|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Catholicism » Beliefs and doctrine » Saints
Andrzej Bobola czyli ekumeniczna schizofrenia Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
26 maja 2002 r. w bułgarskiej Płowdiwie
papież błogosławił kolejnych trzech męczenników komunistycznego dyktatu.
Oprawa uroczystości miała charakter ekumeniczny. Jan Paweł II mówił: "Najbardziej
przekonujący jest ekumenizm świętych męczenników (...) Męczeństwo świętych
miało niewątpliwie charakter i wymowę ekumeniczną". Z drugiej jednak
strony, dla zachowania właściwej równowagi w ekumenicznym dialogu,
podejmowane są kroki i gesty całkowicie temu przeciwne. Warto przypomnieć
manifestacyjne ustanowienie katolickich diecezji w Rosji, które niezwykle
poirytowały prawosławną hierarchię. Z jednej strony wyciągają rękę, z drugiej — leją po twarzy. Prawosławni się złoszczą, a Watykan znów może
głosić, że oni chcą dobrze, tylko tamci mają złą wolę. Do tych niedwuznacznych 'ekumenicznie'
gestów należy z pewnością ustanowienie kolejnego polskiego patrona. Św.
Andrzej Bobola jest kolejnym świętym sprawującym nad naszym chrześcijańskim
przedmurzem łaskawy patronat. Jest tych patronów całkiem sporo. W serwisie KAI ktoś słusznie zauważył, że Polska ma się źle, skoro ma nad
sobą tylu patronów… A do patronów to wyjątkowo szczęścia nie mamy, by
wspomnieć o św. Stanisławie, patronie głównym, który przez Galla Anonima
określony został mianem zdrajcy.
Andrzej Bobla uzyskał status tzw. patrona
drugorzędnego. Co może zastanawiać w obliczu doniesień katolickiej agencji z grudnia 2001 r.: "Stolica Apostolska zamierza ogłosić w 2002 r. św.
Andrzeja Bobolę głównym patronem Polski." W międzyczasie widać nastąpiły
zmiany planów, może jakieś wątpliwości, i ostatecznie Bobola jest tzw.
patronem drugorzędnym.
Okoliczności wydarzeń
Jak się powiada o męczeństwie świętego,
miał on zostać pochwyconym podstępnie przez zagon kozacki w czasie głoszenia
ewangelii w roku Pańskim 1657. Po tym jak odmówił wyrzeczenia się Chrystusa,
okrutnie go storturowano i z bezprzykładnym wprost okrucieństwem -
zamordowano.
Jeśli nimb świętości miałby jaśnieć
mocnym światłem, warto byłoby na tym przestać. Niestety — nie możemy.
Warto poznać kontekst tych wydarzeń oraz coś więcej o nich samych.
W roku 1596 w polskim katolicyzmie zapoczątkowano
proces wcielenia doń prawosławnych, zamieszkałych na terenach
Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Była to tzw. unia brzeska, która poprzez
stworzenie nowego obrządku greckokatolickiego, dążyła do podporządkowania
prawosławnych papieżowi. Od tego czasu rozpoczęła się walka między tzw.
unitami oraz dyzunitami. Rozpoczęła się otwarta rywalizacja i walka
katolickiej Polski i prawosławnej Moskwy o prawosławnych Rusinów. Jak wiadomo w okresie działalności Boboli na tamtych terenach konflikt ten był szczególnie
intensywny.
Sylwetka Andrzeja Boboli
A jaki był sam święty? Z tego co nam
donoszą jego hagiografie wnioskujemy, że był prawdziwym i potężnym pogromcą
prawosławnych herezji. Pisze się, iż całe wioski zdobywał dla katolicyzmu.
KAI pisze, że "sporo uwagi poświęcał prawosławnym." O tak! Niewątpliwie
sporo. Za jego działalność na terenach Polesia gdzie tępił prawosławie
(katolicki serwis Mateusz pisze, iż "nawracał prawosławnych" -
podczas kiedy tam nie było co nawracać, gdyż również Chrystusa czcili,
tylko pod innym kierownictwem) i szerzył unicką propagandę (z ewangelią
niewiele miało to wspólnego), nazywano go "łowcą dusz", jak
pisze Pius XII: "zarówno wierni, jak i schizmatycy nadali mu
charakterystyczną nazwę, "duszochwata"". Powiada się też, że
"odznaczał się ponoć pewnymi wybujałościami temperamentu" (Z.
Mikołejko), a co za tym idzie — gorliwością w prozelityzmie. Godną miana
jezuity, gdyż do tej konfraterni św. Andrzej przynależał.
Jak zginął
Nietrudno więc połączyć te fakty w jeden spójny obraz — Andrzej Bobola nie zginął za "gorliwe głoszenie
Ewangelii", ani tym bardziej za szerzenie "prawdziwej Miłości" (abp
Michalik). Zginął jako jezuicki szermierz kościelny, dążący do osłabienia
wpływów prawosławnych. Nie był "wrażliwym synem swoich czasów" (Michalik),
lecz katolickim rycerzem wiary, dla prawosławnych symbolem "katolickiej
perfidii". Nie jest prawdą, że "Modlił się o jedność" (Michalik),
lecz dążył do rozbicia prawosławia, zdobywał dusze dla papieża i dla Kościoła.
Za to zginął, bo tak się złożyło. Na
terenach na których działał przewagę zdobyli prawosławni, podjęto więc się
odwetu za katolicki prozelityzm, w środkach wcale nie nadzwyczajnych, ale
typowych dla tamtej epoki.
Z cała pewnością męczennikiem zostać
nie pragnął. Kiedy się dowiedział, że zbliżają się Kozacy, podjął się
gorliwego odwrotu. Całkiem racjonalnie. Umknął do Janowa, 30 kilometrów od
Pińska. Stamtąd wynajętym wozem zamierzał ewakuować się jak najdalej.
Niestety pod wsią Moglino został przydybany, bo prawosławna przewrotność
wydała go na pastwę kozackiej czerni (został zdradzony przez — oczywiście — prawosławnego pachołka).
Zginął z rąk prawosławnych Kozaków na
usługach Moskwy.
Skomponowano mu niezwykle bogatą opowieść o męce i o torturach, które zadano świętemu. Wszystko trąci typowo
hagiograficznym nieprawdopodobieństwem: "Uradowani Kozacy zdarli najpierw
ze Świętego suknię kapłańską i na pół obnażonego zaprowadzili go pod płot.
Przywiązanego do słupa zaczęli bić nahajami. (...) Namowami i groźbami
starali się zmusić o. Andrzeja, by się wyparł wiary katolickiej. Kiedy ten
stanowczo odmówił, oprawcy ucięli gałęzie wierzbowe, upletli z nich koronę
na wzór Chrystusowej i włożyli ją na głowę kapłana, ściskając ją coraz
mocniej, tak jednak, by nie pękła czaszka. Potem zaczęto Świętego
policzkować, aż wybito mu zęby. Wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej
części jego ręki. Po tych mękach Kozacy odwiązali od płotu ofiarę, okręcili
go sznurem, który przywiązali do koni i popędzając zwierzęta wlekli kapłana
po drodze, kłując go lancami." W tym stanie święty miał nadal nawoływać
Kozaków do nawrócenia, ci jednak okazali się zatwardziali. "Zawleczono
Świętego do pobliskiej, miejskiej rzeźni, rozłożono go na stole i zaczęto
palić jego ciało ogniem. Oprawcy następnie wycięli kapłanowi tonsurę na głowie
do kości, na plecach wycięli mu skórę w formie ornatu. Rany posypywali
sieczką. Potem odcięto mu nos i wargi, wykłuto jedno oko. Kiedy zaś z bólu
stale wzywał imienia Jezusa, w karku zrobiono otwór nożem i wycięto mu język.
Wreszcie Męczennika powieszono nogami do góry i uderzeniem szabli zakończono
jego katusze."
Jakkolwiek jest to jedynie śmierć, która
zgotowali Boboli jego pobożni piewcy na kartach świętych ksiąg (nie są
zgodni w tych 'relacjach', niektórzy podają inne wersje, np. że zginął w błocie), gdzie można sobie pozwolić nie tylko na Kozaków zaplatających
korony cierniowe, ale i na Kozaków ze smykałką chirurgiczno-symboliczną. Można
sobie pozwolić również na wiele więcej. Na tyle ile sił starczy fantazji.
Z pewnością Bobola zginął z kozackich rąk,
nie ma też potrzeby wątpić, że zginął śmiercią okrutną. Choć nie tak
wyszukanie i przesadnie, jednak był zapewne przez Kozaków męczony. Czy to
jednak wystarczająca legitymacja świętości? Czy któryś z czytelników
Sienkiewicza litował się tak samo nad męczonymi przez pobożnego Jeremę Wiśniowieckiego
Kozakami wbijanymi na pal i dławiącymi się własnymi wnętrznościami? Śmiem
wątpić. A czy gdyby dzisiaj fanatycy przeciwnej wiary umęczyli okrutnie szefa
fanatycznej rozgłośni katolickiej, czy byłby to powód, aby jego czcić?
Oczywiście nie, powody są inne, z polityką
więcej mające wspólnego niż z religią.
Święty jako instrument kościelnej polityki
Taki piękny przykład męczeństwa nie mógł
się wymknąć jezuickiej braci. Czyniono więc starania o rozpowszechnienie
kultu Boboli. Przez długie lata władze kościelne nie wykazywały jednak
zainteresowania dla tego jezuickiego bohatera. Na domiar złego starania te
pokrzyżowała kasata zakonu jezuitów w 1773 r. Na szczęście dzięki
...prawosławnej Rosji uchowała się ich placówka w Połocku (Rosja jako
jedyne państwo odmówiła likwidacji jezuitów, kierując się specyficznymi
celami politycznymi), dzięki czemu mógł tam kwitnąć kult Boboli (jego trumnę
przewieziono tam w 1808). Tam właśnie zaczął się rodzić nowy Bobola -
instrument papieskiej polityki.
Pierwszym etapem uświęcenia była
beatyfikacja dokonana przez Piusa IX w 1853 r. Oczywiście jako gest o odpowiedniej wymowie politycznej, jak pisze Zygmunt Zieliński: "Pius IX
czynił więc wówczas raczej gesty niemile widziane w Petersburgu. Należą tu
m.in. manifestacyjna beatyfikacja Andrzeja Boboli..." (Poznań 1986).
Po rewolucji bolszewickiej umieszczono
Bobolę w ...moskiewskim muzeum ateizmu. Jednak Lenin, który "skłaniał
się pod koniec życia do spokojniejszego traktowania spraw [religii]",
kierowany niewątpliwie ręką boską, w roku 1923 ...podarował resztki Boboli
Watykanowi, jako "prezent dla papieża". Z zastrzeżeniem jednak, że
nie mogą one być przekazane Polsce. Oczywiście papież je Polsce przekazał,
bo jakżeby inaczej. W roku 1938, w okresie papieskich encyklik
antybolszewickich, Bobola powtórnie został wykorzystany jako polityczne narzędzie i instrument manifestacji. Z pełnym ceremoniałem ogłoszono go świętym. Po
tym z wielką pompą przetransportowano go do Polski, niemal całego (w Rzymie, "dla
zaspokojenia czyichś dewocyjnych potrzeb", obcięto mu całą rękę — od
dłoni po pachę — wkładając tam odpowiedni drut). Jak pisze Stehle: "po
trwającej jedenaście dni i przerywanej coraz to nowymi uroczystościami
procesji kolejowej przez Włochy, Słowenię i Węgry, przybywa do Polski i jest
przedmiotem wspólnej, kościelno-państwowej demonstracji. (...) Jej
antyrosyjskich akcentów nie sposób przeoczyć choćby z tego względu, iż równocześnie z uroczystościami ku czci spornego misjonarza Rosji zaczyna się toczyć fala
ataków na prawosławnych w Polsce. W oparciu o watykańsko-polską umowę z 20
czerwca 1938 r. (o zwrocie zabranej w czasach carskich katolickiej własności
kościelnej) tylko w lipcu i sierpniu 1938 [powitanie huczne Boboli w Polsce
odbyło się w czerwcu 1938 — przyp.] w rejonie Chełma spalono 138 cerkwi
prawosławnych."
Tak więc nie sposób przeoczyć
rzeczywisty podtekst kultu Boboli, co w obliczu gestów ekumenicznych czyni ich
kontekst dość dwuznacznym.
Jeszcze później korzystano również z tego symbolu-narzędzia papieskiej polityki. Pisze dalej Stehle: "w dniu
audiencji [14 maja 1957] dla Wyszyńskiego Pius XII ogłosił bardzo
przemyślaną encyklikę. Poświęcona była (...) Andrzejowi Boboli. 300
rocznica śmierci zabitego przez prawosławnych Kozaków polskiego misjonarza w Rosji (relikwie Lenin przekazał papieżowi pod pewnym warunkiem, którego Rzym
nie dotrzymał) skłoniła papieża do ponownego przypomnienia Polsce jej roli
'przedmurza chrześcijaństwa'" Encyklika ta (Invicti athletae Christi)
to jedyny taki papieski dokument poświęcony w całości jednemu świętemu.
Nawoływał w niej papież, "by każdy wedle swojego stanu i zawodu mógł
obrać za przedmiot naśladowania" Andrzeja Bobolę, jako tego, który się
podjął, kiedy było trzeba, walki z nawałą ze wschodu: "A że we
wschodnich zwłaszcza częściach kraju zagrażało wierze wielkie niebezpieczeństwo
od odszczepieńców, którzy usiłowali na wszelki sposób oderwać wiernych od
jedności Kościoła i swoimi błędami ich zarazić, na rozkaz swoich przełożonych
udał się Andrzej w te właśnie strony i tam po miastach, miasteczkach i wioskach już to przez kazania, już tu przez prywatne rozmowy, a zwłaszcza,
przez urok swej świętości i przez płomienny zapał apostolski zachwianą u wielu katolików wiarę od błędnych naleciałości oczyścił, na mocnych
podstawach oparł i na powrót doprowadził do jedynej Chrystusowej owczarni."
Wezwał też do tego samego w obliczu współczesnych zagrożeń: "Dziś,
co jest dla Nas powodem wielkiego bólu, w niejednym kraju wiara katolicka już
to omdlewa i podupada, już to prawie zupełnie wygasa. Nauka Ewangelii niemałej
liczbie ludzi jest nieznana, u innych zaś, co gorsza, spotyka się z zupełnym
odrzuceniem pod pozorem, że jest całkowicie obca tym, którzy idąc z postępem
czasu, urabiają sobie przekonanie, że na ziemi bez Boga, tj. przez własny
rozum i przez własne siły wszystko, czym żyją i przez co działają, posiąść
mogą, swoją mocą podbijając pod swoją wolę i władzę, dla pożytku i rozwoju ludzkości, wszystkie pierwiastki i żywioły tej ziemi."
W roku 1988 z okazji 50. rocznicy
kanonizacji przedsięwzięto świętego przebrać w nowe suknie (stare
adaptowano na relikwie). Czymś znamiennym jest, że profesor, który miał z tej okazji wygłosić stosowną mowę, otrzymał w przeddzień telefon: "zaniepokojony
dygnitarz z ówczesnej ambasady sowieckiej dopytywał się, o czym będzie mowa, i prosił o nieatakowanie prawosławia" (Mikołejko). Wówczas to przy
okazji postanowiono pozbawić szczątki żebra, które wyjęto i po rozpiłowaniu
na pięćdziesiąt kawałków obdarowano nimi nowo powstające kościoły, dla
których koniunktura właśnie miała się rozpocząć.
Jak widzimy, wymowa kultu jest
jednoznaczna. Ale czy i dziś służyć będzie tym samym celom? Z całą pewnością
nada się do wielu spraw. Jedni, tak jak uczestnicy procesji bobolińskiej w Polsce będą krzyczeć: "Święty Andrzeju Bobola, patronie Polski, przed
masońską unią europejską — broń nas!"; inni zaś, jak choćby abp
Michalik (na mszy poświęconej Boboli, mówiąc o jego działalności przywoływał
zarazem 'prześladowanie' polskich biskupów w Rosji, casus Mazura), uczynią
zeń ostrze skierowane na wschód… A wszystko w obronie polskiego zaścianka
katolicko-ksenofobicznego.
Posłowie
W Płowdiwie Papież mówił: "Chyba
najbardziej przekonujący jest ten ekumenizm męczenników communio sanctorum,
który mówi głośniej aniżeli podziały." Dlaczego więc Watykan przydał
nam takiego patrona? Patrona całkowicie antyekumenicznego i antyprawosławnego.
Cóż znaczą te gesty i słowa...? Albo jest to specyficzny objaw katolickiej
schizofrenii, albo — obłudy...
« Saints (Published: 27-01-2003 Last change: 14-01-2004)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2216 |
|