|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics » Sensations and scandals
Gdzie jest fortuna Matki Teresy? [2]
Z opowiadań byłych
sióstr wynika, że system finansowy zakonu był ulicą jednokierunkową. -
„ Zawsze nam mówiono: Fakt, że otrzymujemy więcej niż inne zakony, świadczy,
że Bóg bardziej kocha Matkę Teresę" — mówi Susan Shields. Datki i stan konta jako miernik miłości bożej. Branie jest bardziej błogosławione
niż rozdawanie. Konsekwencję ponoszą ci, dla których właściwie przeznaczone
były dary. W nowojorskim Bronxie zakonnice prowadzą kuchnię, gdzie wydaje się
ubogim zupę. Dokładnie mówiąc: zlecają prowadzenie jej wolontariusze organizują
jedzenie. Siostry je tylko rozdzielają. Pewnego razu jak wspomina Shields, w pracę wolontariuszy wkradł się błąd i nie mogli dostarczyć chleba. Siostry zapytały
przełożoną czy mogą kupić chleb. „ To nie wchodzi w rachubę. Jesteśmy
biednym zakonem" — brzmiała odpowiedź. „ W końcu biedacy nie
dostali chleba" — mówi Susan Shields. Przeżyła też niezliczone zdarzenia
tego typu: dziewczynka, chodząca do niej na lekcje religii, nie przystąpiła
do Pierwszej Komunii, bo matka nie mogła jej kupić obowiązkowej białej sukienki. W następnym roku mała znowu ochoczo chodziła na przedkomunijną religię, ale
gdy zbliżał się termin Pierwszej Komunii, stanęła przed tym samym problemem.
Siostra Virgin prosiła przełożoną o pozwolenie na kupno sukienki. Oburzona przełożona
znowu odmówiła. Dziewczynka nie przystąpiła do komunii. Przymus oszczędzania w bogatym zakonie dotyka głównie „ najbiedniejszych z biednych" — indyjskie sieroty. W Delhi zakonnice prowadzą dom, w którym dzieci oczekują
na przybranych rodziców z zagranicy. Jak zwykle, kosztów utrzymania i wyżywienia
nie pokrywają Misjonarki Miłości, ale późniejsi adopcyjni rodzice. W Niemczech
monopol na dystrybucję tych dzieci ma związek „ pro infante". Przewodnicząca
tego związku, Carla Wiedeking, osobista przyjaciółka Matki Teresy, napisała
na początku okólnik do „ ofiarodawców, mecenasów i przyjaciół" w którym informowała: „ Podczas mojej wizyty we wrześniu musiałam przypatrywać
się, jak dwójka albo trójka dzieci leżała w jednym łóżku, w przepełnionych pomieszczeniach,
bez choćby skrawka powierzchni do zabawy. Powstałe przez to zaburzenia zachowania
są nie do ogarnięcia". Pani Wiedeking odwołuje się do chęci wsparcia przez
protektorów w obliczu „ znieczulicy w stosunku do nędzy tych dzieci".
Znieczulica? W łonie organizacji o miliardowym majątku, która prawdopodobnie
otrzymuje rocznie do dyspozycji trzy razy tyle pieniędzy, co organizacja pomocy
dzieciom Unicef w Indiach. Misjonarki Miłości mają środki, by kupić łóżka i zbudować dla sierot domy, w których będzie dość miejsca do zabawy. A pieniędzy
tych nie starczy tylko dla garstki dzieci z domu w Delhi, ale dla wielu tysięcy
sierot, które na ulicach Delhi, Bombaju i Kalkuty walczą o przeżycie. Oszczędność, z punktu widzenia Matki Teresy, była nie tylko środkiem sprawiedliwego rozdziału
pomocy, ale główną wartością samą w sobie. Wynika to z jej życiorysu. Gdy młoda
siostra Teresa przybyła z biednej Macedonii do biednej Kalkuty, musiała tam w domu Loretanek uczyć córki bogaczy. Nie odpowiadało to jej wyobrażeniom o niesieniu pomocy. Dlatego w 1951 roku założyła swój własny zakon, aby odtąd
poświęcić swoje życie umierającym na ulicy. Prawdziwie miłosierny krok. W początkowych
latach oszczędzanie było warunkiem pomocy. Gdy jednak w latach siedemdziesiątych
Matka Teresa stała się sławna w świecie, magazyny napełniały się same pieniędzmi.
Biedny zakon stał się bogaty. Kobieta, która doprowadziła oszczędzanie do perfekcji,
nie wiedziała, co począć z nagłym błogosławieństwem pieniądza. Co zrobić z obrazami,
klejnotami, odziedziczonymi domami, czekami albo walizkami pełnymi banknotów?
Teraz właściwsza byłaby pomoc nie poprzez oszczędzanie, ale przemyślane wydatki.
Jedna laureatka
Pokojowej Nagrody Nobla nie chciała sprawnie funkcjonującej organizacji, udzielającej
skutecznej pomocy. Pełna dumy nazwała Misjonarki Miłości „ najbardziej
zdezorganizowaną organizacją świata". Komputery, maszyny do pisania, fotokopiarki
są w jej domach zabronione. Nawet jeśli ktoś je podaruje, nie wolno z nich korzystać.
Do prowadzenia księgowości siostry używają szkolnych zeszytów, w których piszą
ołówkiem. Dopóki się nie skończą. Później wszystko wyciera się gumką i używa
od nowa. W imię oszczędności. Aby powstał skuteczny system pomocy, rozsądek
nakazuje kształcić zakonnice na: pielęgniarki, nauczycielki albo specjalistki
zarządzania. Misjonarki Miłości się jednak nie kształcą, nawet nie kontynuują
nauki. Niechęć do profesjonalizmu popychała z wiekiem Matkę Teresę do coraz
bardziej groteskowych decyzji. Kiedyś, relacjonuje Susan Shields, organizacja
kupiła od miasta Nowy Jork nie zamieszkany dom, by doglądać tam chorych na Aids.
Cena zakupu: jeden dolar. Ponieważ musieli poruszać się po tym domu również
niepełnosprawni, władze miasta zażądały wybudowania windy, ale Matka Teresa
nie chciała w swoich domach wind. W Indiach są one oznaką bogactwa. W końcu
miasto zaproponowało, że pokryje koszty zamontowania windy. Oferta została odrzucona. W końcu zakonnice oddały dom z powrotem miastu.
Nawet jeśli Misjonarki
Miłości tylko odmawiały już opłaconej pomocy głodującym w Etiopii albo sierotom z domu dziecka, to w wyniku działania zasady dezorganizacji innym bezpośrednio
szkodziły. W 1994 roku redaktor naczelny szanowanego brytyjskiego magazynu medycznego
„ The Lancet", Robin Fox, przeraził świat informacją o katastrofalnych
warunkach w placówkach zakonu w Indiach: „ Systematyczne działania są
obce istocie tego domu. Matka Teresa przekładała opatrzność nad planowe działanie".
Nie izolowano chorych na gruźlicę, strzykawki płukano tylko w letniej wodzie.
Również przy bólach nie do zniesienia odmawiano cierpiącym silnych środków przeciwbólowych.
Nie dlatego, by brakowało ich zakonowi, ale dla zasady. „ Najpiękniejszym
podarunkiem dla człowieka jest móc uczestniczyć w cierpieniu Chrystusa"
powiedziała Matka Teresa. Człowieka krzyczącego z bólu próbowała pocieszyć:
„ Cierpisz. To znaczy, że Jezus cię całuje". Rozwścieczony śmiertelnie
chory krzyknął: „ To powiedz swojemu Jezusowi, żeby mnie przestał całować".
Również angielski
lekarz, Jack Preger, pracował swego czasu jako wolontariusz w hospicjum. Dzisiaj
mówi: „ Jeśli człowiek chce komuś zapewnić miłość, zrozumienie i dobrą
opiekę, to używa sterylnych igieł. To prawdopodobnie najbogatszy zakon świata.
Wielu umierających tam, z punktu widzenia medycyny, nie musiało umrzeć".
Angielska gazeta „ Guardian" opisała hospicjum jako „ zorganizowaną
formę zaniechania pomocy". W sposób oczywisty opieka medyczna nad dziećmi
przeznaczonymi do adopcji jest niewiele lepsza. W 1991 roku niemiecka pośredniczka
adopcyjna z „ pro infante", Carla Wiedeking, apelowała w okólniku
do przybranych rodziców: „ Sprawdźcie proszę skuteczność szczepionek u swoich dzieci… Przypuszczamy, że w niektórych wypadkach mogło chodzić o szczepionki
przeterminowane albo takie, które utraciły skuteczność w odmiennych warunkach
klimatycznych".
W słynnym hospicjum w Kalkucie wisi tabliczka ze zdaniem: „ Największym celem ludzkiego życia
jest umrzeć w pokoju z Bogiem". W wielu przemowach i wypowiedziach Matka
Teresa nie wyrażała praktycznie wątpliwości, że prawdziwa troska dotyczy życia
po śmierci, a nie przed nią. Tak naprawdę, Matka Teresa trudniła się handlem
odpustami: pieniądze za czyste sumienie. Korzyści odnosili z niego głównie ofiarodawcy.
Mniejszą biedacy. Jeśli ktoś wierzył, że Matka Teresa chciała zmieniać świat,
usuwać ludzką krzywdę albo zwalczać biedę, znaczy, że chciał w to wierzyć. Ktoś
taki pewnie nieuważnie się jej przysłuchiwał. Być biednym, cierpieć, to był
jej cel, dany od Boga sposób życia, do którego warto dążyć w tym krótkim czasie
istnienia przed właściwym celem: życiem wiecznym.
Wraz z rosnącą sławą
założycielka zakonu była coraz bardziej świadoma, na jakich nieporozumieniach
opiera się jej fenomen. Napisała kilka słów i kazała je powiesić w macierzystym
domu: „ Powiedz im, nie jesteśmy tu po to, by pracować, jesteśmy tu dla
Jezusa. Jesteśmy przede wszystkim religijne; nie jesteśmy pracownicami socjalnymi,
nauczycielkami, pielęgniarkami, lekarkami. Jesteśmy zakonnicami". Pozostaje
tylko jedno pytanie: Po co zakonnicom tak dużo pieniędzy?"
Walter Wullenweber
artykuł został zaczerpnięty z czasopisma „Stern", podane za „World
Press" 21.10.98
1 2
« Sensations and scandals (Published: 03-08-2002 Last change: 15-11-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1747 |
|