Reading room »
Zbawiciel [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Pewnego razu archanioł Gabriel wpada do nieba jak bomba i potrącając po drodze zdziwionych aniołów, pędzi pośpiesznie do miejsca,
gdzie na alabastrowym tronie siedzi zamyślony Syn Boży. Pada mu do nóg w wiernopoddańczym powitaniu, a potem mówi przerywanym od nadmiernej emocji głosem: — „Panie!… na ziemi dzieje się coś dziwnego!… Twój
Ojciec — a mój Bóg — zachowuje się dość…" — Przez chwilę szuka właściwego
słowa. — „Zastanawiająco… i to na tyle, iż uznałem, że powinieneś o tym wiedzieć, Panie!" — kończy na przydechu swą chaotyczną wypowiedź.
Syn Boży przygląda mu się z uwagą, następnie pyta
spokojnym tonem — „A cóż takiego cię zdziwiło w zachowaniu mego
Ojca?… możesz mi to jaśniej wytłumaczyć, Gabrielu?"
Archanioł kiwa głową, robi jeszcze dwa głębokie wdechy i zaczyna mówić:
— „Otóż kiedy w końcu ubiegłego tygodnia opuszczałeś
Panie ziemię, sytuacja była następująca: został stworzony nowy świat a na
nim wszelkie rośliny i zwierzęta zamieszkujące go. Na samym końcu para istot
rozumnych — ludzi…"
— „A Bóg widząc, że wszystko co dotąd stworzył było
bardzo dobre, pobłogosławił swemu dziełu i udał się na zasłużony
odpoczynek." — wpadł mu w słowo Syn Boży. Uśmiechając się
nieznacznie, powiedział: — „Po co mi to mówisz Gabrielu?… czyż nie byłem
razem z Ojcem podczas stwarzania ziemi i wszystkiego co na niej istnieje?" — archanioł zamachał gwałtownie rękoma i rzekł z przejęciem:
— „Ale później!… Później dopiero zaczęły dziać
się dziwne rzeczy!… Ty Panie zostałeś w niebie, a twój Ojciec po dniu
odpoczynku powrócił na ziemię… i właśnie wtedy spotkał się z Szatanem i o czymś długo rozmawiali…"
Na dźwięk tego imienia Syn Boży ściągnął brwi, a przez jego oblicze przesunął się jakby cień jakiś. Pochylił się ku
archaniołowi i rzekł z wyraźną niecierpliwością:
— „Opowiadaj!… Tylko jasno i wyraźnie!… Co widziałeś i słyszałeś?" — Jego wzrok skupiony był na ustach archanioła, a mina świadczyła o najwyższym zainteresowaniu. Ten przez chwilę milczał, jakby zastanawiając
się od czego zacząć, a potem zaczął opowiadać, pomagając sobie czasem
jakimś gestem:
— „Słyszeć, to za wiele nie słyszałem z ich
rozmowy,… bo bałem się podchodzić bliżej… widziałem tylko z daleka, iż
rozmawiali o czymś długo. Szatan przekonywał do czegoś twego Ojca, to było
wyraźnie widać po jego minie i gestach… a potem twój Ojciec, Panie jakby
zdecydował się na coś...wstał… i zaczął sadzić ogród…"
— „Ogród?" — spytał Syn Boży z niedowierzaniem.
— „Tak Panie… ogród!" — potwierdził archanioł
skinieniem głowy, a jego mina mówiła:
— „Ale to jeszcze nie wszystko…"
Przełknął głośno ślinę, a potem rozglądając się
na boki jakby chciał się upewnić, czy nikt inny ich nie słyszy, powiedział
ciszej:
— „A potem z prochu ziemi ulepił człowieka… mężczyznę…"
Syn Boży, aż uniósł się ze swego tronu. Jego mina świadczyła o niebotycznym zdumieniu.
— „Co takiego?! … czy jesteś pewien Gabrielu?" — Ten położył rękę na piersi, zarzekając się:
— „Jak tu stoję, Panie!… Sam widziałem!… A ponieważ działo się to wszystko w tym ogrodzie, mogłem niepostrzeżenie
podejść już bliżej."
— „Ale z prochu ziemi?!… i jak mówisz, mężczyznę?...
Po co?… Przecież ludzie już zostali wcześniej stworzeni!… Może to była
jakaś inna kreatura boża?"
— "Ależ skąd! … Wykapany człowiek! … wyglądem
niczym nie różnił się od tych pierwszych!… Możesz mi Panie wierzyć! … A poza tym, gdyby tak miało być jak mówisz,… to dlaczego Bóg dał mu ten zakaz
w ludzkim języku?"
Syn Boży poruszył się niespokojnie. — „Jaki
zakaz?… Mówże jaśniej!"
— „No, przecież mówię!… kiedy twój Ojciec, Panie
umieścił tego mężczyznę w tym ogrodzie, aby go uprawiał i doglądał, dał
mu taki rozkaz, cytuję:…" — Tu archanioł przymknął oczy i ze skupioną
miną wyrecytował:
— „Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać
według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo
gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz."
Syn Boży wpatrywał się w niego z miną wyrażającą
najwyższe zdumienie, przemieszane z powątpiewaniem:
— „Co takiego?" — spytał z niedowierzaniem. -
„Czy, aby nie przesłyszałeś się, Gabrielu?"
— „Nie Panie!… Zapamiętałem to dokładnie, bo mnie
to też bardzo zdziwiło i zaintrygowało… Powtórzyłem ci ten zakaz słowo w słowo.." — Syn Boży zastanawiał się nad czymś przez dłuższą chwilę,
mrucząc pod nosem:
— „Po co ten dziwny zakaz… Dlaczego człowiek nie
miałby wiedzieć czym jest dobro i zło?… Co to za drzewo w ogóle?...
Nie?… To chyba jakieś przewidzenie, bo cóż innego?"
Tymczasem archanioł przestępował niecierpliwie z nogi na
nogę, w końcu nie wytrzymał i rzekł zagadkowym tonem:
— „Ale to jeszcze nie wszystko, Panie.…"
Syn Boży spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby chciał
powiedzieć: — „No więc na co jeszcze czekasz?"
Więc archanioł zbliżył się bardziej ku niemu i drżącym z emocji głosem, powiedział:
— "Potem Twój Ojciec, Panie — a mój Bóg, powiedział:
— "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię
mu zatem odpowiednią dla niego pomoc… " — przerwał dla większego
efektu, a potem dodaj jednym tchem:
— „A później Stwórca uśpił mężczyznę, wyjął z jego boku żebro, miejsce po nim zastąpił ciałem,… a z tego żebra
zbudował: niewiastę!"
Syn Boży, aż odchylił się do tyłu na swym alabastrowym
tronie. Nie panując nad sobą, zawołał impulsywnie:
— „Co takiego?!… niewiastę z żebra?!… nie wierzę!...po
prostu nie wierzę!" — Po jego poprzednim spokoju nie pozostał nawet
najmniejszy ślad.
— „Ależ tak Panie!… zaręczam ci, że tak było!" — zapewniaj go archanioł, bijąc się w piersi.
— „Co tam się wyrabia do wszystkich diabłów?!...
jakieś dziwne sposoby stwarzania?!.. jakieś nie mniej dziwne drzewa?!.. jakieś
głupie i niezrozumiale zakazy?!.. co to wszystko ma znaczyć?!" — zawołał
Syn Boży, wstając gwaltownie i przechodząc obok archanioła, rzucił przez
ramię, władczym tonem:
— „Lecimy na ziemię Gabrielu… Natychmiast!"
I tak też się stało. Bez zbytniej zwłoki wyruszyli obaj
na ziemię, kierując się niezawodnym instynktem, a dokładnie biorąc -
nadprzyrodzoną mocą. Sam lot nie trwał długo /nie był to lot w ścisłym
tego słowa znaczeniu, a raczej przenikanie przestrzeni/. Przybyli akurat w momencie, kiedy Bóg wyganiał ludzi z raju. Stali przed nim drżąc i tuląc się
do siebie, a on wyniosły i groźny grzmiał na nich gromkim głosem, aż
wszystko co było żywe w ogrodzie, zamilkło ze strachu.
W pewnym oddaleniu od nich stal Szatan przyglądał się
tej scenie z zagadkową miną i dziwnym uśmieszkiem na swym anielskim obliczu.
Syn Boży ogarnął ten widok jednym spojrzeniem i jakieś dziwne podejrzenie
przyszło mu na myśl. Ale zaraz je odrzucił nim na dobre nie zagościło w jego umyśle.
Podszedł energicznym krokiem do swego Ojca i nie witając
się nawet, spytał:
— „Co tu się dzieje, Ojcze?… O co tu chodzi?"
Ten odwrócił się, a widząc przed sobą swego Syna,
jakby speszył się nieco. Ale zaraz szeroki uśmiech wypłynął na jego
oblicze.
— „Ty tutaj, mój Synu?" — spytał, starając się
ukryć zakłopotanie. — „Nie jesteś w niebie?" — dodał bez sensu, bo
na pierwszy rzut oka widać było, że jego Syn jest na ziemi.
— „Co tu się dzieje, Ojcze?… Możesz mi to wyjaśnić?" — powtórzył pytanie Syn Boży, nie spuszczając uważnego spojrzenia z oblicza
Stwórcy. Ten wykonał niedbały gest ręką w kierunku ludzi i rzekł:
— „Oto człowiek stał się taki jak my: zna dobro i zło.
Niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki aby zerwać owoc także z drzewa
życia, zjeść go i żyć na wieki…" — wyjaśnił enigmatycznie, a potem zwrócił się do ludzi:
— „Zabierajcie się stąd już!… I nie pokazujcie mi
się więcej na oczy!" — odwrócił się do nich tyłem i ujmując pod ramię
swego Syna, dodał:
— „Chodź mój Synu… porozmawiamy na osobności." — Lecz ten delikatnie, ale stanowczo wyswobodził swe ramię z jego uścisku i patrząc mu prosto w oczy, powiedział:
— „Porozmawiajmy tutaj, Ojcze!"
— „Oszalałeś?!… przy ludziach?!" -
zaprotestował gwałtownie Stwórca. — „Nie ma mowy!"
Syn Boży przez chwilę przyglądał mu się z uwagą i zastanawiał nad czymś. A potem wolno skinął głową i powiedział:
— „Dobrze Ojcze… Porozmawiajmy na osobności… ale
ludzie niech się stąd nie oddalają, póki nie skończymy rozmowy."
Stwórca przez chwilę wahał się, a na jego obliczu
pojawia się grymas niezadowolenia. Lecz w końcu machnął ręką i mrucząc coś
gniewnie pod nosem, odwrócił się i począł iść przed siebie.
Syn Boży uśmiechnął się do siebie, potem zbliżył do
ludzi i powiedział ciepłym tonem
— „Pozostańcie tu aż do mego powrotu, … a potem
zobaczymy…" — Położył im dłonie na głowach, dodając tym gestem
otuchy, bo żal mu się zrobiło tych biednych i bezbronnych istot, drżących
teraz ze strachu. Nie wiedział jeszcze, czego się dopuścili, narażając się
na gniew Stwórcy, ale miał zamiar to wyjaśnić.
A oni patrzyli na niego z nadzieją i oddaniem, lecz w ich
oczach była przede wszystkim rozpacz i nieokreślony lęk:
Syn Boży czując jak litość ściska go za gardło, przełknął z trudnością ślinę, odchrząknął i dodał:
— „Nie martwcie się!… wszystko będzie
dobrze!" — potem uniósł głowę, a jego spojrzenie nabrało dziwnej
twardości. Poszukał wzrokiem Szatana, lecz ten opuścił chyłkiem ich
towarzystwo, nie wiadomo nawet w której chwili. Zwrócił się więc do
archanioła Gabriela, nakazując mu spojrzeniem i gestem, aby przypilnował
ludzi, a sam skierował się w stronę dokąd poszedł Stwórca.
Bóg — Ojciec czekał na niego z chmurną miną, jakby
niezbyt zadowolony faktem, iż Syn śmie ingerować w jego dzieło.
Ale ten nie zważając na jego odpychającą minę, spytał
bez ogródek:
— „Cóż takiego się wydarzyło, Ojcze?… Czym sobie
zawiniły te nieszczęsne istoty, iż ukarałeś je tak surowo i bezlitośnie?...
Czy możesz mi o tym opowiedzieć?" — przyglądał się Ojcu swym jasnym,
rozbrajającym spojrzeniem, aż ten odwrócił w bok głowę i odparł
opryskliwie
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 18-05-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 237 |