|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Doradztwo religijne i religioznawcze VII [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Czy można się więc dziwić człowiekowi, iż woli wierzyć w piękne
kłamstwo o swoim Bogu, który go tak umiłował, iż podaruje mu życie
wieczne u swego boku, w zamian za wiarę w
jego Syna,.. no i utrzymywanie kapłanów przez całe swoje życie, głoszących
tą Dobrą Nowinę ludziom?
M: Ale
jeśli w ten sposób należy rozumieć ten film, to w gruncie rzeczy jest on
areligijny, skoro pokazuje mechanizmy zakłamywania rzeczywistości, po to by oszukać
nasze ego bojące się śmierci.
D:
Owszem, jest,.. ale w jakże przewrotnie inteligentny sposób, nieprawdaż?
***
Czas na mały przerywnik. Aromatyczna, gorąca herbata z termosu dobrze
robi na poprawę samopoczucia. Szczególnie teraz, w czasie jesiennej słoty. W taką pogodę jest wręcz niezastąpiona. Zdążyłem upić parę łyków, nim
zadzwonił telefon.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Kobieta:
Jestem osobą wierzącą, bo tak mnie wychowywano od maleńkości i jakoś nie
mogę się od tego uwolnić. Tym nie mniej, staram się zrozumieć
sens - jeśli nie wszystkich, to przynajmniej większości — prawd
religijnych. W związku z tym mam pewne pytanie do pana, gdyż tego religijnego
problemu nie potrafię akurat zrozumieć. Chodzi mi o ofiarę odkupienia za
grzechy ludzkości, złożoną na krzyżu przez Syna bożego. Z Pisma św.
wynika ponad wszelką wątpliwość, iż ten jednorazowy
akt soteriologiczny nie musi być wcale powtarzany przez kapłanów każdego
dnia w tysiącach kościołów i to przez tyle wieków. Oto fragmenty, które to
potwierdzają. Mogę je zacytować?
D: Domyślam
się, o które pani chodzi, ale proszę bardzo.
K:
„Jezus stał się poręczycielem lepszego przymierza. /../ Przeto i zbawiać
na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo
zawsze żyje aby się wstawiać za nimi. Takiego bowiem potrzeba nam było
arcykapłana /../ takiego, który nie jest obowiązany jak inni arcykapłani, do
składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu.
To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie" (Hbr 7,22-27).
Oraz drugi fragment:
„Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa
Chrystusa raz na zawsze. /../ Jedną bowiem ofiara udoskonalił na wieki tych,
którzy są uświęcani. Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro
powiedział: "Takie jest przymierze, które zawrę z nimi w owych dniach, mówi
Pan /../ A grzechów ich oraz ich nieprawości więcej już wspominać nie będę".
Gdzie zaś jest ich odpuszczenie tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary
za grzechy" (Hbr 10,14-18).
Wyraźnie powiedziane, prawda? Czyżby kapłani tegoż Boga nie wiedzieli o tym?! I druga sprawa, która mnie nurtuje: skoro Jezus Chrystus odkupił
nasze grzechy poprzez ofiarę na krzyżu, to jak to się dzieje, iż — według
kapłanów głoszących tę religijną prawdę — nadal
jesteśmy grzeszni jakby nie było Odkupiciela i nadal musimy za to pokutować
i ubiegać się w kościołach o odpuszczenie grzechów? Czy to nie zakrawa
na jakiś absurd?! Kiedy widzę w kościele jak starzy ludzie korzą się, błagając o odpuszczenie grzechów, to zastanawiam się czy to ja jestem nienormalna, czy
ta religia? Może pan to logicznie wytłumaczyć? Jeśli jest jakieś logiczne
wytłumaczenie tej teologicznej schizofrenii, oczywiście.
D: Cóż
ja mogę pani w tej sytuacji odpowiedzieć? Nie jest to jedyna sprzeczność
występująca w tej religii, na styku idei i jej realizacji w rzeczywistości.
Powinna pani wiedzieć, iż naczelną zasadą panującą w katolicyzmie (w
innych religiach także) jest doraźna
korzyść dla jej kapłanów. I tak np. gdy Bóg Jahwe zakazał
ludziom malowania świętych obrazów i oddawania im czci, to inni ludzie
(dużo później) usunęli z Dekalogu
to przykazanie, gdyż psuło im doskonały interes, którym było malowanie „świętych"
ikon przez zakony, jak i adorowanie ich. Bóg Jahwe dał ludziom przykazanie:
„Nie będziesz zabijał", ale religie (szczególnie katolicyzm) nigdy nie
traktowały go poważnie, a ich wyznawcy przelali morze krwi w imieniu swego miłosiernego
ponoć Boga. I tak jest w bardzo licznych przypadkach, do których należy właśnie
ów często powtarzany rytuał składania symbolicznej ofiary z „ciała" i „krwi" Jezusa. Cóż innego zresztą mieliby kapłani do roboty, gdyby nie
ten ciągle odgrywany teatr składający się z liturgii, rytuału i obrzędów?
Nic, prawda? Zatem sama pani widzi jaka jest tego prawdziwa przyczyna; te
widowiskowe przedstawienia w świątyniach dobrze się sprzedają, a wierni to
kupują bez zbędnych wątpliwości, myśląc, iż uczestniczą w misterium
Tajemnicy wiary. Patrząc na to z poza religijnego punktu widzenia , a nie z pozycji na kolanach. Jeśli to wszystko, dziękuję za uwagę.
***
Zdarzają się jednak osoby wierzące, a mimo to myślące. Trudno to
pogodzić zapewne, być może jednak, niektórym się to udaje. Po chwili znów
zadzwonił telefon.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Licealistka:
Mam do pana parę pytań, być może głupich, ale nie dają mi one spokoju. Mogę?
D:
Oczywiście! Podobno nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Słucham z uwagą.
L: Chciałabym
wiedzieć czy ja muszę być zbawiona?
Chodzi mi o to, czy np. gdybym nie chciała być zbawiona — a chyba mogę nie
chcieć, skoro człowiek dostał od Stwórcy wolną wolę — to nie musiałabym
uczęszczać na nudne lekcje religii, gdyż byłoby to w tej sytuacji
bezzasadne, prawda?
D: Hmm...
ciekawy problem przedstawiłaś. Prawdę mówiąc nie zetknąłem się dotąd z tego rodzaju postawą. Przeważnie to brak
wiary w religijne prawdy jest przyczyną odrzucenia tego światopoglądu,
ewentualnie wyznawanie innej religii. U ciebie jest inaczej jak rozumiem;
akceptujesz tę religię, nie wątpisz w prawdziwość jej dogmatów, a jedynie
chcesz dobrowolnie zrezygnować z obiecanego wiernym pośmiertnego przywileju,
czy tak?
L: Dokładnie
tak! I co, mogę to przedstawić jako wystarczający powód
nie uczęszczania na lekcje religii? Przecież chyba po to uczą nas księża i katecheci religii i moralności, abyśmy mogli dostąpić zbawienia, czyż
nie?
D: Otóż
nie do końca. Z niektórych fragmentów Pisma św. wynika zgoła coś innego:
„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was,
lecz jest darem Boga; nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił" (Ef 2,8,9).
Albo to: „Ja wyświadczam łaskę komu chcę i miłosierdzie nad kim się
lituję. (Wybranie) więc nie zależy od tego, kto chce lub o nie się ubiega,
ale od Boga /../ A zatem komu chce okazuje miłosierdzie, a kogo chce czyni
zatwardziałym" (Rzym 9,15-18). Jednym słowem: Bóg zbawia ludzi wg własnego
uznania, a ci nie mają żadnego wpływu na jego decyzje. Nawet wiara w niego,
uzależniona jest od jego łaski, a ty przecież wierzysz, tylko nie chcesz
skorzystać z obiecanej nagrody. Hmm,.. doprawdy nie wiem jakiej mógłbym
udzielić ci rady.
L: No to
mnie pan zaskoczył! Wydawało mi się to takie proste: skoro nie zależy mi na
zbawieniu swojej duszy, to nie muszę uczestniczyć w katechezach. Chodziło mi
tylko o to, czy mogę nie chcieć być zbawiona, czy raczej jest to religijny
przymus, od którego wierzący nie może się wymówić?
D: Chyba
nikt jak dotąd. nie postawił w ten sposób tego problemu. Biorąc pod uwagę,
iż alternatywą nie skorzystania z tej zbawicielskiej oferty jest piekło
z wiecznymi mękami — trudno tu mówić o dobrowolności wynikającej z wolnej woli człowieka. Przypuszczam, iż argumentacja ze strony Kościoła byłaby
następująca: wierny tejże religii może chcieć lub nie chcieć być
zbawiony, to i tak nie ma żadnego znaczenia, gdyż Syn boży swoją ofiarą na
krzyżu zbawił tych wszystkich, którzy w niego uwierzą. Ta wiara jest zatem
przejawem ich woli w tym względzie. Nie przewiduje się takiej sytuacji, aby być
wierzącym chrześcijaninem i jednocześnie nie chcieć być zbawionym. Moja
rada jest taka: zamiast wierzyć i nie chcieć być zbawioną, po prostu nie
wierz w tę bajkę wymyśloną po to, aby ludzie nie bali się śmierci. To
tyle, co mi przychodzi na myśl.
L:
Szkoda! Myślałam, że mi pan coś mądrego poradzi.
D:
Przykro mi, ale nie jestem księdzem ani teologiem. Poza tym widzę tu pewna
sprzeczność; oczekujesz mądrej rady przy podejmowaniu niemądrej decyzji. I to nie tylko z punktu widzenia wierzącego, bo musisz przyznać, iż leżąca u podstaw tej decyzji chęć „wymigania" się od uczestnictwa w nudnych
katechezach, nie należy do nazbyt mądrych powodów? Chyba, że masz jeszcze
jakieś mądrzejsze uzasadnienie tej swojej ekscentrycznej decyzji?
L:
Oczywiście! Za kogo mnie pan uważa?! Myślę, iż mam wystarczająco poważny
powód, który mnie skłonił do zainteresowania się tym teologicznym
problemem. Zanim jednak go przedstawię, spytam z ciekawości: czytał pan może
opowiadanie S. Lema o pewnym szalonym wynalazcy, który wynalazł nieśmiertelną
duszę i „obdarował" nią swoją żonę, pozbawiając ja przedtem życia?
D: Dawno
temu,.. ale czytałem. Bodajże w „Dziennikach gwiezdnych", o ile dobrze
pamiętam.
L:
Zgadza się. Kiedy więc przeczytałam to opowiadanie, pomyślałam sobie, że
coś w tym rodzaju oferuje nam przecież nasza religia. Tak samo jak ta biedna
żona wynalazcy, nie będziemy w stanie robić po śmierci nic z tych rzeczy, które
uwielbiamy robić za życia: nie będziemy doświadczać żadnych przyjemności
związanych z nasza cielesną, zmysłową naturą, z seksualnością, z licznymi
upodobaniami związanymi z zaspokajaniem naszych wrodzonych popędów i potrzeb.
Przecież w niebie — chcąc nie chcąc — będziemy zmuszeni być dobrzy,
zatem wszelkie emocje związane z czynieniem zakazanych,
grzesznych uczynków odpadają! Np. taka miłość:
to najpiękniejsze i najsilniejsze uczucie do drugiego człowieka, które
nas uskrzydla, uwzniośla i wyzwala — będzie niemożliwa. Albo równie piękna i wzruszająca miłość macierzyńska -
przecież tam nie będziemy się rozmnażać. Co nam w niebie zastąpi te z niczym nie porównywalne uczucia i emocje? Co nam pozostanie? Kontemplacja bożego
oblicza, śpiewy w chórach anielskich i granie na harfach? I tak przez całą
wieczność?! Litości!
A aspekt poznawczy? Przecież człowiek jest urodzonym odkrywcą.
Uwielbia badać i poznawać nieznane miejsca, ryzykować nawet życiem,
byleby tylko doświadczać ekscytujących wrażeń, podejmować wyzwania i przekraczać bariery. Czy w niebie będą te wszystkie możliwości? Bardzo w to
wątpię! Jakoś dotąd żaden z księży o tym nie wspomniał. Gdzie tam będzie
miejsce na kreatywność, na pomysłowość, na sztukę, na prawo do popełniania
błędów? A sztuka kulinarna i niezrównane doznania smakowe? Tego też nie będzie w niebie! Więc po co mi takie ułomne istnienie, pozbawione wszystkiego, co
wynika z naszego człowieczeństwa, bez bliskich mi przyjemności? Po co mam
istnieć jak niewolnik pozbawiony własnej woli i jak w tym opowiadaniu -
pozbawiona zapewne też możliwości
ucieczki w szaleństwo? Po co mi to? To już lepsze od tego jest nieistnienie,
tak przynajmniej uważam po gruntownym przemyśleniu tego problemu. Czy to
nie są wystarczające argumenty dla uzasadnienia mojej postawy? Jak pan myśli?
1 2 3 Dalej..
« (Published: 29-09-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9306 |
|