|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Eurodyabeł i Polacy Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Co to znaczy być Europejczykiem?
Tygodnik Przegląd zapytał znanych ludzi: co to
znaczy być Europejczykiem? Padały odpowiedzi: „chcieć żyć w demokracji i szanować prawa człowieka"; „być człowiekiem otwartym, aktywnym i nieczekającym, aż rozwiązania i dobrobyt do niego przyjdą"; „to być
tolerancyjnym i otwartym" itp. Zawarty był tam implicite jeden ogólny
wniosek: to znaczy być bardziej „greckim" i „humanistycznym". To stąd
te wszystkie wartości wiązane z europejskością najlepiej rozumianą. Jedynie
Elżbieta Jaworowicz zauważyła: „Etos europejski wywodzi się z kultur
greckiej i rzymskiej, dopiero potem staliśmy się barbarzyńsko bizantyjscy w swoim postępowaniu". Oczywiście „bizantyjskość" to jedynie woalka, gdyż
trudno było powiedzieć o co w istocie chodzi: „Etos europejski wywodzi się z Grecji, dopiero później staliśmy się chrześcijanami". Brakło w tych
wszystkich wypowiedziach jeszcze jednego: Być Europejczykiem to znaczy być
racjonalistą. Czyż można pominąć ten swoiście europejski produkt jakim
jest racjonalizm, jego znaczenie dla kultury Zachodu i wpływ na wszystkie powyżej
deklarowane wartości? Racjonalizm również pochodzi z Grecji.
Być Europejczykiem i chrześcijaninem?Kościół i papież udzielając zasadniczo swej aprobaty
dla naszej akcesji do UE, drżą zapewne przed europejską sekularyzacją.
Albowiem pomijając stosunki polityczne, stosunki władzy, społeczeństwa
europejskie kończą swój dwutysiącletni romans z chrześcijaństwem: w Europie Zachodniej, jak nigdzie indziej obserwujemy schyłek chrześcijaństwa i dawnej religijności. Jak napisał B. Valla we włoskiej La Republica:
„świat wymyka się Kościołowi z rąk"… Zapewne będzie się podejmować
kroki w celu odizolowania Polski od tych oddziaływań: aby nie zadziałało
prawo „naczyń połączonych", aby nie nastąpiła społeczno-kulturowa
integracja z Zachodem Europy. Być może obserwować będziemy jakieś
rozpaczliwe przedsięwzięcia uczynienia z Polski „przyczółka
ewangelizacyjnego" dla europejskich „pogan", post-chrześcijan. Tylko ten
ostatni bastion europejskiego żywego katolicyzmu, klerykalizmu i „powołań"
skłaniać może do „optymizmu ewangelizacyjnego".
Mówi się, że obecny kryzys chrześcijaństwa w Europie
wynika z hamowania przez Jana Pawła II „ducha soborowego" (do Polski on
zasadniczo nawet nie dotarł), że Kościół potrzebuje po prostu reformy i wówczas
wszystko będzie dobrze. Są to nadzieje złudne. Sekularyzacja to zjawisko dużo
głębsze niż prosta odpowiedź na kostyczność Kościoła. Kościół jako
taki nie ma już nic do zaoferowania Europejczykom. Laicyzacji nie powstrzyma
ani błogosławieństwo prezerwatywy, ani tańce w kościołach, ani spóźnione
przestawianie się na „osobiste spotkania z Chrystusem", czyli przymieszki
mistycyzmu i indywidualnej religijności w ramach kościelnych.
Polska krucjata w obronie „cywilizacji miłości" jest zatem pomysłem utopijnym.
Ponieważ oczekiwano tego w Polsce, papież powiedział swe kolejne „Nie lękajcie
się…" do polskich katolików. Z pewnością jednak odtąd ze zdwojoną
siłą będzie się egzorcyzmować „cywilizację śmierci", albowiem
wbrew wszelkim deklaracjom sporo lęków wywołuje w „czarnym światku"
Eurodyabeł
W Niemczech w latach 80. liczba katolików spadła o ok. 16% (do 36%). Setki tysięcy odeszło od Kościołów w Austrii i Holandii. W Wielkiej Brytanii na niedzielne msze uczęszcza jedynie parę procent mieszkańców. W związku z tym arcybiskup Cantenbury w roku 2000 uderzył na alarm: schyłek
chrześcijaństwa, Anglicy stają się ateistami! Zaraz po tym, jeden z czołowych
dzienników brytyjskich, zamieścił tekst, w którym Joan Smith odpowiedziała:
„Duchowni mogą odnosić się z dezaprobatą do prozaku, ale jedynym antidotum
dla doli ludzkiej, jakie mają do zaoferowania, są bajkowe historyjki."
(„Jesteśmy ateistami — i dzięki Bogu!", The Guardian 2000).
Sytuacja Kościoła we Francji, tej „Najstarszej Córze Kościoła", dla
Polaków może być czymś na kształt science fiction: „[Księżą]
nie mają gosposi, kościelnego… Ani zdezelowanego samochodu, ani nawet
zardzewiałego roweru. Żyją skromnie. (...) prymas podczas przekazywania sobie
tradycyjnego znaku pokoju 'zszedł z ołtarza' i przez kilka minut podchodził
do wiernych, a było ich ok. 200, i serdecznie się z nimi ściskał jak z równymi
sobie"; „w wielkanocny poniedziałek nie znajdziesz w Paryżu ani jednego kościoła, w którym odprawia się mszę (...) świadectwa religijnej obojętności są dość
typowe. Kościół francuski faktycznie zamiera (...) jest biedny, pokorny, wręcz
lekceważony przez współczesne dzieci dawnych wyznawców jego przebrzmiałej
wielkości." (L. Turkiewicz, „Chrystus nad Sekwaną nie zmartwychwstanie",
Angora 2001). Nawet w dwóch najpobożniejszych państwach Europy
Zachodniej: Irlandii i Hiszpanii, katolicyzm odchodzi do lamusa. Niedawno papież
wybrał się na V pielgrzymkę do Hiszpanii — reanimować tamtejszy Kościół:
ten sam który jeszcze kilka wieków temu uchodził za „bastion ortodoksji",
arcykatolicyzmu większego niż papieski, Świętej Inkwizycji srogiej jak
nigdzie indziej, ten sam, który wydał Torquemadę, wielkie wycinanie heretyków i który stał się „piekłem, oświecanym samym blaskiem stosów" (Reinach)...
Tygodnik Powszechny przytacza takie obrazki z pielgrzymki:
"...elegancko ubrana staruszka wymachiwała nad głową transparentem z napisem:
Upapieżenie? Państwo laickie!
...choć 80 proc. Hiszpanów deklaruje się jako katolicy,
19 proc. chodzi co niedzielę do kościoła (a 46 proc. z tych, którzy uważają
się za katolików, nie przychodzi do kościoła 'prawie nigdy'). Jesienią
do niektórych seminariów nie zgłosił się ani jeden kandydat. (...) Kościół...
dziś nagle zepchnięty na margines" (TP, 11 V 2003). Niczego nie
zmieniło ani flamenco, ani „meksykańska fala" purpuratów hiszpańskich w czasie spotkania z papieżem (nasi noszą się zbyt wielkopańsko na takie
zabawy). Papież powiedział Hiszpanom, aby nie dawali się „złu" i wrócił
do Watykanu.
Nie inaczej wygląda to w Irlandii. Prawie nie ma już powołań,
zamknięto wszystkie, poza jednym, seminaria diecezjalne. Zakony wycofują się z prowadzenia szpitali, szkół, domów dziecka. Okresem przełomowym były lata
1960-80 (nie sposób nie dostrzec koincydencji z przystąpieniem Irlandii do UE...).
Jak pisze ojciec D. Sullivan: „Do lat 60. Kościół irlandzki miał nie tylko
wystarczającąilość księży i zakonnic, ale nawet wysyłał ich setkami do USA, Wielkiej Brytanii i świata
misyjnego. Jako młody człowiek nie znałem nikogo, kto by nie chodził do kościoła — teraz nie chodzi większość." Ojciec Sullivan wyraźnie wskazuje, iż Kościół
miał się dobrze póki była bieda i zaściankowość: „Przed 1960 r.
Irlandia była biedną, odizolowaną wyspą rolniczą na krańcach Europy (...)
Społeczeństwo było zamknięte w sobie i miało kompleks niższości wobec
innych krajów, szczególnie Wielkiej Brytanii. W 'starej' Irlandii przynależność
do Kościoła i posłuszeństwo jego nakazom stanowiło integralną część
kultury i tożsamości narodowej. (...) W 'nowej' Irlandii katolicyzm nie może
być już wyznacznikiem 'irlandzkości'. Dziś nasz kraj jest członkiem
Unii, ze społeczeństwem aktywnym, wykształconym, tolerancyjnym i otwartym.
(...) Uległość kobiet należy do przeszłości." Czy ktoś mógłby napisać
coś bardziej antykatolickiego niż ten katolicki misjonarz?… Tak jak i gdzie
indziej irlandzki Kościół wspomagał laicyzm swą butą i skandalami
seksualnymi . Jak ciągnie dalej o. Sullivan: „Jedną z przyczyn kryzysu jest
niezdrowa klerykalna duma i samozadowolenie. Inne kraje zazdrościły nam pełnych
kościołów i seminariów. (...) Teraz Kościół w Irlandii się budzi i ze
zdziwieniem konstatuje, że spora część wiernych jakby wyparowała" (TP,
16 III 2003). Czy można by lepiej uzasadnić poglądy Rydzyka na Europę?...
« (Published: 18-05-2002 Last change: 16-07-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 246 |
|