|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
e. Odkupienie [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Gdyby Jezus po zmartwychwstaniu
poszedł i stanął przed Sanhedrynem, przed Piłatem i rzekł: -"Oto
jestem żywy, choć wy skazaliście mnie i zamęczyliście na śmierć ! Kto z was teraz ośmieli się powiedzieć, iż jestem fałszywym prorokiem, fałszywym
Mesjaszem ?! Kto z was ośmieli się teraz, zarzucić fałsz dobrej nowinie ,
którą głoszę ?! Ile razy jeszcze muszę umrzeć i zmartwychwstać, abyście w końcu uwierzyli, iż jestem Synem Bożym, który wcielił się w człowieka,
aby dać świadectwo Prawdzie ?!". Jak myślicie: czy gdyby Jezus zachował się w ten sposób,
chrześcijaństwo od zaraz nie miałoby z tego o wiele większych korzyści
jako religia nowa, przez Rzymian traktowana jak sekta uprawiająca zgubny zabobon, a przez
prawowiernych Żydów — jako bluźnierstwo przeciwko jedynemu Bogu Jahwe?
Może nie doszłoby do prześladowań chrześcijan za czasów Nerona, Dioklecjana i Juliana Apostaty ?
Dlaczego Jezus w ogóle nie został na ziemi — skoro Bóg tak ukochał
ludzi — by osobiście głosić ludziom Dobrą Nowinę, by swoją osobą zaświadczać prawdzie
zmartwychwstania, by wszyscy ludzie małej wiary /a takich jest zawsze większość/,
uwierzyli, mając tak nieodparty dowód prawdy ? Dlaczego wolał misję zbawienia
świata, przekazać w ręce zwykłych ludzi /nazwano to sukcesją apostolską/, miast samemu,
pozostając na ziemi, poświęcić się dla człowieka ? Czyżby ofiara krzyża była łatwiejsza niż
ofiara pozostania, pośród ludzi i nauczania ich Prawdy ?
Czyżby Bóg nie wiedział, iż to co zapoczątkował jego Syn, po paru
wiekach zaledwie przerodzi się w instytucję o scentralizowanej i silnie zhierarchizowanej
władzy, instytucję o cechach totalitarnych; katolicyzm pod panowaniem papieży ?...
Że ci wszyscy cisi i ostatni, staną się pierwszymi; do władzy, do przywilejów, do
bogactw,… Że prześladowani i gnębieni staną się prześladowcami, ofiary -
katami, a uciskani zechcą panować nad całym światem ?!
Czyżby Bóg nie wiedział, iż z powodu Jego Syna na ziemi zginą miliony niewinnych ludzi, torturowanych,
palonych żywcem i mordowanych na wszelkie sposoby ?! /choć może to tylko nam
się wydaje takie istotne/ Czy Bogu chodziło o to, aby zaistniała instytucja
papiestwa; centrum pychy, obłudy i walki o władzę nad całym światem ? Czy
chodziło mu o to, aby były krucjaty, Św. Inkwizycja, palenie ludzi na
stosach, pogromy religijne, rzezie innowierców, religijny terror i prześladowania
odmiennie myślących i wierzących, oraz narzucanie wiary siłą ?!… Trudno w to uwierzyć...
Czy nie można by tego wszystkiego uniknąć, gdyby dowód prawdy
chodził osobiście po ziemi, głosząc dobrą nowinę ? Dowód, którego nie można
by odrzucić, ani zniszczyć, ponieważ powracałby zawsze na trzeci dzień, aby
świadczyć przeciwko tym, którzy wątpili, albo w swej pysze nie chcieli
przejrzeć na oczy. Jako ciągle żywy wyrzut sumienia, dla niewierzących i potwierdzenie słuszności wiary dla prawowiernych. Po cóż wtedy byłoby
przekonywanie siłą niedowiarków ?! Po cóż byłoby stosować środki bogate,
prawa religijne — objawione ponoć – obwarowywać doczesnymi karami
wymierzanymi przez władzę świecką ? Czyż on jeden — ciągle żywy, pomimo
ludzkich starań, aby go usunąć z tego świata — nie starczyłby za wszystek
przymus do wiary, jaki stosowali kapłani katoliccy /i nie tylko/, wzmocnieni
ramieniem świeckiej władzy ?
Zaprawdę, chyba nigdy nie uda mi się właściwie zrozumieć tych
religijnych prawd… I jeszcze związane z tym dwa pytania:
-„D1aczego to Królestwo Boże, zapowiadane przez Jezusa, które miało
nadejść za życia tamtego pokolenia ludzi, nie nadeszło do dnia dzisiejszego ? Czyżby
Jezus kłamał mówiąc: -"Zaprawdę powiadam wam: niektórzy z tych, co tu stoją nie
zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie
swoim”. Jest jeszcze wiele innych fragmentów Pisma Św. świadczących o tym,
iż miało ono nadejść w tamtych dniach, dlaczego więc nie nadeszło ?” I drugie: -„Jak można pogodzić oczekiwanie w rychłe nadejście Królestwa Bożego z zawiązywaniem się instytucji Kościoła katolickiego i tworzeniem zrębów jego doktryny w pierwszych wiekach chrześcijaństwa ? Czy można pogodzić to drugie, wierząc w to pierwsze ?".
Przyznaję, iż jakby na ten problem nie patrzeć — od strony Boga czy
od strony człowieka – nie potrafię go zrozumieć, nie popadając w konflikt z własnym umysłem,
kierującym się logiką przede wszystkim /o sumieniu nie wspomnę nawet/.
Jeszcze mniej jest ten dogmat zrozumiały, jeśli się odrzuci całą tę otoczkę
kulturowo-folklorystyczną, która tylko przysłania nam prawdziwy sens bożego
zamysłu względem człowieka. Wyłoni się wtedy ze Słowa Bożego, taki oto
obraz /możliwie w jak największym skrócie/:
-„Bóg stworzył świat i ludzi, ale ludzie obrazili Boga,
przeciwstawiając mu się. Popełnili czyn zwany upadkiem pierwszych ludzi lub grzechem
pierworodnym. Bóg karze ludzi a jednym z elementów tej kary jest jego nakaz,
iż człowiek ma się rozmnażać z grzeszną naturą, skażoną skłonnościami do czynienia
zła i nieprawości. Ludzie rozmnażają się z tą grzeszną naturą, aż na ich niegodziwości Bóg
nie może już patrzeć i postanawia zgładzić z powierzchni ziemi wszystko co
żywe, zostawiając tylko rodzinę Noego, który jako jedyny pośród ówczesnej
ludzkości, zasłużył sobie na litość Boga /nie miał Bóg wtedy dużego poparcia, jak widać/.
Następnie Bóg organizuje spektakularny potop, w którym topi
wszelkie życie na ziemi, oszczędzając tylko tych, którzy pozostali w arce. Po potopie
zawiera przymierze z pozostałymi przy życiu ludźmi, konstatując przy okazji, iż ten
potop i tak niczego nie załatwił, bo „natura ludzka jest zła od młodości", a poza tym
istnieje przecież gatunkowa dziedziczność cech. Natura ludzi ocalałych z potopu jak była, tak jest nadal skażona grzechem pierworodnym, a mimo to
zostają oni protoplastami „odrodzonej" ludzkości.
Potem z ich potomkami Bóg
zawiera następne przymierze,… potem następne,… a ponieważ są oni jego
ludem wybranym, karze ich surowo za każdy przejaw niesubordynacji. Potem jest
mnóstwo trupów i morze przelanej krwi, bo Bóg uparł się, iż jego naród
wybrany nie spocznie, póki nie położy trupem wszystkich swoich wrogów bliższych i dalszych, teraz i w przyszłości.
I tak na, ciągłym straszeniu,
rzucaniu i przekleństw i karaniu swego ludu, jak i na poddawaniu moralnie
dwuznacznym próbom niektórych jego członków, a także na nieustannych
rzeziach i wojnach — schodzą Bogu setki lat, potem tysiące...
Aż pewnego razu Bóg
postanawia przebaczyć ludziom grzechy, ale tylko pod warunkiem, że jego własny
ukochany Syn, całkowicie niewinny zostanie przez tychże ludzi zamęczony na śmierć
na krzyżu. Aby zasłużyć na boża łaskę, ludzie muszą tylko jeszcze
uwierzyć, iż ten jego ukrzyżowany Syn, był naprawdę jego Synem i że tylko
ta okrutna ofiara mogła do tego stopnia zadowolić Boga /usatysfakcjonować/, iż
zgodził się on wspaniałomyślnie przebaczyć ludziom wszystkie grzechy i zbawić tych, którzy w to uwierzą”.
Tak to wygląda w dość znacznym skrócie. A gdyby tak jeszcze
spróbować skrócić powyższą historię, odrzucając mniej istotne szczegóły ?:
-„Bóg stwarza człowieka, lecz człowiek przeciwstawiając mu się upada,
więc za karę Bóg nakazuje mu rozmnażać się z naturą skażaną grzechem i skłonnościami
do czynienia zła. Po dłuższym czasie, kiedy na ziemi żyją już setki milionów ludzi z tą grzeszną naturą, Bóg decyduje się przebaczyć człowiekowi
jego wielką winę, pod warunkiem, iż ten zamęczy na śmierć Jego jedynego,
ukochanego Syna. Ci wszyscy, którzy uwierzą. w Niego, jak i w jego ofiarę –
zostaną zbawieni”.
Czy można to jeszcze skrócić dla jasności obrazu?:
„Kiedy ludzie zjadają owoc zakazany, Bóg tak bardzo się na nich obraża, iż
nakazuje im rozmnażać się przez tysiąclecia ze skażoną grzechem naturą,
skłonną do czynienia wszelkiego zła i podłości. A kiedy w okrutny i bestialski sposób
mordują oni Jego jedynego i ukochanego Syna, tak bardzo go to cieszy i zadowa1a,
że przebacza im wszystkie grzechy i nagradza jeszcze zbawieniem ich dusz”.
I teraz, po uwzględnieniu dogmatu o Trójcy Św.
/pkt.2 "z Ojca jest i był zawsze Syn"/ podsumowanie powyższego:<
-„Wygląda więc na, to, iż Bóg składa ofiarę z siebie /jako Syna/, przed samym
sobą /jako Ojcem/, po to by przebłagać siebie /jako stwórcę/, za swe nieudane dzieło – człowieka”.
A człowiek ? Człowiek jaki jest każdy widzi...
Tak właśnie wygląda sens planu Opatrznościowego względem człowieka, jeśli
odrzuci się wszystkie niepotrzebne ozdobniki.
Czy to jest ten właściwy sens bożego planu
Opatrznościowego względem człowieka ? Przyznam, że nic z tego nie rozumiem
/muszę być chyba nieźle ograniczony !/: jaki w końcu jest ten nasz Bóg ?
Czy takim jakim go widzieli Ojcowie Kościoła i najwięksi myśliciele chrześcijaństwa
o nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwościach ? Absolut, mający
te wszystkie atrybuty, które wyszczególniłem na początku ? Czy jest on taki,
jakim opisuje go St. Testament ?:
-„Ułomny, plemienny Bóg Izraelitów, który nie jest świadom skutków swych czynów,
który musi przekonywać się co niesie ze sobą przyszłość, dlatego karze on za skutki,
nie mogąc im zapobiec”. Więc jaki ten nasz Bóg jest ? Czyżby najwięksi myśliciele
chrześcijańscy się mylili ? Czyżby komisja papieska uznająca Pięcioksiąg za zbiór mitów i legend także się myliła ?
Niemożliwe ! Jeśli Bóg istnieje i jeśli jest On stwórcą niewyobrażalnie
wręcz wielkiego Wszechświata /a tak się przyjmuje/, musi to być Bóg Absolut o naprawdę
nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwościach. Inny po
prostu w tym kontekście nie jest wiarygodny. Więc to jego będę się trzymał w swoich rozważaniach, z uporem Leibniza, bo i tak zresztą w boga ułomnego
nie potrafiłbym uwierzyć. W kontekście powyższego jak mam rozumieć ten boży
plan Opatrznościowy względem człowieka ?:
Na samym początku jego dziejów dochodzi do aktu nieposłuszeństwa stworzenia
względem jego stwórcy, co tak uraża i obraża tego ostatniego, iż nakazuje
ludziom rozmnażać się z grzeszną naturą, skażoną skłonnościami do
czynienia zła i nieprawości. Czy Bóg nie znał konsekwencji swej decyzji ?
Musiał znać! Czy mógł nie dopuścić do tzw. upadku pierwszych ludzi ? Mógł !
Ale jeśli już coś takiego zaistniało — co przy jego atrybutach jest wręcz niemoż1iwe — czy mógł nie dopuścić, aby człowiek rozmnażał się z grzeszną naturą? Oczywiście, że mógł!
A tymczasem co Bóg robi ? Obraża się i nakazuje ludziom rozmnażać się z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami, wiedząc doskonale jakie będą
tego skutki. Co robi potem ? Potop — to jest pierwsza próba naprawienia
skutków swej decyzji, aby człowiek rozmnażał się z grzeszną naturą. Jak
wiadomo nic to nie dało /prócz chwilowego zmniejszenia populacji ludzi i zwierząt/, bo „odrodzona" ludzkość także dziedziczyła grzeszną
naturę po swych przodkach. Więc po dłuższym czasie /gdy na ziemi żyją już
setki milionów ludzi z grzeszną naturą/, Bóg odgrywa
przed ludźmi dramatyczne ofiarowanie pomocy w wybawieniu człowieka z przekleństwa
grzechu pierworodnego. Co takiego robi ?
1 2 3 Dalej..
« (Published: 19-05-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 295 |
|