|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Doradztwo religijne i religioznawcze V [3] Author of this text: Lucjan Ferus
Albo obecnie: prowadzam synka znajomych na rekolekcje, bo oni są w pracy, a młodzież ma wolne od szkoły. I też mnie to dziwi: jaki interes ma
szkoła, aby zwalniać uczniów na trzy dni zajęć religijnych, w państwie jakoby światopoglądowo neutralnym? Jaki interes ma państwo, aby w szkołach były katechezy, opłacane z ubogiej ponoć kiesy państwowej? Dlaczego w sytuacji rozdziału Kościoła od
państwa, łoży ono tak wielkie sumy na utrzymywanie aparatu kościelnego? Poza
tym, jak się ma wolna wola człowieka
do przymusu (stosowanego przez Kościół i rodziców) uczęszczania przez małe dzieci na lekcje katechezy? Czy zna pan
jakieś rozsądne wyjaśnienie tych problemów?
D:
Owszem, znam. Tyle, że one nie są przynależne do współczesnego świata, a raczej są żałosną spuścizna po dawnych czasach, która pozostała w tej
znikomej formie, w porównaniu z tym, co było kiedyś. Ten problem jest łatwy
do zrozumienia, jeśli się weźmie pod uwagę, iż te dwie formy panowania nad
ludźmi: państwo i Kościół, są
dwoma obliczami władzy człowieka
nad człowiekiem. Z tym, że ta pierwsza ma mandat (przyzwolenie) większości
społeczeństwa, a ta druga sprawowana jest w imieniu Boga, którego jakoby
reprezentują kapłani, tej jedynie słusznej i prawdziwej religii. A jeśli tak
się sprawy mają, to owa podwójna władza odnosi większe korzyści wtedy,
kiedy jej dwa ramiona — świeckie i religijne — wspierają
się, niż wtedy gdy będą się wzajemnie zwalczały.
Rozumie pan ten mechanizm?
M:
No, ale w naszej ojczyźnie zgodnie z Konstytucją, panuje rozdział Kościoła
od państwa, czyż nie?
D:
Tylko pozornie, drogi panie! Tylko pozornie. A tak naprawdę Kościół
katolicki ma
zagwarantowane (nie tylko konkordatem), wielkie przywileje i to nie tylko
materialne, z czym ani strona rządowa się nie chwali, ani kościelna. O wiele
bardziej brzemiennym w skutki jest uzyskany przywilej indoktrynacji dzieci od wieku przedszkolnego. Poza tym serwilizm
naszych polityków jest tak daleko posunięty w stosunku do tej instytucji, iż
ten „rozdział" można rozumieć tylko w jedną stronę: państwo nie ma
prawa wtrącać się w interesy Kościoła — i to się sprawdza doskonale -
natomiast Kościół może, a nawet musi — bo to wynika ponoć z jego misji
ewangelizacyjnej — wtrącać się w sprawy państwowe. Tak to z grubsza wygląda.
M:
Rozumiem, że w przypadku Kościoła jest to kwestia jego „być albo nie być";
zapewnienia sobie dostatniej przyszłości, którą gwarantuje odpowiednio
wysoka ilość wiernych owieczek. Nie rozumiem natomiast jaki w tym interes ma
państwo i to ponoć świeckie?
D:
To proste: duszpasterze — jak pan zapewne wie — mają wielki wpływ na swoje
owieczki, o czym miał okazję przekonać niejeden rząd, który próbował
odsunąć ich od władzy, albo przynajmniej od współwładzy. Czego najlepszym
przykładem były rządy „komunistyczne" PRL-u, które miały złudną
nadzieję długiego rządzenia społeczeństwem, bez pomocnej „opieki" Kościoła
katolickiego Musiały nie znać naczelnej zasady, którą kierują się nasi pasterze,
wyrażonej przez papieża Leona XIII pod koniec XIX wieku: „Kochamy wszystkie
formy państwa, jak długo dostrzegane są nasze interesy". Innymi słowy: dopóki
państwo zgadza się utrzymywać na godziwym poziomie swych „duchowych
pasterzy", ma kupioną ich lojalność i zapewniony spokój, iż nie będą
oni podburzać obywateli przeciwko istniejącym władzom. Co się dzieje w razie
niespełnienia tego warunku, dobrze przedstawił Horst Herrmann w doskonałej
książce Książęta Kościoła:
„A państwa? Płacą nadal, jak dotąd. Albo przejmują pewne płatności.
/../ Jeśli państwo odmawia udziału w tej nieczystej grze, a społeczeństwo
poskąpi karmy w kościelnym żłobie, podnosi się arcypasterski krzyk: wtedy
panowie duchowni, którzy zarabiają na chleb ewangelią, gromią takie państwa,
że jakoby wykazują tendencję, by stać się "Antychrystem czasów
ostatecznych". Nie rozpoczynają oczywiście całkowitej rejterady, jak długo
przynajmniej rodzący się Antychryst im płaci". Albo w innym miejscu:
„Biada jednak, jeśli jest zagrożony choćby ułamek kościelnego
stanu posiadania. /../ Wtedy mobilizuje się potencjał bojowy Kościoła. Wtedy
następuje karanie, inscenizuje się wojny religijne i inkwizycje. Wtedy
owieczki Boże mają posłusznie zacząć nienawidzić; wtedy uzyskana w przestępczy
sposób jedność jest uznawana za zagrożoną. /../ W sytuacji takiego
niebezpieczeństwa masy, doktryna i pieniądze beż żenady łączone są w jedno. Wtedy wielka owczarnia musi płacić; mobilizowana jest wielka jednolita
wiara, uruchamiane są wielkie pieniądze. /../ By tych zasobów nie naruszyć,
opłaca się każdy arcypasterski lament".
Rozumie pan teraz na czym to polega? Politycy będący u władzy, którzy
wolą mieć dobre stosunki z Kościołem, zamiast mieć go jako wroga, kierują
się cynicznym wyrachowaniem (choć
zapewne woleliby to nazwać pragmatyzmem), gdyż dla korzyści płynących z posiadania władzy, gotowi są na każdy sojusz i każde świństwo, byle by
tylko ją wzmocnić i utrzymać jak najdłużej. Albo znają historię Kościoła i
doskonale zdają sobie sprawę, iż dla obu rodzajów tej władzy
człowieka nad człowiekiem, jest to po prostu korzystniejsza
sytuacja. I tyle. Czy ta dość ogólnikowa odpowiedź satysfakcjonuje pana?
M:
Owszem, przynajmniej wiem o co w tym wszystkim chodzi. Ale nadal uważam, iż to w żaden sposób nie usprawiedliwia zakłamania i serwilizmu polityków w stosunku do Kościoła katolickiego i to wybranych — jak na ironię — w demokratycznych wyborach. Dziękuję za rozmowę.
***
No, tak! Rozumiem doskonale tego człowieka. To, że tego rodzaju
politycy tak pięknie dogadują się z ludźmi Kościoła, świadczy, iż jedni
są warci drugich: ci mają mało wspólnego z duchowością, mimo, że
reprezentują Kościół, a ci niewiele wspólnego ze służbą dla społeczeństwa,
mimo, że są jego wybrańcami. Sygnał telefonu przerwał te gorzkie refleksje.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Uczennica:
Dzwonię do pana w związku z maturalnym egzaminem z religii. Na początku myślałyśmy z koleżankami, że to jakaś kiepska „kaczka dziennikarska", służąca
odwróceniu uwagi społeczeństwa od ważniejszych problemów Kościoła
katolickiego, ale potem czytam artykuły, a tam przytaczane są różne wypowiedzi hierarchów,
jak choćby ta, zacytowana w „Polityce": „Egzamin maturalny z religii
pozwoli w większym stopniu na kształtowanie w absolwentach szkół
ponadgimnazjalnych integralnej wizji świata" (Tańce z maturą, Joanna Podgórska). Dlatego też chciałabym poznać prawdziwe,
czyli historyczne początki naszej religii. Nie tylko tę religijną wersję
przedstawioną w Biblii — bo ta jest mi dobrze znana z katechezy — ale także
tą religioznawczą, którą również powinnam znać, aby móc właściwie
zintegrować sobie tę wiedzę, zgodnie z zaleceniami naszych biskupów. Czy może
mi pan coś więcej powiedzieć na ten temat?
D:
Oczywiście! Uczynię to z przyjemnością. Zacznijmy wiec od korzeni chrześcijaństwa — judaizmu. Doskonale to opisał Jerzy Cepik w książce Jak
człowiek stworzył bogów. Oto fragment tej publikacji: „Mały wojowniczy
Bóg Jahwe (postać prawdopodobnie zrodzona z egipsko-mezopotamskiego boga Jao i bogini Jahu), długo nie mógł się równać z bogami Syrii, z wpływami Ela,
Baala pod różnymi imionami czy z Panią Baalat z Byblos. Jego religia długo
musiała czerpać ze starych, znakomicie opracowanych teologii egipskich i mezopotamskich, zanim gdzieś w VI w. pne., objawi się jako monoteistyczna,
tzn. wyłączająca wszystkich innych bogów jacy rządzą światem i człowiekiem.
Przyczyną jego dominacji i jedynowładztwa będą warunki bardziej polityczne
niż religijne". Jest to przedstawione bardzo ogólnikowo, ale możesz sama
pogłębić tę wiedzę na własną rękę.
Co do początków chrześcijaństwa, autor tej publikacji napisał:
„Jezus jako postać łączącą Stary Testament z Nowym, łączył w sobie
wszystkie cechy starych bogów, także to, że tak często występowali oni pod
postacią Trójcy, czyli jednego boga, jednej boskiej siły w różnych
postaciach działającej". /../ „Matka Jezusa była niepokalaną dziewicą,
prastare pojęcie bogini Matki, dawczyni życia. Żoną Mitry była irańska
Wielka Bogini Anatuta — niepokalana dziewica /../ W czasach pierwszych chrześcijan
Jezusa nazywano "Synem Marii" łączonej z Izydą-Isztar /../ Izyda, Pani
wszystkiego, stwórczyni łącząca w sobie siłę wszystkich wielkich bogiń
znanych starożytnym. Jedyna, cieszyła się ogromną popularnością, kult jej
był tak silny, że chrześcijaństwo chcąc go zwalczyć, zmuszone będzie obwołać
Izydę — Marią, matką Bożą, a Izydę z dzieciątkiem Horusem, przedstawić
jako Marię z dzieciątkiem Jezusem". /../
„Na życiorys Jezusa składają się bogate stare mity i rytuały świata
starożytnego, sięgające nawet w prehistorię /../ Na Krecie znano np. grób
śmiertelnego Zeusa, boga, który dzielił chleb i wino, umierał i zmartwychwstawał /../ Podczas wiosennych misteriów Wielkiej Matki Kybelii /../
jej kapłani oznajmiali: "Radujcie się, gdyż Bóg jest zbawiony i wy także
będziecie zbawieni". Zbawienie mieli uzyskać wtajemniczeni w misteria Izydy i Ozyrysa". /../ „Są to tylko nieliczne fragmenty rozległego systemu wątków
religijnych, przetwarzanych w różnych kulturach i mitach, od tysięcy lat.
Fakty te mówią z ilu mitologii musieli czerpać autorzy Nowego Testamentu /../
np. Sąd Boży chrześcijan był zapożyczeniem Sadu Ozyrysa, mitu starszego o tysiące lat /../ W rzeczywistości cała historia Judasza, Sądu Żydowskiego,
wydania Jezusa Rzymianom i Golgota, tj. droga męki i ukrzyżowanie — były
przenośnią literacką tej nowej filozofii religijnej, nowego mitu".
Natomiast co do początków katolicyzmu ów autor tak pisze: „W obliczu
grożących niebezpieczeństw, Teodozjusz zdecydował się na ogłoszenie w Tessalonice, 27.02.380 r. słynnego edyktu, w którym znalazł się fragment
wagi wprost niezwykłej: "Pragniemy, aby wszystkie ludy, którymi kieruje rząd
naszej łaskawości, wyznawały religię, którą, jak wierzymy przekazał
Rzymianom św. Piotr Apostoł i która aż dotąd się utrzymała /../
Nakazujemy, aby ci, którzy wyznają tę wiarę, przyjęli nazwę chrześcijan
katolickich, wszystkich zaś innych uznajemy za głupców i szaleńców, trzymających
się haniebnych zasad heretyckich..". Następnie edykt mówił, że wszyscy ci
głupcy i szaleńcy „poniosą najpierw karę boską, a potem karę z rozkazu
naszej władzy, którą otrzymaliśmy z wyroku niebieskiego".
Tym orzeczeniem Rzym wynosił nowa religię ponad państwo. Oznaczało to
również wydanie bezwzględnej wojny wszystkim innym kultom, bogom i kapłanom.
Był to początek końca kultury i cywilizacji antycznej, początek długich
wieków nienawiści i pogardy dla rozumu ludzkiego". Tak w dużym skrócie
wyglądają te historyczne początki naszej religii. Jeśli nie masz więcej
pytań, dziękuję za uwagę.
***
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 26-03-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8857 |
|