Reading room »
Antyteodycea [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Bóg patrzył z nieba na to doskonałe pod każdym względem swe dzieło i zastanawiał się nad czymś w milczeniu. Na ziemi
żyłoby jednocześnie 80 — 100 mld ludzi. Owszem; żyłoby gdyby ten stan ogólnej
doskonałości dotrwał do naszych czasów — to znaczy do roku 5750 po
stworzeniu świata /oczywiście wg kalendarza narodu wybranego/.
Lecz nie dotrwał, bo gdzieś tak ok. roku 2 tys. Od stworzenia świata
/wg tej samej rachuby/, Bóg z m i e n i ł koncepcję odnośnie swego dzieła i swego stworzenia.
Powodem tej zmiany była rozmowa jaką odbył pewnego razu ze swym Synem. A było
to tak:
Więc jak już powiedziałem, przyglądał się Bóg uważnie ziemi z nieodgadnioną miną, kiedy przystąpił do niego Syn i zagadnął go:
-
Witaj Ojcze! Co tak wypatrujesz na tym twoim najlepszym ze światów? -
Stwórca odwrócił ku niemu swoje oblicze i rzekł z dziwną zadumą i jakby smutkiem w głosie: — Tak sobie patrzę,… czy wszystko jest w porządku,...
niestety,.. jest w najlepszym porządku. — Syn Boży uniósł brwi w zdziwieniu, więc Stwórca poprawił się szybko: -
Chciałem powiedzieć; na szczęście jest wszystko w porządku! Przejęzyczyłem
się, oczywiście. — odwrócił wzrok, a jego oblicze pokrył ciemny
rumieniec.
Syn Boży roześmiał się w głos.
-
Ojcze! Ojcze! Przede mną nie musisz udawać! Myślisz, że nie wiem co cię
trapi?! Stworzyłeś doskonałe dzieło, a w nim doskonałe stworzenie — całkowicie
od nas w o l n e i n i e z a l e ż n e i teraz możesz tylko z ukrycia przyglądać mu się i podziwiać swą perfekcję! Zadowolony jesteś z tego?
Stwórca rozłożył ręce w nieporadnym geście i odparł niepewnie:
-
Czy ja wiem? Z jednej strony na pewno tak,… jednak zaczynam mieć pewne wątpliwości,...
nawet nie wiem jak ci to powiedzieć,.… — zawiesił głos, patrząc z uwagą w oblicze potomka. Ten ujął jego rękę i odparł impulsywnie:
-
Teraz dopiero masz wątpliwości?! A to dobre! Ja je miałem od samego początku,
ale przecież twoja wola tu się liczy, nie moja! Bo to, że przez cały ten
czas siedzimy w tym niebie jak dwa kloce, nikomu do niczego nie potrzebni, to
nie nasuwa ci żadnych wątpliwości ani przemyśleń?! Powiedz mi Ojcze, co my z tego wszystkiego mamy?! — wskazał dłonią w kierunku zielono-błękitnej
kuli ziemskiej, majestatycznie płynącej w przestrzeni kosmicznej.
Spojrzenie Stwórcy ożywiło się.
-
Co proponujesz zatem? — spytał z nadzieją w głosie i tajemniczym błyskiem w oczach.
— Ojcze! Przecież to proste; stworzenie powinno ci służyć i być
od ciebie we wszystkim zależne! Dopiero wtedy jego istnienie ma sens i uzasadnienie, nie uważasz? — spytał z wyrzutem patrząc w oblicze Stwórcy.
Ten przez jakiś czas zastanawiał się nad czymś w milczeniu, a potem spytał, wskazując na ziemię: — A ci tam? Co z nimi uczynić?
-
Jakiż to problem, drogi Ojcze?! Cofnij czas do początków swego stworzenia, a nikt się nawet nie połapie, że popełniłeś błąd w swoim dziele! -
powiedział to takim tonem i z taką miną, jakby się nie mógł nadziwić, iż
jego boski rodzic sam nie wpadł na to proste rozwiązanie.
Na te słowa Stwórca ożywił się wyraźnie, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Zniknęła dotychczasowa apatia z jego oblicza. Zawołał
nieomal: — A wiesz, że nie pomyślałem o tym?!
Patrzył z miłością na swego potomka, którego spojrzenie wyraźnie mówiło:
-
Wiem, wiem drogi Ojcze! Nie pomyślałeś także i o mnie, a to już jest
niewybaczalne gdy chodzi o załatwienie dobrej pracy dla najbliższej rodziny.
Stwórca pod wpływem jego wzroku, odwrócił głowę i zmieszał się
nieco. Cicho, jakby do siebie powiedział: — No tak,… rzeczywiście,… nie
pomyślałem o wszystkim.… — potem podniósł głowę i patrząc mu prosto w oczy, rzekł:
-
Ale to da się naprawić! Jak sam stwierdziłeś — żaden to problem! Spójrz
zresztą sam. — I Stwórca cofnął czas w tym momencie, o jakieś dwa tysiące
lat, do chwili, kiedy to skończył w dniu szóstym swe dzieło, a dnia siódmego
odpoczął po całym swym trudzie.
„Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym".
Także w tym dniu obmyślił Bóg ze swym Synem
n o w ą k o n c e p c
j ę swego przyszłego
dzieła i nowy p o r z ą d e k w nim panujący. A następnego dnia, zaraz z samego rana /albo z wieczora, zależy od wyznania/
wziął się z wielką ochotą za swe nowe dzieło.
I rzeczywiście, nikt się nie połapał w tej bożej wpadce. Jedyną
bowiem pozostałością po niej i drobną skazą, jest podwójny opis stworzenia
człowieka i jego początków, całkowicie się od siebie różniących. Lecz i na to znaleziono „zadowalające" wyjaśnienie, jak i na wszelkie inne zło
istniejące w dziele Stwórcy o nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwościach.
Nazywa się ono T e o d
y c e ą i zadowala ponoć
wszystkich wierzących, a nawet większość myślicieli. Wszystkich, prócz
mnie, dlatego napisałem swoją wersję wydarzeń i przyczyn, jakie je spowodowały.
Skoro przede mną tylu ludzi uważało za konieczne brać w obronę Boga,
który wszystko może, wszystko wie wcześniej i nad wszystkim panuje — nie
widzę nic niestosownego w tym, aby ktoś w końcu wziął w obronę to biedne
jego stworzenie — człowieka, który w przeciwieństwie do swego Stwórcy,
prawie nic nie wie i nie może. A to co może i tak mu ograniczają na każdym
kroku ci, co ponoć lepiej wiedzą co dla niego dobre a co złe.
— k o n i e c -
1 2
« (Published: 18-01-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3208 |