|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Medialna partiokracja Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Myśląc o władzy w państwie znacznie przeceniamy realną władzę premiera, ministrów i urzędników politycznych. Ministrowie nie zawsze nadają ton polityce
całego resortu. Jedną z cech polskiego państwa teoretycznego jest częste rozbicie ośrodków władzy w ramach jednego resortu czy przedsiębiorstwa. Zwązane
jest to z tym, że poszczególne instytucje obsadzone są różne grupy wpływu, które nierzadko walczą o korzystną politykę. Bywa tak, że osobną politykę
prowadzi minister, a całkowicie osobną wiceminister różniący się nieco mniejszym polem działalności.
Najbardziej frapujący był przypadek średniego urzędnika w ministerstwie, który był zupełnie niezależny od rządów. Rządy się zmieniały a on był
niewymienialny. Czy lewica, czy prawica, on stale był na urzędzie realizując politykę niezależną od ministrów. Co jakiś czas wymyślał nowe zmiany, które
systematycznie nieszczyły polską kolej. Po latach przesunięto go z ministerstwa do kierowania spółkami kolejowymi. Kiedy wreszcie zalazł za skórę
ministrowi Grabarczykowi, nie był w stanie zwyczajnie się go pozbyć, jedynie udało się przesunąć go do innej spółki, gdzie też wniósł zniszczenie. Jakie
plecy dają taką władzę szarym eminencjom? Wydaje się, że w czasie władzy obecnej koalicji proces rozbicia ośrodków władzy wyraźnie się nasilił. Dochodziło
nawet na łamach prasy do polemik, gdzie jedna osoba w imieniu ministerstwa ogłaszała jedną decyzję, która następnie była negowana przez inną osobę z
ministerstwa, a później i tak każdy realizował swoją. Wydaje się, że te konkurujące grupy wpływowych interesów to w jakiejś części lobbyści poszczególnych
polityk lub koncernów. Czasami można zauważyć do jakich grają bramek.
Rozbicie i rozmycie ośrodków władzy zachodzi nie tylko w resortach, ale i w dużych przedsiębiorstwach, np. w PGNiG.
Ośrodki władzy są bardzo rozmyte i często trudno jest ustalić konkretną odpowiedzialność. Nie zawsze osoba ze świecznika jest głównym rozgrywającym.
Głównym podziałem naszych polityków nie jest przynależność partyjna, lecz to kogo reprezentują. Pierwsza część reprezentuje siebie, druga — jakąś grupę
wyborców, często ze swego okręgu i wreszcie trzecia — najróżniejsze grupy interesu. Właśnie dlaczego system głosowania nie na partię, lecz na jak
najbardziej skonkretyzowane osoby ma głęboki sens w naszej sytuacji. Nie jest istotne, czy teortycznie system proporcjonalny jest bardziej czy mniej
sprawiedliwy, istotne jest tylko to, że system partyjny zupełnie mistyfikuje zrozumienie polskiej polityki. Partiokracja jest szkodliwa dlatego, że jest w
dużej mierze iluzją i mistyfikacją.
Przez ten system myślimy o władzy najpierw przez pryzmat urzędów ministerialnych, później zaś partii, chociaż kluczowe różnice tak na jednym jak i na
drugim poziomie rozgrywają się między osobą a i b. System większościowy przestawi nasze myślenie na konkretne osoby. Dzięki temu zaczniemy widzieć realne
zachowania a nie ideologie partyjne. Jest to niezbędne, by w polskiej polityce zaistniała zasada odpowiedzialności.
Nieformalny w dużej mierze zakamuflowany proces sprawowania władzy w Polsce jest naszą specyfiką. Z jednej strony intensywnie forsują naszą politykę
koncerny dla których nasz rynek jest w okresie Eldorado, z drugiej zaś newralgiczne znaczenie geopolityczne Polski, czyni ją istotnym polem ekspansji co
najmniej kilku różnych ośrodków politycznych. Pod tym względem nasz poligon polityczny to miejsce szczególnie pełne pułapek. Przez tę nadmiernie dużą skalę
nieformalnych ośrodków i struktur władzy sprawą kluczową jest odinstytucjonalizować polską grę polityczną.
Dzięki partiom udaje się ukryć i zakamuflować więcej czarnych owiec, które związane są z kłębiącymi się grupami interesu. Przez partie afery i nadużycia
ujawniane, które popełniają owe czarne owce — obciążają także uczciwych. Najgorsze jest myślenie, że jedne partie są dobre a inne złe, jedne uczciwe, inne
złodziejskie. Prawdziwe podziały przebiegają właśnie wewnątrz partii: w każdej partii są patrioci, którzy chcieliby zrobić coś pozytywnego, co da im
uznanie wyborców. W każdej są lobbyści i podrzutki. I w każdej zdrzają się zwykłe osły.
Największe koncerny dążą do umieszczenia swoich ludzi w różnych partiach, które będą prawdopodobnie rządzić. PiS w dużej mierze zdołał odfiltrować czarne
owce w swoim gronie, ale nie przez swe niepokalanie, lecz przez nadzwyczajnie długą abstynencję rządową i brak potencjalnego koalicjanta. Obecnie
niespodziewanie układ się odmienił, więc pewnie rychło zaczną się próby odnalezienia furtek ludzi szemranych interesów i ku tej partii.
Być może lobby polityczne mają swoje preferencje partyjne. Czasami wydaje mi się, że koalicja PO-PSL jest formą współrządów partii niemieckiej i
rosyjskiej. Później uświadamiam sobie, że to nasza partiokracja kreuje takie krzywe zwierciadło. Wodzowski charakter partii redukujący większość
indywidualności do masy, której postać nadaje wierchuszka rządowa, dyscypliny partyjne a przede wszystkim media, które wypromowują w swoich studiach tę
cząstkę przedstawicieli partyjnych, którzy np. wyrażają pożądany interes. Gdyby rozbić partiokrację, nawet w ramach podobnego sejmu, naraz ujawniłaby się
cała mozaika osobowości.
Dzisiejsza partiokracja sprawia, że partia PO jawi mi się jako najgorsza forma neokolonializmu, który stoi na straży zewnętrznych interesów. Z drugiej
strony mam świadomość, że to wynika raczej z pecha co do władzy. Gdy się jednak przyjrzy tym spoza wierchuszki rozdającej karty, okazuje się, że obraz jest
dużo bardziej złożony. Okazuje się np. że nie wszyscy stoją na straży zewnętrznych interesów, lecz niektórzy starają się reanimować najlepsze polskie
tradycje i myśli.
Jestem przekonany, że wykreowane jednolite wizerunki poszczególnych partii są zupełnie karykaturalne i nieprawdziwe. Gdyby zrzucić gorset patriokracji
moglibyśmy odkryć, że grupy, które tworzą poszczególne partie bardziej różnią się wewnętrznie niż zewnętrznie. Okazałoby się też pewnie, że PO nie jest
wcale partią niemieckich agentów, PSL nie jest partią rosyjskich agentów, zaś PiS to nie agentura amerykańska. Jeśli zrozumiemy, dlaczego jednak skłonni
jesteśmy widzieć takie powiązania, zrozumiemy na czym polega najgorsza patologia partiokracji, która jest karykaturą systemu reprezentacyjnego.
Autorytarny charakter partii powoduje, że zamiast 460 indywidualności, wytwarza się obraz kilku wyraziście odmiennych grup o zupełnie przypadkowych
cechach, które wyraża garstka stale tych samych przedstawicieli hołubionych przez media. Dlaczego media nie zapraszają za każdym razem innego posła tylko
stałą ekipę w zaledwie kilku konfiguracjach? Ilu spośród 460 przedstawiają szerokim masom? Oczywiście siłą rzeczy w autorytarnej grupie instynkty stadne
przytępiają indywidualność większości parlamentarzystów. W konsekwencji zamiast 460 przedstawicieli narodu, reprezentuje nas kilku przewodników stada i
kilka grup owiec.
Pół biedy, gdyby te stada uformowały się w „dziczy" i dopiero wówczas weszły do polityki. Wówczas istniałaby spora szansa, że w sposób naturalny na lidera
wyrósł najodpowiedniejszy a na jego gwardian grono cieszące się największym uznaniem. Niestety stada polityczne formują zasadniczo media korporacyjne,
czyli wielkie koncerny zaangażowane w cały kompleks globalnych interesów, instytucje, które przejęły od kościoła rząd dusz, a przede wszystkim uznające
powszechnie, że przysługuje im święte prawo głoszenia kazań politycznych czyli reżyserowania demokracji.
Zupełnie kuriozalnie brzmi teza, że ten system proporcjonalnego wyłaniania kilku stad, któremu kluczowy szlif nadają media, które wyznają dwie wartości: ma
być ciekawie i ma się opłacać — ma cokolwiek wspólnego demokracją reprezentacyjną.
Oczywiście media nie zawsze przesądzają o tym, kto wyrasta na przewodnika stada, ale promując upatrzoną grupę z każdego stada wyłaniają tych, którzy
przesądzą o uformowaniu wizerunku stada.
W ten sposób media w swoim interesie zabetonowują debatę polityczną i zamieniając przekaz polityczny w dodatkową formę rozrywki.
Źródło: Ja Panu nie przerywałem
Media korporacyjne tworzą obraz poszczególnych partii najchętniej promując dwie kategorie polityków: osoby najbardziej emocjonalne i niezrównoważone, gdyż
gwarantują dawkę emocji, oraz osoby związane z grupami interesów. Preferują zatem najgorszych z punktu widzenia interesu społecznego.
Wpływ mediów jest krańcową karykaturą systemu przedstawicielskiego, który staje się głównie przedstawicielem mediokracji. Można by pomyśleć, że został on
zaprojektowany aby maksymalnie wzmocnić władzę mediów w polityce: obraz sceny politycznej jest kształtowany za pomocą małej grupki, którą zazwyczaj
wypromowują media wybierając grupę najlepiej reprezentującą interesy medialne.
Dopóki media nie zajmą się działalnością stricte dziennikarską i wciąż będą uprawiały kazania polityczne, nie ma szans na pojawienie się prawdziwej
demokracji.
Ostatnio byliśmy świadkami jak nasz mainstream usiłował zmienić szefa SLD. To dziwaczne tym bardziej, że dotąd dążyły raczej do pogrzebania SLD. Skąd więc
ta nagła troska o los partii?
Jeszcze bardziej żenującą mistyfikacją medialną jest stworzenie nowej partii na wypadek utraty zaufania do szyldu Platforma Obywatelska — jej następcą ma
być Partia Nowoczesna, której prorokiem namaszczony został niejaki Petru, uczeń Mesjasza Balcerowicza, który głosi jego ewangelię. Media stały się już tak
bezczelne, że ogłosiły, iż ta wydmuszka dysponuje naraz ogromnym poparciem społecznym (11%), i naród chce, by jako jedna z czterech sił weszła do
przyszłego sejmu, kosztem SLD i PSL, które to partie posiadają mocne struktury w całym kraju, lecz nie cieszą się poparciem macherów medialnych. W ramach
medialnego rebrandingu partii mediów, brylują naraz wielcy krytycy PO — jej współtwórca Andrzej Olechowski, oraz zawodowy manipulator Piotr Tymochowicz,
który łamiącym głosem lamentuje, że stworzono państwo-potwór.
Media tworzą zupełnie oderwany od rzeczywistości społecznej kształt polityki, wymyślając nagłe wielkie poparcie dla wirtualnej partii „liberalnej", pomimo,
że w samym społeczeństwie trend jest zupełnie odwrotny: Polacy mają dość niszczenia państwa i gospodarki pod hasłami „wolności". Powszechnie uważają, że
tzw. prywatyzacja miała charakter rabunkowy i przestępczy. Wbrew krucjacie antyzwiązkowej mediów — więcej Polaków ufa niż nie ufa związkom.
W ten oto sposób koncerny realizują politykę kadrową w partiach, której kluczowym rodzajem aktywności w obecnym systemie jest cykliczny udział w
telenowelach politycznych, w przeciwieństwie do systemu większościowego, w którym kluczowym staje się kontakt z realnym wyborcą.
« (Published: 18-05-2015 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9852 |
|