|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Historia źle postawionego pytania Author of this text: Izabela Larisz
Czy człowiek jest z natury dobry czy zły? Irytująca częstotliwość z jaką stawia się to pytanie idzie w parze z równie śmiałą ilością
udzielanych na nie, wielce spekulatywnych odpowiedzi. To pozornie rzeczowe
pytanie o rozstrzygającym typie jest nośnikiem trzech kluczowych błędów
rozumowania, w tym sensie jako pytanie wyznacza problem.
Kwestia pierwsza wiąże się z pojęciem dobra, o które tu się pyta,
kwestia druga dotyczy rozumienia zła stawianego w pytaniu. Mamy więc ogólny
problem natury aksjologicznej, wkraczamy bowiem w obszar wartościowania. Lecz
na tym etapie rozważań nie wolno nam poprzestać. Kluczowym problemem tego
pytania jest jego pierwszy człon — pytanie o naturę człowieka, o którą się
tu jednak wcale nie pyta, jest ona arbitralnie założona jako istniejąca sama
przez się. W tej sytuacji dysponujemy problemem w płaszczyźnie: 1.
aksjologicznej (dobro i zło) oraz 2. antropologii filozoficznej (natura człowieka), a więc pierwsza z płaszczyzn funkcjonuje jako zadanie do rozstrzygnięcia,
druga natomiast jako teza czegoś istniejącego i powszechnie zrozumiałego.
Pytanie o naturę człowieka z racji znaczenia samego wyrażenia i jego konotacji, podświadomie
każe myśleć o pewnej, bliżej niesprecyzowanej jakości zmysłowej. Zawdzięczamy
tę skłonność m.in. twórcom antropologii biologicznej reprezentowanej chociażby
przez Plessnera, który chcąc wskazać naturę ludzką odwoływał się do zbieżności
zmieniającej się w toku ewolucji budowy ciała zwierząt z określonymi
zachowaniami uwarunkowanymi środowiskowo (nadwyżka popędu jako przyczynowe źródło
zmian zachowania w postaci naśladownictwa, zdolności uprzedmiatawiania oraz
posługiwania się językiem). Trudno zresztą zaprzeczyć faktowi, iż człowiek
na poziomie materialnym stanowi wraz z innymi organizmami materialną jedność.
Na odsiecz paradygmatowi biologicznemu podąża pogląd Schelera, wedle którego
człowiek jest zwierzęciem które „zachorowało" na rozum (rozum jako
proteza, bądź hipostaza zanikających zmysłów). Na obecnym poziomie analiz
nie dokonamy żadnej odkrywczej konkluzji, którą stanowi niepodważalny
dualizm poznawczy i ontyczny podmiotu ludzkiego. Istnieje bowiem specyficzny i z
pewnością trudno uchwytny rodzaj aktywności człowieka, wybitnie duchowej
sfery intelektu. Z tego powodu przywołaliśmy stanowiska wspomnianych filozofów
usiłujących wskazać na podskórnie obecną i szalenie skomplikowaną w swej
formie istotę człowieka, mylnie określaną jako natura.
Pytanie o człowieka zadawano sobie na przestrzeni wieków od zawsze.
Gdyby bowiem dotyczyło ono sfery empirycznej, nie nabrałoby tak otwartego charakteru. Cóż uzyskamy jednak, jeśli użyjemy zdawkowej tezy głoszącej, że
człowiek jest istotą rozumną? Jak należy to niepowątpiewalne przecież
przekonanie, rozumieć w obszarze dwóch przeciwstawnych sobie jakości: dobra i zła jako pewnych skłonności? Dla Augustyna cielesność („dobra"
materia) nie była akcydentem osaczającym duszę, bowiem to dusza wiodła prym
nad ciałem, a dokładniej wolna wola nie mająca jednak nic wspólnego z wolnością,
którą ten myśliciel pojmował jako niemożność grzeszenia, nie daną człowiekowi.
Niewątpliwie, za spór o istotę człowieka na poziomie metodologicznym
odpowiada już żydowsko-chrześcijański nurt myślenia wsparty na koncepcji
grzechu oraz idei pierwszych rodziców. Na tym poziomie wiedzy, wiemy czym jest
grzech ale mamy prawdziwy kłopot ze zogniskowaniem źródeł „zła".
Najchętniej miesza się tu zamiennie naturę zwierzęcą
(zło jako ślepy popęd) z naturą ludzką (zło jako sprzeniewierzanie
się nakazom boskim — nieposłuszeństwo wolitywne).
Tymczasem akt rozdziału
tego, co rozumowe od tego, co cielesne oraz wartościowanie jako wyraz
transcendencji człowieka ponad byt zmysłowy, wiodą jedynie do
transcendentalnego źródła omawianej potencji aktywności, tj. intelektu. A zatem, nieuprawnione wydaje się formułowanie pytania o człowieka, w którym
miesza się porządek niematerialny (utożsamiany błędnie z tym, co zmysłowe) w pytaniu, z materialnym porządkiem w spodziewanej odpowiedzi. Ten stan rzeczy
spowodowany jest poniekąd paradygmatem pozytywistycznym, pod którego silnym wpływem
wciąż pozostaje nauka, a więc także nauki humanistyczne. Przejawia się on w postaci zbioru reguł i kryteriów, wedle których wartościuje się ludzką
wiedzę poprzez opiniowanie, jakie treści na temat rzeczywistości spełniają
kryterium wiedzy pewnej, a które nie. Toteż wiedzą pewną jest tu wiedza o zjawiskach, a doświadczenie nabiera w tym paradygmacie kluczowego znaczenia,
deprecjonując m.in. filozofię jako dyscyplinę, która nie zajmuje się
rzeczywistością, a więc rzeczami „poważnymi". To także, a może
przede wszystkim rozkwit nauk szczegółowych, a przekonanie o tym że doświadczenie
jest jedynym źródłem wiedzy odbija się na metafizyce, czy psychologii (Comte) i ostatecznie przekreśla sensowność nauk humanistycznych. Istotnie, na
gruncie tych ostatnich nie wypracowano metody badawczej odpowiedniej do badanego
przedmiotu wiedzy, którym jest sfera ludzkiego ducha. Dlatego też pojawiają
się na przełomie 19 i 20 wieku propozycje zastosowania metod badawczych, którymi
dysponują nauki ścisłe do badań nad intelektem (jak choćby Wundt, który
wyrażał potrzebę laboratoryjnego mierzenia „faktów wewnętrznych").
Zasadniczą aporią trwającego od początku 19 wieku po chwilę obecną,
kryzysu nauk humanistycznych jest niewątpliwie wciąż powielany błąd
metodologiczny uznany rzekomo za kluczowy „sukces" nauki przełomu 20 i 21 wieku. Oto bowiem, metody nauk empirycznych uznaje się za sprawdzalne na
gruncie humanistyki (1. w socjologii — statystyka jako kluczowa metoda badawcza
jest przecież nie czym innym jak mierzalnością ludzkich intencji, aktów
wolitywnych, dalej 2. w psychologii poszukiwanie i definiowanie świadomości na
poziomie organicznym — świadomość to ośrodki podkorowe, przejęcie
paradygmatu i języka z pogranicza neuropsychiatrii. To także dysponowanie na
gruncie psychologii rozumieniem świadomości jako świadomości empirycznej,
czyli przeżyć psychicznych mających swe pobudzenie w rzeczywistości zmysłowej,
która je wywołuje i, tu podstawowy błąd, uznanie świadomości empirycznej
za źródło władzy formułującej transcendentalne sądy aprioryczne, min.
s.etyczne, estetyczne i logiczne, etc.).
W ten sposób „sukces" nauki
rozumiany jest jako lansowanie pojęcia człowieka, spowitego aurą Augustyńskiej
świętej niewiedzy, a także definicją człowieka osadzoną w formacie
psychologiczno-pozytywistycznym, który jest w gruncie rzeczy paradygmatem
wysoce relatywistycznym. A przecież człowiek ze swej istoty jest pewnym
niedefiniowalnym i nieograniczonym, Heraklitejskim quantum, stale dokonywującą
się i podtrzymującą aktywnością. Jest człowiek jakimś recentywistycznym ale i Parmenidejskim — tu i teraz, będąc
jednocześnie historią (bo tworzący ją i przeżywający) jak i projektującym
przyszłość, która ostatecznie w nim — człowieku
zostanie utrwalona jako przeszłość. Istotą człowieka jest także
poszukiwanie transcendencji, z racji swej transcendentalnej źródłowości, która
pozwala mu formułować prawa, normy ale także upodmiatawiać i uprzedmiatawiać
siebie oraz wszystko to, co go otacza. Istotą człowieka jest w końcu także dążność
do negacji, w tym do przeciwstawiania się wszelkiemu życiu. Jeśli więc pada
pytanie o zło lub dobro natury ludzkiej, należy przejść do porządku nad
sposobem w jaki zostało ono postawione. Rozumność istoty ludzkiej zamyka w sobie wszelkie przejawy aktywności, bo ona jest tą aktywnością. W tym sensie
jest także aktywnością wartościowania. Jednakże, to co jest źródłem działania
samo nie podlega wartościowaniu. Nie można oceniać władzy rozumu, bo nie da
się opiniować o warunku, z którego wartościowanie bierze swój początek.
« (Published: 16-01-2004 Last change: 07-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3199 |
|