|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Skarb stepowego barona [4] Author of this text: Witold Stanisław Michałowski
Jeden z byłych przewodniczących Powiatowej Rady Narodowej w Zielonej Górze, który jako młody chłopak służył w organach bezpieczeństwa zapamięta pewne
wydarzenie. W oficynie pałacu w Zatoniu należącym do jakichś von..., który spalono w czasie działań wojennych, znaleziono na barłogu ze słomy dogorywającą
starszą kobietę, Niemkę. Napływający zaraz za wojskiem osadnicy zaopiekowali się nią. Twierdziła, że jest baronową, krewną dziedziców włości. Po paru
miesiącach zmarła. Przed śmiercią udało się jej przekazać człowiekowi, który do niej zaglądał, gdzie schowane są złote i srebrne naczynia, biżuteria,
jakieś obrazy i papiery. Chłopina to odnalazł, zaniósł do własnej stodoły i ukrył pod słomą. Następnego dnia przyjechało doń jakichś dwóch mężczyzn,
wsypali mu zdrowo i wszystko zabrali. Sprawa wydała się i trafiła do UB w Zielonej Górze. Zarządzone śledztwo utknęło w miejscu. Nazwiska Niemki dziś nikt
już nie pamięta. Zatoń leży w odległości kilkunastu kilometrów od Nowogrodu Bobrzańskiego.
Z panem Erichem z Helsinek korespondowaliśmy długo. Na moje zaproszenie był w Polsce. Wystąpił nawet w programie TV. Prowadził w archiwach kwerendę
genealogiczną dotyczącą powinowatych rodu Ungernów. Udostępnił naszej telewizji kopie oryginalnych dokumentów i rodzinne zdjęcia. Można było obejrzeć na
srebrnym ekranie przyszłego Krwawego Barona jako siedmioletniego chłopca. Po emisji filmu TV wyświetlanego w serii „Znaki zapytania" okazało się, że żyło
jeszcze parę osób, które znały ostatniego „mongolskiego chana". Informacje jakie zawierały przesłane pod adresem redakcji programu TV listy, nie wnosiły w
zasadzie nic nowego. List z Wałcza zawierał propozycję zakupu za bajońską sumę metalowego dzbanka, którego zdjęcie otrzymałem i w którym miały być ukryte
jakieś dokumenty. Po opublikowaniu zdjęcia w EXPRESIE WIECZORNYM nikt się nie zgłosił.
Kolejna korespondencja zasługiwała już na większą uwagę: W ukazanych migawkowo (na ekranie TV — przyp.aut.) publikacjach prasowych odczytałem nazwisko «von
Petzold». W związku z tym pozwalam sobie przesłać krótką informację na temat nazwisk «von Petzold» i «Ungern Sternberg», z którymi spotkałem się w czasie
wojny. W latach 1938-39 pracowałem w Biurze Zarządu gminy Bytoń z siedzibą w Nowym Dworze, powiat Radziejów Kujawski w województwie bydgoskim. W czasie
wojny zatrudniony byłem również w tym urzędzie jako jeden z trzech Polaków, w charakterze pomocniczej siły biurowej. Miałem więc dostęp do niektórych
dokumentów, np. dowodów meldunkowych ludności. W tym czasie spotkałem się z wymienionymi nazwiskami. Po ewakuacji Niemców z krajów nadbałtyckich nastąpiło
osiedlenie tzw. Baltendeutschów również na terenie Wielkopolski i Kujaw. Niemcy otrzymali majątki ziemskie po wysiedlonych Polakach. Między innymi w
majątku Bytoń, w powiecie Radziejów Kujawski osiedlił się Baltendeutsch Johann von Petzold (nie pamiętam, czy pochodził z Estonii, czy też z Łotwy). Żona
Petzolda, Dorothea, była z domu baronówną (baronin) Ungern-Sternberg. Petzoldowie byli w wieku około 35-40 lat, i o ile dobrze pamiętam, mieli dwoje małych
dzieci.
Okazało się że von Petzold pojął za żonę jego młodszą siostrę barona Ericha. Szwagier dostał się w czasie wojny do niewoli angielskiej, a siostra
zaprzęgiem konnym wyjechała do Niemiec. Petzoldowa korespondowała z frau Kuske.
W marcu 1977 roku w skrzynce pocztowej znalazłem list z Felbach koło Stuttgartu (RFN): Pański adres zawdzięczam baronowi Erichowi z Helsinek, który mi
zakomunikował, że wspominał mnie Pan w swojej książce «Testament Barona» i że zdaniem Pana spotkałem się z Ossendowskim po Powstaniu Warszawskim.
Odszukawszy adres za pomocą RGO (Rady Głównej Opiekuńczej — przyp. autora), chciałem mu dostarczyć osobiste rzeczy, które uratowałem z jego mieszkania
przed spaleniem. Odpisał mi, że niestety nie może do mnie przyjść, ponieważ jest chory i prosił o złożenie wizyty. List ten został mi dostarczony przez
jednego z krewnych po tym jak Ossendowski zmarł. Z przyjacielskim pozdrowieniem Artur Doellerdt.
Wkrótce otrzymuję od tego samego nadawcy wielostronicowy elaborat.
„Życie Warszawy" opublikowało fragmenty korespondencji Doellerdta wywołując lawinę listów od czytelników. Temat „tajemnicy Ossendowskiego" był
eksploatowany przez prasę zastępując UFO lub „węża morskiego", który jakoś na razie w Wiśle ukazać się nie chce. „Życiu Włocławka" (nr 9 z 1972 r)
przychodziło to o tyle łatwo, że w pobliskiej Nieszawie każdy wskaże „Ossendówkę", nieduży, uroczy domek stojący na wysokim brzegu Wisły. Należał kiedyś do
rodziny żony pisarza, z której kuzynką mieszkającą obecnie w Szwecji mam nadal kontakt. Pisarz bywał w Nieszawie dość często. Tu szukał wytchnienia i
wypoczynku w chwilach wolnych od nawału zajęć i obowiązków jakie czekały na niego w stolicy, chodził na długie spacery do położonego nieopodal Ciechocinka,
gdzie leczył nabyty w syberyjskiej tajdze reumatyzm. Tuż przed wojną ściągnął do Nieszawy większość swoich książek i prywatne archiwum, jakie zgromadził
pedantycznie segregując w teczkach przez lata otrzymywaną korespondencję, umowy wydawnicze, dokumenty. W miasteczku, którego epoka świetności minęła
bezpowrotnie wraz z likwidacją istniejącej tu ongiś (na granicy zaboru rosyjskiego i pruskiego) komory celnej, sławnego na całym świecie literata otaczał
wielki szacunek. Józef Sporny, przedwojenny sekretarz Zarządu Miejskiego, pokazał mi jego wizytówkę: President de L'Association des Hommes de Lettres et
des Journalistes Polonais Antoni Ferdynand Ossendowski. Varsowie ul. Zgoda 8 tel. 720-88. Notable nieszawscy wiedzieli więc z kim mają do czynienia. Na
posiedzeniu Rady Miejskiej w dniu 22.08.1933 roku zapada uchwała, aby pisarzowi nadać honorowe obywatelstwo miasta, a ulicę prowadzącą do dawnego urzędu
powiatowego mieszczącego się w posesji Iwanowskich nazwać jego imieniem.
Ossendowscy ze swej strony również starają się podtrzymać dobre stosunki z miejscową ludnością. Pani Zofia daje koncerty w kościele farnym, ofiarowuje
część majętności na sierociniec, funduje nowy sztandar dla straży pożarnej. Ossendowski przekazuje niepotrzebne mu już książki na rzecz Biblioteki
Miejskiej i wygłasza odczyty, które zaszczyca swą obecnością śmietanka nadwiślańskiego grodu. Bliskie stosunki towarzyskie utrzymywał też z emerytowanym
pułkownikiem Kaczyńskim, prezesem Biblioteki i Czytelni Miejskiej oraz notariuszem w jednej osobie. U niego pozostawił, sprzedając po śmierci żony w 1942
roku dom, całe swoje „archiwum". „Życie Włocławka" podało, że „Niemcy żywo zainteresowali się jego papierami znajdującymi się pod czujną opieką
bibliotekarza w randze pułkownika". Co się później stało z nimi, nie wiadomo. Rzekomo złożono je na strychu drewnianej willi w jednej z podwarszawskich
miejscowości. Dotarcie do nich wyjaśniłoby wiele.
Notariusza wysłano do obozu koncentracyjnego. Zagadkowo przedstawia się włamanie do „Ossendówki". Złodziej dokładnie splądrował cały dom. Co zginęło — tego
nikt nawet z najbliższych sąsiadów nie wiedział. Natomiast na pewno nie ruszył myśliwskich trofeów, broni, obrazów i srebrnych sztućców. Porozbijane było
tylko biurko i stojąca obok szafka. Prawie w tym samym czasie niedaleko Lwowa pastwą płomieni pada dom Kamila Giżyckiego. Ulegają zniszczeniu rękopisy,
skrzynie z dopiero co przysłanymi do Polski zbiorami afrykańskich eksponatów. Poszlaki wskazywały na podpalenie. Kto tego dokonał — nie dowiemy się chyba
nigdy.
Zarysowała się jednak perspektywa wyjaśnienia wielu legend i mitów jakie otaczają do dziś zarówno osobę „ostatniego mongolskiego chana", jak i losy
pozostawionych przezeń skarbów. W 1980 roku ukazała się w Tokio książka docent Urszuli Aufderhaar z Getyngi, która z grupą amerykańskich i japońskich
historyków i dziennikarzy zbierała i analizowała wszelkie dostępne materiały dotyczące Krwawego Barona. Trafiła i do mnie. Gdy przeczytałem panu Spornemu
listę pytań, jaką od niej otrzymałem stwierdził, że pani docent miała dostęp do prywatnego archiwum Ossendowskiego, które kiedyś przeglądał pomagając je
porządkować. Znalazło się więc na terenie RFN? W to, że baron mógł wejść w posiadanie bardzo poważnego majątku, nikt chyba nie wątpi. Czy było to akurat
1477,5 kg złotych monet, jak to skrupulatnie wyliczył inżynier Grochowski, w żaden sposób sprawdzić nie można. Organizowano wiele ekspedycji, aby odnaleźć
ów „skarb". Szukającym chodziło zresztą nie tyle o skrzynie ze złotem, ile o wykazy imienne konfidentów i szpiegów Siemionowa, pozostałych na terenie ZSRR,
które najprawdopodobniej były w baronowskim kufrze. Grochowski podaje przybliżoną odległość od Hajłaru, w jakiej nastąpiło rozbicie konwoju i zakopanie lub
tylko ukrycie ładunku. Postawiwszy nóżkę cyrkla w miejscu, gdzie na mapie figuruje miasto Hajłar i odmierzywszy odległość 160-180 kilometrów w kierunku
południowym i południowo-wschodnim, można stwierdzić, że w obrębie zatoczonego kręgu są brzegi jeziora Bujr-nuur, trzynaście razy większego niż Śniardwy.
Tu wypada odnoga Chał-chyn-goł, rzeki wypływającej z zachodnich stoków Wielkiego Chinganu. Pomiędzy Huihe — jednym z dopływów Arguń a Chałchyn-goł rozciąga
się duży obszar lotnych piasków. Rzeka Orszun łączy jezioro Bujr-nuur z dwukrotnie większym jeziorem Dałaj-nuur. Płynie głęboką i wąską doliną, obrzeżoną
wysokimi urwiskami, w których znajdują się liczne szczeliny, jaskinie i groty.
Ćwierć wieku temu jadąc terenowym samochodem z moim mongolskim przyjacielem Bataa Maumdancem do muzeum bitwy pod Chałchin Gol spędziliśmy sporo czasu na
ich penetrowaniu. Niestety nie mieliśmy z sobą niezbędnego popularnego obecnie wśród poszukiwaczy różnego rodzaju skarbów sprzętu. Ciężki brązowy medal
upamiętniający triumf radzieckich i mongolskich wojsk nad Armią Kwantunska, który zawiera wizerunek wysokiego obelisku przed którym stoją na baczność dwaj
wyprostowani żołnierze, jest w moim posiadaniu. Otrzymałem go od dyrektora Muzeum.
Pokój z armią japońskiego Mikada zawarto w dniu 16 września 1939.
Już dzień później mogli nasi wschodni sąsiedzi uderzyć na „pańską" Polskę.
Zakopać w piaskach czy schować w rozpadlinach skalnych ścian można nie tylko ładunek konwoju, ale cały pociąg pancerny, czy dywizję wojska. Zdjęcie na 104
stronie „Puszcz Polskich" przedstawia piramidalny kopczyk. Nie jest to usypany z luźnych kamieni wzgórek kultowy „owoo", często spotykany na przełęczach
gór Azji Centralnej i Tybetu, ale rodzaj drogowskazu, wznoszonego na pustym stepie tak, aby z wysokości konia jeździec mógł dostrzec następny i w ten
sposób odnaleźć kierunek. Określenia „źródła Amuru" można interpretować rozmaicie. Największa rzeka Dalekiego Wschodu, wpadająca do Morza Ochockiego,
posiada dorzecze sześciokrotnie większe od powierzchni Polski. W dolnym biegu zasilają go dwa potężne dopływy: Ussuri i Sungari, natomiast w górnym mamy:
Onon, Karulen, Chałchyn-goł, Arguń i Szyłkę. Dopiero od połączenia tych ostatnich rzeka nosi nazwę Amur. Ossendowski miał do wyboru dwie drogi: północną na
Bajan-uuł, Erencaw i następnie „tranzytem" przez radzieckie terytorium do pogranicznej stacyjki Mandżuria. I trasę południową, na Tamsag-Bułag,
przecinającą górny bieg Chałchyn-gołu. Nasz bohater mógł wybrać tylko tę drugą. Syberia znajdowała się już bowiem w rękach czerwonych. Wspomniany kopczyk
znajduje się więc wewnątrz obszaru zakreślonego nóżką cyrkla.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 06-01-2014 Last change: 07-01-2014)
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Biographical note Number of texts in service: 49 Show other texts of this author Newest author's article: Kaukaz w płomieniach | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9534 |
|