|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Bóstwo przyczajone w niebycie Author of this text: Roman Zaroff
W wielu dyskusjach z osobami wierzącymi, dotyczącymi
wyimaginowanego bóstwa wielokrotnie spotkałem się z dość mało
skomplikowanym argumentem, który ma być apologetyką wiary. W rzeczywistości jest logicznym dowodem na nieistnienie owego bóstwa.
Argument ów polega na tym, że wierzący twierdzą, że posiadają
kontakt ze swoim bogiem. Są to ponoć kontakty oscylujące pomiędzy
wizjami bóstwa lub jego rodzicielki, w postaci niesprecyzowanych bliżej
objawień, wewnętrznego poczucia jego/jej istnienia itp. We wszystkich
jednak przypadkach są to "kontakty" w sferze psychicznej
danej osoby. A więc zjawiska subiektywne i nieweryfikowalne dla kogoś
drugiego, na przykład takiego jak ja. Taki argument jest oczywiście
bezwartościowy w każdej poważnej, normalnej dyskusji. Bowiem co to za
dyskusja gdzie nie przedstawia się żadnych dowodów na poparcie swoich
tez. Na taką moją odpowiedź zazwyczaj słyszę, że trzeba mocno wierzyć
albo "otworzyć oczy na Boga", to wtedy i mnie się też
przytrafi. Niestety jakoś mi się nie przytrafiło, choć nie chwaląc
się sporo rzeczy w życiu widziałem i nie z jednego pieca chleb z margaryną jadłem. Na dodatek będąc onegdaj porządnym katolickim
pacholęciem, takie bardzo usilne próby "otworzenia oczu"
kiedyś podejmowałem bez jakichkolwiek wyników. No, ale od mniej
więcej 15-ego roku życia, kiedy przestałem być dzieckiem, wiary z siebie wykrzesać nie potrafię, bo jako pragmatyczny racjonalista i sceptyk bezkrytyczna akceptacja rzeczy niesprawdzonych graniczy dla
mnie z urojeniem. Dla eksperymentu przyjmijmy jednak jako roboczą hipotezę, że owe
subiektywne, psychiczne zjawiska nie są zwyczajnym oszustwem,
egzaltacją na skutek niezrealizowanych seksualnych chuci czy objawem
innych zaburzeń psychicznych, i że mają one miejsce naprawdę.
Powstaje tu natychmiast pytanie, jaki właściwie cel i intencję miało
by hipotetyczne bóstwo w tym, aby dać o sobie znać tylko nielicznej
grupie osób "wybranych". Jak wiemy wiara jest z natury
rzeczy nieracjonalna. Aby wierzyć nie trzeba dociekać i zastanawiać
się, chociaż jak ktoś się bardzo uprze to może, choć wyniki dociekań
ograniczone wiarą są zazwyczaj mierne. Z drugiej strony wszystkie
racjonalne przesłanki oraz badania naukowe, jeśli nawet ewidentnie
nie zaprzeczają istnieniu bóstwa to zwyczajnie go nie potwierdzają.
Powiem więcej, bóg chrześcijan wielce się natrudził, żeby świat
sprawiał wrażenie, że go nie ma. Zamiast jak inne porządne bóstwa
(np. Zeus, Jowisz lub nasz swojski, przaśny Swarog) regularnie się
objawiać. Ponieważ wierzący w bóstwo będą podobno zbawieni a niewierzący nie, to wynika z tego, że według bóstwa najlepszym
sposobem na zbawienie jest bezmyślna wiara i wiernopoddańcze modły i chwalba ku jego czci i uciesze. Natomiast receptą na potępienie jest
sceptycyzm, racjonalizm, powątpiewanie i kwestionowanie "prawd
objawionych". Czyli mówiąc krótko — samodzielne myślenie.
Logiczny wniosek z tego taki, że bezmyślna wiara jest według bóstwa
wartością pozytywną i nadrzędną, zaś wszystko inne jest
bezwartościowe i negatywne. W konsekwencji oznaczałoby to, że bóstwo
jest próżne, lubiące pochlebstwa, bezgraniczne poddaństwo i to na
dodatek od istot niewyobrażalnie marniejszych od niego. Natomiast
krnąbrnych i myślących niezależnie i zadających pytania bóstwo nie
toleruje. Są to bardzo paskudne i negatywne cechy pasujące do
perskiego satrapy a nie do bóstwa, które podobno jest dobre.
Logicznie więc rzecz biorąc w takiej sytuacji posiadamy dwie
alternatywne odpowiedzi. Albo bóstwo nie jest dobre, albo nie
istnieje. W obu przypadkach powyższy wywód zaprzecza kościelnym
naukom.
Na takie dictum słyszy się często odpowiedź typu: "niezbadane
są wyroki boże" lub "nie nam sądzić Boga". Pomijając
już fakt, że jest to dla mnie deklaracja intelektualnej kapitulacji,
to tu religianci wpadają w pułapkę. Bowiem, gdyby to była prawda
znaczyłoby to, że bóg nie uznał za stosowne wyposażyć nas w jakiś
mechanizm poznania umożliwiający wszystkim ludziom choćby najmniejszą
formę jego percepcji w oparciu o racjonalne przesłanki. Nie mówię tu o takim mechanizmie dla dużego Romana Zaroff, wstrętnego ateusza, ale
dla takiego powiedzmy Romusia, który przed laty przystępował do
"Pierwszej Komunii" (nie mylić z Pierwszą Komuną). A nic
takiego nie miało miejsca. Jego propagandyści twierdzą, że ów bóg
jest stwórcą wszechrzeczy. Wszechrzeczy, a więc również ludzkiej
skali wartości i oceny zjawisk. Tak więc negatywna ocena takiego a nie innego postępowania boga jest przez nas dokonana w oparciu o skalę wartości i moralność przez niego samego nam daną. Dokładnie w takiej a nie innej postaci. Ani mniej, ani więcej. Z kleszych bajań
wynikałoby więc, że bóg z premedytacją "wbudował" w ludzkość takie a nie inne mechanizmy podczas domniemanego aktu
stworzenia. Wniosek z tego znów taki, że albo boga nie ma, albo jeśli
istnieje, to jest typem mającym ludzkość w aż tak wielkiej pogardzie,
że według niego nie zasługujemy na jakiekolwiek racjonalne
wyjaśnienia. A pogarda dla istot słabszych, ułomnych czy mniej
doskonałych od siebie jest przecież obrzydliwą cechą.
Żeby było śmiesznie pomyślmy, jak powinno zachować się dobre,
miłujące swe "dzieci" bóstwo, aby dać równiejszą, bo
przecież nie równą szansę większości ludzi, których podobno stworzyło i podobno kocha. A więc bóg powinien objawić się w sposób oczywisty,
racjonalnie weryfikowalny dla swoich sceptycznych aczkolwiek ponoć
też "ukochanych dzieci". W moim przypadku, najlepiej gdyby
bóstwo objawiło się wewnątrz budynku CSIRO w Melbourne (federalny
ośrodek badań naukowych w Australii) a nie cichcem w górach
małoletnim iberyjskim analfabetom. Tamże w CSIRO dałoby się one
zmierzyć, zbadać i opisać. Po ogłoszeniu badań w naukowych żurnalach
oraz po krytycznej ich weryfikacji byłbym gotów istnienie boga
zaakceptować. W innym przypadku argumentacje i wywody apologetyczne można spokojnie potraktować jako zwyczajny, nielogiczny i pozbawiony
sensu bełkot na temat bytów urojonych.
*
Horyzont, Brisbane, czerwiec 2001
« (Published: 29-03-2004 Last change: 01-06-2005)
Roman ZaroffDoktor historii, mediewista. W latach 1999-2001 wykładał historię w University of Queensland (Australia), obecnie związany jest z School of Historical and Religious Studies w Monash University. Redagował pierwszy internetowy magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów - HORYZONT, istniejący w latach 1997-2001. Od wielu lat mieszka w Australii. Number of texts in service: 27 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego jestem ateistą a nie agnostykiem? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3346 |
|