|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Kościół, Trump, Duda [3] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
8.
Katolicyzm w Europie traci ze względu na kulturę
laicką i wiążącą się z nią niechęć władz świeckich do Kościoła. Swoją okazję
doskonale tutaj wyczuł cwany czekista Putin, który zaczął się kreować na
protektora nie tylko wschodniego, ale i zachodniego chrześcijaństwa. Być może
zresztą to Watykan puścił oko do Rosji przez sam wybór jezuity na papieża, a jezuici to zakon, którego swego czasu uratowała przed papieską kasacją wolta
carycy Katarzyny, do której Putin otwarcie nawiązuje. Bez względu na to, kto
kogo zaprosił, zaczął się rodzić sojusz Putin-Franciszek. I tak doszło do
sytuacji, kiedy to Kreml zaczął protestować przeciwko dyskryminacji katolicyzmu
we Francji. Gdyby sojusz dalej się zacieśniał, Kreml zyskałby dostęp do
zachodnich struktur katolickich, co przełożyłoby się na spore wpływy polityczne.
Trump odebrał
Putinowi rolę protektora chrześcijaństwaW ten właśnie sojusz katolicko-kremlowski uderzył Trump w Warszawie. Temu była faktycznie poświęcona jego mowa. Odmalował on silną
wspólnotę wartości zachodnich, a Rosję przedstawił jako kraj barbarzyński. Trump
pod każdym względem przelicytował i przekokietował Putina, kreując siebie na
kluczowego protektora politycznego chrześcijaństwa. Żaden kraj nie nadawał się
lepiej na takie wystąpienie niż Polska, która w przeszłości wiele od Rosji
wycierpiała i do dziś zmaga się presją Moskwy, a jest przy tym najbardziej
katolickim krajem Zachodu. To jednak nie tyle wzmocnienie Polski było osią tego
wystąpienia, lecz rozbicie flirtu Watykan-Kreml.
Trump zupełnie nie był zainteresowany aktualnymi wyzwaniami
politycznymi Polski, ale przemowę napisano mu w całości pod Kościół, w tym
polski Kościół. Owo hasło, które najmocniej wybrzmiało „My chcemy Boga" było w rzeczywistości hasłem, które towarzyszyło niedawno organizowanej 1050 rocznicy
chrztu i które całkowicie sztucznie zostało przyszyte do ruchu
antykomunistycznego. Wbrew temu, co twierdził Trump hasło to nie było związane z ruchem Solidarności, który koncentrował się nie na religii, lecz na żądaniach
socjalnych. Hasło „My chcemy Boga! Żądamy religii w szkołach" zaistniało w 1956,
gdy wprowadzono prawo, że katecheza w szkole przestaje być obowiązkowa i staje
się dobrowolna. Innymi słowy hasło „My chcemy Boga" w kontekście politycznym
pojawiło się w ramach walki o obowiązkową katechezę w szkołach.
Twierdzenie, że walka o religię w jakikolwiek sposób
dominowała w ruchu antykomunistycznym w Polsce, jest jego zafałszowaniem.
Religia była narzędziem emancypacji a nie jej celem.
Czy możliwe jest
nowe otwarcie polsko-niemieckie?
Jeśli ktoś łudził się, że Trump zamierza budować jakiś
sojusz strategiczny z Polską przeciwko jej unijnej opozycji oraz że staje się
realnym katechonem religijnym, z błędu został wyprowadzony już tydzień później,
kiedy prezydent USA udał się na obchody Rewolucji Francuskiej, która jest
przecież główną przyczyną zapaści chrześcijaństwa w Europie. Z mowy gestów można
było wyczytać, że Trump jest na Francję otwarty tak samo jak i na Polskę, a przecież to Francja jest obecnie główną opozycją Polski w Unii.
Jak to w przypadku Francji, jej opozycyjność to nic
osobistego, czyste interesy. Chodzi o to, aby Niemcy nie były tak dominujące w Unii. A są takimi w dużej mierze dzięki splotowi z polską gospodarką. Najlepszą
droga do osłabienia Niemiec byłoby wypchnięcie Polski z Unii.
Trzeba o tym pamiętać. Niemcy są od nas tak samo
uzależnieni, jak i my od nich.
Dla zatrzymania fali emigracyjnej, dla pobudzenia rozwoju
społecznego oraz wyjścia z pułapki średniego rozwoju Polska potrzebuje większej
niezależności od niemieckiej gospodarki. A tę niezależność najbezpieczniej
byłoby rozwijać w sojuszu gospodarczym z silniejszymi od Niemiec. Jeśli jednak
amerykański prezydent przyjeżdża na szczyt o charakterze gospodarczym i niewiele
ma do powiedzenia o współpracy gospodarczej, ale wiele o Bogu i o tym, że nie
chodzi wcale o budowanie siły gospodarczej czy militarnej, to nie brzmi to jak
sensowny projekt sojuszu politycznego. A jeśli dodatkowo tydzień później Trump
jedzie do kraju, który jako pierwszy chce chronić swój rynek przed Polakami,
którego aktualny prezydent był tym, który osobiście wprowadzał uderzające w Polskę prawa protekcjonistyczne, to znaczy, że sojusz z USA jest pisany palcem
po wodzie.
Ostatnie zawirowania polityczne doprowadziły do takiego
układu w którym nie powinno się wykluczać zbliżenia politycznego z Niemcami. W okresie przedwyborczym jest to oczywiście niemożliwe, ale gdy już Merkel weźmie
kolejne kanclerstwo, kto wie czy nie warto spróbować normalizować relacje
polityczne odwołując się do pragmatyzmu, lecz domagając się relacji bardziej
równoprawnych. Oczywiście trudno jest mówić o jakichś sojuszach strategicznych,
ale normalizacja polityczna może być konieczna, kiedy coraz częściej okazuje
się, że na unijnych przyjaciół trudno nam liczyć i nie ogranicza się to wcale do
polityki pisowskiej: 27 do 1 było nie tylko w głosowaniu dotyczącym Tuska, ale i w kwestii Nord Stream, kiedy tylko Bieńkowska zagłosowała inaczej, a cała
„zjednoczona Europa" nie widziała problemu w naruszeniu solidarności
energetycznej. Jeśli teraz Trump zaczyna mówić Obamą, trzeba dojrzeć, że odkąd
współpraca niemiecko-rosyjska przez Bałtyk omija Polskę, to Polska nie jest już
przeszkodą dla tej współpracy, ale Polska może być zinstrumentalizowana do tego,
by naciskać na Niemcy, bez oferowania nam w zamian jakichkolwiek rekompensat czy
gwarancji, związanych z osłabieniem niemieckiej gospodarki, które wpłynie także
na perturbacje polskiej gospodarki.
Nadzieje związane z wizytą Trumpa w Warszawie były duże,
ale okazało się, że szczyt Trójmorza został wybrany jedynie jako otoczka dla
ważnej przemowy, która była adresowana nie do polskich polityków, lecz do
Kościoła.
Sojusz Prezydenta z Kościołem
Dzięki Trumpowi Kościół poczuł się nadzwyczajnie wzmocniony
politycznie i wszedł do gry politycznej. Trudno jest dziś powiedzieć, jakie będą
konsekwencje tego wejścia. Nie można oczywiście wykluczać, że będą pozytywne, że
Kościół scali społeczeństwo, dzięki czemu łatwiej będzie szło reformowanie
państwa. Bardzo bym chciał, aby tak się stało!
Niestety, mam poważne obawy, że efekty mogą być przeciwne,
że konflikty zostaną pogłębione.
Co jeśli zgodnie z duchem politycznym hasła „My chcemy
Boga" rząd zacznie być naciskany na obowiązkową katechezę? Albo na rozniecanie
nowych konfliktów światopoglądowych przed lub w trakcie realizacji innych
kluczowych reform?
W liście do Andrzeja Dudy, abp Gądecki pisze z jednej
strony o równowadze trójpodziału, wskazując implicite, że Polska nie powinna iść
drogą Szwajcarii. Z drugiej jednak pisze o „autentycznej demokracji" — jest to
bardzo konkretne pojęcie demokracji opartej na aksjologii katolickiej, które
wprowadził Jan Paweł II, przeciwstawiając ją demokracji liberalnej oraz
proceduralnej. I niechby polska demokracja respektowała katolickie wartości!
Tyle że powinna to osiągnąć metodą debat, perswazji, wychowania, formowania itd. — a nie poprzez czysto proceduralną legislację i narzucenie w oparciu o większość sejmową, przy dużym oporze społecznym. Tego rodzaju legislacje skazują
bowiem państwo na stałe konflikty światopoglądowe. A konflikty światopoglądowe
mogą przesłonić konflikty materialne i gospodarcze.
Można by przyjąć, że Kościół ma interes w tym, by umocnić w Europie najbardziej katolickie państwo Zachodu, by odbudowywać swoje wpływy.
Problem w tym, że odbudowywanie wpływów religijnych wcale nie idzie w parze z odbudową materialną, ekonomiczną. Obawiam się, że Trump w swojej przemowie
wiernie oddał optykę Kościoła: My chcemy Boga, ale już niekoniecznie
modernizacji i siły gospodarczej. Bo te właśnie czynniki sprzyjają laicyzacji.
Widać to na przykładzie Bawarii o której się mówi, że jest najbardziej
rozwiniętą częścią Niemiec oraz najbardziej katolicką częścią Niemiec. Problem w tym, że gdy się głębiej wejrzy w dynamikę zmian Bawarii, okazuje się, że wraz z jej największym rozwojem gwałtownie przyspieszyła laicyzacja. Kilka dekad temu
70% Bawarczyków było katolikami, dziś odsetek ten spadł do połowy. Kościół jest w stanie pogodzić się z rozwojem materialnym ludności, gdy się zdecentralizuje i unarodowi. Gdy się spartykularyzuje. W tym celu trzeba by odłożyć na półkę Jana
Pawła II i powrócić do Stefana Wyszyńskiego. A Franciszek tego nie ułatwia.
Obecnie mamy taki okres kulturowy, że lewica nam się
klerykalizuje, a prawica laicyzuje. Słychać głosy, że papież Franciszek jest
liderem światowej lewicy. Gazety, które jeszcze niedawno walczyły o rozdział
kościoła od państwa, obecnie grzmią, że rząd nie słucha napomnień papieża.
Okazuje się jednak, że Watykan nie zamierza bezczynnie się temu przyglądać.
Główne podziały i konflikty zazwyczaj przebiegają wewnątrz
obozów a nie między obozami. I to właśnie obecnie obserwujemy. Prysła w jednej
chwili narracja o Kaczyńskim jako władcy marionetek politycznych. Andrzej Duda,
który dał się poznać przez sugestywne sceny łapania hostii oraz wizyt
jasnogórskich w momentach kluczowych politycznie, zagrał razem z prymasem
przeciw Kaczyńskiemu.
Pytanie, czy jest to sojusz doraźny czy trwały? Jeśli
trwały, to będzie się on wiązał z koncesjami na rzecz Kościoła, co z pewnością
nie przysporzy popularności partii rządzącej, która wbrew medialnym łatkom jest
partią świecką.
Kościół nie ma dziś odpowiedniego autorytetu, by występować
jako uzdrawiacz wymiaru sprawiedliwości, biorąc pod uwagę, że obciążają go
nieprawidłowości związane z działalnością orzeczniczą Komisji Majątkowej, która
działała wbrew elementarnym standardom prawnym naszej cywilizacji. Dopiero może
się okazać, jak bardzo Kościół polski związany jest z III RP i z licznymi jej
słabościami. Tym samym może realnie hamować proces naprawczy państwa. Obym się
okazał złym prorokiem!
Kaczyński, Ehrlih,
Picketty
Istnieje w Europie jedna prawdziwa demokracja: Szwajcaria.
Nie jest ona może optymalna, ale jest to ustrój demokratyczny. Jego istotną
cechą jest brak trójpodziału władz, czyli idei sformułowanej przez monarchistę
Monteskiusza, która w swoich najbardziej konsekwentnych i czystych formach
lepiej służy budowaniu ustrojów quasioligarchicznych niż demokratycznych.
Trójpodział da się oczywiście pogodzić z demokracją, lecz warto zauważyć, że
najbardziej demokratyczne państwo Europy świetnie radzi sobie bez trójpodziału.
Europejskie demokracje liberalne często są ustrojami de
facto quasioligarchicznymi. Polski model demokracji liberalnej w którym nad
parlamentem, stoi Trybunał Konstytucyjny, który w oparciu o rozmyte klauzule
generalne konstytucji może wyrzucić do kosza de facto dowolną ustawę uchwaloną
przez parlament, jest modelową jurystokracją, w której elitarne grono prawników
wyznacza realne ramy systemowe, bo konstytucja tych ram wcale nie precyzuje a jedynie szkicuje. Konkret w ten szkic wkłada dopiero Trybunał.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 26-07-2017 Last change: 27-07-2017)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 10135 |
|