The RationalistSkip to content


We have registered
200.407.668 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life »

Bóstwo przyczajone w niebycie
Author of this text:

W wielu dyskusjach z osobami wierzącymi, dotyczącymi wyimaginowanego bóstwa wielokrotnie spotkałem się z dość mało skomplikowanym argumentem, który ma być apologetyką wiary. W rzeczywistości jest logicznym dowodem na nieistnienie owego bóstwa. Argument ów polega na tym, że wierzący twierdzą, że posiadają kontakt ze swoim bogiem. Są to ponoć kontakty oscylujące pomiędzy wizjami bóstwa lub jego rodzicielki, w postaci niesprecyzowanych bliżej objawień, wewnętrznego poczucia jego/jej istnienia itp. We wszystkich jednak przypadkach są to "kontakty" w sferze psychicznej danej osoby. A więc zjawiska subiektywne i nieweryfikowalne dla kogoś drugiego, na przykład takiego jak ja. Taki argument jest oczywiście bezwartościowy w każdej poważnej, normalnej dyskusji. Bowiem co to za dyskusja gdzie nie przedstawia się żadnych dowodów na poparcie swoich tez. Na taką moją odpowiedź zazwyczaj słyszę, że trzeba mocno wierzyć albo "otworzyć oczy na Boga", to wtedy i mnie się też przytrafi. Niestety jakoś mi się nie przytrafiło, choć nie chwaląc się sporo rzeczy w życiu widziałem i nie z jednego pieca chleb z margaryną jadłem. Na dodatek będąc onegdaj porządnym katolickim pacholęciem, takie bardzo usilne próby "otworzenia oczu" kiedyś podejmowałem bez jakichkolwiek wyników. No, ale od mniej więcej 15-ego roku życia, kiedy przestałem być dzieckiem, wiary z siebie wykrzesać nie potrafię, bo jako pragmatyczny racjonalista i sceptyk bezkrytyczna akceptacja rzeczy niesprawdzonych graniczy dla mnie z urojeniem.

Dla eksperymentu przyjmijmy jednak jako roboczą hipotezę, że owe subiektywne, psychiczne zjawiska nie są zwyczajnym oszustwem, egzaltacją na skutek niezrealizowanych seksualnych chuci czy objawem innych zaburzeń psychicznych, i że mają one miejsce naprawdę. Powstaje tu natychmiast pytanie, jaki właściwie cel i intencję miało by hipotetyczne bóstwo w tym, aby dać o sobie znać tylko nielicznej grupie osób "wybranych". Jak wiemy wiara jest z natury rzeczy nieracjonalna. Aby wierzyć nie trzeba dociekać i zastanawiać się, chociaż jak ktoś się bardzo uprze to może, choć wyniki dociekań ograniczone wiarą są zazwyczaj mierne. Z drugiej strony wszystkie racjonalne przesłanki oraz badania naukowe, jeśli nawet ewidentnie nie zaprzeczają istnieniu bóstwa to zwyczajnie go nie potwierdzają. Powiem więcej, bóg chrześcijan wielce się natrudził, żeby świat sprawiał wrażenie, że go nie ma. Zamiast jak inne porządne bóstwa (np. Zeus, Jowisz lub nasz swojski, przaśny Swarog) regularnie się objawiać. Ponieważ wierzący w bóstwo będą podobno zbawieni a niewierzący nie, to wynika z tego, że według bóstwa najlepszym sposobem na zbawienie jest bezmyślna wiara i wiernopoddańcze modły i chwalba ku jego czci i uciesze. Natomiast receptą na potępienie jest sceptycyzm, racjonalizm, powątpiewanie i kwestionowanie "prawd objawionych". Czyli mówiąc krótko — samodzielne myślenie. Logiczny wniosek z tego taki, że bezmyślna wiara jest według bóstwa wartością pozytywną i nadrzędną, zaś wszystko inne jest bezwartościowe i negatywne. W konsekwencji oznaczałoby to, że bóstwo jest próżne, lubiące pochlebstwa, bezgraniczne poddaństwo i to na dodatek od istot niewyobrażalnie marniejszych od niego. Natomiast krnąbrnych i myślących niezależnie i zadających pytania bóstwo nie toleruje. Są to bardzo paskudne i negatywne cechy pasujące do perskiego satrapy a nie do bóstwa, które podobno jest dobre. Logicznie więc rzecz biorąc w takiej sytuacji posiadamy dwie alternatywne odpowiedzi. Albo bóstwo nie jest dobre, albo nie istnieje. W obu przypadkach powyższy wywód zaprzecza kościelnym naukom. 

Na takie dictum słyszy się często odpowiedź typu: "niezbadane są wyroki boże" lub "nie nam sądzić Boga". Pomijając już fakt, że jest to dla mnie deklaracja intelektualnej kapitulacji, to tu religianci wpadają w pułapkę. Bowiem, gdyby to była prawda znaczyłoby to, że bóg nie uznał za stosowne wyposażyć nas w jakiś mechanizm poznania umożliwiający wszystkim ludziom choćby najmniejszą formę jego percepcji w oparciu o racjonalne przesłanki. Nie mówię tu o takim mechanizmie dla dużego Romana Zaroff, wstrętnego ateusza, ale dla takiego powiedzmy Romusia, który przed laty przystępował do "Pierwszej Komunii" (nie mylić z Pierwszą Komuną). A nic takiego nie miało miejsca. Jego propagandyści twierdzą, że ów bóg jest stwórcą wszechrzeczy. Wszechrzeczy, a więc również ludzkiej skali wartości i oceny zjawisk. Tak więc negatywna ocena takiego a nie innego postępowania boga jest przez nas dokonana w oparciu o skalę wartości i moralność przez niego samego nam daną. Dokładnie w takiej a nie innej postaci. Ani mniej, ani więcej. Z kleszych bajań wynikałoby więc, że bóg z premedytacją "wbudował" w ludzkość takie a nie inne mechanizmy podczas domniemanego aktu stworzenia. Wniosek z tego znów taki, że albo boga nie ma, albo jeśli istnieje, to jest typem mającym ludzkość w aż tak wielkiej pogardzie, że według niego nie zasługujemy na jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienia. A pogarda dla istot słabszych, ułomnych czy mniej doskonałych od siebie jest przecież obrzydliwą cechą.

Żeby było śmiesznie pomyślmy, jak powinno zachować się dobre, miłujące swe "dzieci" bóstwo, aby dać równiejszą, bo przecież nie równą szansę większości ludzi, których podobno stworzyło i podobno kocha. A więc bóg powinien objawić się w sposób oczywisty, racjonalnie weryfikowalny dla swoich sceptycznych aczkolwiek ponoć też "ukochanych dzieci". W moim przypadku, najlepiej gdyby bóstwo objawiło się wewnątrz budynku CSIRO w Melbourne (federalny ośrodek badań naukowych w Australii) a nie cichcem w górach małoletnim iberyjskim analfabetom. Tamże w CSIRO dałoby się one zmierzyć, zbadać i opisać. Po ogłoszeniu badań w naukowych żurnalach oraz po krytycznej ich weryfikacji byłbym gotów istnienie boga zaakceptować. W innym przypadku argumentacje i wywody apologetyczne można spokojnie potraktować jako zwyczajny, nielogiczny i pozbawiony sensu bełkot na temat bytów urojonych.

*

Horyzont, Brisbane, czerwiec 2001


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Chrześcijańska wizja ateizmu
Dlaczego nie potrzebuję religii: Religia i śmierć rozumu

 Comment on this article..   See comments (5)..   


«    (Published: 29-03-2004 Last change: 01-06-2005)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Roman Zaroff
Doktor historii, mediewista. W latach 1999-2001 wykładał historię w University of Queensland (Australia), obecnie związany jest z School of Historical and Religious Studies w Monash University. Redagował pierwszy internetowy magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów - HORYZONT, istniejący w latach 1997-2001. Od wielu lat mieszka w Australii.

 Number of texts in service: 27  Show other texts of this author
 Newest author's article: Dlaczego jestem ateistą a nie agnostykiem?
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 3346 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)