The RationalistSkip to content


We have registered
200.345.709 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Doradztwo religijne i religioznawcze II [3]
Author of this text:

M: Jak to, podkłada? Nie rozumiem...

D: To proste! Wysuwając na pierwszy plan dobroć Boga i na niej opierając decyzję dotyczącą chrztu, sama wkłada panu do ręki najlepszy z możliwych argumentów w tej sprawie. Nie pojmuje pan tego? Proszę zwrócić uwagę na te słowa: „Kto uważa inaczej, zrobi inaczej". Wystarczy więc podważyć to jej przekonanie o dobroci Boga i sprawa załatwiona.

M: Ale w jaki sposób, skoro wszystkim wiadomo, że Bóg już z samej definicji jest dobry, że dobroć, miłość i poświęcenie są niejako wpisane w pojęcie Boga.

D: Pozwolę sobie spytać: skąd pan o tym wie?

M: Jak to skąd? Tak się popularnie przyjęło uważać,.. chyba księża o tym mówią, nie?

D: W tym właśnie tkwi problem: popularnie przyjęło się tak uważać, opierając się na zdaniu księży. A pan sam ze swoim areligijnym światopoglądem, nie próbował nigdy zweryfikować tej obiegowej opinii? Nie próbował pan kiedyś sprawdzić na ile ten pogląd jest uzasadniony w samym Piśmie św.? Czytał pan w ogóle Biblię?

M: No, jakoś nie miałem dotąd okazji, wie pan,.. tyle obowiązków i ten permanentny brak czasu. Ale chyba teściowa musiała ją czytać, skoro wysunęła ten argument o dobroci bożej.

D: Tak pan myśli? A mnie się wydaje, iż tym samym przyznała, że nie ma pojęcia jak wygląda religijna prawda dotycząca tego teologicznego problemu. Ba! Jestem nawet pewien, że gdyby ta lektura nie była jej obca, nie wysuwałaby nigdy argumentu o dobroci Boga. W Biblii jest bowiem wiele fragmentów jeżących włosy na głowie, nie będę ich cytował, bo trwałoby to zbyt długo, więc tylko je streszczę. Jest tam opisany Bóg, który za karę bezlitośnie topi prawie wszystkie swoje stworzenia, gdyż nie spełniały jego wymagań moralnych. Bóg, który zabija wszystkich pierworodnych synów Egiptu, który nakazuje wiernym zabijać swych bliźnich. Bóg, który rzuca wyszukane przekleństwa na swych wyznawców i w razie nieposłuszeństwa grozi zesłaniem na nich ciężkich i dolegliwych chorób, przeraźliwych plag i straszliwych kar, które dotkną nie tylko ich samych, ale też ich potomstwo. Bóg, który grozi światu i jego niegodziwcom, iż nikt się nie wywinie spod jego karzącej ręki, że śmierć dosięgnie każdego z nich, że ich synowie będą roztrzaskani na ich oczach, ich córki zmiażdżone, nawet noworodki i niemowlęta czeka ten sam los, ich domy będą splądrowane, a żony zgwałcone. Bóg, który grozi, że ciała jego wrogów wyda na pożarcie dzikim zwierzętom, oraz ptakom, że tych wszystkich, którzy dopuszczają się nieprawości wrzuci w piec rozpalony, albo do jeziora roztopionej siarki, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Mógłbym przytoczyć jeszcze wiele przykładów tej bożej „dobroci" w różnych sytuacjach i różnych przejawach, na tym jednak poprzestańmy. I co pan myśli o tej „dobroci" bożej w stosunku do swych stworzeń? Chciałby pan wychowywać swoje dziecko „możliwie blisko" tego Boga?

M: A uchowaj mnie Panie Boże! No, co ja wygaduję! Oczywiście, że nie! Przynajmniej teraz będę wiedział co odpowiedzieć teściowej! Ale wpierw ją spytam czy zna Biblię, czy tylko książeczkę do nabożeństwa. Dziękuję bardzo! Nawet pan sobie nie wyobraża, jak bardzo mi pomógł.

No, chociaż jeden interesant zadowolony, dobre i to! Po chwili dzwonek telefonu.

Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?

Mężczyzna: Chciałbym podzielić się z panem smutną wiadomością, chociaż może już znana jest panu z mediów. Otóż jeden z naszych braci zakonników — mniejsza o nazwisko — porzucił nasze zgromadzenie, mając za nic ślubowanie wierności Bogu. Uważam, iż jest to klasyczna przegrana zakonnika z własną pożądliwością, który dokonał niewłaściwego wyboru i poszedł za miłością ludzką, a nie miłością Pana Boga. Dla mnie jest to żałosne zachowanie człowieka, który zdradził swego Boga dla zwykłej kobiety. Mam nadzieję, że przyzna mi pan rację?

D: Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Uważam, iż żałosne są pańskie poglądy dotyczące tych problemów. A dokładniej mówiąc, są żałośnie infantylne, o innych ich wadach nie wspominając.

M: Co takiego?! Nie ma pan prawa mnie obrażać! Wypraszam sobie taką niesprawiedliwą ocenę!

D: Niesprawiedliwą? Proszę więc posłuchać jej uzasadnienia, a dopiero potem wydawać werdykt. Ten problem ma dwa aspekty: miłość człowieka do Boga i miłość mężczyzny do kobiety. Niestety w obu myli się pan i to tak bardzo, że tylko można panu współczuć tej „świętej naiwności", że posłużę się okrzykiem Jana Husa na widok zaślepionego dewocyjnie chłopa, ochoczo podkładającego drew na stos, na którym on płonął (chociaż spotkałem się też z wersją, w której płonął Giordano Bruno).

Otóż wg mnie niezrozumienie tego problemu polega na tym, iż kapłani w minionych wiekach stworzyli bardzo ułomny wizerunek naszego Boga. Powiedziałbym nawet, że wręcz infantylny: Boga, który wymaga od swych stworzeń (ludzi), aby w niego wierzyli i kochali go pod groźbą piekła. Jednym słowem Bóg chce aby jednocześnie kochano go i lękano się go. Boga, który stworzył niebo, przeznaczone dla posłusznych sobie i wielbiących go, ale też — jakby nie dowierzając swym ułomnym kreaturom — postanowił ich siłą zawlec do tego wymarzonego miejsca wiecznej szczęśliwości, strasząc ich w razie czego wiecznymi mękami piekielnymi. Boga, który jest zazdrosny o uczucia swych stworzeń i który gotów jest ukarać każdego, kto chciałby z nim konkurować na tym polu. Nie będę teraz analizował przyczyn z powodu których stworzono taki, a nie inny jego wizerunek. Skupmy się na tej miłości człowieka do swego Boga. Mam mówić dalej?

M: Skoro już pan zaczął, to proszę dokończyć. Myślę, że jakoś to przetrzymam.

D: Dziękuję za wytrwałość. A zatem: podstawowe pytania jakie powinien sobie zadać każdy wierzący, brzmią: Czy naprawdę Bogu potrzebna jest nasza wiara, nasza miłość i uwielbienie, a nawet poświęcanie swego życia dla manifestacji tych uczuć przed bliźnimi? Czy jest to raczej tylko wymysł chorych ambicji i chorej wyobraźni tych, którzy tworzyli jego wizerunek? Rozpatrując to, zacznijmy od pewnej analogii: załóżmy, iż jest pan uczonym, który stworzył wyjątkowy szczep bakterii posiadających pewien rodzaj świadomości. Proszę mi powiedzieć, czy jako ich stwórcy, rajcowałaby pana myśl, aby wierzyły one w pana istnienie, kochały pana i wielbiły, modliły się oraz czciły i adorowały pańskie wyobrażenia, które siłą rzeczy przypominałyby ich własny wygląd, gdyż na inne nie byłoby ich stać? Satysfakcjonował by pana taki rodzaj dowartościowania z ich strony? Potrafiłby pan pokochać te stworzenia i poświęcać się dla nich? Gdyby pan miał syna, zadałbym w tym miejscu jeszcze jedno pytanie, a tak, poprzestanę na powyższych. Odpowie mi pan na nie?

M (dłuższa chwila ciszy, potem niepewnie): Nigdy nie zastanawiałem się nad tymi sprawami. Poza tym,.. to chyba nie jest najwłaściwsza analogia, jeśli chodzi o ten przypadek?

D: Pewnie, że nie jest! I to z wielu względów. Chodziło mi tylko o wyobrażenie sobie tej ogromnej różnicy między Stwórcą, a jego ułomnym stworzeniem. O tym przede wszystkim powinno się pamiętać, aby nie tworzyć takich właśnie paradoksów jak choćby ten o miłości do Boga i jego miłości do nas. Do czego niby miałaby być potrzebna Bogu ta nasza miłość? Czyżby nie wiedział pan, że według doktryny katolickiej „Bóg jest pełnią i pierwowzorem wszelkiej możliwej doskonałości /../ Posiada całą pełnię bytowania, tzn. wszystkie możliwe doskonałości w stopniu nieskończonym. A także "jest w sobie i z siebie najszczęśliwszy" (Dogmatyka, ks. kard. Ignacy Różycki). Wynika z tego jednoznacznie, że Istocie, która cieszy się całą pełnią bytowania i jest w sobie i z siebie najszczęśliwsza, nie potrzebna jest do niczego ani nasza miłość, ani uwielbienie, ani oddawanie czci, ani też nasza wiara. Ani też infantylnie pojmowane służenie Bogu, przed którym zresztą Bóg już dawno przestrzegał kapłanów w swoim Słowie: „Bóg /../ który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręka ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował" (Dz 17,24,25). Myślę, że nie są panu obce te prawdy wiary?

M: Mhmm,.. pozwoli pan, że pominę milczeniem tę złośliwość.

D: No, cóż,.. skoro tak pan to odbiera? Podsumujmy więc, co wynika z powyższego: otóż do atrybutów Boga należy również wszechwiedza i wszechobecność. Kard. J. H. Newman tak to ujął: "Bóg jest istotą dla której nie ma nic przeszłego, ani nic przyszłego, jest zawsze teraz". Czyli ogarnia on swoją świadomością całe swoje dzieło, od początku do końca jednocześnie. Konsekwencją tych boskich cech jest to, iż żadne jego stworzenie nie może uczynić niczego, czego on nie wiedziałby nieskończenie wcześniej i na co nie wyraziłby zgody. O czym w Piśmie św. tak napisano: „Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś ty tego nie chciał? Jakby się zachowało, czego byś nie wezwał?". Aby postawić kropkę nad "i" przytoczę jeszcze orzeczenie Soboru Wat. I: "Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń".

Można więc śmiało założyć, iż Bóg nie tylko wiedział nieskończenie wcześniej o zamierzonym „zdradzeniu" go przez owego zakonnika, ale też współdziałał z nim w podejmowaniu tej decyzji, jak i w zrealizowaniu swej miłości do kobiety. Co istotniejsze, iż musiał także współdziałać w realizacji jej miłości do owego zakonnika. Jak więc w tym kontekście można na poważnie mówić o jakiejkolwiek „zdradzie" Boga przez człowieka? Może mi pan odpowiedzieć na to pytanie?

M: Hmm,.. Obawiam się, iż mamy całkiem różne koncepcje Boga...

D: Czyja jest zatem fałszywa, lub eufemistycznie mówiąc; który z nas mija się z prawdą?

M: Wybaczy pan, ale nie odpowiem na to pytanie.

D: Rozumiem. Więc pozostaje nam drugi aspekt tego problemu: miłość do kobiety, która to wg pana jest czymś o wiele bardziej poślednim, niż miłość do Boga, nieprawdaż? I tu niestety również się pan myli. Jeśli bowiem przyjmiemy koncepcję, iż wszystko pochodzi od Boga, to należy uznać, iż miłość między ludźmi jest najcudowniejszym darem jaki od niego dostaliśmy. Darem wpisanym tak głęboko w nasze serca, iż stał się on najważniejszą częścią naszego człowieczeństwa, gdyż tylko miłość jest w stanie nas ubóstwiać i nic poza nią. Zatem absurdalny podział na „miłość czystą i wzniosłą" kierowaną do abstrakcyjnego Bytu, oraz „miłość cielesną i grzeszną" związaną z drugim człowiekiem, jest jedną z największych bzdur, jakie ludzie (właściwie kapłani) wymyślili w swej historii, kierując się z gruntu fałszywą hierarchią wartości, oraz infantylnymi wyobrażeniami na temat naszych bóstw, a także ich relacji do nas i naszego świata.


1 2 3 4 Dalej..
 See comments (17)..   


«    (Published: 28-01-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8693 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)