|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » »
Granice ludzkiej wytrzymałości Author of this text: Marcin Punpur
„Wydaje nam się, że wiemy co potrafi nasze ciało. Okazuje się
jednak, że w ekstremalnych warunkach stać nas na dużo więcej. Ta złożona
maszyneria ma za sobą miliony lat ewolucji, a jej działanie w dużej mierze
pozostaje zagadką". Tak zaczyna się znakomita seria na Discovery
Science pod tytułem Human
body: Ultimate machine, prezentująca w kilku odcinkach możliwości i potencjał ludzkiego ciała. Ten fascynujący dokument dowodzi, że ludzki
organizm jest w stanie znieść o wiele więcej, niż mogłoby nam się wydawać. Jednym z najbardziej ekstremalnych zajęć, jakie wymyślił człowiek
jest wspinaczka. Wysokie góry to jedno z najmniej przyjaznych człowiekowi
miejsc na ziemi. Strome skały, szczeliny, lawiny, niska zawartość tlenu w powietrzu oraz trudne warunki atmosferyczne. To wszystko wymaga niesłychanej
mobilizacji sił. Nie tylko kondycja fizyczna odgrywa tu istotną rolę ale też
odpowiednie predyspozycje psychiczne, takie jak
opanowanie, trzeźwość osądu, wola walki i determinacja. Zacznijmy
jednak najpierw od ciała.
W odcinku „Siła" z serii Human
Body omawiany jest przypadek wspinacza, który został przywalony blokiem
skalnym ważącym ponad dwieście kilogramów. Kiedy osuwał się w przepaść z tym ogromnym ciężarem, udało mu się w ostatniej chwili odrzucić ważący
prawie ćwierć tony skalny balast. W normalnych okolicznościach taki ciężar
byłby ponad siły dla większości z nas. W szoku jednak, organizm potrafi
wyzwolić nieznane zasoby energii, które dosłownie mogą przenosić góry. Jak
możemy się dowiedzieć z filmu, w zwyczajnych warunkach wykorzystujemy jedną
trzecią włókien mięśniowych. W opisanej sytuacji, organizm pracował na pełnych
obrotach, wykorzystując cały potencjał mięśniowy barków i ramion. Siła była
tak wielka, że oderwała mięsień od kości mężczyzny. Podkreślmy jednak
taka mobilizacja jest możliwa jedynie w sytuacjach kryzysowych.
Wszystko zaczyna się i kończy na bólu.
Najprościej mówiąc, ból to doznanie zmysłowe, informujące nasz mózg o urazie. Choć kojarzy się z reguły negatywnie, to jego odczuwanie gwarantuje
nasze przetrwanie. Dowodem potwierdzającym tą tezę są przypadki ludzi niewrażliwych
na ból. Otóż, jak twierdzi anestezjolog Jan Dobrogowski, rzadko dożywają
oni trzydziestki, bo nie są w stanie dostrzec jakiejś rany, która kilka
tygodni później się paskudzi. Po czym dodaje, w jednym z wywiadów: „Jest
takie miejsce w mózgu — substancja okołowodociągowa szara — w której
mamy zaprogramowane dwie podświadome reakcje na ból towarzyszący obciążeniom.
Jeśli mózg rozpoznał, że zostały uszkodzone tkanki zewnętrzne, natychmiast
uruchamia program "walcz i uciekaj". Jeśli uszkodzone zostały narządy
wewnętrzne — serce, płuca, wątroba — mózg nakazuje nam zostać w bezruchu". To prowadzi go do następującego wniosku: „powinniśmy dziękować
naturze, że wyposażyła nas w ból" [ 1 ].
Ciekawy w tym względzie jest przypadek młodej kobiety, która wspinając
się w górach Sierra Nevada spadła z wysokości dwudziestu metrów na lity
granit. Siła upadku strzaskała jej prawą stopę, piszczel i kolano rozbiła
na cztery kawałki. Lewa noga
natomiast była złamana w udzie i biodrze. O dziwo jednak kobieta nie czuła bólu.
Było to możliwe dzięki produkcji endorfiny, która dostając się do synaps,
ogłuszyła je, blokując w efekcie przekazanie sygnału nerwowego do mózgu.
Zablokowanie bólu było jedyną szansą na przeżycie. Wypadek, na nieszczęście,
miał miejsce w bezludnej okolicy, tak więc by przetrwać kobieta musiała zejść z góry na bardziej uczęszczany szlak. Zajęło jej to dwa dni. W tym czasie odczuwała ból, ale nie w takim stopniu by stracić kontrolę
nad swoim ciałem. Dopiero kiedy udało jej się zejść i zjawili się
ratownicy, ból pojawił się z całą siłą, obezwładniając całkowicie jej
ciało. Stres minął, a wraz z nim endorfina i sygnał nerwowy mógł się
przemieszczać bez przeszkód.
Nerwy przewodzące ból są
wolniejsze od innych. W wyniku tego pomiędzy urazem, a reakcją bólową
pojawia się odczuwalna przerwa. Jest to mechanizm ewolucyjny, umożliwiający
wycofanie się z sytuacji zagrożenia, zanim ból sparaliżuje nasze ciało. Ból
jest w mózgu odbierany inaczej niż pozostałe impulsy nerwowe. Każdy ze zmysłów
jest reprezentowany przez pewien obszar w mózgu.
Co ciekawe, ból jest odbierany przez różne części mózgu, inne u każdego z nas. Dzieje się tak, gdyż ból jest zapośredniczony przez emocje, a te
zawsze mają charakter subiektywny. Wniosek z tego taki, że każdy z nas
odmiennie odczuwa ból. Wiele zależy od tego kim jesteśmy i co robimy.
Ból zatem to kwestia indywidualna. Badania pokazują na przykład, że
kobiety lepiej znoszą ból, mimo, że odczuwają go wcześniej niż mężczyźni.
Próg bólu jest podobny u wszystkich, jednak tolerancja na ból bywa zróżnicowana. I tak sportowcy, szczególnie w sportach kontaktowych, są bardziej uodpornieni
na ból, to znaczy są w stanie znieść go więcej niż inni. Widać to także w dyscyplinie będącej raczej przeciwieństwem chociażby boksu, czy futbolu
amerykańskiego, a kojarzącą się przede wszystkim z łagodnością i wdziękiem,
jaką jest balet. Jak możemy
się dowiedzieć z programu, nacisk na kości stopy u baletnicy wykonującej
piruet jest taki, jakby stała na niej piramida trzech słoni! Większość z nas zemdlałaby z bólu, trening jednak czyni mistrza.
Pokazuje to chociażby badanie wydolności serca. Spoczynkowa wyrzutowa
pojemność serca to pięć litrów na minutę.
Dobry trening może zwiększyć tę wartość nawet do trzydziestu litrów!
Dzięki temu więcej tlenu dociera do mięśni, a ciało jest w stanie dłużej
pracować na wysokich obrotach.
Sama wydolność to jednak za mało by przetrwać w sytuacji zagrożenia
życia. Wróćmy z powrotem w góry. W 2003 roku Aron Ralston wybiera się w góry
Utah, nikogo o tym nie informując. W nieszczęśliwym wypadku, spada do
szczeliny wraz z głazem, którym blokuje mu rękę, uniemożliwiając tym samym
ewakuację. W obliczu nieudanych prób wydostania się spod głazu, po pięciu
dniach, odwodniony i w stanie poważnego wyczerpania, decyduje się amputować
uwięzioną część ręki. By tego dokonać łamie najpierw kość w przedramieniu, a potem mozolnie małym i tępym scyzorykiem odcina kończynę.
Jak tego dokonał?
Możemy się dowiedzieć z najnowszego filmu Dannego Boyle’a pod tytułem
„127 godzin". W filmie widać jak Ralston „dojrzewa" do swej decyzji.
Najpierw podejmuje wszelkie możliwe próby uwolnienia się, racjonalnie dzieląc
zasoby wody i resztki jedzenia. Kiedy traci wszelką nadzieję, w stanie
delirium, po nocy obfitej w halucynacje, dokonuje amputacji. Ralston wspomina
ten moment tak: „w moim umyśle rozpoczął się już proces zobojętnienia:
posłuchaj Aron, to odpady, zabije cię to, jeśli się tego nie pozbędziesz" — mówił jego wewnętrzny głos. I dalej: „To nie jest dłużej moja ręka.
Kiedy chwyciłem nóż, byłem bardzo spokojny i opanowany. (...) Na szczęście
rosnąca euforia zagłuszyła ból" [ 2 ].
Adrenalina znowu zadziałała jak środek znieczulający.
Ralston podsumowuje swój wypadek następująco: „Ta historia nauczyła
mnie, że przeżycie to umiejętność bycia elastycznym. Nie chodzi tylko o to
by korzystać wyłącznie ze swoich mocnych stron, ale także by korzystać z tego, co wydaje się być naszą słabością". Innymi słowy, nigdy nie
przekreślaj swoich szans, bo rozwiązanie twojego problemu może przyjść z każdej
strony.
Podobny wniosek mógłby wyciągnąć Joe Simpson, bohater książki i znakomitego filmu Touching the Void.
Jego historia wpisała się na stałe do kanonu górskiego heroizmu, a sam
alpinista stał się żywą legendą. Simpson wspinał się wraz z towarzyszem w Andach peruwiańskich na trudny szczyt Siula Grande. W trakcie schodzenia złamał
nogę, co w wysokich górach jest jak wyrok śmierci, a następnie
transportowany przez towarzysza na linie, wpadł do lodowej szczeliny. Mimo to
przeżył. Co więcej wydostał się ze szczeliny o własnych siłach i wręcz
nadludzkim wysiłkiem zdołał dotrzeć do obozu, u podnóża góry.
Niezwykłość historii Joe Simpsona wynika ze zdolności do przekraczania
kolejnych granic, zarówno fizycznych jak i psychicznych. Kiedy oglądamy film
obrazujący kolejne etapy walki o życie wspinacza, pytamy ile jeszcze można
znieść? Joe Simpson znosi bardzo wiele. Udaje mu się, bo jest w nim niezwykła
wola przetrwania, determinacja i wewnętrzna siła. Kiedy jego ciało przekracza
kolejne granice jego umysł uruchamia wewnętrzny dialog. Jedna strona mówi:
„połóż się, odpocznij, już tyle przeszedłeś…". Druga, w kontrze:
„wstawaj, jeszcze tyle przed tobą, musisz iść dalej, przestań się nad sobą
użalać!". Ta druga, „zimna i pragmatyczna" bierze górę. „To było
uporczywe i wyraźne, tak jakby jakiś głos albo osobna część mnie nakazywał
mi coś. Bardzo zdystansowana, zero współczucia, zero przyzwolenia na zmęczenie,
ból, na nic. Bardzo dziwne uczucie…" — opisuje po wszystkim Joe.
Simpson i Ralston wychodzą z opresji dlatego, że potrafią zaakceptować
sytuację w jakiej się znaleźli. Nie mogąc liczyć na pomoc z zewnątrz, zdają
się wyłącznie na siebie. Nie użalają się nad sobą, lecz podejmują walkę.
Joe Simpson wprawdzie załamuje się w szczelinie, płacząc i przeklinając w niebogłosy, a Aron Ralston nagrywa swój testament na kamerze. Jednak w końcu
obaj, stając w obliczu śmierci, wybierają działanie. Joe powtarzał:
„musisz podejmować jakieś decyzje, nawet jeżeli są one błędne. Jeśli
bowiem nie podejmujesz żadnych decyzji, już po tobie!".
Ciekawe, że w sytuacji kryzysowej każdy z nich inaczej reinterpretuje swój
stosunek do wiary. Ralston twierdzi, że bóg to miłość i właśnie miłość
(do bliskich) była tym co go trzymało przy życiu oraz pozwoliło wydostać się w końcu z pułapki w jaką wpadł. Joe natomiast, wprost przeciwnie. W sytuacji
zagrożenia życia jego agnostycyzm przerodził się w ateizm. Kiedy patrzył w ciemną otchłań szczeliny nie przyszło mu do głowy by prosić Boga o pomoc.
To nie Bóg wrzucił go do tej szczeliny i na pewno nie on go z niej wydostanie.
Dotykając pustki nie odkrył Boga, lecz siebie. Jeszcze mocniej zrozumiał, że
musi liczyć tylko na własne siły.
Wszystkie powyższe historie dowodzą, że tkwi w nas wielki potencjał
fizyczny i psychiczny. Potwierdzają, że nasze ciało stać na bardzo dużo, by
przetrwać, nawet w sytuacjach zdawałoby się bez wyjścia. Pokazują, że nasz
sukces adaptacyjny nie był przypadkowy, a instynkt samozachowawczy jest ciągle
silny. Pamiętajmy jednak, że każdemu tu opisanemu przypadkowi, można by
przeciwstawić kilka innych, którym się nie udało. W ewolucji bowiem szczęście
jest równie ważne jak umiejętność przetrwania.
Footnotes: [ 1 ] Sz. Hołownia, Ludzie na walizkach, Znak 2008, s. 34. « (Published: 07-03-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1086 |
|