwo wytłumaczyć zagłuszanie
ciszy telewizorem czy radiem. Służą one przeciw nudzie, ale też przeciw
rudymentarnemu doznaniu bezsensu — „po co ta cała krzątanina w obliczu
nicości?".
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 11 ] G. Studnicki, Milczeć — kłamać — działać, czyli od języka do praktyki
[w:], Cisza i milczenie..., jw., s. 42. [ 12 ] A. Cenini, Załogo, co znaczy ta cisza? 35 technik animacji w grupie,
tłum. K. Czuba, wyd. Jedność, Kielce 2003, s. 14, 16. [ 13 ] Por.: E. Goffman, Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości,
tłum. A. Dzierżyńska, J. Tokarska-Bakir, Gdańskie Wydawnictwo
Psychologiczne, Gdańsk 2005 [ 14 ] Por.: O. Sacks, Zobaczyć głos. Podróż do świata ciszy, tłum. A.
Małaczyński, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1998 [ 15 ] G. Studnicki, dz. cyt., s. 51. [ 17 ] E. Wąchocka, dz. cyt., s. 14. [ 18 ] Por.: T. Rokosz, Pojęcia „cisza" i „milczenie" w ujęciu kognitywnym -
prolegomena [w:] Cisza i milczenie..., jw., s. 19. « (Published: 10-01-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 821 |
|