Jesteśmy właśnie tuż przed apogeum 15. Lata bez Sekt z Ryszardem Nowakiem
Starszym, którego oblicze wreszcie rozpromienił delikatny uśmieszek
à la Gioconda zapowiadający dalsze
sukcesy.
Od
kiedy bowiem zadufana bezbożność zdusiła światło
Divina Inquisitorial Procedendi,
między palcami profańskiej sprawiedliwości, jak przez dziurawe sito, wymykają się
całe legiony zakamuflowanej agentury Księcia Ciemności. Wymknęli się karzącemu
ramieniu sprawiedliwości satanista Owsiak z Gdańska i Nergal z Gdyni, pomimo że
cny Persekutor Blasfemii przekazał donosy błyskające detalami. Ujszli bez choćby
paternostra. Że wreszcie Doda z Ciechanowa się nie wywinęła, to dowód na to, że
wciąż jeszcze w upadłej sprawiedliwości kołaczą się odblaski wypartej
Divina Veritas, która uczyła, że
słaba płeć łacniej i zaprzedajniej oddaje się w ramiona Złemu, bo jak wykazał
etymolog obojga praw Henricus Institoris,
fe-mina znaczy 'mniej wiary'.
W cieniu Nowakowej wiktorii, w słońcu Lata bez Sekt i w 220. roku Kalendarza
Rewolucyjnego rozmyślam nad tym, dlaczego tak nielitościwemu mścicielowi
świętych kanonów zdołał ujść lider Pink Floyd, który z takim rozmachem skalał
ziemię Jana Pawła II, zaledwie w rok po jego śmierci, w chwili zadyszki świeżo
się wykluwającego Pokolenia JP2.
Chodzi o rzecz z pozoru niewinną. 25 sierpnia 2006 w Poznaniu miała miejsce
światowa prapremiera sceniczna opery Ça
ira, transmitowana na żywo przez TVP1. Z kulturalnego punktu widzenia było
to wydarzenie wielkiej wagi. W naszym kraju miał miejsce pełnowymiarowy debiut
opery, której autorem jest megagwiazda rocka,
Roger Waters.
Wprawdzie Waters miał już wcześniej do czynienia z operą, tyle że The Wall
to
jednak „opera rockowa", zaś Ça ira,
nad którą pracował od 1987, to opera klasyczna.
Jej temat zdecydowanie jednak nie był klasyczny — był to bowiem wielki pean na
cześć Rewolucji Francuskiej, z mocnym wątkiem antyklerykalnym.
Otwierając inscenizację Waters odczytał wprowadzenie w języku polskim, z którym
radził sobie słabiej niż Benedykt XVI, niemniej 12-tysięczna widownia, nie
licząc tej przed telewizorami, zdołała zapewne zrozumieć, że opera jest
dedykowana „tym wszystkim, którzy walczą o prawa człowieka", zaś jej główne
przesłanie to: Ça ira!There is Hope! Jest nadzieja,
zwyciężymy!
Libretto pokazuje, że jednym z czołowych wrogów praw człowieka i wolności jest
Kościół katolicki i papiestwo. Ale jakiż to jest pokaz! [ 1 ]
Kilkanaście razy powtórzono, że papież nie chce praw człowieka.
Stolica Święta, bezpieczna na brzegach Tybru,
Przygląda się szczątkom statku unoszonym przez fale
Ignorując wołania tonących i
Przechodzi na drugą stronę. W Paryżu drży ziemia pod stopami:
To
huk pras drukarskich I jak wulkan, co wybucha,
Wyrzucając w górę idee, jak konfetti czy śnieg.
Czytajcie o tym wszyscy!
Na
pierwszych stronach gazet!
Ulica to teatr
Każda kawiarnia to scena!
Lecz w każdej kawiarni
Pojawia się edykt papieski.
Groteskowy papież, niesiony przez dziesiątkę odpersonalizowanych sług, na
strzelistym tronie, z wizerunkiem kobiecego Jezusa na wysokości krocza, przyciemnianymi
lenonkami i damskimi czerwonymi rękawicami — wystylizowany na mafioso.
Niestety jego Świątobliwość Papież
Uważa, iż Prawa Człowieka to zły pomysł.
Papież nie chce Praw Człowieka.
Uważa, że są bluźniercze.
Gdy człowiek skosztuje jabłka,
Pozna smak wolności.
Papież ogłasza, że to grzech.
Wokół niego kordon opasłej hierarchii, jedwabistych dziewczynek komunijnych,
ministrantów-słowików oraz groteskowych zakonnic.
Więc rzućmy się na jabłonie,
choć Papież jest przeciwny.
Błogosławi nas kuglarsko,
Choć nie chce Praw Człowieka.
Papież uważa, że to grzech,
Gdy ludzie dzielą się jabłkami.
On
nie chce Praw Człowieka.
Całość wieńczy Chrystus na krzyżu prężący się w dziwacznej pozie.
Lecz Papież może zmienić zdanie
Jak zmienia się kapelusze,
Włączając gwiazdki nad głowami, politykę, Boga i miłość
Wirować jak jabłko, co spadło z drzewa w piasek. A gdy wnętrze zgnije,
Nikt nie zakosztuje Praw Człowieka.
Nigdy nie zakosztujesz Praw Człowieka...
Uroczysta procesja jest sceną potępienia Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela
przez Piusa VI w lutym 1791, po czym Chrystus efektownie spada z krzyża i szybuje daleko w dół, co przypomina skok na bungee.
Powiedział, co myśli I umywa ręce.
Papież nie chce Praw Człowieka.
Już tylko w modlitwie nadzieja I w winie, co nam pomoże śnić.
Garść ziarna nie nasyci głodu.
Mamy korzenie w tej ziemi,
Jak nasi ojcowie, co odeszli,
Jak drzewa, które jak herb nosimy w sercach.
Horyzont ciągnie się wciąż ten sam.
Odmienimy go, zasadzimy lasy.
Drzewo oliwne i mocarny dąb
Będą naszym sztandarem. [ 2 ]
Ma
teraz miejsce szturm ludu na Watykan i jego profanacja. Wszędzie biegają gołe do
pasa zakonnice.
Finał sceny i aktu: Krzyż zwisa posępnie do góry nogami nad świetlistym symbolem
masońskim.
„Może być z tego chryja" — pisał obserwator po zakończeniu
przedstawienia. Tym bardziej, że Waters został ściągnięty do Polski na 50-lecie
czerwca'56, przez co na widowisku pojawiło się wielu gorliwych katolików,
liczących na budujący wieczór z „kulturą patryjotyczną".
Byli nawet przedstawiciele Rodziny Radia Maryja, na antenie którego pani Jadwiga z Poznania oburzała się, że tak „obrzydliwy" spektakl został sfinansowany z budżetu miasta. A jednak chryja nie wybuchła i jeśli nawet były jakieś skargi do
prokuratury, to nie ujawniono ich mediom i szybko uprzątnięto. Odpowiedź na tę
zagadkę trafnie moim zdaniem ujął
anonimowy komentator:
„Żadnego wytaczania dział o 'obrazę uczuć' nie będzie. Zobaczysz!:) A przecież u nas każdy artysta, który odważyłby się na 1/10 tego, co było pokazane w Ca Ira,
skończyłby żywot na robotach w Caritasie. Cóż. Waters to gość z krajów
kapitalistycznych, więc państwo ludowe goszcząc go
bierze poprawkę na inne standardy właściwe tej ich zgniłej, zachodniej,
pożałowania godnej burżuazyjnej kulturze. Trzeba zaprezentować światu otwartość
socjalistyczno-moherowego państwa".
Diagnozę tę potwierdza persekutor Nowak, który wobec zachodnich artystów
„bluźniących" w Polsce kuli
ogon, a polskich ściga za drobniejsze bluźnierstewka. Kiedy w 2009 fanatyczni
katolicy podkręcali wrzawę przeciwko koncertowi Madonny, wielu liczyło na jego
kategoryczną akcję, a ten wyznał rozbrajająco serwisowi
plotek.pl: "Nie mam nic do Madonny. Madonnę trzeba podziwiać, bo jest artystką a nie
satanistką. Ona jest skandalistką, a ja lubię muzykę skandalistek". Madonna jak wiadomo jest oddaną kabalistką, a w teoryach narodowo-katolickich
jest to mniej więcej to samo co satanizm. Tym niemniej wiszący do góry nogami
zdemolowany krzyż na tle symbolu masońskiego powinny jednak zaalarmować naszego
łowcę satanistów.
A może katolickie uczucia zostały pohamowane przez rangę wydarzenia i zaangażowanie władz?
Opera wykonana została
z
wielkim rozmachem. Zaangażowane w nią zostały chór, orkiestra, soliści oraz
ponad 200 tancerzy Teatru Wielkiego w Poznaniu, łącznie ponad 500 osób, ponadto
konie, powozy a nawet mały fiacik (nie tyle kicz i eklektyzm, co polskie
nawiązanie, drugim była migawka z Matką Boską Częstochowską na telebimie).
Reżyserem był Janusz Józefowicz. Koszt szacowano na 2 mln euro. Polska publiczność
przyjęła dzieło nadspodziewanie dobrze i zakończyło się 15 minutami owacji na
stojąco.
Treść naturalnie daleko wykracza poza papieskie potępienie Deklaracji Praw
Człowieka i jest pełnowartościową opowieścią o Rewolucji Francuskiej. Pierwszy
akt rozpoczyna się w 1765 od beztroskich harców przyszłej królowej Francji,
dziesięcioletniej Marii Antoniny Habsburg w ogrodach wiedeńskich. Pokazuje nędzę i wrzenie ludu Paryża i kończy się zburzeniem Bastylii. Akt drugi ukazuje próby
obalenia rewolucji przez Ludwika XVI i Piusa VI. Akt trzeci opowiada o obaleniu
monarchii i ustanowieniu I Republiki, o zgilotynowaniu króla i królowej, i kończy się optymistycznym hymnem do wolności, w którym dzieci śpiewają:
Jeśli życzenia mogą się spełnić
Jeśli możemy wejrzeć na drugą stronę lustra
Upadnie tajemnica
Jedynie siła i dzielność
By
pomagać sobie wzajemnie
By
widzieć rzeczy, jakimi są naprawdę
Szczęście!
Nagranie opery emitowane w TVP1 (sugeruję wyłączyć rosyjskie napisy i włączyć wysoką jakość):
Niektórzy narzekali, że opera jednym z bohaterów Rewolucji czyni księdza, a księża byli przecież przez nią zwalczani. Zwalczani byli jednak ci, którzy
przeciwstawiali się rewolucji, ale wielu szeregowych księży włączyło się w nią, a niektórzy stali się wręcz jej liderami. „Rewolucyjny ksiądz" z opery może
zostać utożsamiony z proboszczem Cozes, Jacquesem Rouxem (1752-1794), który był
także profesorem filozofii i w czasie rewolucji był kapelanem sankiulotów i stanął na czele stronnictwa Wściekłych. Nazwa ugrupowania oddaje jego charakter:
na lewo od nich była już tylko ściana. Wśród liderów Wściekłych było jeszcze
dwóch księży: ojciec Renaudi oraz proboszcz Mauchamp, Pierre Dolivier [ 3 ].
Ten ostatni był ideologiem wiejskiej biedoty. Księża ci mieli istotny wpływ na
radykalizację rewolucji w czasie kryzysu 1793. W maju Roux domagał się kary
śmierci dla spekulantów zbożem. Z czasem Wściekli zaczęli domagać się zniesienia
własności prywatnej i eksterminacji wszystkich bogatych. [ 4 ]
[ 1 ]Akt II, Scena 4:
The Papal Edict; w polskiej wersji od 53 do 61 min.
Nie bez znaczenia wydaje się także fakt, że przed polską pełnowymiarową
premierą odbyła się okrojona — w samym Rzymie. W polskiej wersji tekst
został nieco złagodzony, choć nieradykalnie, tekst libretta w języku
angielskim można odnaleźć na stronie
pinkfloydhyperbase.dk.
[ 2 ]Gałązka oliwna była wówczas
symbolem zwycięstwa i glorii, zaś dębowa siły i godności.
[ 3 ]David Hunt,
The People and Pierre Dolivier: Popular
Uprisings in the Seine-et-Oise Department (1791-1792), French Historical
Studies, Vol. 11, No. 2 (Autumn, 1979), pp. 184-214.
[ 4 ]Albert Soboul, A Short History of the French
Revolution, 1789-1799, University of California Press, 1977, s. 82-83.
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.