Reading room »
Zbawiciel [2] Author of this text: Lucjan Ferus
— „A co cię tak nagle zaczęli interesować
ludzie?!… Nie masz większych zmartwień?!"
— „W tej chwili, nie!" — odparł poważnie Syn Boży i kładąc rękę na dłoni Ojca, dodał wyjaśniająco
— „A dlatego się interesuję, iż sam mi przecież mówiłeś,
że ten świat oddasz mi kiedyś we władanie… Pamiętasz Ojcze?" Bóg spojrzał na niego z taką miną, jakby chciał rzec:
— „Pewno, że pamiętam!… Sklerozy jeszcze nie
mam!… Ale co to ma do rzeczy?!"
Syn Boży zrozumiawszy to spojrzenie doskonale, wyjaśnił
— „Po prostu nie chcę w przyszłości mieć problemów,
wynikłych z jakiegoś niedopatrzenia, albo błędu popełnionego na początku
drogi rozwoju rodzaju ludzkiego, chyba rozumiesz mnie Ojcze, prawda ?"
Stwórca przez chwilę przyglądał mu się z nieodgadnioną
miną, a potem jego oblicze rozpogodziło się i poklepując go po plecach,
powiedział
— „Oczywiście, że rozumiem cię!… I co więcej
powiem ci, iż to co teraz robię, czynione jest z myślą o przyszłości… i o tobie właśnie! Tak mój Synu!" — dodał z naciskiem: — „Właśnie o Tobie!"
Syn Boży pochylił głowę na bok, a jego spojrzenie zdawało
się mówić
„To interesujące, co mówisz Ojcze… choć mam pewne
wątpliwości…". Na głos zaś powiedział:
— „A konkretnie?… Czy możemy w końcu przejść no
konkretów, Ojcze?… Powiedz mi, po co stworzyłeś — o ile to można nazwać
stwarzaniem tę drugą parę ludzi?… Czy ci pierwsi byli niedobrzy?… Czy może
czegoś im brakowało?"
— „Niedobrzy?!" — Stwórca prychnął, urażony
tym pytaniem.
— „Oni byli doskonali, mój Synu!" — podkreślił z naciskiem, aby nie było żadnych wątpliwości.
— „No więc po co ta druga para ludzi?… jeśli jest
tak jak mówisz… a co się stało z tymi pierwszymi, Ojcze?" — spytał
Syn Boży, tknięty jakimś nagłym podejrzeniem. Stwórca uczynił uspokajający
gest, mówiąc — „Nie… nie!… nie musisz się o nich martwić!… Nic im
się nie stało… Tyle, że oni i tak nie odegrają żadnej roli w mych planach
opatrznościowych!… Nie są tak płodni jak ci następni i ich rodzaj zaniknie z czasem w naturalny sposób." — Bóg mówiąc to machnął ręką, jakby
nie było o czym mówić. Potem dodał z błyskiem w oku:
— „Ale za to ci następni… ci, których dzisiaj
ukarałem wygonieniem z raju,… oni dopiero będą tym tworzywem, z którego
obaj uczynimy właściwy użytek w przyszłości!… możesz mi wierzyć!"
Syn Boży przyglądał się swemu Ojcu w milczeniu, a jego
mina świadczyła, iż nie bardzo rozumie o co mu chodzi. Na potwierdzenie tego,
wyjąkał
— „To ja już nic nie rozumiem, Ojcze … Możesz mi
do jaśniej wytłumaczyć?" — pochylił się ku Stwórcy w oczekiwaniu na
wyjaśnienia. A ponieważ ten jakby zwlekał z ich udzieleniem, powtórzył
bardziej stanowczym tonem:
— „Opowiedz mi Ojcze wszystko od początku."
Bóg wykonał nieokreślony gest dłonią i nie patrząc na
swego Syna, powiedział bez entuzjazmu
— „A co tu jest do opowiadania!… Po prostu...
Stworzyłem mężczyznę, umieściłem go w ogrodzie Eden, aby go pielęgnował i doglądał… potem zabroniłem mu spożywać owoce z drzewa poznania dobra i zła, następnie stwierdziwszy, iż nie jest dobrze, aby był on sam, dorobiłem
mu partnerkę…" — W tym momencie przerwał swój monolog i zamyślił się.
Syn Boży, który znał już te fakty od archanioła Gabriela, ponaglił go
zniecierpliwionym tonem
— „Co dalej, Ojcze?"
Stwórca westchnął jakby do swych myśli i począł mówić
dalej
— „Ludzie oczywiście nie posłuchali mnie!...
Skuszeni podstępnie przez mówiącego węża, zerwali i zjedli zakazany
owoc!… W ten sposób nastąpił ich upadek; ich natura została skażona
grzechem i skłonnościami do czynienia zła, a także stali się śmiertelni.
Wygoniłem ich więc za karę z raju, aby przypadkiem nie zerwali i zjedli owocu z drzewa życia, a przez to nie stali się wieczni…" — Syn Boży słuchał
tych wyjaśnień z najwyższą uwagą, nie spuszczając ani przez moment wzroku z oblicza Stwórcy.
Ten po chwili dodał jeszcze:
— „Ten ich grzech będzie przechodził z pokolenia na
pokolenie, aż obejmie cały rodzaj ludzki…" — Po tych słowach zapadła
cisza i tylko z ogrodu rajskiego dobiegały trele ptaków i granie świerszczy,
jak gdyby reszta przyrody nie zdawała sobie wcale sprawy z rozgrywającego się
dramatu u samych początków rodzaju ludzkiego. Syn Boży potrząsnął głową
jakby nie godził się z tym co usłyszał, albo do końca nie zrozumiał. Patrząc w oczy Ojcu, powiedział wolno:
— „Chyba źle cię wpierw zrozumiałem, Ojcze… Mówiłeś,
iż to ci ludzie mają odegrać ważną rolę w twych planach?… Właśnie ci
upadli, których natura została skażona grzechem i skłonnościami do
czynienia zła… Czy może się przesłyszałem?"
— „Nie!… nie przesłyszałeś się!" — odburknął
Bóg.
— „No więc jak masz zamiar to rozwiązać Ojcze?...
Chyba nie powiesz mi, że pozwolisz na to, aby ten grzech pierwszych ludzi
przeszedł na cały rodzaj ludzki?" — syn Boży spytał to takim tonem,
jakby z góry był pewien, iż otrzyma odmowną odpowiedź. Toteż zaskoczony był
niemile, kiedy Stwórca odparł, opryskliwie nieomal:
— „A dlaczego nie?!… widzisz w tym coś złego?!...
zasłużyli na karę, to będą ją mieli!" — i roześmiał się
nieprzyjemnie, aż Syn Boży odchylił się do tyłu, a w jego oczach zapaliły
się zimne błyski.
— „A ten mówiący wąż, który skusił ludzi… skąd
on tam się wziął, Ojcze?" — spytał wolno, wpatrując się uważnie w oblicze Stwórcy. Ponieważ ten nie odpowiadał, patrząc gdzieś w bok z chmurną
miną, pytał dalej tym samym tonem:
— „Dlaczego nie chciałeś, aby ludzie wiedzieli czym
jest dobro i zło?.. Dlaczego ich ukarałeś za czyn, który popełnili w nieświadomości,
na dodatek skuszeni przez Twoje stworzenie?… Dlaczego pomimo skażenia ich
natury grzechem i skłonnościami do czynienia zła, nakazujesz im rozmnażać
się z nią?… Dlaczego Ojcze?"
Stwórca przez dłuższy czas nie odpowiadał, bębniąc
nerwowo palcami jedne j ręki o wierzch drugiej, a potem rzucił przez zaciśnięte
zęby:
— „Taką miałem koncepcję!"
— „A na czym ta koncepcja polegała, Ojcze?...
Powiedz, niech i ja ją poznam!" — powiedział Syn Boży, a w jego głosie
słychać było wyraźną nutę sarkazmu.
— „Przecież mówiłem ci, że to dla twojego
dobra!" — wybucha Bóg, dotknięty tonem tej wypowiedzi, ale po chwili
uspokaja się i dalej mówi w miarę normalnie:
— „Pomyśl tak sam… Gdyby rodzaj ludzki rozmnażał
się z doskonałej pary ludzi, wszyscy byliby tacy… i po co byłaby im moralność,
po co religia, po co my obaj wreszcie?… a tak strach przed śmiercią będzie
ich skłaniać do pokory i bogobojności,… poza tym kiedy są grzeszni i upadli potrzebują od nas łaski, rozumiesz?!… łaski zbawienia… i to ty będziesz
tym ich Zbawicielem, mój Synu!"- dokończył Bóg z dumą, kładąc
ojcowskim gestem swoją dłoń na ramieniu i poklepując go z lekka..
Ten wyprostował się i ze zmienioną twarzą, spytał
wolno:
— „Czy ja cię Ojcze dobrze zrozumiałem?… Pozwoliłeś
ludziom upaść i nakazałeś rozmnażać się im ze skażoną grzechem naturą,
tylko po to, abym ja ich od tego wybawił?"
— „Tak mój Synu!… Nareszcie to do ciebie dotarło!...
Dzięki temu zostaniesz ich Bogiem — Zbawicielem!… Cieszysz się?"
Syn Boży pochylił się do przodu, ukrył twarz w dłoniach i przez jakiś czas siedział tak w milczeniu. Bóg pochylił się nad nim i dotknął lekko jego pleców.
— „Nie cieszysz się?" — spytał zawiedzionym
tonem.
Syn Boży siedział jeszcze tak przez chwilę, a kiedy uniósł
twarz, jego mina była nieodgadniona. Jedynie jego spojrzenie było jakieś
dziwne i pełne bólu, jakby chciał nim spytać:
— „Skąd ci przyszedł do głowy taki obłędny pomysł,
Ojcze?" — a w głosie drgały niepokojące nutki:
— „Więc mam ich zbawić od skutków zjedzenia tego
owocu, tak?… Czy będzie to jednoznaczne ze zmianą ich natury; z upadłej i grzesznej na doskonałą?" — spytał i nim Stwórca zdążył otworzyć
usta, dodał niecierpliwie
— „Jak mam to uczynić Ojcze?… Czy też masz jakąś
koncepcję odnośnie i tego?"
Bóg przyciągnął go do siebie i objął ramieniem.
— „Spokojnie mój Synu!… Masz na to jeszcze dużo
czasu!… Nie będziesz przecież zbawisz jednej pary ludzi!" — roześmiał
się głośno, jakby z dobrego dowcipu. Syn Boży przyglądał mu się w milczeniu. Jakoś nie było mu do śmiechu.
— „Chcesz powiedzieć Ojcze, iż naprawdę każesz im
rozmnażać się z naturą skłonną do czynienia zła i podłości?… i nie
przebaczysz im tu i teraz, kiedy jest ich tylko dwoje?" — Bóg pokręcił
przecząco głową, a Syn Boży dokończył:
— „Ale w takim razie to ty będziesz odpowiedzialny za
zło, które stanie się udziałem rodzaju ludzkiego!" — powiedział to
wolno i wyraźnie, akcentując każde słowo.
Stwórca poderwał się do góry i wykrzyknął
— „Dlaczego zaraz ja?!… To wąż będzie winien i sami ludzie, rozumiesz?!… Ja chciałem dobrze tylko oni mnie zawiedli… tak będzie
im to powiedziane." — dokończył ciszej jakby do siebie.
— „A kto w to uwierzy, Ojcze?!… Przy Twoich możliwościach?!...
Nie rozśmieszaj mnie!"
— „Nie martw się!… Już coś się wymyśli, aby
uwierzono!… Ważne jest, abyś ty w przyszłości miał uzasadnioną potrzebę
zaistnienia,… jako Bóg — Zbawiciel człowieka. Przyznasz, że to ładnie
brzmi, prawda mój synu?"
Stwórca pochylił głowę wpatrując się w oczy synowi,
jakby chciał znaleźć w nich uznanie dla swego pomysłu, lecz ten pokiwał
tylko głową, a jego mina wyrażała skrajną dezaprobatę. Złapał Ojca za rękaw i nieomal szarpiąc nim, rzekł impulsywnie:
— „Ojcze!… Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co
zamierzasz uczynić człowiekowi?!… Czy nie dostrzegasz tego ogromu hipokryzji w tym co zrobiłeś?… Nie zastanowiłeś się jak ja będę się czuł w przyszłości — zbawiając już ludzi — wiedząc jednocześnie, iż pozwoliłem
im tak długo cierpieć z naturą skażoną grzechem?… zdając sobie również
sprawę z tego, iż oni także będą zadawać sobie podobne pytania: -
"Dlaczego ich wcześniej nie zbawiłem?… Dlaczego pozwoliłem, aby zło
tak długo panowało nad ich rodzajem?… Dlaczego nie ubłagałem swego Ojca,
aby im przebaczył na samym początku, jeśli on sam nie potracił tego uczynić?" — i co ja wtedy im powiem ?!… Czego mógłbym domagać się od nich dla
siebie, prócz pogardy i litości?… Nie pomyślałeś o tym Ojcze, przeznaczając
dla mnie tę rolę Zbawiciela człowieka?"
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 18-05-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 237 |