The RationalistSkip to content


We have registered
200.062.160 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Doradztwo religijne i religioznawcze VII [1]
Author of this text:

Czyli inne spojrzenie na religię.

Ten cykl „doradczy" miałem zamiar zakończyć na poprzednim odcinku, ponieważ uznałem, iż jego forma „zużyła" się już nieco, no i co bardziej istotne problemy teologiczne zdążyłem już w nim przedstawić. Jednakże życie weryfikuje nasze postanowienia, dostarczając co jakiś czas tak zaskakujących wydarzeń, iż nie sposób obok nich przejść obojętnie, aby nie odnieść się do nich w jakikolwiek sposób. Postanowiłem więc, że będę wracał do tego cyklu tylko w wyjątkowych przypadkach; kiedy uskłada się parę ciekawych problemów dotyczących tematyki religijnej, takich, które warte będą zainteresowania nimi, oraz dadzą się przedstawić w dotychczasowej, krótkiej formie. A zatem oddajmy głos doradcy, tym bardziej, iż dzwoni już pierwszy klient.

Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?

Kobieta: Słyszał pan o księdzu — mniejsza o jego nazwisko, wiadomo o kogo chodzi - którego biskup molestował słownie, dopytując się w nachalny sposób, czy jest on obrzezany?

D: Owszem,.. coś mi się obiło o uszy, lecz nie śledziłem tego wydarzenia zbyt uważnie.

K: Nie?! A to szkoda, bo jest to bardzo znamienny przykład w jak arogancki sposób biskupi traktują swoich podwładnych.

D: Może pani przypomnieć mi z grubsza o co chodzi?

K: Już mówię: otóż podczas jakiegoś spotkania z biskupem, ów ksiądz został przez niego w sposób impertynencki zapytany, czy jest on obrzezany, a jeśli tak, aby się do tego przyznał. To pytanie bardzo mocno dotknęło owego księdza; zraniło go i ugodziło w najczulszy punkt. Uznając, iż wyrządzono mu wielką krzywdę, upublicznił on tę rozmowę, żądając przeprosin od biskupa. To mniej więcej tyle. No i niech pan powie; czy nie miał ów ksiądz racji, reagując w ten sposób na tę obrzydliwą zniewagę?

D: Hmm,.. prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego poczuł się on obrażony tym pytaniem.

K: Jak to pan nie wie?! Przecież posądzono go w ten perfidny sposób, iż jest Żydem, prawda? Czy to nie była ewidentna zniewaga dla tego kapłana?

D: Zniewaga? Dlaczego miałaby to być dla niego zniewaga? Biorąc pod uwagę, iż Jezus Chrystus również był Żydem i także był obrzezany, to posądzenie owego księdza o to, że przynależy do Narodu Wybranego, że mając ten znak przymierza jest podobny w tym aspekcie do swego Boga — powinno chyba być dla niego powodem do radości i dumy, a nie do daleko idącego niezadowolenia, czyż nie?

K: Co takiego?! Żarty pan sobie robi, czy co!?

D: Ależ nie! Uważam, iż na zadane mu pytanie: „Niech ksiądz powie, czy jest ksiądz obrzezany, czy ksiądz należy do tego narodu?", powinien wg mnie odpowiedzieć coś w tym rodzaju: "Wasza ekscelencjo, byłby to dla mnie wielki zaszczyt gdybym należał do Narodu Wybranego i był — jak nasz Pan — obrzezany. Niestety, z przykrością muszę ekscelencję rozczarować w tym względzie: nie należę do tego narodu i nie jestem obrzezany. Tym nie mniej bardzo dziękuję, iż ekscelencja pomyślał w tak pochlebny o mnie sposób. Czuje się zaszczycony w najwyższym stopniu tym wyróżnieniem, lecz doprawdy nie jestem godzien, aby mieć o mnie aż tak wysokie mniemanie. Jestem zwykłym katolickim kapłanem ". Nie uważa pani, iż taka odpowiedź byłaby bardziej na miejscu?

K: Ech,.. żarty pan sobie robi i tyle! A ja myślałam, że rozmawiam z mądrą osobą. Żegnam.

D: No, cóż,.. przykro mi, że się pani zawiodła. Może ktoś inny będzie bardziej skłonny podzielać pani zdanie w tej kwestii. Ja widzę inaczej ten problem. Jeśli to wszystko, żegnam.

***

Jakąś dziwną moralność reprezentują niektórzy ludzie. Ba! Gdyby tylko oni. Jak się okazuje ich pasterze też nie są lepsi. No, to jest akurat logiczne. Dokąd ten świat zmierza? Te niewesołe myśli przerwał sygnał telefonu.

Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?

Mężczyzna: Przeczytałem pewien wywiad z byłym księdzem Stanisławem Obirkiem i przyznam się panu, że nie bardzo go rozumiem. Otóż na pytanie redaktorki: „W jakiego Boga pan wierzy?", odpowiada on w nim: „W swojego. Czuję, że we mnie jest jakaś iskra, którą przyrównałbym do dajmoniona Sokratesa. Rzadko mi mówi co mam robić, częściej, czego nie powinienem". Wyobraża pan sobie? I tak mówi — były co prawda — ale ksiądz katolicki. To jego Bogiem nie jest Jezus Chrystus?! Całkowicie tego nie pojmuję, a pan jak by to wytłumaczył?

D: No, cóż.. jest takie powiedzenie, które dobrze oddaje ten teologiczny problem: „Niech każdy ma taką koncepcję Boga, jaka mu najbardziej odpowiada, byleby w niego wierzył i dzięki temu był dobrym człowiekiem". Jej autora niestety nie pamiętam, ale ma ona sens.

M: I to tak można dowolnie sobie wierzyć w jakiego się chce Boga? Czy taki pogląd aby jest uprawniony? Nie jest to jakaś współczesna herezja przypadkiem?

D: Nie chciałbym się wypowiadać w imieniu Kościoła katolickiego. Może z punktu widzenia jego doktryny jest to herezja. Na szczęście dzisiaj nie jest to już karane spaleniem na stosie. Z drugiej strony jednak weźmy np. słynny „Zakład" Pascala, w którym przekonywał on do korzyści płynących z wiary w Boga, nie konkretyzując w nim ani razu jego imienia. Mimo to, uważając sprawę za załatwioną właściwie. Skoro taki wielki filozof w ten sposób potraktował ten doniosły problem teologiczny — a wielu ludzi do dziś podziela jego przekonanie — dlaczego mielibyśmy uważać, że w tej koncepcji jest coś złego, czy też niewłaściwego?

M: Być może. Nie znam się aż tak bardzo na meandrach teologii. Ale to nie wszystko jeszcze, o co chciałem pana spytać. W dalszej części tego wywiadu, ów eks ksiądz wyraża jeszcze bardziej zaskakujący pogląd. Opisując tolerancję i pluralizm, które panowały w dawnych systemach religijnych, mówi: „Monoteizm nie daje takiej możliwości, bo albo przyjmujesz moją wiarę, albo jesteś obcy. Dlatego słuszny wydaje mi się powrót do politeizmu, czyli do uznania wielości Bogów. /../ Ja wiem, że politeizm brzmi jak powrót do Olimpu, ale tak naprawdę chodzi o pluralizm. O to, że można mieć różne wyobrażenia o Bogu i różne wyobrażenia o instytucji religijnej". No i co pan na to powie? Nie jest to heretycki pogląd?

D: Z punktu widzenia doktryny i dogmatów kościelnych, zapewne tak. Myślę jednak, że takie podejście do owego teologicznego problemu — bardzo nietypowe jak na wierzącego osobnika — może mieć tylko człowiek mądry. Taki, który wie, iż wszystkich bogów, których czciliśmy w przeszłości i czcimy obecnie, stworzyli sami ludzie własną wyobraźnią. Taki, który biorąc pod uwagę długą i „wielobóstwową" historię naszych religii, jest świadom, iż bardzo niemądry byłby pogląd, że wszyscy bogowie i boginie, którzy poprzedzali judaizm i chrześcijaństwo są nieprawdziwi (tzn. są wymysłem ludzi), a tylko Bóg Jahwe i jego Syn Jezus Chrystus są prawdziwi (tzn. istniejący realnie w rzeczywistości). Tylko człowiek świadomy tej prawdy może pozwolić sobie na tak daleko posunięty pluralizm w tej kwestii. Nigdy natomiast nie będzie miał go osobnik, który jest niewolnikiem jednej Prawdy, dotyczącej określonego boga i religii.

Myślę, że to dobrze świadczy o autorze cytowanych przez pana słów i pokazuje przy okazji, jaką przeszedł on drogę rozumową; od pytania, na które kiedyś nie potrafił znaleźć odpowiedzi: „Dlaczego tak mądry człowiek jest osobą niewierzącą?" (chodziło o Stanisława Lema), do obecnego czasu, kiedy wszystko wskazuje na to, iż pojął już, że w tym pytaniu jest już zawarta odpowiedź: „Właśnie dlatego, że jest mądry". Długo to trwało, ale ważne jest, iż wreszcie znalazł się on po tej „dobrej stronie mocy". W taki sposób widzę tę sprawę.

***

No, cóż,.. potwierdza się prawda wyrażona przez S.J.Leca: „Tym samym rozumem nie sposób wierzyć i myśleć". Na szczęście (dla siebie przede wszystkim) ów były ksiądz wybrał tę drugą możliwość. Chwila przerwy i znów dzwoni telefon.

Doradca: Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?

Młodzieniec: Chciałem się spytać: oglądał pan może film „Życie Pi"?

D: Owszem, oglądałem.

M: To świetnie, bo chodzi mi o wytłumaczenie, co wspólnego miała ta opowiedziana przez głównego bohatera historia z wiarą w Boga? Pamiętam słowa wypowiedziane przez znajomego Pi: „Po wysłuchaniu tej historii, mam podobno uwierzyć w Boga?". Na co Pi odpowiada z całą powagą: „Tak, to prawda; uwierzysz w Boga". Dziwne, bo ja po obejrzeniu tego filmu jakoś nie nabrałem większej ochoty do uwierzenia w Boga. Co więcej, nie rozumiem co wspólnego z wiarą w Boga ma przedstawiona tam historia? Może mi pan to jakoś rozsądnie wyjaśnić?

D: Widocznie nieuważnie słuchał pan słów, które tam padły; chodziło o to, która z przedstawionych historii bardziej przypadła do gustu rozmówcy Pi. Czyli którą by chciał aby była prawdziwa: czy ta, będąca kanwą tego filmu — z tygrysem, łodzią, innymi zwierzętami i wyspą pełną surykatek, czy ta, w której okazało się, że tą morską katastrofę przeżyła oprócz Pi jego matka, oraz dwoje członków załogi,.. ale walcząc o przetrwanie w końcu pozabijali się wzajemnie i prawdopodobnie pozjadali.

Taka była ta okrutna prawda, o jakiej jedyna osoba, która przeżyła tę tragedię nie chciała pamiętać. Dlatego zamieniła ją w tę porywającą historię zapierającą momentami dech w piersiach, pełną urokliwego piękna, aczkolwiek nie pozbawioną przerażających scen. Morał z tego ma być następujący: "Lepsze jest piękne kłamstwo, niż okrutna i bezlitosna prawda". Takie moim zdaniem jest przesłanie tego pięknego filmu.

M: Ja też bym wolał aby prawdziwa była ta historia z tygrysem prawie, że w głównej roli. Ale nadal nie rozumiem, co to wszystko ma wspólnego z wiarą w Boga?

D: Wbrew pozorom bardzo wiele, bowiem idea boga/bogów jest właśnie taką piękną, wymyśloną przez ludzi historią, po to aby przeciwstawić ją okrutnej prawdzie natury, która brzmi:

„Nie istnieje żaden Bóg, ani żadne niebo, ani boska sprawiedliwość, ani Opatrzność. Nikt się o nas nie troszczy i nikt nie próbuje nam pomóc. Jesteśmy sami, wyłącznie zdani na siebie. My, którzy nade wszystko cenimy życie — musimy umrzeć, a śmierć kończy je definitywnie i ostatecznie. I choćby świat istniał miliardy lat, nas już w nim nie będzie nigdy. Nie ma żadnego świata nadprzyrodzonego, ani żadnego życia pozagrobowego. Nie będzie żadnej nagrody, ani żadnej kary. Po śmierci nie będzie nic, tylko /../ nieistnienie i niebyt. Nasze życie nie ma żadnego sensu oraz żadnego celu i znaczenia, tak samo jak nasza śmierć. Kiedy umrzemy, świat szybko zapomni o nas i wkrótce będzie tak, jakbyśmy wcale nie żyli". (fragment opowiadania, którego tytułu i autora nie pamiętam).


1 2 3 Dalej..
 See comments (37)..   


«    (Published: 29-09-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 9306 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)