|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Doradztwo religijne i religioznawcze VI [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Czyli inne spojrzenie na religię
Dzisiejszy dyżur przy tej „psiej pogodzie" będzie przyjemnością.
Świeżo zaparzona herbata czeka w termosie jak i uzupełniające dodatki. Na
pierwszy telefon nie czekałem długo.
Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę
pomóc? Mężczyzna: Niedawno usłyszałem opinię — i co
ciekawe, iż wypowiadał ją człowiek
wierzący, ale uważający się za 100% racjonalistę — że chrześcijaństwo z racji swej oryginalności (czyli odróżniania się od innych religii) jest
religią objawioną. To właśnie ma
świadczyć według niego za tym, iż
mamy do czynienia z prawdziwą religią, a
nie wymyśloną jak inne przez ludzi. Co pan o tym sądzi? Czy można podważyć
ten argument?
D: Z łatwością. Na przykład Karlheinz Deschner w
Opus diaboli tak przedstawił ten problem:
Nie ma w chrześcijaństwie w
ogóle niczego, co mogłoby pretendować do oryginalności z punktu widzenia
dziejów ideologii i religii. Wszystko bowiem — od centralnych idei po
marginalne obyczaje — zostało przejęte od „pogan" albo od Żydów:
zapowiedź Królestwa Bożego, status dzieci bożych, miłość bliźniego i wroga, idea Mesjasza-Zbawiciela, proroctwa Odkupiciela, jego pochodzenie,
cudowne narodziny z łona dziewicy, hołd pasterzy, prześladowania go już w kołysce,
kuszenie przez szatana, nauczanie, cierpienie, śmierć (również na krzyżu),
zmartwychwstanie (również w trzecim dniu, albo po trzech dniach, a więc w czwartym, bo i ta chwiejność w ewangeliach bierze się ewidentnie stąd, że
zmartwychwstanie boga Ozyrysa świętowano w trzecim, a boga Attysa — w czwartym dniu od jego śmierci), jego objawienie się w postaci cielesnej, jego
zstąpienie do piekła i wniebowstąpienie, nauka o grzechu pierworodnym,
doktryna predestynacji, trójca, chrzest, spowiedź, komunia, liczba siedem dla
sakramentów, liczba dwanaście dla apostołów, samo apostolstwo, urząd
biskupa, kapłaństwo, diakonat, sukcesje, łańcuchy tradycji, Matka Boska,
kult Madonny, miejsca pielgrzymek, tablice wotywne, czczenie relikwii,
jasnowidztwo, cuda, takie jak chodzenie po wodzie, uciszanie burzy, pomnażanie
jadła, wskrzeszanie — po cóż wyliczać, nic nowego! I wszystko to powtarza
się w chrześcijaństwie bynajmniej nie tylko w swej zewnętrznej postaci /../
tyle, że pod innymi nazwami, a często nawet bez zmiany nazwy.
Natomiast w innym miejscu ów autor tak pisze: "Co prawda wszystko w chrześcijaństwie, co nie pochodziło od pogan, było żydowskie, od Starego
Testamentu począwszy, poprzez zastępy aniołów, praojców, proroków, Modlitwę
Pańską, aż po całą liturgię słowa.
Ale właśnie dlatego, że Żydzi nie potrafili pojąć rzekomo chrześcijańskiego
charakteru swojej wiary, dlatego, że pozostawali „uparci", w ciągu dwóch
tysiącleci płonął ogień nienawiści do Żydów". Czy to panu wystarczy?
M: Aż nadto! Rzeczywiście, chrześcijaństwo jest
„oryginalne" jak wszyscy diabli! Bardzo dziękuję za otworzenie mi oczu. Będę
już wiedział co odpowiedzieć na podobne „argumenty".
D: Proszę bardzo! To raczej zasługa znakomitych Autorów,
których cytuję w swoich wypowiedziach. Ja tylko — ujmując to metaforycznie — świecę światłem odbitym, tym nie mniej dziękuję.
***
No tak,.. dla wierzących taka wiedza byłaby zapewne szokiem poznawczym.
Czego innego ich przecież uczą księża i katecheci. Na szczęście aż tacy
ortodoksi tu nie dzwonią. Sygnał telefonu.
Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę
pomóc?
Uczeń: Dzień dobry. Chciałem poradzić się w pewnej
sprawie, która nie daje mi spokoju. Otóż jako jedyny z klasy nie uczęszczam
na lekcje religii. Koledzy mówili, iż nasz katecheta powiedział o mnie, że
jestem złym przykładem dla innych. Przyznam się, iż bardzo mnie to zdziwiło,
bo w gruncie rzeczy jestem dobrym człowiekiem, nawet wg kanonów religijnych:
nie wyznaje cudzych bogów, nie czynię „świętych" obrazów ani rzeźb i nie oddaję im pokłonu, nie wzywam imienia Pana,.. gdyż go nie mam. Szanuję i kocham swoich rodziców, nie zabijam, nie cudzołożę, nie kradnę, nie szkaluję
bliźnich i nie pożądam ich żon ani ich domów. A poza tym dobrze się uczę,
prowadzę zdrowy, sportowy tryb życia i opiekuję się młodszym rodzeństwem.
Czego można chcieć więcej? Dlaczego więc służę katechecie za zły przykład?
Nie pojmuję doprawdy! Może mi pan to wyjaśnić?
D: Co prawda odpowiadałem już na ten temat, ale od
strony doktryny. Teraz odpowiem ci prościej. Otóż łatwo to wytłumaczyć, jeśli
spojrzy się na ten problem od strony owych duszpasterzy. Wmawiają oni wiernym,
iż mogą być oni dobrzy tylko dzięki łasce
bożej, oraz przestrzeganiu norm moralnych,
danych ludziom od Boga. Zatem innowiercy oraz ateiści już przez sam fakt bycia
nimi, powinni wg tej zasady być osobnikami z gruntu złymi. Nie są wszak
obdarzeni łaską bożą, no i nie mają ochronnego parasola w postaci moralności
mającej zapobiegać złym uczynkom. Ale co najważniejsze, nie są prowadzeni
przez duszpasterzy, czyli „przewodników duchowych", których pomoc jest
nieodzowna, według nich samych. Ty więc — będąc dobrym człowiekiem,
mimo, że ateistą — psujesz im ten zakłamany wizerunek „złego ateisty" i wytrącasz im główny argument. Bo skoro ateista może być dobrym człowiekiem,
bez koniecznej wg nich pomocy bożej
(oraz kapłanów reprezentujących owego Boga), to oznacza, iż ten bzdurny pogląd
można między bajki włożyć!
U: Chyba pojmuję o co tu chodzi: wygląda na to, że im
lepszym człowiekiem będzie ateista, tym gorszym przykładem będzie dla księży i katechetów, bo obnażającym fałsz ich nauczania, czy tak?
D: Dokładnie tak!
U: Rozumiem teraz dlaczego u mojej młodszej siostry w pierwszej klasie, katecheta na lekcji religii spytał dzieci, kto wierzy w Boga?
Pośród chóru odpowiedzi odezwały się też głosy na „nie", wtedy on
spytał, kto nie wierzy? Cisza. Oznajmił im więc, iż ci, co nie wierzą są niedobrymi
dziećmi. Widać, że od wczesnego dzieciństwa jest to ludziom wmawiane
przez ich duszpasterzy.
D: To
prawda. Jeśli jest to już dla ciebie jasne, dziękuję za uwagę i życzę ci,
abyś nie przejmował się tego rodzaju opiniami. Myślę, że ich przyczyną
jest ukrywana frustracja owych „sług bożych", iż nie są w stanie zawładnąć
twoim umysłem (sumieniem). I to ich musi bardzo boleć, jak sadzę. Przecież
każda nie „wypasana owieczka" przez nich, to zaprzepaszczone mnóstwo pieniędzy. A jak powiedział Tomasz Becket: „Kościół nie lubi owiec, które nie
pozwalają się strzyc swoim pasterzom". I w tym chyba tkwi sens tego
problemu. Jeśli to wszystko, żegnam.
***
W kreowaniu wizerunku „złego ateisty" doszło ostatnio do ciekawego
paradoksu: Watykan poprawił nawet papieża, który ośmielił się powiedzieć,
iż ateistom Bóg także wybaczy. Nic z tego! Będą się smażyć w piekle i od
tego Kościół nie odstąpi! Dźwięk telefonu przerwał moje rozmyślania.
Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę
pomóc?
Kobieta: Chciałabym podzielić się pewną obserwacją z życia wziętą. Otóż po sąsiedzku przyjaźnimy się z rodziną głęboko
wierzącą, która stara się żyć zgodnie z normami swojej religii. Należą
oni do elity intelektualnej tego kraju; on pracownik naukowy, ona po studiach
filozoficznych. Może na zewnątrz tego nie widać lecz z rozmów prowadzonych
podczas naszych spotkań wyraźnie wynika, iż we współczesnym świecie -
nawet w kraju na wskroś katolickim jak Polska — wcale nie łatwo być
osobnikiem wierzącym, traktującym poważnie zakazy i nakazy religijne. Pomijając
fakt, że mając pięcioro dzieci, mąż owej kobiety namawia ją na szóste, co
wiąże się oczywiście z olbrzymim zaangażowaniem materialnym i czasowym.
Dochodzą do tego liczne problemy związane ze specyficznym stylem życia, który
zobowiązany jest prowadzić wierny i hierarchią wartości, którą uważają
za jedynie właściwą.
Nie będę się wdawała w szczegóły, ale dość powiedzieć, że ich
życie zdominowała obrzędowość religijna, a ich poglądy i myśli obsesyjnie
krążą wokół obowiązującej u nas idei religijnej. Jakąkolwiek by
podejmowali decyzję życiową, wpierw muszą się upewnić, czy będzie zgodna z wymogami ich Kościoła, bo wszystko w życiu wierzącego winno być czynione na
chwałę Pana — jak często powtarzają. Co nieuniknienie wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami i rezygnacją z licznych ułatwień życiowych, które może
nam zapewnić współczesna cywilizacja. Ale to ich tylko utwierdza w przekonaniu, iż kroczą właściwą drogą, tą węższą. Skuteczne rozwiązywanie
trudnych problemów życiowych, ludzie ci upatrują w kontaktach z „dobrym
spowiednikiem", co sami przyznają.
Zastanawiając się nad tym — nieodosobnionym chyba — przypadkiem,
nie mogę pojąć jednego: Jak to możliwe, iż ludzie wykształceni (i to nie w byle w czym, bo w filozofii!) i inteligentni, uważający się za racjonalnie myślących — tak bez żadnej refleksji starają się stosować do tego, co sobie myśleli
jacyś wędrowni pasterze kóz sprzed dwóch i pół tysiąca lat?! Że swymi
wykształconymi umysłami nie potrafią dostrzec, iż to nie Bóg wymaga od nich
tego stylu życia i tego infantylnego „służenia sobie", ale cwani kapłani
wszechczasów, którzy dzięki takim jak oni i kosztem takich jak oni ludzi,
zapewniają sobie od tysiącleci dostatni byt i nieprawdopodobną władzę
nad tą wielką masą podobnie im myślących — a raczej nie myślących — osobników. Że są nieświadomymi więźniami starych mitów, które
obecnie służą jedynie potomkom ich twórców — kapłanów, a nie jak
dawniej — ludzkości. I co pan o tym myśli? Jaka może być przyczyna tych
irracjonalnych zachowań?
D: Przyczyn jest parę i tak np. wg książki, którą
ostatnio przeczytałem są one głębsze, niż mogłoby się nam wydawać. W tej
rozmowie ograniczmy się jednak do tej najbardziej oczywistej, którą jest tzw.
wczesne wpajanie, wykorzystywane od
wieków przez religie (a raczej Kościoły) do indoktrynacji ludzi, począwszy
od wieku przedszkolnego, aż do ich śmierci. W dużym skrócie, ale bardzo
trafnie opisał to Horst Herrmann w Książętach Kościoła:
Od najsubtelniejszego wieku dziecięcego chrześcijanin jest świadomie
urabiany na owieczkę: ma się uczyć wpatrywać jak w obrazek w swego pasterza,
który obiecuje jedynie prawdziwy pogląd i najpewniejszą ochronę. Ma się czuć
dobrze tylko w stadzie, które składa się z podobnie wytresowanych ludzkich
owieczek i jest kierowane przez samozwańczego, wszystkowiedzącego pasterza.
/../Od najwcześniejszej młodości jest obecny w życiu typowego wiernego
pouczający palec, wskazujący na wszystko co ważne, możne i wielkie — i pokazujący ciągle to samo: reprezentantów religii (Boga, papieża, biskupa),
ich postacie, ich słowa. Po paru latach takiego wychowania człowiek jest już
przysposobiony na bożą owieczkę. Zna hierarchię ważności jak paciorek.
Wie, że biskup ma więcej do powiedzenia niż kierowca autobusu, papież jest
bardziej fascynujący niż sprzedawca pizzy, ksiądz ważniejszy niż człowiek
świecki. /../ W razie wątpliwości będzie wychodził z założenia, że
arcypasterze są obywatelami ważniejszymi i lepszymi.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 20-06-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9046 |
|