|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Doradztwo religijne i religioznawcze VI [3] Author of this text: Lucjan Ferus
D: Nie, dopóki nie wiem jakiego Boga ma pani na myśli.
K: Jak to jakiego?! Oczywiście, że katolickiego! Inni
przecież są fałszywi, to oczywiste!
D: Jak dla kogo, ale nie o to teraz chodzi. Jeśli ma
pani na myśli tego Boga, to owszem; mam wiele wątpliwości co do jego „miłości"
do człowieka. Abstrahując od otaczającego nas świata, pełnego zła,
przemocy i niezawinionych krzywd, oraz strachu, bólu i cierpień wynikających z faktu istnienia tzw. łańcucha pokarmowego, polegającego na tym, iż
wszelkie stworzenia zabijają się wzajemnie i pożerają — to nawet w samej
religii trudno dopatrzeć się tej bożej miłości do ludzi. Wystarczy poczytać
Biblię, w której wyznawcy tegoż Boga przelewają morze krwi w jego imieniu i z jego nakazu, oraz przeanalizować rozumowo
boży plan opatrznościowy, aby zadać sobie parę ważnych pytań.
Np. dlaczego Bóg, który ponoć tak bardzo kocha ludzi, nie przebaczył w raju pierwszym rodzicom występku popełnionego w nieświadomości i przy wydatnej pomocy jego własnego, podstępnego stworzenia,
mówiącego węża? Zamiast tego ukarał ich tak surowo, iż skutki tej kary
przeszły na cały rodzaj ludzki, stosując tym samym odpowiedzialność
zbiorową: zostali ukarani wszyscy
ludzie, mimo to, iż nie mieli nic wspólnego z czynem swych prarodziców.
Czy tak zachowuje się Bóg kochający ponoć ludzi? Następnie potop: Bóg zniesmaczony niedoskonałością swych stworzeń,
unicestwia w ogólnoświatowym potopie wszystkie żyjące istoty, oprócz
rodziny Noego i po parze zwierząt z każdego gatunku. Czy takie zachowanie Stwórcy
świadczy o jego miłości do ludzi, bo o zwierzęta nie pytam nawet?
Dalej: spójrzmy jak ten „kochający Bóg" rozwiązuje problem zła,
będącego konsekwencją jego pierwszej kary nałożonej na ludzi w raju?
Zamiast im wtedy okazać miłosierdzie (nieskończone
ponoć) i przebaczyć im „winę", Bóg „posyła" swego Syna, aby ten
oddając życie na krzyżu, przez tę
ofiarę odkupił grzechy ludzkości, zbawiając tym samym wszystkich, którzy w niego uwierzą.
K: No, właśnie! Czy to nie świadczy dobitnie o miłości
Boga do ludzi? Poświęcił przecież swego Syna aby zbawił człowieka! Jakże
piękny gest z jego strony!
D: Nie przy nieskończonych
bożych możliwościach! Ten kto może wszystko
nie musi uciekać się do takich spektakularnych zachowań. Skoro mógł na
samym początku nie dopuścić do upadku
ludzi (jest wszechwiedzący i wszechmocny), a mimo to nie uczynił tego, a potem mógł przebaczyć ludziom i też
tego nie uczynił, to ten numer z „posłaniem" swego Syna na ofiarę przebłagalną
za grzechy ludzi, nie można w żadnym wypadku uważać za piękny gest Boga,
lecz za perfidnie pomyślany plan uczynienia go zbawicielem ludzkości, czyli
następnym Bogiem człowieka.
K: No, wie pan?! Gdzie pan wyczytał takie bzdury?!
D: W Biblii droga pani. Jest tam takie oto zdanie dotyczące
Jezusa: „On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero
jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas" (1P 1,20).
Pojmuje pani? Otóż Syn boży był przewidziany
na odkupiciela i zbawiciela grzesznej ludzkości, na bardzo długo przed tym
zanim ta ludzkość zaistniała. Nie
wydaje się to pani dziwne?
K: Nie wiem co powiedzieć,.. nigdy nie zastanawiałam
się nad tymi sprawami z takiej perspektywy. Jednak ciekawa jestem, na jakiej
podstawie wyszedł panu ten niemożliwy do wyobrażenia sobie i do
zaakceptowania wizerunek Boga? Bo chyba nie z nauk Kościoła?
D: Z tego, na czym Kościół
katatolicki powinien opierać swe
nauki — z Biblii, czyli z samego Słowa Bożego. A jeśli chodzi o kościelne
nauki, przypuszczam, iż są one dla pani autorytetem, tym bardziej, iż
nadmieniła pani o Bogu katolickim, prawda? Otóż właśnie nie kto inny, ale
najwyżsi hierarchowie tegoż Kościoła
już dawno odkryli jaki nasz Bóg jest naprawdę
i dlaczego w taki dziwny sposób obszedł się z człowiekiem, jak i ze
swoim Synem (czyli z sobą, bo są Trójcą św.).
Otóż sobór Watykański I tak orzekł między innymi: "Bóg działa w świecie
nieustannie. Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów katolickich, że Bóg współdziała
nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej
czynności stworzeń". Następnie:
"Bóg współdziała w akcie fizycznym
grzechu". (po co to czyni, aż chciałoby się spytać). "Bez
dopuszczenia zła moralnego, czyli grzechu, na świecie nie
ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie.
/../ Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło
się miłosierdzie Boga przebaczającego". Konkluzja powyższego: "Zło
moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale
bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie".
Pojmuje pani teraz na czym polega ta niby „miłość" Boga do ludzi?:
stworzył on grzesznego człowieka tylko po to, aby poprzez przebaczanie mu win i grzechów uzewnętrzniło się jego miłosierdzie, będące nieodzownym
atrybutem chwały bożej. Na dodatek perfidnie wmawiając człowiekowi winę
za zło istniejące w jego naturze i świecie. Ergo: Bóg nie tyle kocha własne
stworzenie, co samego siebie i to dla zaspokojenia miłości własnej poświęcił
ludzkość i swego Syna (czyli siebie, by przebłagać nią siebie). Takie jest
prawdziwe znaczenie powiedzenia: „Bóg jest miłością" i tak właśnie
widzą ten teologiczny problem jego najwyżsi kapłani, którzy się nie mylą w tym względzie, gdyż nad ich Kościołem opiekę sprawuje bezpośrednio Duch św.
Czy pani to rozumie?
K: A idź pan w diabły z takim doradzaniem! (sygnał
rozłączenia się rozmówcy).
***
Zawsze mnie to fascynowało: jak można bezkrytycznie wierzyć w te
pozornie piękne idee i nie próbować ich skonfrontować z krwawą i pełną
przemocy historią świata i samych religii? Nie mówiąc już o choćby pobieżnej
znajomości Biblii. Tak,.. dla wiernych liczy się tylko, co usłyszą w kościele i nic poza tym. Telefon znów dał o sobie znać.
Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę
pomóc?
Kobieta: Mimo, iż jestem osobą wierzącą, staram się
zrozumieć na ile to możliwe
przynajmniej niektóre prawdy religijne. Zastanawiałam się niedawno nad pewnym
problemem teologicznym: dlaczego seks nierozerwalnie
związany jest z grzechem, o czym
„od zawsze" przekonuję wiernych ich duszpasterze? Przecież Bóg nie dał
nam innej alternatywy w rozmnażaniu swego gatunku, prawda? Jeśli chcemy mieć
dzieci, jedyne co nam zostaje to płodzenie ich metodą znaną od tysiącleci,
czyli poprzez uprawianie seksu przez osoby płci przeciwnej. Biorąc pod uwagę
zdania z Biblii dotyczące Boga: „Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś
tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jakby
się zachowało, czego byś nie wezwał?" — można śmiało przyjąć, iż wszystko
co istnieje jest zgodne z zamysłem Stwórcy tego świata. Nie pojmuję więc,
jakim cudem wyszło kapłanom, iż seks jest grzeszny? Jak by pan to wyjaśnił?
D: Jest to długa historia mająca swój początek w zakłamanym
przez chrześcijaństwo podejściu do ciała ludzkiego, a konkretnie chodzi o przyjemność,
której doświadczają osoby uprawiające seks. To jak się okazuje było ciężkim
„kamieniem obrazy" (lub inaczej mówiąc „solą w oku") u wszelkiej maści
moralizatorów od początków tejże religii. Ciekawie opisał to Karlheinz
Deschner w „Opus diaboli":
Kościół deprecjonował przez dwa tysiące lat nie tylko kobietę,
ale i małżeństwo — choć się tego
wypiera. Od św. Justyna poprzez Tertuliana do Orygenesa bardziej chwali się
eunucha niż mężczyznę żonatego. Wg Ojca Kościoła Hieronima, małżonkowie
żyją „na sposób bydlęcy", kopulując nie różnią się „w niczym od
świń i innych nierozumnych zwierząt". Wg Ojca Kościoła Augustyna, żonaci
otrzymują gorsze miejsca w niebie, „prawdziwym małżeństwem" jest tylko
„małżeństwo Józefa", z całkowitą wstrzemięźliwością, i byłoby
najlepiej gdyby dzieci były "rozsiewane ręką, tak jak ziarno.
Odpowiednio do tej sytuacji idea małżeństwa jako sakramentu pojawiła
się dopiero po ponad tysiącletnim istnieniu chrześcijaństwa, dopiero w XI i XII w. rozpowszechnił się zwyczaj wypowiadania 'tak' wobec kapłana, ale aż
do XVI w. uznawano ważność małżeństwa zawartego bez jego udziału. /../Ściśle
ograniczano też stosunki płciowe w małżeństwie. /../ były one zakazane w niedziele i święta, w dni pokuty i modlitw błagalnych, we wszystkie środy i piątki albo w piątki i soboty, w oktawie wielkanocnej i zielonoświątkowej, w okresie czterdziestodniowego postu, w adwencie, przed komunią, czasami i po
niej, podczas ciąży i po niej. Summa
summarum: przez osiem miesięcy w roku. /../ Wykroczenia w tej mierze były
karane przez Kościół, a nadużycia narastały, aż po XX w. na straszliwą
zemstę Boga: na dzieci pryszczate, na chore na padaczkę, kalekie, opętane
przez diabła. /../ Od czasów Konstantyna Kościół błogosławił
masowej zagładzie, ale stosunki płciowe poza małżeństwem (i często także w małżeństwie) zawsze traktował jako zbrodnię. /../ Miłość to u Augustyna zawsze miłość do Boga, a ta seksualna stanowi w gruncie rzeczy coś
szatańskiego.
Jest tego dużo więcej, ale na tym proponuję poprzestać.
K: Jak pan myśli, skąd wzięła się ta irracjonalna
postawa kleru do ludzkiej seksualności? Z głupoty „ślepych przewodników,
prowadzących ślepców", jak to określa Biblia? Czy czegoś innego?
D: O nie! Taka pochopna ocena byłaby błędem! Można
im zarzucić wiele: pychę, chciwość, obłudę i cwaniactwo, oraz dwulicowość — ale nie głupotę. Czy zawód kapłana przetrwałby tyle tysięcy lat, gdyby
członkowie tej organizacji byli głupcami? Proszę posłuchać podsumowania
powyższego tematu (wg tego samego autora i publikacji), a przekona się pani, iż
tak nie jest:
Rekapitulacja dziejów prowadzi do niepodważalnego /../ wniosku, że
wierni zawsze byli jednakowo uwikłani w grzeszność seksualną. /../ Czyżby
przez dwa tysiące lat wychowywano daremnie?
Pewne jest przynajmniej to, że katolicka instytucja pokuty nie może
obejść bez grzesznika. Pewne jest i to, że nikt nie zdawał sobie lepiej z tego sprawy, niż sam kler. Tak, był tego świadomy, ale też nie chciał, by
ludzie byli inni, chciał, żeby owieczki pozostały nie zmienione — i to jest
najważniejsza konkluzja naszej rekapitulacji.
Początkowo w pierwotnym chrześcijaństwie, działo się tak być
może bez ukrytych intencji, bez ewidentnych hipokryzji. Ten domysł wynika z surowości pierwszych kar. Ale gdy jednorazową pokutę zastąpiono dwu- i wielokrotną /../ to zaczęło być coraz bardziej oczywiste, że nie chodzi o obyczajność, etykę, „poprawę" grzesznika, lecz o stworzenie zależności.
Kler potrzebuje grzechu, z niego żyje. A najlepiej żyje z tego grzechu, który
zdarza się najczęściej i dlatego jest jego ukochanym dzieckiem: z grzechu
seksualnego.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 20-06-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9046 |
|