|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science »
Niedokończone doktoraty Author of this text: Marek Wroński
Do wielu kantów naukowych, które umykają
oficjalnej statystyce, można zaliczyć grupę niedokończonych doktoratów,
którą nazwałem „doktorat o mało co". Są to prace, w których wykryto
plagiat w trakcie przeprowadzania przewodu doktorskiego, jak również
przypadki, w których asystent przyniósł „swoją" pracę przyszłemu
promotorowi i ten odkrył, że praca jest jednak „nie swoja".
WYSOKI POTENCJAŁDo pierwszej grupy zaliczam pracę doktorską mgr
Renaty
Wołoszyn-Szajnik, która będąc przez ostatnie cztery lata słuchaczem
Studium Doktoranckiego Instytutu Filologii Germańskiej Uniwersytetu
Wrocławskiego na wiosnę tego roku przedstawiła maszynopis pracy
promotorce dr hab. Irenie Światłowskiej-Prędocie. Doktorat, napisany w języku niemieckim, liczył 325 stron maszynopisu i prawie 1200 pozycji
bibliograficznych. Dotyczył literaturoznawstwa i poświęcono go tematowi
Dolny Śląsk w pracach Carla Hauptmanna, Gerharta Hauptmanna i Hermana
Stehra. Nad tekstem doktoratu promotorka spędziła wiele godzin z doktorantką, więc, jak mi powiedziała, dość wcześnie zauważyła różnice
stylu w poszczególnych fragmentach pracy. Pouczona o konieczności
dokładnego cytowania wykorzystywanych fragmentów innych autorów mgr
Wołoszyn-Szajnik obiecała dopilnować tekstu.
Na początku lipca przyszła pozytywna recenzja prof.
Krzysztofa
Kuczyńskiego z Uniwersytetu Łódzkiego. Ocenił on pracę jako napisaną na
wysokim poziomie badawczym, co świadczyć miało bardzo pozytywnie o wysokich umiejętnościach młodej wrocławskiej germanistki. W Instytucie
zaczęło się mówić, iż po obronie zapewne przybędzie nowa adiunkt o wysokim potencjale naukowo-badawczym.
Tymczasem we wrześniu pracę przeczytał jeden z członków 10-osobowej
Komisji Doktorskiej prof. Wojciech Kunicki,
germanista-literaturoznawca. Kilkakrotnie wydawało mu się, iż czytane
fragmenty już zna z innych tekstów. Po krótkim szperaniu na półkach
własnej biblioteki odkrył, iż znane mu urywki doktoratu pochodzą z przedwojennego leksykonu niemieckiego, wydanego w NRD, skąd je
przepisano bez atrybucji bibliograficznej.
Kiedy odkryciem podzielił się z dr hab. Ireną
Światłowską-Prędotą i zasugerował, że doktorat powinien zostać wycofany, promotorka
początkowa była tym zaszokowana. Indagowana przez nią mgr
Wołoszyn-Szajnik nie była w stanie potwierdzić, że odnalezione dotąd
zapożyczenia są jedynymi i z płaczem przyznała, iż „się zagubiła".
Stanowisko dyrektora Instytutu Filologii Niemieckiej
prof.
Eugeniusza Tomiczka było jednoznaczne: sprawę trzeba wyjaśnić do końca. I prof. Kunicki dostał miesiąc na pełne „rozpracowanie" tekstu
doktoratu i wykazanie, że praca jest nierzetelna.
W połowie października każdy z 10 członków Komisji
Doktorskiej
otrzymał 40-stronicowe sprawozdanie, które wykazywało, że w pracę
doktorską „wszyto" wiele różnych zapożyczonych fragmentów z różnych
źródeł. W tajnym głosowaniu przeprowadzonym tydzień później komisja
jednogłośnie uznała, że praca jest plagiatem i przekazała swoje
stanowisko dziekanowi, prof. Władysławowi Dynakowi. Ten punkt „sprawa
zamknięcia przewodu doktorskiego mgr Wołoszyn-Szajnik" wprowadził do
porządku obrad najbliższej Rady Wydziału, która ma odbyć się w połowie
listopada. Zapewne wtedy przewód zostanie zamknięty bez dopuszczenia
doktorantki do obrony.
Ciekawi mnie jednak, czy recenzent z Łodzi, prof.
Krzysztof
Kuczyński, który widział tyle „potencjału" w doktorantce, honorowo
zwróci honorarium za niedbale wykonaną recenzję doktorską?
MAGICZNE PRAKTYKI
Innym ciekawym przykładem nierzetelnej pracy
doktorskiej był
maszynopis dostarczony przed trzema laty do gabinetu prof. Krzysztofa
Grotha, kierownika Zakładu Historii Nowożytnej Instytutu Historii
Uniwersytetu Gdańskiego. Przyniósł go wieloletni starszy asystent mgr
Krzysztof Szkurłatowski, któremu właśnie dobiegał końca 7-letni okres,
kiedy powinien przedstawić pracę doktorską, aby nie zostać zwolnionym. Z widoczną dumą położył na biurku prof. Grotha obszerną pracę w języku
niemieckim, którą skromnie przedstawił jako „roboczą wersję doktoratu".
Dotyczyła poziomu wiedzy naukowej w XVII wieku i analizowała znane
dzieło Gaspara Schotta Magia
universalis naturae et artis, wydrukowane w 4 tomach w latach 1657-59 w Würzburgu.
Szef pracę przejrzał i był zachwycony. Piękny język,
głęboka myśl,
świetna bibliografia i rozległe badania archiwalne na terenie Niemiec.
Przypadkowo wtedy do gabinetu wszedł dr hab. Edmund Kizik, pracujący w tym samym Zakładzie. Usłyszawszy o tak dobrej pracy doktorskiej,
poprosił o jej wypożyczenie na kilka dni. Kiedy w domu ją przeczytał,
wiedział, że coś tu jest nie tak… Bibliografia była mocno
rozbudowana, autor dotarł do tylu rzadkich dokumentów, iż sam pobyt w niemieckich archiwach wymagał co najmniej paru lat nieprzerwanych
badań. Zaś Szkurłatowski do Niemiec jeździł najwyżej na parę tygodni.
Był asystentem raczej mało pracowitym i dotąd opublikował zaledwie
kilka prac. Głośne w Instytucie Historii było, że pasjonował się
tematyką czarownic i ich procesami, ale „cała para szła w gwizdek", jak
to się popularnie mówi.
Zaintrygowany dr Kizik, sam świetnie znający
niemiecki, zasiadł przy
komputerze i w Internecie zaczął szukać źródeł, na które powoływał się
doktorant. Po kilku godzinach szperania znalazł źródło wiedzy
Szkurłatowskiego: ogólnoniemiecki bank prac doktorskich i habilitacyjnych, w którym za ok. 50 euro można skopiować dowolną pracę
dla potrzeb własnych. Figurowała tam praca doktorska Dietricha
Unverzagta Philosophia, Historia, Technica: Caspar Schotts Magia
Universalis, obroniona 18 lutego 2000 roku w Technische Universität w Berlinie. Po krótkim porównaniu widać było, iż „gdańskie dzieło" to
bliźniacza kopia, z której usunięto stronę tytułową, załączniki oraz
indeksy. Dodatkowo, w celu zamaskowania zaistniałych zmian, przepisano
od nowa strony w bibliografii. Jako dowód absolutnego plagiatu Kizik
wydrukował parę środkowych stron oryginalnego doktoratu.
Następnego dnia o „odkryciu" poinformowany został
prof. Groth.
Zawsze dotąd wygadany mgr Szkurłatowski skonfrontowany z dowodami
stracił głos i nie wiedział, co powiedzieć i co ze sobą zrobić. Po
kilku miesiącach, bojkotowany i wyśmiewany przez studentów, porzucił
pracę.
[Tekst ukazał się wcześniej w miesięczniku Forum
Akademickie, nr 11-12/2003]
« (Published: 22-03-2004 )
Marek Wroński Doktor medycyny. Lekarz mieszkający w Nowym Jorku. Zajmuje się problemem oszustw naukowych w Polsce i na świecie. Autor będzie wdzięczny każdemu za informacje o konkretnych tego typu przypadkach w środowisku naukowym i akademickim (gwarantowana pełna dyskrecja). Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Afirmatywna habilitacja na AGH | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3331 |
|