|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Ad vocem do 11 listopada Author of this text: Julian Jeliński
Wydarzenia 11
listopada w Warszawie z jednej strony „zaskoczyły" niespodziewających się
tego polityków i włodarzy miasta, z drugiej zostały uznane za „nic
nowego" przez cyników lub nawet za „nieistotne incydenty" przez popleczników
ruchów prawicowych. Wywołana dyskusja na temat patriotyzmu, przyczyn
zamieszek, odpowiedzialnych za nie jest potrzebna, ale dominuje w niej sposób
argumentacji moim zdaniem niedopuszczalny.
Zarówno w prywatnych rozmowach, jak czytając relacje dziennikarzy i polityków czy też oglądając debaty po Marszu Niepodległości zwróciłem
szczególną uwagę na niezwykle niebezpieczną logikę zakładaną implicite,
lub wprost wyrażaną przez tzw. „obrońców" marszu. Dla niektórych
dowcipne może być przekonywanie, że to mieszkańcy skłotu Przychodnia
obrzucili uczestników marszu koktajlami mołotowa, ponieważ skłot ten
znajdował się 100 metrów w linii prostej od trasy marszu, dodatkowo na
przeszkodzie stał jeszcze stojący budynek. Jednakże tego typu argumentacja
stanowi pierwszy, niebezpieczny krok obrócenia sytuacji i ukazania bandytów
jako broniących się, a nawet — co postaram się pokazać niżej — obrońców
moralności, Moralną Policję Polski.
Podnosząc temat bestialskiego (i skoordynowanego) ataku na skłoty
Przychodnia i Syrena spotkałem się np. z takimi pytaniami (niektóre
parafrazuję, ale staram się oddać tak wiernie, jak je pamiętam): „Co w skłocie
robią matki z dziećmi? Czy udają dzieci kwiaty? Czy są tam przypadkiem
akurat w święto niepodległości? Czy zostały tam celowo umieszczone, by wywołać
współczucie u ludzi? A ile tam dzieci się znajdowało? Czy mieszkają tam
legalnie? Czy płacą podatki? Po co im były koktajle mołotowa? Czemu wszyscy
nie opuścili skłotu na czas marszu?" Takich pytań oczywiście było więcej i mnożyły się wraz z każdą odpowiedzią. Przykładowo: „Nie mieli gdzie
uciec ze skłotu." I kolejne pytania: „Czy nie mają rodzin? A czemu nie
pracują? Przecież są ośrodki pomocy społecznej." Itp.
Podobnie sprawa przedstawiała
się, gdy tylko zaczynałem mówić (pisać) o zniszczeniu tęczy. Tu dowiedziałem
się (oczywiście poprzez pytania, bo przecież pytanie nie wyraża zdania pytającego,
tylko zatroskanie, by odnaleźć prawdę), że: tęcza to prowokacja wymierzona w polskich katolików (czyli ponad 90% społeczeństwa), jeżeli zaś nie
prowokacja, to świadoma ignorancja ich zdania i wartości przez nich
wyznawanych. Pytano, czy tolerowanie tęczy nie odbywa się kosztem gwałtu na
odmiennych poglądach? Czy symbol gejowski ma prawo stać na Placu Zbawiciela?
Czy podatnicy powinni płacić za utrzymanie czegoś, z czym się nie zgadzają i co gwałci ich poczucie moralności?
Obraz, jaki się z tych pytań wyłania, to opresyjna, niemoralna
polityka miasta i państwa, narzucanie ogromnej (moralnej) większości poglądów i wartości, które ich głęboko obrażają. Jakaś manipulująca opinią
publiczną (np. poprzez celowe umieszczenie dzieci w skłocie) mniejszość, będąca
wroga wartościom katolickim i polskim (czymkolwiek są „wartości
polskie"). W ten sposób napastnicy zmieniają się z bandytów dążących do
przewrotu w państwie i wprowadzenie faszystowskich rządów w opozycjonistów,
reprezentujących „normalnych" ale zastraszonych Polaków, mających moralny
obowiązek przeciwstawiać się „wrogiej" i „obcej" propagandzie w ich
kraju. Gdy pozwalamy na zwrócenie uwagi tylko na kwestie wyrażane w tych
pytaniach pozwalamy na umocnienie takiego właśnie obrazu faszyzujących oprawców.
To skutecznie zmniejsza ciężar ich win, usprawiedliwia ich działania, ciężar
przenosi na przewiny polityki miasta i rządu oraz „manipulujące" media
(znajdujące się w obcych rękach — oczywiście żydowskich [ 1 ].
Każe zastanowić się, czy aby na pewno to nie Wyborcza, TVN i PO są
prawdziwymi winnymi tego, co się wydarzyło 11 listopada. Tego typu logikę
prezentują np. panowie Winnicki i Bosak. Ten drugi dodatkowo powtarza na
antenie Polsatu, jak to przez Polsat jest prześladowany i ignorowany (dość
schizofreniczne twierdzenie) jednocześnie promując używanie obraźliwego
epitetu „lewak" [ 2 ]
na opis wszystkich i wszystkiego, co nie zgadza się z jego wizją narodowej
Polski.
Łatwo wpaść w zastawianą przez obrońców bandytów pułapkę i zacząć
odpowiadać na przedstawione przeze mnie pytania — uzasadniać obecność
wyeksmitowanych samotnych matek w skłocie Przychodnia, podkreślać, że nie
mają gdzie mieszkać, że to nie wybór je popchnął do takiego życia, a trudne warunki ekonomiczne. I choć to wyda się logiczną i słuszną obroną
przed obrzydliwymi atakami i insynuacjami, to jednocześnie pozwala by bandyci
znikali z obrazu. Nagle dyskusja dotyczy prawa do eksmisji, kompetencji policji,
nieudolności pracy polityków. Nagle koncentrujemy się na błędach edukacji
publicznej, na „obiektywności" mediów, nie na bandytach. O to dokładnie
chodzi, by polskie brunatne koszule pozostawały w cieniu, by mogły skuteczniej
działać.
Postarajmy się wyciągnąć wnioski z tego myślenia ukrywającego
przestępców. Jeżeli nielegalnie przechodzę na czerwonym świetle to każdy
obywatel ma prawo mnie aresztować? Co więcej, jak już mnie za przejście na
czerwonym świetle pobije, to 1) to moja wina, bo złamałem prawo, 2) wina
policji, gdyż mnie nie przypilnowała oraz ewentualnie 3) wina zarządzających
miastem, gdyż źle ustawili przejścia dla pieszych. Dodatkowo, jeżeli sprawę
opiszą media, to dochodzi do tego 4) wina stronniczych mediów nie krytykujących
mnie za spacer na czerwonym. Jedynym niewinnym tu jest ten zatroskany obywatel,
który chce żyć w praworządnym, katolickim, narodowym państwie (i dlatego łamie
prawo). A by przykład był mniej absurdalny: gdy we Wrocławiu odsłonięto
pomnik Bolesława Chrobrego od razu pojawiły się głosy, że pomnik jest zbyt
pro-niemiecki, że obraża „prawdziwych" Polaków i zakłamuje „prawdziwą"
historię Polski (chodziło o napis na pomniku: „Pierwszy
koronowany władca Polski. W roku 1000 sprzymierzeniec cesarstwa i papiestwa w jednoczeniu Europy", który urażał członków Młodzieży Wszechpolskiej).
Miało to miejsce w 2007 roku i Młodzież Wszechpolska wtedy jedynie go
oprotestowała, planowała złożyć wniosek o zmianę napisu do rady miasta.
Ale czy gdyby to miało miejsce w 2013 roku po uznaniu całej inicjatywy za
prowokację pro-niemiecką mieliby prawo zniszczyć pomnik? A następnie ukazywać
błędy historyków, zależność wrocławskiego przemysłu od niemieckiego i służalczy
charakter władz Wrocławia (wobec jakiegoś zewnętrznego „wroga"). W tym
upatrywać prawdziwy problem, a nie w jakimś „nieistotnym akcie
wandalizmu"? Ten scenariusz nie wydaje się już tak nieprawdopodobny.
Na takie zabiegi mające na celu zmianę tematu nie może być zgody i dyskutanci na każdym szczeblu (od kolegów w pubie, po polityków w studiu
telewizyjnym) powinni ucinać wszelkie tego typu starania obrońców bandytów.
Kobiety z dziećmi mieszkają nielegalnie w skłocie, tęcza to wstrętna
prowokacja homoseksualistów — I CO Z TEGO? Nawet gdyby to była prawda, nie usprawiedliwia to w żaden sposób
zorganizowanego ataku na ludzi, zniszczenia własności publicznej i prywatnej,
dewastacji, napaści na publicznych funkcjonariuszy, głoszenia mowy nienawiści.
Od kiedy takie działania można usprawiedliwić „patriotyzmem" czy „wartościami
chrześcijańskimi"?
Trzeba naprawdę się wysilić, by ignorować ciąg wydarzeń, które mają
od dłuższego czasu miejsce w Polsce. Nazywanie bojówek chuliganami, to próba
zaczarowania rzeczywistości. Pobicia, niszczenie mienia publicznego, nawoływanie
do „oczyszczenia" kraju, wyszukiwanie i stygmatyzowanie „wrogów
narodu". Trudno nie widzieć podobieństw do początków rodzenia się faszyzmów
europejskich w pierwszej połowie XX wieku. Czy musimy doczekać się pierwszych
(choć może raczej bardzo nagłośnionych) morderstw umotywowanych „sprawą
narodową", by zauważyć zagrożenie, które ignorujemy, zamiatając je do
pojemnego kosza „kiboli"? Nic innego nie wybudzi nas z samozadowolenia z polskiej demokracji?
Na koniec może warto zadać
jedno pytanie, obnażające obrzydliwość taktyki (świadomej, lub nieświadomej)
zmieniania przedmiotu dyskusji: gdy atakują faszyści, KTO pyta o zasadność
bycia ofiarą?
Footnotes: [ 2 ] Używanie słowa „lewak" jako uniwersalnej obelgi, coraz częściej
oznacza „Żyd", albo „żydowska marionetka". Potwierdza to
zresztą podany w pierwszym przypisie link. Bycie przeciwko nacjonalistom
wystarczy, by zostać nazwanym"je***ym
lewakiem". Najgorsze zaś, że ta forma obelgi jest ignorowana,
uznawana za nieszkodliwą. A przecież samo jej użycie kończy możliwość
dyskusji, gdyż odkrywa manichejskie postrzeganie świata przez używającego
tej inwektywy. « (Published: 15-11-2013 )
Julian Jeliński Absolwent filozofii i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracuje m.in. z Instytutem Studiów Nad Islamem we Wrocławiu. Interesuje się zagadnieniami filozofii społeczno-politycznej, tożsamości Afroamerykanów, wielokulturowości w amerykańskiej filozofii politycznej, filozofii Cornela Westa oraz kwestią społecznego wymiaru religii na świecie. Tłumacz artykułów Sama Harrisa. Number of texts in service: 18 Show other texts of this author Number of translations: 32 Show translations of this author Newest author's article: O przygodach Jezusa i Mo | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9425 |
|