|
|
Religions and sects » Christianity
Dlaczego nie jestem chrześcijaninem [2] Author of this text: Bertrand Russell
Nastepnym argumentem jest argument celowosci. Jest on dobrze znany:
wszystko na swiecie jest urzadzone tak, zebysmy mogli zyc na nim; gdyby
swiat byl choc troche odmienny, nie potrafilibysmy tego czynic. Tak
brzmi ten argument.
Przybiera on czasem osobliwe formy; utrzymuje sie na przyklad, ze
kroliki maja biale ogony, aby latwiej bylo do nich strzelac. Nie wiem
co o tym mysla kroliki. Argument celowosci latwo jest sparodiowac.
Wszyscy znamy uwage Woltera, ze najwidoczniej nos zostal uksztaltowany
tak, aby pasowal do okularow. Ten rodzaj parodii okazal sie bardziej
uzasadniony, niz to sie moglo wydawac w XVIII wieku, poniewaz od czasow
Darwina rozumiemy znacznie lepiej, dlaczego zyjace istoty sa
przystosowane do swego otoczenia.
Nie srodowisko zostalo stworzone dla ich rozwoju, ale one same
rozwinely sie odpowiednio do warunkow, i to jest podstawa
przystosowania sie. Nie ma w tym zadnego dowodu celowosci.
Gdy przyjrzymy sie blizej argumentowi celowosci, to wyda sie nam rzecza
zdumiewajaca, ze ludzie moga wierzyc, iz ten swiat ze wszystkim, co
zawiera, ze wszystkimi swoimi brakami jest najlepszy, na jaki
wszechpotega i wszechwiedza w ciagu milionow lat mogly sie zdobyc.
Doprawdy nie moge w to uwierzyc. Czy sadzicie, ze gdybyscie byli
wszechpotezni i wszechwiedzacy, a nadto mieli miliony lat do
udoskonalenia waszego swiata, to nie moglibyscie wytworzyc nic lepszego
od Ku-Klux-Klanu, faszystow i pana Churchilla ?
Doprawdy, nie imponuja mi zbytnio ludzie, ktorzy oswiadczaja:
„Spojrzcie na mnie ! Jestem tak wspanialym tworem, ze wszechswiat
musial miec jakis cel". Nie, wspanialosc tych ludzi wcale mnie nie
olsniewa. Dlatego uwazam, ze argument celowosci jest bardzo marny.
Procz tego, jesli uznajemy zwykle prawa naukowe, musimy przypuscic, ze
zycie w ogole, a zycie ludzkie w szczegolnosci, wygasnie w pewnej
chwili na naszej planecie; jest ono tylko nieudana proba; jest to jedna z faz rozpadu systemu slonecznego. W pewnym stadium tego rozpadu
temperatura oraz inne warunki sprzyjaja powstawaniu protoplazmy i na
krotki okres w istnieniu calego systemu slonecznego pojawia sie zycie.
Patrzac na ksiezyc widzimy stan, do ktorego zdaza Ziemia — cos
martwego, zimnego, bez zycia.
Mowia mi, ze ta perspektywa jest przygnebiajaca i ludzie nieraz wam
powiedza, ze gdyby temu wierzyli, nie mogliby zyc dluzej. Nie wierzcie
im na slowo; wszystko to jest blaga.
Nikt nie przejmuje sie na serio tym, co nastapi po milionach lat. Nawet
jesli ludzie ci mysla ze sa bardzo strapieni, w rzeczywistosci oszukuja
samych siebie. Drecza ich bardziej swiatowe rzeczy lub moze po prostu
choruja na zoladek, ale nikogo naprawde nie unieszczesliwi mysl o tym
co sie ma przydazyc swiatu za miliony milionow lat.
Dlatego chociaz przypuszczenie, ze zycie wygasnie pewnego dnia, nie
usposabia, rzecz prosta, do wesolosci — przynajmniej wydaje mi sie, ze
mozna tak powiedziec, jakkolwiek czasem, gdy przygladam sie uzytkowi,
jaki ludzie robia ze swych istnien, mysle ze jest ono niemal pociecha -
jednak proroctwo tego rodzaju nie moze nikomu obrzydzic zycia. Jedynym
jego skutkiem jest zwrocenie naszej uwagi ku innym rzeczom.
Moralne argumenty na korzysc bostwa
Teraz przechodzimy do dalszego stadium tego, co nazwe obnizeniem sie
intelektualnej wartosci dowodzen teistow, i docieramy do tak zwanych
moralnych argumentow przemawiajacych za istnieniem Boga. Wiadomo, ze w dawnych czasach wysuwano na korzysc istnienia Boga trzy intelektualne
argumenty, ktore zostaly obalone przez Emmanuela Kanta w jego „Krytyce
czystego rozumu"; lecz zaledwie Kant rozprawil sie z tymi argumentami, a juz wynalazl nowy argument, tym razem moralny, i to go przekonalo w zupelnosci.
Podobnie jak wiele innych ludzi byl on sceptykiem w dziedzinie
intelektu, lecz gdzy chodzilo o moralnosc — wierzyl slepo w zasady,
ktore mu wpojono w dziecinstwie. Jest to ilustracja do czesto
podkreslanego przez psychoanalitykow zjawiska, ze nasze najwczesniejsze
skojarzenia myslowe wywieraja na nas daleko silniejszy wplyw niz
wyobrazenia pozniejsze. Jak mowilem, Kant wynalazl nowy argument
moralny na korzysc istnienia Boga.
Rozne formy tego argumentu cieszyly sie wielka popularnoscia w ciagu
XIX wieku. Jedna z nich polegala na twierdzeniu, ze gdyby Bog nie
istnial, nie byloby pojecia dobra i zla. Nie bede w tej chwili
rozwazal, czy dobro da sie odroznic od zla, jest to inna sprawa.
Obchodzi mnie tylko nastepujacy punkt. Jezeli jestescie zupelnie pewni,
ze istnieje roznica miedzy dobrem a zlem, to nasuwa sie pytanie : czy
ta roznica powstala z rozkazu Boga ? — Jezeli zawdzieczamy ja Bogu, to
dla samego Boga nie ma roznicy miedzy dobrem a zlem i twierdzenie, ze
Bog jest dobry, traci wszelki sens.
Jesli powiecie za przykladem teologow, ze Bog jest dobry, trzeba bedzie
uznac, ze dobro i zlo maja znaczenie niezaleznie od woli Boga, gdyz
postanowienia Boga sa dobre, a nie zle, bez wzgledu na sam fakt, ze
zostaly przez niego wydane. Jesli zas to przyjmiecie, bedziecie musieli
wtedy powiedziec, ze dobro i zlo nie istnieja li tylko dzieki Bogu, ale
ze z natury rzeczy logicznie poprzedzaja Boga.
Rozumie sie, ze gdybyscie mieli ochote, moglibyscie powiedziec, ze bylo
wyzsze bostwo, ktore dawalo rozkazy Stworcy naszego swiata; lub tez
wolno by wam bylo podzielic zapatrywanie niektorych gnostykow -
zapatrywanie, ktore czesto uwazalem za wysoce prawdopodobne — ze w rzeczywistosci swiat zostal stworzony przez diabla, ktory skorzystal z nieuwagi Boga. Mozna duzo powiedziec na korzysc tej hipotezy i pozwolicie, ze nie bede sie zajmowal jej zbijaniem.
Argument wyrownania niesprawiedliwosci
Istnieje jeszcze inna, bardzo ciekawa forma argumentu moralnego, wedlug
ktorej istnienie Boga jest konieczne do zaprowadzenia sprawiedliwosci
na swiecie. W znanej nam czesci wszechswiata panuje wielka
niesprawiedliwosc, dobrzy czesto cierpia, a zlym sie powodzi, i trudno
orzec, ktora z tych ewentualnosci sprawia nam wieksza przykrosc, lecz
jesli chcecie miec sprawiedliwosc we wszechswiecie jsko calosci,
musicie przypuscic, ze jest przyszle zycie, ktore zrownowazyloby szale
ziemskiego istnienia, a wiec w konsekwencji nalezy przyjac Boga, niebo i pieklo, aby sprawiedliwosc mogla w koncu zatriumfowac.
Argument ten jest bardzo dziwny. Gdybyscie rozpatrywali te sprawe z naukowego punktu widzenia, powiedzielibyscie: „Ostatecznie znam tylko
ten swiat. Nie wiem nic o reszcie wszechswiata. Ale jezeli w ogole
mozna rozprawiac o mozliwosciach, uwazalbym za prawdopodobne, ze ten
swiat jest probka typowa i ze jesli tutaj panuje niesprawiedliwosc, to
sa szanse spotkania jej rowniez gdzie indziej".
Przypuscmy, ze dostaliscie szkrzynke pomaranczy i przekonaliscie sie po
jej otwarciu, ze wszystkie owoce z wierzchu sa zepsute. W podobnym
wypadku nie dowodzi sie, ze pomarancze na spodzie musza byc dobre
tytulem odszkodowania, lecz mowi sie: zapewne cala partia towaru jest
zepsuta. Czlowiek obdarzony naukowym umyslem wyrobilby sobie takie
wlasnie przekonanie o wszechswiecie. Powiedzialby on: „Swiat tej jest
pelen niesprawiedliwosci; pozwala to nam przypuszczac, ze prozno byloby
szukac sprawiedliwosci we wszechswiecie, i dostarcza moralnego dowodu
przeciw istnieniu bostwa, a nie na jego korzysc".
Oczywiscie wiem, ze intelektualne argumenty, o ktorych byla dotad mowa,
nie naleza do czynnikow rzeczywiscie oddzialujacych na ludzi. To co
sklania ludzi do wiary w Boga, poniewaz uczono ich tego od
niemowlectwa; jest to glowny powod ich wiary.
Sadze, ze nastepnym co do sily motywem jest chec zabezpieczenia sie,
wywolujaca rodzaj poczucia, ze jest gdzies jakby starszy brat, ktory
sie wami zaopiekuje. Odgrywa to bardzo wazna role w budzeniu uczuc
religijnych.
Charakter Chrystusa
Chce teraz powiedziec pare slow na temat, ktory moim zdaniem zostal
zbyt pobieznie potraktowany przez racjonalistow, a mianowicie chodzi mi o kwestie, czy Chrystus byl najlepszym i najmadrzejszym z ludzi. Uwaza
sie powszechnie, ze powinnismy wszyscy na to sie zgodzic. Co do mnie,
to jestem przeciwnego zdania. W wielu punktach zgadzam sie z Chrystusem o wiele bardziej niz jego wyznawcy. Nie wiem, czy moglbym isc z nim az
do konca drogi, ale w kazdym razie moglbym mu towarzyszyc znacznie
dalej niz wiekszosc nominalnych chrzescijan.
Pamietacie zapewne, ze Chrystus mowil: „Nie sprzeciwiajcie sie zlu, ale
kto by cie uderzyl w prawy policzek twoj, nadstaw mu i drugi". Nie jest
to nowe przykazanie ani nowa zasada. Lao Tse i Budda glosili to na
jakies 500 lub 600 lat przed Chrystusem, ale faktycznie chrzescijanie
nie przyjeli tej zasady.
Nie mam zamiaru podawac w watpliwosc chrzescijanskich uczuc, na
przyklad, naszego premiera, ale nie radzilbym nikomu z was pojsc do
niego i uderzyc go w policzek. Mysle, ze skonstatowalibyscie wtedy, ze
wedlug jego mniemania tekst ten powinno sie brac w przenosnym znaczeniu.
Jedna jeszcze nauke uwazam za doskonala. Przypominacie sobie zapewne
slowaChrystusa: „Nie sadzcie, abyscie nie byli sadzeni". Wydaje mi se,
ze trudno by wam bylo znalezc w chrzescijanskich krajach sady, w ktorych ta zasada bylaby mile widziana. Znalem bardzo wielu sedziow,
ktorzy byli bardzo gorliwymi chrzescijanami, a jednak zaden z nich nie
odczuwal sprzecznosci miedzy zasadami chrzescijanskimi a swoja
dzialalnoscia.
Dalej Chrystus mowi: „Temu, co cie prosi, daj, a od tego, co chceu
ciebie pozyczyc, nie odwracaj sie". Jest to bardzo dobra zasada. Wasz
przewodniczacy przypomnial wam, ze nie zebralismy sie tutaj, aby mowic o polityce, ale nie moge sie powstrzymac od uwagi, ze ostatnie wybory
rozgrywaly sie na platformie zagadnienia, w jakim stopniu byloby
pozadane odwrocic sie od tego, kto chce cos pozyczyc, tak ze musimy
przypuscic, iz angielskie stronnictwa, zarowno liberalne jak i konserwatywne, skladaja sie z ludzi nie uznajacych nauki Chrystusa,
poniewaz niewatpliwie odwrocili sie oni z cala stanowczoscia od
chcacych pozyczac.
Nastepnie jest jeszcze jedna maksyma, ktora moim zdaniem zasluguje na
uwage, chociaz nie widze, aby sie cieszyla wielka popularnoscia u niektorych naszych chrzescijanskich przyjaciol. Brzmi ona jak
nastepuje: „Jesli chcesz byc doskonalym, idz sprzedaj majetnosci twoje i rozdaj ubogim". Jest to znakomita maksyma, ale, powtarzam to, rzadko
stosowana w praktyce.
Wszystkie te nauki uwazam za dobre, choc troche trudno jest zyc z nimi.
Nie moglbym twierdzic, ze stosuje sie do nich w swoim zyciu, ale
ostatecznie nie zobowiazywalem sie do tego. Dla chrzescijanina jednak
sprawa ta przedstawia sie inaczej.
Usterki nauki Chrystusa
Po uznaniu doskonalosci tych maksymow przechodze teraz do pewnych
punktow, ktore jak sadze, nie daja nam powodu do przypisywania
Chrystusowi odmalowanemu w Ewangeliach najwyzszej madrosci lub dobroci.
Zaznaczam, ze pomijam kwestie historycznosci Chrystusa.
Historycznie jest rzecza bardzo watpliwa, czy Chrystus w ogole kiedys
zyl; a jezeli zyl, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomosci; nie
bede sie wiec zajmowal ta bardzo trudna kwestia historyczna. Chodzi mi o Chrystusa przedsawionego w Ewangeliach, ktorych opowiadania przyjmuje
tak jak sa podane; otoz znajduja sie tam pewne rzeczy, ktore nie wydaja
sie bardzo madre.
Na przykla Chrystus byl przekonany, ze jego drugie przyjscie nastapi w wielkiej chwale jeszcze przed smiercia zyjacych wowczas ludzi. Dowodzi
tego wiele tekstow. Miedzy innymi mowi on:
„Nie obejdziecie miast izraelskich, az przyjdzie Syn czlowieczy". Potem
zas: „Sa niektorzy z tych, co tu stoja, ktorzy nie zakosztuja smierci,
az Syn czlowieczy przyjdzie do krolestwa swego". I jest sporo miejsc, z ktorych jasno wynika, ze jego drugie przyjscie nastapi za zycia wielu
jego wspolczesnych. Wierzyliw to takze jego pierwsi wyznawcy i wiara ta
byla podstawa wielu nauk moralnych.
Gdy mowil: „Przetoz nie troszczcie sie o jutrzejszy dzien" i inne
podobne rzeczy, bylo to w znacznej mierze dlatego, ze uwazal swoje
drugie przyjscie za bardzo bliskie, a wszystkie swiatowe sprawy nie
mialy juz dla niego znaczenia.
Znalem osobiscie chrzescijan, ktorzy wierzyli w rychle nadejscie
Chrystusa. Znalem rowniez proboszcza, ktor napedzil wielkiego strachu
swoim owieczkom oznajmiajac im, ze drugie przyjscie Chrystusa nastapi
lada dzien; co prawda pocieszyli sie spostrzezeniem, ze ich pasterz
sadzi drzewka w swoim ogrodzie. Pierwsi chrzscijanie wierzyli w to
rzeczywiscie i powstrzymywali sie od czynow podobnych do sadzenia
drzewek w ogrodach, poniewaz podzielali wiare Chrystusa w bliskosc
drugiego przyjscia. Pod tym wzgledem Chrystus, jak widac nie dorownywal
madroscia niektorym innym ludziom, a juz z pewnoscia nie posiadal
najwyzszej madrosci.
Zagadnienia moralne
1 2 3 Dalej..
« Christianity (Published: 19-07-2002 Last change: 27-11-2010)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1281 |
|