Various topics » Funny
Kryptonim POTENCJACJA. Część VI Author of this text: Marcin Kruk
-
Życie jest zajęciem okazjonalnym, a umowa z Panem Bogiem jest umową śmieciową
od poczęcia aż do zasranej śmierci — powiedziała Michalina, próbując
pocieszyć nieprzyzwyczajonego do bezczynności sierżanta Marka. Czytanie
gazet, które początkowo oglądał szukając doniesień o aferze z podrabianymi
lekami homeopatycznymi, wypełniało mu czas kiedy Michalina przygotowywała się
do kursu, na który zamierzała się zapisać w październiku.
Zaczynał
lekturę od ogłoszeń drobnych, co Michalinie wydawało się podejściem
podejrzanym, ale sierżant Marek zapewniał, że jest to jedyna część
zawierająca informacje dobre lub złe, ale zawsze prawdziwe. Czytał jej te
informacje o przywracaniu cyklu i obietnicach wysokich zarobków dla chętnych
pań, jak również o pilnej potrzebie murarza, i o pracach doktorskich, które
piszą wyspecjalizowani ludzie w krótkich terminach i zapewniał, że mówią
one wiele i często prowadzą na trop. Zdaniem sierżanta ogłoszenia drobne
ujawniały więcej niż ogłoszenia grube, ujawniały bowiem samą istotę, zaś
ogłoszenia grube mówiły o istotach, które mówiąc dużo, nie mówią
niczego.
Tylko w ogłoszeniach drobnych słowa są cenne i cechuje je troska, żeby odpowiednie
dać rzeczy słowo. Sierżant podkreślał, że nie ma w tym niczego dziwnego,
bowiem tylko autorzy ogłoszeń drobnych płacą za każde słowo, zaś autorzy
artykułów są za słowa wynagradzani. Popyt na prawdę i imitację prawdy jest
na tym samym poziomie, albo zgoła imitacja prawdy cieszy się większym
powodzeniem niż oryginał, i nie można wykluczyć, że piszący sami już nie
wiedzą, kiedy mówią prawdę, a kiedy kłamią. Autorzy ogłoszeń drobnych
szanują swoich czytelników i zakładają, że potrafią kojarzyć.
Autorzy artykułów, zgoła przeciwnie, zakładają, że ich czytelnicy
to idioci, którzy nie są w stanie zapamiętać co czytali wczoraj.
-
Patrz na ten tytuł — powiedział sierżant Marek, otwierając pierwszą stronę — „Łupki złupią Putina", debile którzy traktują
czytelników jak przedszkolaków. Widzę ten uśmiech kretyna dumnego ze
swojej kreatywności. Dalej zachwyt, że gaz z łupków pod Ruskimi przepaść
wykopie, więc radości nie ma granic. Wcześniej straszyli, że łupki nam
ojczystą ziemię zatrują, a jak nie zatrują, to wszystkie zyski Amerykanie
ukradną. Podróbki informacji idą jak informacja i nikt już nie odróżnia
jednego od drugiego.
-
Raz policjant, zawsze policjant — stwierdziła Michalina, zastanawiając się,
czy ludzie mają to w genach, czy to szkoła policyjna zmienia naturę człowieka?
Sierżant
Marek odpowiedział, że człowiek z natury jest tak w ogóle, ale w konkretnych
przypadkach wszystko zależy od treningu i że bez pracy i bez biegania to on długo
nie pociągnie.
Tymczasem
na wszystkich frontach panowało głuche milczenie, zaś perspektywa powrotu
Michaliny do rodziców wpędzała sierżanta w panikę.
-
To pojedź ze mną na wieś — zaproponowała Michalina.
-
Ciekawa propozycja, spróbujmy to sobie wyobrazić. Przyjeżdżamy i co się
dzieje...?
-
Ja im już o tobie mówiłam — powiedziała Michalina z uśmiechem świadczącym,
że wygrała jakąś bitwę. Sierżant Marek spojrzał na nią pytająco.
-
Matka, jak matka, cała zaniepokojona i pewnie cię chętnie pozna, ojciec coś
mruknął, ale ani się nie zdziwił, ani nie protestował.
-
Cała wieś będzie gadać.
-
Przesadzasz, czasy się zmieniły i nikt już na takie rzeczy nie zwraca uwagi.
— A oni są wierzący?
-
Wierzący, protestujący. W domu suchej nitki na księdzu nie zostawią, ale do
kościoła grzecznie chodzą, chociaż ojciec podczas mszy raczej pod kościołem
stoi, chyba że deszcz pada.
— Ręka w gipsie, chrypiący głos i sine gardło, nie sądzisz, że mogę się wydać
odrobinę podejrzanym typem.
-
Wiesz jak to jest, na wsi gazet nie
czytają, chyba że jest coś o czym można pogadać, wtedy zawsze jakoś się
dowiedzą. Jak pojechałam odwieźć samochód brata to wiedziałam, że wiedzą
zanim wysiadłam z samochodu. Jedni machali do mnie, inni tylko się gapili, a w
aptece to miałam przesłuchanie gorsze jak na policji.
— A rodzice?
-
Ojciec na mnie nawrzeszczał, że naraziłam siebie i ciebie, ale matce
zaimponowałeś.
Sierżant
Marek sięgnął po gazetę i zatopił się w lekturze wyznań papieskiego
kamerdynera, po chwili jednak podniósł głowę i powiedział — to może
zadzwoń i zapytaj, czy możemy przyjechać oboje. Najwyżej wrócę tego samego
dnia wieczorem.
Kolejnego
dnia piątkową ciszę przerwał telefon porucznika Michalskiego. Porucznik
Michalski ucieszył się, że sierżant jest już w domu i że może rozmawiać i zaproponował krótkie spotkanie w celu ustalenia pewnych szczegółów. Sierżant
Marek zapewnił, że jest do dyspozycji w każdej chwili, na co porucznik
Michalski upewniwszy się, czy istnieje również szansa rozmowy z Michaliną,
powiedział, że w takim razie chętnie przyjechałby od razu.
Kiedy w godzinę później siadali do stołu, na którym Michalina postawiła herbatę i ciastka, sierżant zastanawiał się jakich informacji porucznik od niego
oczekuje i czego zdoła się od niego dowiedzieć.
-
Dzwonił pan do mnie z informacją o tych lekach, które znaleziono przy zmarłym — przypomniał.
-Nie
sądziłem, że to może mieć jakiś związek, ale pomyślałem, że pan
porucznik powinien o tym wiedzieć.
-
Panie Jacku — porucznik przeszedł na tryb poufały — pan chyba podejrzewał
coś więcej, jeśli potem doszło do tej całej historii?
-
To przeze mnie — wtrąciła Michalina — Jacek opowiedział mi o tej historii i zaczęłam śledzić tego homeopatę.
-
Śledzić homeopatę — powtórzył porucznik, najwyraźniej rozbawiony.
-
Tak, bo okazało się, że on mieszka po drugiej stronie ulicy i z okna widać
jego dom.
— A jakiś szczególny powód tego śledzenia — zapytał porucznik.
-
Namiętna i głęboka niechęć do homeopatii i homeopatów — odpowiedziała
Michalina, dając do zrozumienia, że jest to odpowiedź ostateczna i wystarczająca.
Porucznik nie czuł się jednak usatysfakcjonowany i poprosił o bliższe wyjaśnienia.
— W aptece każą mi sprzedawać to świństwo, a to przecież oszustwo i jawne
okradanie ludzi. Oni robią ze mnie oszustkę, sprzedając te preparaty jestem
częścią ich oszustwa, wspólniczką przestępstwa, która nie ma prawa odmówić
udziału w tym wszystkim.
— I co, chciała się pani zemścić?
-
Nie, byłam ciekawa, pomyślałam, że może to nie jest przypadek i może te
dwie sprawy mają jakiś związek...
-
To mogła być bardzo kosztowna ciekawość.
Sierżant
Marek podsunął porucznikowi herbatniki i stwierdził, że faktycznie mało
brakowało, a to wszystko skończyłoby się tragedią. Skończyło się jak się
skończyło, ale rzeczywiście ciekawe, czy Michalina miała rację?
-
Nie można tego wykluczyć — odpowiedział enigmatycznie porucznik i zwrócił
się ponownie do Michaliny — powiedziała pani do tej dziennikarki, że nie
jest pani zdziwiona, że nie można odróżnić preparatów fałszywych od
oryginalnych...
-
Bo oryginalne są równie fałszywe, mogą być produkowane z większą ilością
szczerych magicznych zaklęć. W tych preparatach nie ma niczego, co mogłoby
leczyć, cukier i woda...
-
Na to wygląda, nasze laboratorium też miało trudności ze znalezieniem
czegokolwiek innego, ale niech mi pani powie, czy pani wiedziała, że jedzie
pani nie za tym homeopatą tylko za jego synem?
-
Coś mi się zdawało, że to nie on, ale nie byłam pewna.
-
Czyli jesteśmy w tym samym miejscu, trochę miałem nadzieję, że mieliście
więcej podstaw do tej całej awantury — powiedział porucznik wstając od stołu.
Żegnając
się już w korytarzu porucznik Michałowski powiedział — Wygląda na to, że
miała pani rację, te faktury, które znaleźliśmy w hurtowniach, były
drukowane na ich komputerze. To również dobra wiadomość dla pana, sierżancie,
ale chwilowo lepiej o tym nikomu nie mówić.
Kiedy w niedziele po południu sierżant Marek wysiadł z prowadzonego przez Michalinę
samochodu na podwórzu czekał na nich jej ojciec. Niski, siwiejący brunet z pooraną życiem twarzą wyciągnął do niego rękę i zapytał: to pan.
-
Tak to ja — przyznał sierżant Marek.
-
To bardzo dobrze, chodźcie do środka.
« Funny (Published: 10-09-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8330 |