The RationalistSkip to content


We have registered
204.983.943 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room » Publishing novelties

Kerim czyli pesymizm [1]
Author of this text:

Kerim po tragicznej śmierci ojca zamordowanego w biały dzień przez żołdaków Saddama, jako najstarszy z dzieci prowadzi dalej rodzinny biznes, przydrożną restaurację, a dokładniej budę z dziurawym dachem. I wysłuchuje opowieści przybywających z daleka gości. Oto jedna z nich:

Zanim Falludża stała się miastem widmem, Amerykanie jako tako kontrolowali miasto. Któregoś razu w biedniejszej dzielnicy zaczęli coś budować. Mieszkańcy przyglądali się na milczka, ale z rosnącym zainteresowaniem. Nikt nie wiedział o co chodzi. Ze dwudziestu żołnierzy amerykańskich w temperaturze 40 stopni w cieniu, spijając litry przywiezionej ze sobą wody mineralnej i tyleż samo potu wydalając, przez kilka dni żwawo coś budowało. Buldożery wykopały głęboki dół, do dołu wsypano zebrane z okolicznych ulic śmieci, zakopano, wyrównano...

To coś na końcu okazało się być boiskiem do piłki nożnej, ze wszystkimi szykanami, z wyrysowanymi liniami, bramką, a nawet siatką do bramki. Amerykanie widzieli chłopców grających w piłkę wśród stosów gnijących śmieci i postanowili im zrobić prezent. Przez dwa dni nikt nie zbliżał się do boiska. „Jakby było zamknięte na niewidzialny zamek, do którego nikt nie ma klucza." A potem nocą przyjechało ze dwustu mężczyzn, rozkopali wszystko, rozwłóczyli z powrotem śmieci, zniszczyli bramki, zatarli linie… i odjechali.

To prawdziwa historia, wiem, bo zapytałam o to autora książki. Nie ma w niej nieprawdziwych historii. Albo Sherko Fatah był ich naocznym świadkiem, albo znał je z bezpośrednich relacji, albo… książkę otwiera scena śmierci kilku kurdyjskich kobiet. Nad pole, gdzie zbierały do wielkich koszy zioła, nadleciał helikopter z żołnierzami reżimu Saddama Husajna. Wylądował i zgarnął kobiety do środka. A potem wylatywały po kolei z lecącego helikoptera trzepocząc na wietrze kolorowymi spódnicami. Żołnierze się zabawili. Tę historię autor znalazł w archiwach procesu Saddama.

Nikt nie wybiera sobie miejsca i czasu swojego przyjścia na świat. Kerim urodził się właśnie w takim miejscu i w takim czasie: w Iraku Saddama, który miał się stać Irakiem wojny Amerykanów z reżimem, stać się Irakiem zwycięstwa nad Saddamem i stać się Irakiem klęski w walkach z wyrzynającymi się nawzajem wrogimi sobie ugrupowaniami religijno-politycznymi.

Kerim nie ma zbyt wygórowanego wyobrażenia o swoich możliwościach w swoim świecie. Wraz ze śmiercią ojca skończyło się dla niego względne poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Już przed śmiercią ojca pomagał w gotowaniu posiłków dla gości, przysposabiał się do przyszłego zawodu kucharza-restauratora od sypiącej się budy, o innym nie mogło być mowy. Ale chodził też do szkoły, uczył się nawet angielskiego. W przeciwieństwie do stania nad kuchnią naukę lubił, a angielskiego uczył się z prawdziwą przyjemnością, co bardzo miało mu się przydać w niedalekiej przyszłości, znacznie bardziej niż umiejętności kucharza. I znacznie szybciej, niż przypuszczał.

Zanim jednak znajdzie się w Europie, gdzie jego ubogi angielski okaże się jego największym kapitałem, zostanie porwany przez „bożych wojowników", miejscowych mudżahedinów, grupkę fanatyków walczącą z władzami kurdyjskimi sprzyjającymi Amerykanom i „mieszkańcami zarażonymi zachodnią niewiarą", i stanie się jednym z nich. Walka ta polegała na zabijaniu bezpośrednim, podrzynaniu gardeł, lub pośrednim, samobójczych zamachach. Oni nazywają się „bożymi bojownikami", my ich nazywamy terrorystami. Kerim, ten w sumie sympatyczny, niemrawy, przytłustawy chłopak, prosty kucharz w wiejskiej knajpie, stał się terrorystą. Przepadł.

Ale szczęście uśmiechnęło się do niego. Uciekł. Najpierw towarzyszom-terrorystom, potem z domu, potem z Iraku. Do lepszego świata. Do Europy. Do nas. Nie, nie do Polski, Polska jest jednym z najmniej atrakcyjnych krajów dla imigrantów z biedniejszej reszty świata. Do Niemiec, jednego z najbardziej atrakcyjnych krajów dla uciekinierów, jednego z najbogatszych i choć już jednego z najbardziej przeciążonych „problemem imigracji", to najlepiej przygotowanym, jakby na to nie patrzeć.

Droga, jaką przyjdzie przebyć Kerimowi, żeby dostać się do „wymarzonego raju", przypomina krew w żyłach mrożące przygody Kandyda, naiwniaczka-optymisty z XVIII-wiecznego świata Oświecenia Woltera. Kerim też jest poczciwym „naiwniaczkiem", tyle że ze znakiem minus, naiwniaczkiem-pesymistą. Nic dziwnego. Jego świat nie zaczyna się w zamku z piękną Kunegundą i profesorem od optymistycznej filozofii do kompletu. Jego świat to cuchnący smażony olej, wiecznie zapracowany małomówny ojciec, zastrachana matka i bezsilny wobec wydarzeń nauczyciel angielskiego. A potem nauczyciel-Nauczyciel, terrorysta, przygotowujący go do samobójczej śmierci z imieniem Allaha na ustach. Kerim nie ma powodu do optymizmu.

Ale my, śledzący jego przygody i trzymający za niego kciuki czytelnicy, mamy. Do naszego świata przecież zmierza i choć nasz świat go nie oczekuje, to jednak u nas ludzie się nie zabijają tylko dlatego, że śmierć jest możliwością, nasz świat jest „lepszy", nasz świat go nie odrzuci, da mu szansę. Czy da?… Czy Kerim-pesymista ma szansę na spokojne uprawianie swojego kawałka rajskiego ogródka tu na ziemi, jak Kandyd-optymista?

Sherko Fatah opisuje pełną (bardziej złych niż dobrych) przygód historię kurdyjskiego chłopaka językiem oszczędnym, pozbawionym emocji i ozdobników. Czytelniku, zobacz jak inny może być świat, jak inny niż twój, jak inny, niż ten, który znasz z prospektów biur turystycznych, i niż ten, który miga w telewizyjnych wiadomościach. Powoli, nieśmiało, ostrożnie świat ten też zaczyna docierać do naszej świadomości dzięki przecierającym szlaki artystom, tu: artyście słowa. Nie jest to świat ani jasny do zrozumienia, ani przyjemny do wintegrowania, ale jest obok, istnieje w tym samym czasie, w którym przyszło nam żyć.

Niektórzy spośród nas są łącznikami między obcymi sobie światami w jak najbardziej dobrym tego słowa znaczeniu, jak Sherko Fatah, pół-Niemiec, pół-Kurd. Przedstawiają nam ludzi z tamtej strony świata z imienia, twarzy, światopoglądu, a także lęków, niezrozumienia, pogubienia. Autor „Czarnego statku" w wywiadzie dla Wysokich Obcasów [ 1 ] podsumowuje: „Przyjeżdżają do Europy, podpatrują, wracają do Kurdystanu. Potrzebują wsparcia z zewnątrz, a to wymaga, by Europa zrozumiała, że inwazja na Irak, choć problematyczna, ma jednak zbawienne znaczenie dla Kurdów. I że nie da się cofnąć czasu."

*

Sherko Fatah, „Czarny statek" („Das dunkle Schiff"), tł. Elżbieta Kalinowska, wyd. Czarne, seria Proza Świata, Wołowiec 2010, cytaty z okładki:

„Książka pulsująca życiem. Przerażająca w swej wiarygodności" (Die Zeit)

„Na wskroś polityczna i przejmująca" (Der Spiegel)

„'Czarny statek' to ściskająca za serce, zapierająca dech w piersiach lektura" (Der Tagesspiegel)

***

Wywiad z autorem „Czarnego statku" przeprowadzony w październiku 2010 w czasie pobytu pisarza w Krakowie

Pana językiem ojczystym jest język niemiecki, pana mama jest Niemką, jest pan urodzonym w Niemczech niemieckim pisarzem a mimo to niektórzy recenzenci pana książek piszą o panu „Kurd"...?

- Tak, Niemcy mają problem, bo wszystko chcą „dla porządku" sklasyfikować według jasnych kryteriów, a sprawy ludzkie są złożone. Kiedyś mój brat załatwiał coś w jakimś urzędzie i okazało się, że przy jego nazwisku stoi informacja „Irak". Zdenerwował się, Irak to dla niego kraj rodzinny naszego ojca, ale nie nasz, nasz to Niemcy: „Jak długo to tam jeszcze będzie? Przez ile pokoleń? Mój syn? Mój wnuk będzie miał w papierach 'Irak'?" Urzędnik nie wiedział.

- Jeden z pana bohaterów, Algierczyk, mieszkaniec domu oczekujących na azyl „o oczach czarnych jak węgiel" ma na imię Ervin i bardzo jest z tego powodu dumny. To niemieckie imię daje mu przewagę nad innymi. Jak kiedyś tzw. „dobry wygląd". A pan, urodzony w Niemczech syn Niemki ma egzotyczne imię i  nazwisko...

- Nadano mi imiona zgodnie z patriarchalną tradycją mojego ojca, Kurda. I Sherko, i Fatah to imiona. Fatah po pradziadku. Mam więcej imion, ale w Niemczech zostawiono mi tylko dwa, jako imię i nazwisko. Mój ojciec żył z dala od ojczyzny, więc choć tym sposobem chciał zaznaczyć swoją przynależność kulturową. Nie mam z tym problemu, moja mama też nie miała, za to Niemcy mają problem. Ale mieszanie się narodów i kultur to przecież proces nie do powstrzymania od początków świata, bez względu na niemiecki zmysł przyporządkowywania.

- Pana pierwsza książka „Im Grenzland", "W krainie nadgranicznej"*, ukazała się w 2001 roku, debiutował pan w wieku 37 lat, co na to pana rodzina?

Początkowo była sceptyczna, bo to ciężki kawałek chleba, ale teraz, gdy powoli zaczynam odnosić sukcesy, jest ze mnie dumna. „Czarny statek" doczekał się tłumaczeń na wiele języków, teraz na polski, jest też przetłumaczony na angielski, arabski, chiński… co bardzo mnie cieszy, zwłaszcza tłumaczenie na arabski ze względu na ojca i moją rodzinę w Iraku.

— Ale język Kurdów to nie jest język arabski?

- Kurdyjski jest językiem należącym do grupy języków indoeuropejskich, jesteśmy narodem indoeuropejskim, ale alfabet mamy arabski i rozumiemy arabski. To złożone, wiele jest dialektów kurdyjskich z domieszką języków krajów, w których mieszkamy, nieistniejący jako państwo Kurdystan leży w granicach Turcji, Iraku, Iranu i Syrii...

- Jak to się stało, że ojciec pana znalazł się na początku lat 60. zeszłego wieku w Niemieckiej Republice Demokratycznej? Wtedy ludzie z tamtych stron przyjeżdżali do Niemiec Zachodnich, do pracy, ale do Wschodnich?

- Od dawna utarła się taka tradycja, że Kurdowie starają się wysłać kogoś z rodziny na wyższe studia do Europy, cała rodzina składa się na to, żeby wykształcić choćby jednego przedstawiciela rodziny. Rodzice taty wtedy już nie żyli, umarli młodo, śmiercią naturalną, mój wuj wyekspediował mojego przyszłego ojca do Niemiec Zachodnich a tam, w ramach jakiegoś programu, ojciec dostał stypendium na uniwersytecie w Berlinie Wschodnim. Wkrótce poznał moją mamę. Pobrali się i tak ojciec został w Niemczech. Ale on — i my, jego rodzina, byliśmy uprzywilejowani, bo mogliśmy wyjeżdżać, wtedy w NRD było to rzadkością, że ktoś mógł wyjeżdżać i wracać. A my często jeździliśmy do Iraku. W roku 1975 zamieszkaliśmy nawet na dłużej.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kanonizacja Jana Kantego
Racjonalizm, empatia i prawa człowieka


 Footnotes:
[ 1 ] z Sherko Fatahem dla Wysokich Obcasów (nr 43, 30.10.2010) rozmawiał Paweł Smoleński.

« Publishing novelties   (Published: 04-03-2011 Last change: 05-03-2011)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Elżbieta Binswanger-Stefańska
Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie.

 Number of texts in service: 56  Show other texts of this author
 Number of translations: 5  Show translations of this author
 Newest author's article: Odyseja nadziei i smutku
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 1077 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)