The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.849 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Doradztwo religijne i religioznawcze V [3]
Author of this text:

Albo obecnie: prowadzam synka znajomych na rekolekcje, bo oni są w pracy, a młodzież ma wolne od szkoły. I też mnie to dziwi: jaki interes ma szkoła, aby zwalniać uczniów na trzy dni zajęć religijnych, w państwie jakoby światopoglądowo neutralnym? Jaki interes ma państwo, aby w szkołach były katechezy, opłacane z ubogiej ponoć kiesy państwowej? Dlaczego w sytuacji rozdziału Kościoła od państwa, łoży ono tak wielkie sumy na utrzymywanie aparatu kościelnego? Poza tym, jak się ma wolna wola człowieka do przymusu (stosowanego przez Kościół i rodziców) uczęszczania przez małe dzieci na lekcje katechezy? Czy zna pan jakieś rozsądne wyjaśnienie tych problemów?

D: Owszem, znam. Tyle, że one nie są przynależne do współczesnego świata, a raczej są żałosną spuścizna po dawnych czasach, która pozostała w tej znikomej formie, w porównaniu z tym, co było kiedyś. Ten problem jest łatwy do zrozumienia, jeśli się weźmie pod uwagę, iż te dwie formy panowania nad ludźmi: państwo i Kościół, są dwoma obliczami władzy człowieka nad człowiekiem. Z tym, że ta pierwsza ma mandat (przyzwolenie) większości społeczeństwa, a ta druga sprawowana jest w imieniu Boga, którego jakoby reprezentują kapłani, tej jedynie słusznej i prawdziwej religii. A jeśli tak się sprawy mają, to owa podwójna władza odnosi większe korzyści wtedy, kiedy jej dwa ramiona — świeckie i religijne — wspierają się, niż wtedy gdy będą się wzajemnie zwalczały. Rozumie pan ten mechanizm?

M: No, ale w naszej ojczyźnie zgodnie z Konstytucją, panuje rozdział Kościoła od państwa, czyż nie?

D: Tylko pozornie, drogi panie! Tylko pozornie. A tak naprawdę Kościół katolicki ma zagwarantowane (nie tylko konkordatem), wielkie przywileje i to nie tylko materialne, z czym ani strona rządowa się nie chwali, ani kościelna. O wiele bardziej brzemiennym w skutki jest uzyskany przywilej indoktrynacji dzieci od wieku przedszkolnego. Poza tym serwilizm naszych polityków jest tak daleko posunięty w stosunku do tej instytucji, iż ten „rozdział" można rozumieć tylko w jedną stronę: państwo nie ma prawa wtrącać się w interesy Kościoła — i to się sprawdza doskonale - natomiast Kościół może, a nawet musi — bo to wynika ponoć z jego misji ewangelizacyjnej — wtrącać się w sprawy państwowe. Tak to z grubsza wygląda.

M: Rozumiem, że w przypadku Kościoła jest to kwestia jego „być albo nie być"; zapewnienia sobie dostatniej przyszłości, którą gwarantuje odpowiednio wysoka ilość wiernych owieczek. Nie rozumiem natomiast jaki w tym interes ma państwo i to ponoć świeckie?

D: To proste: duszpasterze — jak pan zapewne wie — mają wielki wpływ na swoje owieczki, o czym miał okazję przekonać niejeden rząd, który próbował odsunąć ich od władzy, albo przynajmniej od współwładzy. Czego najlepszym przykładem były rządy „komunistyczne" PRL-u, które miały złudną nadzieję długiego rządzenia społeczeństwem, bez pomocnej „opieki" Kościoła katolickiego Musiały nie znać naczelnej zasady, którą kierują się nasi pasterze, wyrażonej przez papieża Leona XIII pod koniec XIX wieku: „Kochamy wszystkie formy państwa, jak długo dostrzegane są nasze interesy". Innymi słowy: dopóki państwo zgadza się utrzymywać na godziwym poziomie swych „duchowych pasterzy", ma kupioną ich lojalność i zapewniony spokój, iż nie będą oni podburzać obywateli przeciwko istniejącym władzom. Co się dzieje w razie niespełnienia tego warunku, dobrze przedstawił Horst Herrmann w doskonałej książce Książęta Kościoła:

„A państwa? Płacą nadal, jak dotąd. Albo przejmują pewne płatności. /../ Jeśli państwo odmawia udziału w tej nieczystej grze, a społeczeństwo poskąpi karmy w kościelnym żłobie, podnosi się arcypasterski krzyk: wtedy panowie duchowni, którzy zarabiają na chleb ewangelią, gromią takie państwa, że jakoby wykazują tendencję, by stać się "Antychrystem czasów ostatecznych". Nie rozpoczynają oczywiście całkowitej rejterady, jak długo przynajmniej rodzący się Antychryst im płaci". Albo w innym miejscu:

„Biada jednak, jeśli jest zagrożony choćby ułamek kościelnego stanu posiadania. /../ Wtedy mobilizuje się potencjał bojowy Kościoła. Wtedy następuje karanie, inscenizuje się wojny religijne i inkwizycje. Wtedy owieczki Boże mają posłusznie zacząć nienawidzić; wtedy uzyskana w przestępczy sposób jedność jest uznawana za zagrożoną. /../ W sytuacji takiego niebezpieczeństwa masy, doktryna i pieniądze beż żenady łączone są w jedno. Wtedy wielka owczarnia musi płacić; mobilizowana jest wielka jednolita wiara, uruchamiane są wielkie pieniądze. /../ By tych zasobów nie naruszyć, opłaca się każdy arcypasterski lament".

Rozumie pan teraz na czym to polega? Politycy będący u władzy, którzy wolą mieć dobre stosunki z Kościołem, zamiast mieć go jako wroga, kierują się cynicznym wyrachowaniem (choć zapewne woleliby to nazwać pragmatyzmem), gdyż dla korzyści płynących z posiadania władzy, gotowi są na każdy sojusz i każde świństwo, byle by tylko ją wzmocnić i utrzymać jak najdłużej. Albo znają historię Kościoła i doskonale zdają sobie sprawę, iż dla obu rodzajów tej władzy człowieka nad człowiekiem, jest to po prostu korzystniejsza sytuacja. I tyle. Czy ta dość ogólnikowa odpowiedź satysfakcjonuje pana?

M: Owszem, przynajmniej wiem o co w tym wszystkim chodzi. Ale nadal uważam, iż to w żaden sposób nie usprawiedliwia zakłamania i serwilizmu polityków w stosunku do Kościoła katolickiego i to wybranych — jak na ironię — w demokratycznych wyborach. Dziękuję za rozmowę.

***

No, tak! Rozumiem doskonale tego człowieka. To, że tego rodzaju politycy tak pięknie dogadują się z ludźmi Kościoła, świadczy, iż jedni są warci drugich: ci mają mało wspólnego z duchowością, mimo, że reprezentują Kościół, a ci niewiele wspólnego ze służbą dla społeczeństwa, mimo, że są jego wybrańcami. Sygnał telefonu przerwał te gorzkie refleksje.

Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?

Uczennica: Dzwonię do pana w związku z maturalnym egzaminem z religii. Na początku myślałyśmy z koleżankami, że to jakaś kiepska „kaczka dziennikarska", służąca odwróceniu uwagi społeczeństwa od ważniejszych problemów Kościoła katolickiego, ale potem czytam artykuły, a tam przytaczane są różne wypowiedzi hierarchów, jak choćby ta, zacytowana w „Polityce": „Egzamin maturalny z religii pozwoli w większym stopniu na kształtowanie w absolwentach szkół ponadgimnazjalnych integralnej wizji świata" (Tańce z maturą, Joanna Podgórska). Dlatego też chciałabym poznać prawdziwe, czyli historyczne początki naszej religii. Nie tylko tę religijną wersję przedstawioną w Biblii — bo ta jest mi dobrze znana z katechezy — ale także tą religioznawczą, którą również powinnam znać, aby móc właściwie zintegrować sobie tę wiedzę, zgodnie z zaleceniami naszych biskupów. Czy może mi pan coś więcej powiedzieć na ten temat?

D: Oczywiście! Uczynię to z przyjemnością. Zacznijmy wiec od korzeni chrześcijaństwa — judaizmu. Doskonale to opisał Jerzy Cepik w książce Jak człowiek stworzył bogów. Oto fragment tej publikacji: „Mały wojowniczy Bóg Jahwe (postać prawdopodobnie zrodzona z egipsko-mezopotamskiego boga Jao i bogini Jahu), długo nie mógł się równać z bogami Syrii, z wpływami Ela, Baala pod różnymi imionami czy z Panią Baalat z Byblos. Jego religia długo musiała czerpać ze starych, znakomicie opracowanych teologii egipskich i mezopotamskich, zanim gdzieś w VI w. pne., objawi się jako monoteistyczna, tzn. wyłączająca wszystkich innych bogów jacy rządzą światem i człowiekiem. Przyczyną jego dominacji i jedynowładztwa będą warunki bardziej polityczne niż religijne". Jest to przedstawione bardzo ogólnikowo, ale możesz sama pogłębić tę wiedzę na własną rękę.

Co do początków chrześcijaństwa, autor tej publikacji napisał: „Jezus jako postać łączącą Stary Testament z Nowym, łączył w sobie wszystkie cechy starych bogów, także to, że tak często występowali oni pod postacią Trójcy, czyli jednego boga, jednej boskiej siły w różnych postaciach działającej". /../ „Matka Jezusa była niepokalaną dziewicą, prastare pojęcie bogini Matki, dawczyni życia. Żoną Mitry była irańska Wielka Bogini Anatuta — niepokalana dziewica /../ W czasach pierwszych chrześcijan Jezusa nazywano "Synem Marii" łączonej z Izydą-Isztar /../ Izyda, Pani wszystkiego, stwórczyni łącząca w sobie siłę wszystkich wielkich bogiń znanych starożytnym. Jedyna, cieszyła się ogromną popularnością, kult jej był tak silny, że chrześcijaństwo chcąc go zwalczyć, zmuszone będzie obwołać Izydę — Marią, matką Bożą, a Izydę z dzieciątkiem Horusem, przedstawić jako Marię z dzieciątkiem Jezusem". /../

„Na życiorys Jezusa składają się bogate stare mity i rytuały świata starożytnego, sięgające nawet w prehistorię /../ Na Krecie znano np. grób śmiertelnego Zeusa, boga, który dzielił chleb i wino, umierał i zmartwychwstawał /../ Podczas wiosennych misteriów Wielkiej Matki Kybelii /../ jej kapłani oznajmiali: "Radujcie się, gdyż Bóg jest zbawiony i wy także będziecie zbawieni". Zbawienie mieli uzyskać wtajemniczeni w misteria Izydy i Ozyrysa". /../ „Są to tylko nieliczne fragmenty rozległego systemu wątków religijnych, przetwarzanych w różnych kulturach i mitach, od tysięcy lat. Fakty te mówią z ilu mitologii musieli czerpać autorzy Nowego Testamentu /../ np. Sąd Boży chrześcijan był zapożyczeniem Sadu Ozyrysa, mitu starszego o tysiące lat /../ W rzeczywistości cała historia Judasza, Sądu Żydowskiego, wydania Jezusa Rzymianom i Golgota, tj. droga męki i ukrzyżowanie — były przenośnią literacką tej nowej filozofii religijnej, nowego mitu".

Natomiast co do początków katolicyzmu ów autor tak pisze: „W obliczu grożących niebezpieczeństw, Teodozjusz zdecydował się na ogłoszenie w Tessalonice, 27.02.380 r. słynnego edyktu, w którym znalazł się fragment wagi wprost niezwykłej: "Pragniemy, aby wszystkie ludy, którymi kieruje rząd naszej łaskawości, wyznawały religię, którą, jak wierzymy przekazał Rzymianom św. Piotr Apostoł i która aż dotąd się utrzymała /../ Nakazujemy, aby ci, którzy wyznają tę wiarę, przyjęli nazwę chrześcijan katolickich, wszystkich zaś innych uznajemy za głupców i szaleńców, trzymających się haniebnych zasad heretyckich..". Następnie edykt mówił, że wszyscy ci głupcy i szaleńcy „poniosą najpierw karę boską, a potem karę z rozkazu naszej władzy, którą otrzymaliśmy z wyroku niebieskiego".

Tym orzeczeniem Rzym wynosił nowa religię ponad państwo. Oznaczało to również wydanie bezwzględnej wojny wszystkim innym kultom, bogom i kapłanom. Był to początek końca kultury i cywilizacji antycznej, początek długich wieków nienawiści i pogardy dla rozumu ludzkiego". Tak w dużym skrócie wyglądają te historyczne początki naszej religii. Jeśli nie masz więcej pytań, dziękuję za uwagę.

***

1 2 3 4 Dalej..
 See comments (50)..   


«    (Published: 26-03-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8857 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)