|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Czy religia jest zła? [1] Author of this text: Eric S. MacDonald
Translation: Monika Kasińska
Taki tytuł nosi
ostatni rozdział książki Alistera McGratha pt. Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie
Dawkinsa. Jest on ważny, ponieważ jasno pokazuje, dlaczego
McGrath nie poruszył kwestii innych religii w poprzednich rozdziałach.
Niemniej musiał tak postąpić, aby móc przeprowadzić jakikolwiek
racjonalny wywód. Fakt, że istnieje tak wiele religii, iż bez wątpienia
nigdy nie będzie wiadomo, ilu bogów czczono i dlaczego, stanowi mocny argument
przeciwko religii jako takiej, gdyż prowokuje do powstania dość nurtującego
pytania: nawet jeśli byłby taki byt lub byty jak Bóg (pisany wielką literą)
lub bogowie, to na jakiej podstawie można zakładać, że to właśnie ten bóg
lub bogowie, w których Ty wierzysz (i każdy z Was) są tymi
prawdziwymi?
Dla przykładu,
McGrath dość agresywnie sprzeciwia się opisywanemu przez Dawkinsa
starotestamentowemu bogu — bogu z żydowskiego zbioru ksiąg świętych:
Bóg Starego
Testamentu to chyba jeden z najmniej sympatycznych bohaterów literackich:
zawistny i dumny z tego, małostkowy i niesprawiedliwy typ, z manią na
punkcie kontrolowania innych; niezdolny do wybaczania, mściwy i żądny krwi
zwolennik czystek etnicznych; mizogin, homofob, dzieciobójca, ludobójca,
nieznośny megaloman, sadomasochista, kapryśny i złośliwy tyran. [Bóg
Urojony, 31]
Jedyne oskarżenie na
tej liście zarzutów, które można poddać w wątpliwość to takie, że Bóg
starotestamentowy jest sadomasochistą. Być może jest sadystą, lecz brak
jasnych przesłanek, jakoby bóg lubił odczuwać ból i cierpienie. Być może
poza faktem, iż stworzył świat wraz z ludźmi, więc musiał sobie zdawać
sprawę, gdy to czynił, że jego dzieło przyniesie mu jednak pewne cierpienie. W innym przypadku, uważam, że pozostałe zarzuty można udowodnić za pomocą
samego tekstu.
Tak jak wspomniałem,
McGrath stanowczo sprzeciwia się takiej charakterystyce starotestamentowego
boga, ponieważ — według niego — jest ona przykładem bardzo wybiórczego
wykorzystania tekstu i „ogólnego, powierzchownego obznajomienia z jej głównymi
tematami i ideami". (89) Poniżej przedstawiam, w jaki sposób McGrath
rozprawia się ze wstrętną stroną hebrajskiej Biblii:
Oczywiście, wielu współczesnych żydów oraz nieżydowskich
czytelników uzna liczne fragmenty Starego Testamentu za zagadkowe, może nawet
przerażające, z powodu kulturowego dystansu do dawno minionej ery. Z
historycznego punktu widzenia ważnym jest uznanie, że owe starożytne teksty
powstały wśród ludu walczącego o zachowanie swej grupowej czy narodowej tożsamości
w obliczu grożących mu ze wszystkich stron ataków i usiłującego odnaleźć
sens ludzkiej egzystencji w relacji do Boga, o którego naturze myślał w sposób
coraz bardziej dojrzały na przestrzeni tysiąca lat, kiedy rodził się — czy
to ustnie, czy w piśmie — materiał tworzący Biblię. (89-90)
Innymi słowy, gdybyśmy
postawili się na miejscu tych, których doświadczenia zostały przedstawione w tych tekstach, wszystko zyskałoby sens. Począwszy od ludobójczego
przekonania, że podczas wielkiej powodzi Bóg utopił wszelkie żyjące na
Ziemi istoty, aż po czystki etniczne Palestyny, gdzie przy różnych okazjach
Izraelici otrzymywali rozkazy od Boga, by zabijać mieszkańców, mężczyzn,
kobiety i dzieci. W zbiorowej masakrze nie oszczędzono nawet zwierząt
domowych, całe życie „poświęcono" w imię Pana.
Ponadto, McGrath
zaznacza, że musimy pamiętać o późniejszych spostrzeżeniach wielkich
proroków, którzy skierowali wewnętrzną krytykę na swoją własną religię i związane z nią praktyki, potępiając zachowania, które były niezgodne z zasadą sprawiedliwości i miłosierdzia. Autor pisze, że Dawkins
„ignoruje proroków oraz literaturę mądrości, wznoszącą na wyżyny
żydowską intuicję moralną". (90) Aczkolwiek Dawkins ignoruje coś
znacznie ważniejszego niż to. Według McGratha, Dawkins zapomina lub najwyraźniej
nie zdaje sobie sprawy, że „niezależne kryterium interpretacji owych
tekstów faktycznie istnieje — jest nim życie i nauczanie Jezusa z Nazaretu". (90) „Stary Testament", pisze, „odczytujemy i interpretujemy przez pryzmat chrystologiczny". (91)
A niech to! Było
blisko, prawda? Niemniej jednak, smutne to i prawdziwe, ale Żydzi nie mieli za
bardzo innego wyboru. Musieli czytać swoje księgi bez tego filtra i my także
musimy bez niego zrozumieć, że przemoc i zło religii są tam całkowicie obnażone.
Zło nie jest pomszczone — oczywiście wyjąwszy późniejszych proroków, którzy
skrytykowali serce religii Izraela — które, choć poddające się
autocenzurze, w dalszym ciągu nie było w stanie całkowicie zrehabilitować
religii. Tego mogłaby bowiem dokonać jedynie Boska interwencja poprzez Jezusa
Chrystusa.
W tym kontekście ważne
jest, aby zastanowić się nad tym, co MGrath pisze o tezie Dawkinsa, że Bóg
jest urojeniem. Według McGratha, Dawkins uważa, że:
Bóg jest urojeniem — „psychopatycznym zbrodniarzem" wymyślonym przez szalonych,
otumanionych ludzi. Takie jest przesłanie Boga Urojonego. [17]
Jeśli Dawkins
rzeczywiście sądzi, że wierzenia religijne są urojeniami, wpada w pewien kłopot
na stronie 5., gdy próbuje wyrazić to co ma na myśli, używając właśnie
tego terminu:
Słownik Microsoft
Word definiuje urojenie jako „fałszywe przekonanie, podtrzymywane nawet w obecności mocnych dowodów wskazujących na jego nieprawdziwość, zwłaszcza
jako symptom zaburzenia psychicznego". Pierwsza część idealnie
oddaje ideę wiary religijnej. [Bóg Urojony, 5, moje wpisy kursywą]
Dawkins nigdy nie
napisał, że żydzi są szalonymi, otumanionymi ludźmi. Niemniej jednak warto
zauważyć, że McGrath sam utrzymuje, iż lud Izraela, którego świętą księgą
jest w istocie chrześcijański Stary Testament, także nie był w stanie czytać
swojego pisma z pełnym zrozumieniem. Aby rzeczywiście móc zobaczyć, co ono tak
naprawdę znaczy, konieczny jest filtr chrześcijański i zdaje się, że
tylko on może pomóc pokonać okropności, jakie są tam opisane. Prorocy, którzy
rzucili przynajmniej blade światło krytyki na niektóre z najbrutalniejszych i najbardziej ksenofobicznych aspektów ksiąg żydowskich, nie byli w stanie
pokonać ciężaru zła, jakim obciążona jest większość Starego Testamentu.
Niemniej jednak według McGratha, oczywiście, całe zło można uzasadnić tym,
że Izrael w tym czasie podejmował walkę o zachowanie jedności grupy i tożsamości
narodowej. To oznacza, że wytłumaczeniem jest tutaj poczucie przynależności
plemiennej, lecz aby poznać prawdę o bogu tegoż plemienia, trzeba być chrześcijaninem.
Teologia
zastąpienia
jest trudna do wykorzenienia.
Nie ma żadnego
dowodu na wyjście z Egiptu ani podbój Ziemi Obiecanej. Są bardzo niewielkie
dowody, jeśli w ogóle jakiekolwiek, na istnienie królestwa Dawida, czy też
niemalże imperialistyczne rządy króla Salomona. Historie o podboju i ludobójstwie
są prawdopodobnie w dużej mierze jedynie legendami, ale niestety, przyczyniły
się do powstania tekstów o straszliwym bestialstwie, których celem było
podkreślenie tożsamości zbiorowej i zachęcenie ludu do lojalności wobec
grupy. Wszystko to powinno prowadzić do zakwestionowania tezy, którą McGrath
tak lekkomyślnie przyjmuje za pewnik, jakoby święte księgi odzwierciedlały
proces rozwoju (trwający przez tysiąclecia) zmierzający ku bardziej
osobistemu poznaniu Boga i większemu zaufaniu wobec Stwórcy.
Taki jest właśnie
problem z tymi świętymi księgami. Ponadto, nie można pominąć faktu, iż są
one czysto ludzkim wytworem, a mimo to uznawane za transcendentne i absolutne w taki sposób, w jaki nie są traktowane żadne inne teksty napisane przez człowieka.
Ustanawiają zatem podstawę granic moralności, które, co prawda, mogą się z czasem zmieniać. Co więcej, są uważane za wiarygodne i zawsze będą posiadały
siłę przyciągania, która utrudnia, a niekiedy wręcz uniemożliwia,
prawdziwe nauki moralne i postęp.
McGrath pisze, że
ten proces transcendentalizacji lub absolutyzacji „czynników rozgraniczających"
jest nieunikniony. „Gdyby zniknęła religia", pisze, „decydującymi
okazałyby się inne czynniki rozgraniczające, a z czasem niektóre z nich uległyby
transcendentalizacji." (83) Jednak dlaczego mielibyśmy w to wierzyć?
Dlaczego nie moglibyśmy się po prostu wyzwolić z miazmatów religii i zamienić
je na procesy etycznego rozumowania? Niemiecko-amerykański teolog Paul Tillich
uważał, że bałwochwalstwo to dokładnie proces polegający na
transcendentalizacji i absolutyzacji człowieka oraz jego możliwości. Jednocześnie
próbował dokonać głębszej analizy czystej transcendencji Chrystusa, choć
należy uznać ją za nieudaną. Jesteśmy skończonymi, przypadkowymi istotami.
Nie ma powodu, by sądzić, że faktycznie możemy dosięgnąć czegoś, co nie
posiada domieszki przypadkowości, a wierzenie, że tego sięgnęliśmy — czyli de
facto wiara religijna — to trwająca tragedia rasy ludzkiej, której — według
niektórych — można było uniknąć.
Czy to oznacza, że
religia jest zła? Tak. W nieuchronnie podejmowanym przez religię wysiłku
zmierzającym do odnalezienia stałego punktu w stale zmieniającym się i chaotycznym świecie, istoty ludzkie udają, że są w stanie dotrzeć do czegoś,
co istotnie przekracza ludzkość, czegoś, co nie jest jedynie wytworem człowieka,
czegoś absolutnego, co może rozwiązać wszelkie spory, złożyć naszą
fragmentaryczność w jedność i uzdrowić wszelkie rany. Niestety, w naszej
przestrzeni nie istnieje taki stały punkt, a wiara, że jest inaczej, pomimo
wielu tysięcy lat porażek, oznacza tylko tyle, że pomijamy i nie doceniamy
zdolności człowieka do poznawania tego, co jest najlepsze dla ludzkiego życia — dla naszego życia — i umiejętności zastosowania tej wiedzy w praktyce.
Religia nieustannie
ciągnie nas wstecz do rozwiązań z przeszłości, tak abyśmy pomimo tego co
uznajemy za prawdziwe, ciągle spłacali długi wobec dawno zmarłych przodków,
którzy wedle naszych wyobrażeń byli w pewien sposób bliżej esencji świata. W przeciwnym razie, dlaczego mielibyśmy przykładać wagę do tego co napisano
kiedyś i próbowali kształtować nasze życie zgodnie z wartościami i uprzedzeniami tychże przodków? Niemniej jednak owo przekonanie dalej zatruwa
źródło życia człowieka, którego podstawą nie są stare rozwiązania
problemów, lecz ludzka zdolność do poznawania i rozumienia otaczającego nas
świata. A to, że nasza wiedza przerasta wiedzę naszych przodków, choćby
nawet znakomitych, jasno wynika z sukcesów naukowych dróg poznania. Nie
oznacza to bynajmniej, że cała wiedza jest naukowa, ale że obecne
poszukiwanie rozwiązań bieżących problemów jest o wiele bardziej rzetelne
niż pokładanie wiary w opinie i wierzenia ludzi, którzy żyli i zmarli tak
dawno temu. Jak pisze Paul Bloom w Dzieciątku Kartezjusza:
1 2 Dalej..
« (Published: 08-08-2011 )
Eric S. MacDonald Były pastor anglikański. Jego żona po długiej chorobie, w 2007 roku zdecydowała się na eutanazję, w czym Eric McDonald ją popierał i jej pomagał. Po jej śmierci porzucił kapłaństwo i porzucił religię. Mieszka w Kanadzie. Od grudnia 2010 roku prowadzi niesłychanie ciekawy blog, Choice in Dying, poświęcony głównie eutanazji. Private site
Number of texts in service: 71 Show other texts of this author Newest author's article: Spojrzenie na Mahometa w konkretnym kontekście | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2108 |
|