|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Ofiara mająca zbawić ludzkość [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Bóg siedział ze znudzoną miną na swym
wspaniałym tronie, kiedy wleciał jak bomba archanioł Gabriel, nadzwyczaj
podekscytowany. Wyglądał niezbyt fortunnie u samych stóp Boga, o mało nie
wpadając nań. Nie zważając jednak na niestosowność swego zachowania, zawołał z przejęciem, gestykulując rękoma: — Panie!..Panie!..Jest nareszcie pierwszy
człowiek, który zrozumiał twój zamysł! — Bóg uniósł w górę brwi z dość
sceptyczną miną.
Ileż już było fałszywych alarmów ! -
pomyślał w tej chwili. Na pewno ten jest taki sam!
Archanioł jakby odczytując wątpliwości
Stwórcy malujące się na jego obliczu, dodał impulsywnie:
— Tym razem jest inaczej Panie!..Lecą
prosto z sekcji nasłuchu modlitw, dokąd wezwał mnie dyżurny anioł, pokazując
zapis tej jedynej w swoim rodzaju modlitwy!..Kiedy ją pobieżnie przeczytałem,
przybiegłem prosto do ciebie Panie, zakomunikować ci dobrą nowinę!.. Gdy
zostanie przepisana ze stenogramu, dostarczę ci ją natychmiast! Zobaczysz
wtedy sam Panie!
Bóg przyglądał mu się z uwagą, lecz
wyraz życzliwego sceptycyzmu nie schodził mu z oblicza. Odchylił się tylko
do tyłu i spytał wolno, z namysłem:
— A więc twierdzisz, że jest pierwszy, który
zrozumiał? — Archanioł przełknął głośno ślinę i przytakując gwałtownym
ruchem głowy, rzekł:
— Tak Panie! Zresztą sam się przekonasz
niebawem! A swoją drogą strasznie długo to trwało!..nie przypuszczałem
nawet, iż ludzie mogą być tak egocentryczni, głupi i pozbawieni
elementarnych uczuć!..to się wręcz nie mieści w głowie!
Bóg zrobił kwaśną minę i dopiero wtedy
archanioł połapał się, iż nieopatrznie krytykuje przecież jego dzieło.
Zaczerwienił się i ze wstydu i opuścił głowę. Z tej niezbyt miłej
sytuacji wyratował przybywający w pośpiechu anioł — goniec, przynosząc
przepisaną modlitwę. Archanioł podbiegł więc ku niemu i z niecierpliwością
wyrwał ją niemalże z jego rąk. Potem podszedł do Stwórcy i z namaszczeniem
prawie, podał mu zwój pergaminu z pięknie wykaligrafowanym tekstem. Bóg
odsunął jego dłoń i powiedział:
— Ty mi to przeczytaj! — potem przymknął
oczy i poprawił się wygodnie na swym okazałym tronie. Zaś archanioł przełknął
głośno ślinę, odchrząknął i zaczął czytać, starannie wymawiając słowa:
— "Boże jeśli istniejesz i jeśli jesteś
świadom istnienia człowieka, na dodatek jeśli mnie słyszysz — pozwól, że
podzielę się z Tobą pewną refleksją, a czynię to dlatego, iż właśnie
dzisiaj dotarła do mnie przerażająca, a zarazem piękna w swej prostocie prawda. Ktoś kiedyś powiedział, bodajże św.
Augustyn, że aby poznać Stwórcę, wystarczy wnikliwie obserwować jego
stworzenie. A ja właśnie od wielu lat obserwuję wnikliwie to twoje
stworzenie: badam jego historię, kulturę, poznaję meandry jego filozofii,
religii i nieodmiennie od lat zadaję sobie te same pytania: czy o to ci Panie
chodziło? czy jesteś zadowolony? A pytanie to nasuwa mi się wtedy, gdy
czytam Twoje jakoby słowo, w którym opisane są niezliczone wojny, bitwy,
rzezie i mordy, a także grabieże, gwałty i wiele innych podłości jakie
tylko może wyrządzić człowiek człowiekowi. Gdy czytam jak twój lud wybrany w drodze do Ziemi Obiecanej — notabene już zamieszkanej i zasiedlonej -
przelewa morze krwi z twojego rozkazu, nie oszczędzając nikogo, ani kobiet,
ani dzieci.. Włosy mi się jeżą na głowie, gdy czytam twoje prawo moralne
dane człowiekowi: Nie pozwolisz żyć czarownicy! — bowiem jakie ono przyniosło w przyszłości efekty .. poraża mnie w nim ten ogrom nietolerancji dla
odmiennie myślących, okrucieństwa, głupoty i hipokryzji przejawiających się w fałszywej i obłudnej pobożności twych ponoć wyznawców .. kiedy czytam
opowieści o grzechu pierworodnym ludzi, o potopie, wieży Babel, czy też inne w tym stylu, zadaję sobie nie raz to pytanie: Czy to możliwe, aby to były
opisane działania samego Boga? Jeśli tak to miało być, wychodzi mi z tego
monstrualnie wykrzywiony obraz rzeczywistości, jak z szalonego, przerażającego
snu idioty, pozbawiony logiki i sensu!
Czy wszechmocny Bóg musi uciekać się do
takich niecnych działań, aby narzucić swą wolę własnemu stworzeniu?..Czy
ten, który może zapobiec złu — musi karać i to karać bezustannie i jakby z sadystyczną przyjemnością?..Nie!..To nie może być prawda -
pomyślałem sobie!..Byłoby to niczym nieuzasadnione okrucieństwo idące w parze z porażającą wręcz głupotą!..To nie może być prawda! Ale jaka
wobec tego jest prawda?..Czy ta z Nowego Testamentu? Miłosierny i kochający Bóg
objawia się nam przez swojego Syna, który ma zostać złożony w ofierze
odkupienia za grzechy ludzkości, bo tylko ta ofiara jest w stanie zadowolić
naszego Boga? Jeszcze bardziej obłędny pomysł grzechu pierworodnego!..
Załóżmy jednak, że to prawda — zatem czy to wszystko co przyniósł
kult jego Syna, było tym o co Bogu chodziło?..Kiedy poznaję historię chrześcijaństwa i czytam o tych ostatnich cichych i pokornych, którzy szybko stają się
pierwszymi w prześladowaniu odmiennie myślących, którzy z niedawnych ofiar
stają się katami i oprawcami, którzy są pierwsi w sprawowaniu władzy i to
najlepiej absolutnej, nad cały światem, którzy domagają się bogactw i przywilejów, którzy sięgają po nie i zdobywają je nie gardząc, żadnym
sposobem, aby osiągnąć upragniony cel..Cel, który ma uświęcać środki — a to oznacza, iż w jego imieniu można czynić każdą podłość, każdą
zbrodnię, bo zwycięzców nikt nie sądzi.. Zapytuję się wtedy:
Czy właśnie o to Panie ci chodziło?
Kiedy czytam ile krwi przelano podczas tzw.
Świętych krucjat, ile niewinnych ludzi zginęło w bestialski sposób
zamordowanych przez św. Inkwizycję, ile mężczyzn i kobiet spłonęło na
stosach po uprzednich torturach..ilu zamordowano ludzi podczas rzezi i pogromów
religijnych, pytam sam siebie: czy to właśnie o to Panie ci chodziło? Kiedy
poznaję dzieje papiestwa, tę najbardziej brudną i krwawą historię pełną
podłości i hipokryzji, nieobyczajności, okrucieństwa i żądzy władzy nad
całym światem, kiedy czytam historię kościoła
katolickiego, która sprowadza się do jednego: zapanować nad sumieniami i światopoglądem wierzących tak mocno, aby pozwolili prowadzić się swym
pasterzom bez zbędnych wątpliwości..kiedy oglądam te procesje dostojników
kościelnych w paradnych, bogatych strojach, nadętych pychą ważności,
osadzających i potępiających wszystkich
według własnych kryteriów światopoglądowych, zadaję sobie to samo pytanie:
Czy właśnie o to Panie ci chodziło..Czy to jest właśnie ta prawda, którą
chciałeś przekazać nam przez swego Syna?..
Jeśli miałoby to być prawdą, wychodzi z tego jeszcze większy absurd,
no bo zastanówmy się o co tu chodzi:
Bóg, który tak bardzo obraził się na człowieka, iż ten złamał
jego zakaz dotyczący owocu zakazanego — teraz gdy tenże człowiek zamordował w okrutny sposób jego jedynego, ukochanego Syna — uratował się tym
wydarzeniem tak bardzo, iż przebaczył mu jego wszystkie grzechy. Patrząc na
to przez pryzmat dogmatu o Trójcy świętej wygląda to jeszcze dziwnie:
Bóg stwarza człowieka, ale człowiek obraża
Boga, jednakże Bóg po jakimś czasie postanawia przebaczyć człowiekowi ten
grzech pod warunkiem, iż tenże człowiek zamorduje w okrutny sposób Bożego
syna i uwierzy, iż tylko ta ofiara mogła zadowolić Boga i zadośćuczynić
winie człowieka względem swego Stwórcy. Dodać należy, iż ten Bóg, którego
człowiek obraził i ten Syn, który mu został złożony w ofierze, są tym
samym Bogiem tylko w trzech osobach!.. Wychodzi więc z tego taka oto prawda:
Bóg składa ofiarę z samego siebie przed
samym sobą po to by przebłagać siebie !..za swe nieudane dzieło — człowieka!
Czy to ma jakikolwiek sens?!..Czy można to podjąć i zaakceptować nie
popadając jednocześnie w stan niedowładu umysłowego i całkowitej paranoi,
nie mówiąc już o braku elementarnych zasad logiki?"
Archanioł przerwał na moment, nieco
przestraszony tym co dotąd przeczytał i spojrzał na Boga jakby chciał się
upewnić jak on reaguje na tę dziwną nieco modlitwę. Lecz Stwórca siedział z przymkniętymi oczyma i ściągniętymi w skupieniu brwiami. Na złożonych
jak do modlitwy dłoniach opierał swą brodę. Nie poruszył się ani nawet nie
zmienił pozycji. Archanioł westchnął więc i zaczął czytać dalej:
"Pomyślałem więc sobie: czy to możliwe, aby Bóg — mając nieskończone
możliwości działania — chciał zbawić człowieka poprzez najbardziej ze
wszystkich okrutny sposób?.. On, który jest naszym Ojcem i który wpoił nam
miłość do swych dzieci, miałby postępować z takim okrucieństwem w stosunku do swego własnego Syna? Jak można wierzyć, iż jest to Bóg miłości i nieskończonego miłosierdzia?..Jeśli tak ukochał człowieka jak to twierdzą
kapłani — dlaczego nie przebaczył mu jego winy od razu na samym początku? O ile chęć poznania dobra i zła przez człowieka, można nazwać winą!
Dlaczego pozwolił mu przez tysiące lat rozmnażać się ze skażoną grzechem
naturą?..Dlaczego nie zmienił jej po potopie, kiedy była ku temu najlepsza
okazja? Dlaczego wreszcie, to zbawienie człowieka — pomimo tej okrutnej,
krwawej ofiary z jego syna — nie uczyniło człowieka ani trochę lepszym, a wręcz odwrotnie: ci wyznawcy Syna Bożego okazali się jeszcze bardziej bezlitośni
dla swych bliźnich, bardziej bezwzględni i pozbawieni odruchów miłosierdzia,
niż ci, których
nawracali na wiarę w swego miłosiernego Boga!..Jak można wierzyć, iż taki
jest nasz Bóg?..Nie! Prawda musi być zupełnie inna niż głoszą kapłani i „święte" księgi..Ale jaka? Jak do niej dotrzeć?..Kiedy tak się
zastanawiałem nad tym dylematem, przypomniał mi się opis innej ofiary -
moje myśli cały czas krążyły wokół ofiary i odkupienia przez nią, bo podświadomie
domyślałem się, iż to właśnie w niej tkwi jakaś dziwna tajemnica, wymykająca
się logice i racjonalistycznemu umysłowi.
A więc przypomniał mi się opis ofiary z Izaaka, jaką miał swemu
wymagającemu Bogu złożyć Abraham i jego znamienne zakończenie, w którym Bóg
rezygnuje z tego swoistego — choć nad wyraz okrutnego dowodu miłości i posłuszeństwa
ze strony człowieka.. I w tej właśnie chwili doznałem olśnienia i pojąłem
prawdę!.. Stanęła mi ona przed oczami tak jasno i wyraźnie jak
Kartezjuszowi gdy doszedł do swego słynnego: MYŚLĘ WIĘC JESTEM.
A kluczem do jej zrozumienia jest odpowiedź na dwa pytania:
Jezus zapowiadał rychłe nadejście królestwa
bożego, jeśli jego ofiara krzyża była zgodna z zamysłem Boga — jak się
uważa — dlaczego ono nie zapanowało na ziemi, pomimo upływu dwóch tysięcy
lat od tego wydarzenia?
Oraz drugie: skoro ofiara krzyża odbyła
się zgodnie z zamysłem Boga, dlaczego po śmierci Jezusa nastąpiły te budzące
strach cuda, jakby Bóg chciał dać do zrozumienia człowiekowi jakie zło
uczynił?
Odpowiedzi są banalnie proste:
Królestwo boże nie zapanowało na ziemi,
bo ofiara krzyża nie była tym o co Bogu chodziło, a te przerażające cuda po
śmierci Jezusa miały naprawdę uświadomić człowiekowi jaki zło uczynił,
zabijając w okrutny sposób Syna Bożego. Naprawdę miało być tak:
Bóg już dawno zamierzył utworzyć na
ziemi swe królestwo, przecież jego syn nie mógł się mylić, zapowiadając
jego rychłe nadejście!..Ale chciał mieć przekonywujący dowód, iż człowiek
już jest na tyle wrażliwy, miłosierny i miłujący swych bliźnich, że zasługuje
na nie w zupełności. Postanowił zatem poddać go rozstrzygającej próbie,
podobnej do tej jakiej niegdyś poddał ojca Izaaka, Abrahama. Zaofiarował
zatem ludziom swego Syna na ofiarę odkupienia za ich grzechy. Ludzie kierując
się odruchem miłosierdzia oraz miłością do swego Stwórcy i jego Syna,
winni odrzucić i nie przyjąć tej wspaniałomyślnej ofiary od swego Boga.
Tak jak on kiedyś poniechał ofiary z Izaaka. Wtedy Bóg utwierdzony w przekonaniu, iż człowiek kocha go bezgranicznie i zasługuje na wieczne szczęście u jego boku, uczyniłby ziemię wraz z jej mieszkańcami swym królestwem, które
trwałoby wiecznie ku chwale jego i jego stworzenia. Jakie musiało być jego bolesne
zdziwienie, kiedy zobaczył, że ludzie nie tylko, że przyjęli tę jego ofiarę,
nie tylko domagali się ukrzyżowania Syna Bożego, ale też utwierdzali potem
jeden drugiego w przekonaniu, że im się to od Boga należało, a ten ich
zbrodniczy czyn tak mu się spodobał, że odtąd to oni stali się bożymi
wybrańcami, godnymi najwyższych zaszczytów i przywilejów!.. Tak, pycha, głupota i obłuda człowieka nie ma granic!
A kimże ty jesteś człowieku, aby
przyjmować od swego Boga taką ofiarę i na dodatek szczycić się tym podłym i ohydnym morderstwem?!..Czy nie powinieneś raczej w pokorze podziękować za
tak hojny dar swemu Stwórcy za odebranie życia synowi ?.. Swoim marnym życiem
pełnym obłudy, podłości, głupoty i zadowolenia ze swej bezmyślności?! I za to właśnie i za wiarę w ten rytualny mord, ma należeć ci się wieczne życie?!..To
byłby największy absurd jaki można sobie wyobrazić!..Nie! To nie może być
tak!..To wszystko zostało postawiona na głowie przez ludzką głupotę, zakłamanie,
pychę!..
Nie wierzę, aby Bóg będący czystą miłością,
chciał zbawić człowieka poprzez wiarę w zadośćuczynienie okupione
morderstwem, przemocą i krwią!..Wierzę natomiast, iż jeśli już jakaś
wiara mogła go zbawić, to będzie to wiara w następującą prawdę:
Przed uczynieniem swego królestwa na
ziemi, Bóg poddał człowieka ostatecznej i rozstrzygającej próbie, podobnej
do tej, której był poddany patriarcha Abraham: zaproponował mu złożenia w ofierze odkupienia grzechów, swego własnego, jedynego syna. Człowiek kierując
się miłością do swego Boga, a także miłosierdziem winien odmówić przyjęcia
hojnej, wspaniałomyślnej ofiary od swego Boga i w pokorze podziękować mu za
nią. Jednym słowem, człowiek winien zrezygnować ze swego zbawienia za tak
niewspółmiernie wysoką cenę.
Wtedy — i tylko wtedy — zapanowałaby
wieczna zgoda pomiędzy Stwórcą, a jego stworzeniem, gdyż Bóg mając
najlepszy z możliwych dowodów na to, że człowiek jest już wart życia w bożym
królestwie na ziemi — uczyniłby je natychmiast i z ochotą, co właśnie
zapowiadał jego syn. Jednakże człowiek — zaślepiony pychą, głupotą i samouwielbieniem — przyjął tę bożą ofiarę, nie tylko wierząc, iż należała
mu się ona, ale i przekonując o tym innych — jakże często posługując się
przy tym siłą i gwałtem. Potem człowiek zrobił wszystko, aby kłamstwo i fałsz
wyglądały na prawdę: to Bóg tak umiłował człowieka, że poświęcił dlań
swego jedynego syna. Fałsz tego stwierdzenia wychodzi od razu na jaw, kiedy
zadamy sobie w tym miejscu pytanie:
A czymże ten człowiek zasłużył na
takie poświęcenie ze strony Boga, aby ten bardziej go miłował od własnego
syna?
Kiedy prześledzi się dokładnie historię
rodzaju ludzkiego, widać wyraźnie, iż nie ma w niej nic co mogłoby skłonić
Boga do tak szokującego działania, do tak wielkiego poświęcenia. Dosłownie
nic! Tak więc póki trwa ten stan rzeczy, to znaczy trwanie w fałszywej
wierze, człowiek żyje w stanie grzechu. Dopiero otwarcie oczu na tę prawdę
może go zbawić i otworzyć drogę do nastania królestwa bożego na ziemi.
Jest to zarazem odpowiedź na pytanie dlaczego ono dotąd nie zapanowało na
ziemi i dlaczego Bóg — jak wszystko na to wskazuje — odwrócił się od człowieka.
Więc jeśli powyższe rozważania miałyby
być prawdą — a fakt, iż mimo upływu dwóch tysięcy lat od tamtej chwili,
królestwa bożego jak nie było na ziemi, tak nie ma nadal — potwierdzałby to
przypuszczenie, jak powinien zachować się prawdziwy chrześcijanin kierujący się
prawdziwą miłością do swego Boga?..
Sądzę, iż pozostaje mu jedno:
Winien zrezygnować ze zbawienia
go, kosztem krwawej ofiary złożonej z Syna Bożego, zrezygnować z dążenia
do zapewnienia sobie nieśmiertelności za taką cenę. Tylko w taki sposób może
pokazać, iż naprawdę kocha Syna Bożego i że jest on mu taki bliski jak
jego własne dzieci. W przeciwnym wypadku będzie tkwił dalej w zakłamaniu i obłudzie mając złudną nadzieję, że jeszcze za to należy mu się
najwyższa nagroda od Stwórcy.
A więc pozwól Panie, iż ja pierwszy będę tym, który zrezygnuje z wiecznego życia po to, aby twój syn mógł
wreszcie zejść z tego okrutnego narzędzia męki i zamieszkać razem z tobą w niebie. Co do mnie, zadowolę się tymi 120
latami życia obiecanego przez Ciebie Panie, byleby rozum i zdrowie dopisywały
do końca moich dni. A szczęście i miłość potrafię znaleźć tu na ziemi,
nie oglądając się na życie po życiu.
Pomyślisz Panie, iż łatwo mi zrezygnować z wiecznego życia bo tak naprawdę nigdy w nie wierzyłem. Być może i tak,
ale w tym przypadku o mojej postawie decyduje zupełnie coś innego.
To nie brak wiary w możliwość uzyskania
przez człowieka nieśmiertelności zadecydował, ale moje wątpliwości, iż można
uzyskać właśnie dzięki wierze w ofiarę złożoną przez Boga ze swego syna — ludziom. Wydaje mi się, iż ta wiara to przejaw tak niewyobrażalnej wprost
pychy i samouwielbienia ze strony człowieka, że właśnie przez ten fakt nie
jest wiarygodna jako przejaw woli bożej ani bożego zamysłu względem człowieka.
Nie pragnę żadnego znaku od ciebie na potwierdzenie swej wiary. Najlepszym
znakiem, iż się nie myliłem będzie te120
lat życia..to mi wystarczy całkowicie. A więc gdziekolwiek jesteś i czymkolwiek jesteś, żegnaj Panie.. to znaczy chciałem powiedzieć — Amen."
Archanioł przestał czytać modlitwę i spojrzał przestraszony na Boga.
Przecież ten człowiek wyraźnie pozwolił
sobie na krytykę jego dzieła — pomyślała zbulwersowany w najwyższym stopniu.
Lecz Bóg nie zwrócił na to uwagi, albo
uznał, iż ważniejsze jest zrozumienie sensu ofiary jego syna, bo klasnął w ręce i zawołał:
— Oto prawdziwy chrześcijanin!.. Oto człowiek
! Widzisz Gabrielu, czyż nie mówiłem ci,
iż prawda ujrzy światło dzienne? Obojętnie ile kłamstw będzie ją przesłaniać, ona i tak przebije się przez nie i objawi światu! Czas odsłania prawdę.. — dodał sentencjonalnie i wzniósłszy ręce w górę powiedział:
— Błogosławieni ci, którzy ją potrafią
dostrzec pośród morza kłamstwa, fałszu i zakłamania!..Zaprawdę powiadam
ci Gabrielu, ich żywot będzie trwał na długo..o wiele dłużej niż się
tego spodziewasz. Chwała na wysokościach, bo na ziemi jeszcze długo będą
musieli na nią czekać..Ale niebawem i to się zmieni!
Następnie dotykając ramienia stojącego
przed nim archanioła Bóg rzekł:
— Idź Gabrielu i przekaż tę Dobrą Nowinę
innym aniołom, niech i oni się radują..Teraz chcę zostać sam.
A gdy archanioł wycofał się, kłaniając
przy wyjściu swemu stwórcy, Bóg oparł głowę na dłoni i zamyślił się
nad czymś głęboko. Siedział tak przez dłuższą chwilę, zapatrzony gdzieś w dal niewidzącym i jakby nieobecnym duchem. Potem westchnął ciężko i wstał
ze swego wspaniałego, alabastrowego tronu. Wielkie drzwi otworzyły się przed
nim same bezszelestnie, potem następne i jeszcze jedne, aż znalazł się w jedynym w swoim rodzaju miejscu nieba.
Na niewielkim wzgórzu stały trzy wysokie, poczerniałe krzyże. Dwa z nich były puste, lecz na środkowym wisiało umęczone ciało Syna Bożego,
wyprężone w przedśmiertelnej agonii. Pochylona głowa, a na niej korona
cierniowa, ręce i nogi przebite gwoździami do drzewca, bok przebity włócznią, z ran cieknąca krew. Ci, którzy przekonani byli, iż umarł tego samego dnia, w którym go ukrzyżowano — mylili się. Bóg nie może umrzeć — nie byłyby
wtedy Bogiem. On będzie dotąd na tym krzyżu, dopóki ludzie będą wierzyli,
iż on powinien być na nim.
Pociemniałe niebo wisiało nisko, ciężkie jak z ołowiu. Jego
sklepienie niemalże dotykało najwyższego krzyża, kłębiące się złowrogo
chmury zdawały się zapowiadać rychłą burzę z piorunami. Suche powietrze
przesycone było intensywną, trudną do określenia wonią. W dole wyschnięte
na popiół trawa i osty, pokryte odwiecznym pyłem. To miejsce wyglądało dokładnie
tak, jak tamto na ziemi, podczas owej pamiętnej chwili. Bóg kategorycznie
zabronił aniołom składać tu jakiekolwiek kwiaty i palić świece, choć
wiedział, że mają mu to za złe. Nie chciał, aby miejsce kaźni jego syna
uczyniono świątynią i miejscem kultu. Miało wszystko być tak, jak wtedy na
ziemi.
Stwórca wpierw długo przyglądał się temu przerażającemu w swej wymowie
widokowi, potem zaczął wolno wstępować na wzgórze,
zbliżając się do miejsca gdzie jego ukochany i jedyny syn. Ile razy przebywał
tę drogę przez te wszystkie lata, które upłynęły od tamtego czasu?..Na
pewno dużo razy..
Lecz ten raz jest wreszcie inny: będzie mógł powiedzieć swemu synowi,
iż to na co czekał tak długo, być może niedługo się spełni. Gdy Bóg stanął u stóp krzyża i z bliska spojrzał na cierpiącego w milczeniu syna, ogarnęła
go jak zwykle ta sama fala gwałtownych odczuć; przejmujący żal, iż wtedy
tak pochopnie zgodził się na to jego „uzupełnienie" tej próby, litość i ból spowodowane jego dobrowolnym cierpieniem, a także złość i rozżalenie
na człowieka, który był sprawcą i przyczyną tego wszystkiego.
Jednocześnie podziwiał swego syna za niezłomną
konsekwencję swej postawy.. i był z niego dumny.
Bóg dotknął czołem jego nóg i wzniósłszy wzrok w górę powiedział
cicho:
— Cierpliwości mój synu..jeszcze trochę
cierpliwości, niebawem nadejdzie czas, gdy człowiek wyzbywszy się swego
egoizmu i pychy, powodując się prawdziwą miłością do ciebie, pozwoli opuścić
ci to narzędzie kaźni, kiedy tylko dotrze do niego prawda, iż to w co dotąd
wierzył i co czynił jest przejawem samouwielbienia i egotyzmu, a nie miłości
do ciebie, pozwoli ci wreszcie zejść z krzyża i zamieszkać ze mną. Dopiero
wtedy razem stworzymy nasze królestwo na ziemi, bez apoteozy przemocy, bez celów,
które uświęcają nikczemne środki, bez nietolerancji dla odmiennie myślących,
bez cierpienia i bólu. To się stanie niebawem. Jeszcze trochę cierpliwości mój
synu..Początek już został zrobiony..Wiszący na krzyżu poruszył
spieczonymi, popękanymi wargami i z trudem wypowiedział parę cichych słów.
Bóg pokiwał wolno głową, a na jego obliczu pojawił się nikły uśmiech,
nazywany czasem „uśmiechem przez łzy". Pokonując opór ściśniętego
gardła, odparł:
— Wiem, że wytrzymasz, lecz twoje cierpienie
jest także moim.., czyżbyś o tym nie wiedział mój synu?..Lecz początek
już został zrobiony.. choć mogłem to przyśpieszyć w cudowny sposób, ale
ty nie chciałeś tego..cóż, szanuję twoją wolę..teraz to już nie potrwa
długo..wierz mi..
Nie mógł więcej mówić. Cóż zresztą
można powiedzieć w obliczu takiego bezprzykładnego poświęcenia i cierpienia?
Więc znów oparł czoło o jego stopy przebite gwoździem i trwali tak długo w milczeniu: ojciec i syn. Potem Bóg odwrócił się i zaczął schodzić w dół. W pewnym momencie jednak, zawrócił gwałtownie i wznosząc ręce w błagalnym
geście zawołał:
Synu mój!..jeśli masz już dość tego
powiedz tylko słowo!..jedno słowo, albo uczyń znak. Lecz wiszący na krzyżu z trudem uniósł głowę okrytą koroną cierniową i uczynił przeczący gest.
Spojrzał przy tym na swego Ojca w taki sposób, iż tamtemu opadły ręce i poczuł wstyd za krótką chwilę słabości. Westchnął tylko przejmująco,
odwrócił się i już bez słowa wyszedł z miejsca kaźni. Potem z obliczem ściągniętym grymasem bólu i goryczy, usiadł na swym
tronie i patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem, zamyślił się głęboko.
Długo jeszcze tak siedział, myślami będąc przy swym ukrzyżowanym
Synu, a potem z jego oblicza spłynęła jedna wielka łza, i poszybowała w kierunku ziemi.
Mijał czas, a Bóg siedział nieruchomo i czekał. Czekał, aż człowiek opamięta się i zrozumie jak bardzo pobłądził.
Tymczasem Ziemia wchodziła właśnie w Erę Wodnika, zwaną także -
Erą Rozumu. Być może coś z tego wyniknie więcej, niż tylko NEW AGE!...
1 2
« (Published: 25-10-2002 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2003 |
|