|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Wrzesień 1939: zgubne skutki narodowej naiwności [1] Author of this text: Wojciech Rudny
"Jeżeli zamierzasz pozbawić władcę
lub lud jakiejkolwiek
ochoty do rokowań pokojowych, to cel twój osiągniesz
najpewniej wtedy, gdy namówisz ich do wyrządzenia
jakiejś okrutnej zniewagi
temu, z którym chcieliby,
wbrew twojej woli, rokować…".
Mikołaj Machiavelli
"Nie
ustępować w niczym.
To jest najmniejsza Polska, jaka się może ostać".
Józef
Piłsudski Czy
nasza polska „wyrazistość" — „impulsywnych zapaleńców" i „niepoczytalnych romantyków" to istotnie powód do dumy narodowej? Czy jest
może dowodem niedojrzałości
cywilizacyjno-kulturowej? Czy rezygnacja z walki w obliczu zagłady elity narodu
oznaczać może tylko wieczną hańbę? Czy dowodzi raczej przewidującego
realizmu przywódców narodu? Niewątpliwie kolejna rocznica Września przywołuje
takie pytania i refleksje.
Etiopczycy
Europy
Rozważania
nasze zacznijmy od dziedziny militarnej. Na tym polu niestety II Rzeczpospolita
przedstawiała sobą obraz bojowego anachronizmu (z udoskonaloną organizacją z 1920 roku). Wielu autorów, także oficerów armii sanacyjnej (m.in. śp. St. Żochowski),
stwierdza bez ogródek, że przed wybuchem II wojny światowej:
-
nie mieliśmy nowoczesnej artylerii ciężkiej;
-
broni pancernej;
-
zmotoryzowanego transportu (transport na miarę XVII lub co najwyżej XVIII i początku wieku XIX — konny);
-
nie mieliśmy należycie umocnionych granic (przygotowane na atak ze Wschodu wg
koncepcji nieśmiertelnego Marszałka — na zachodzie w ogóle — nie wykończone!);
-
lotnictwo polskie było liche;
-
zapasy amunicji wystarczały tylko
na dwa dni walk — do tego niewystarczająca jej produkcja (podobnie z produkcją
broni!).
"Bez
decydującej wymowy cyfr nie ma prawdziwych ocen historycznych i nie ma
prawdziwych faktów", mawiał historyk Olgierd Górka. Przejdźmy więc do liczb. Stan
sił na 1 września 1939 r. między Polską, Niemcami i ZSRR przedstawiał się
następująco [ 1 ]:
WEHRMACHT |
WOJSKO POLSKIE |
ARMIA CZERWONA |
3,7
mln żołnierzy |
0,95 mln żołnierzy |
ok. 5,5 mln żołnierzy |
32
255 szt. artylerii i moździerzy |
6 503 szt. artylerii i moździerzy |
ponad 50 tys. szt.
|
4
700 samolotów |
700 samolotów |
6500 do 8000 samolotów
|
3206
czołgów |
786 czołgów |
od 15 do 22
tys. czołgów
|
315
tys. ton (marynarka wojenna) |
16
tys. ton (marynarka wojenna) |
zbliżona
tonażem do niemieckiej
|
Wywiad polski dysponował danymi na temat
sił wroga. Dysproporcja była rażąca, pomimo to Beck zdecydował się na
rozwiązanie siłowe, licząc na pomoc Zachodu, która jak wiadomo nigdy nie
nadeszła. Pomimo sojuszniczych umów z Francją i Anglią tak naprawdę Polska
została zdradzona — jeszcze bardziej perfidnie niż Czechosłowacja. Czesi
wiedząc doskonale o tym, że zostali przefrymarczeni przez Zachód — w imię (świętego)
światowego (s)pokoju, postanowili ustąpić Hitlerowi, by nie skazywać własnego — nielicznego bądź co bądź narodu na zagładę. Ocalili w ten sposób
substancję biologiczną narodu — nie wykrwawili się w nierównej walce z Niemcami, ocalili też własne — bezcenne dobra kultury. Nie była to postawa -
wbrew temu, co się Czechom imputuje — tchórzliwego narodu bez honoru, ale działanie
społeczeństwa myślącego realistycznie. Natomiast my zdobyliśmy się na nierówną
walkę, która okazać się wkrótce miała tragiczną pomyłką. Ofiara ok.
200 tysięcy zabitych i rannych (we wrześniu 1939 r.) nie ocaliła naszego państwa
od zagłady i od jarzma jeszcze straszniejszego niż czeskie. Co więcej
losy obu słowiańskich narodów po wojnie potoczyły się zadziwiająco
podobnie. Tak samo jak Polska, Czechosłowacja stała się państwem
zdominowanym przez Sowiety (Stalina). Podobnie też w obu państwach pozbyto się
mniejszości niemieckiej (Czesi wydalili z terytorium swojego kraju 3,5 mln
Niemców z Sudetów).
Niestety, w takim położeniu w jakim się znajdowaliśmy byliśmy
skazanymi na przegraną — Etiopczykami Europy. Sercem była z nami
Francja, która jednak się nie chciała krwawić za Gdańsk, i Anglia — a nawet pozostające w ścisłym sojuszu z Niemcami Włochy! [ 2 ]. Warto przytoczyć w tym miejscu
wypowiedź zięcia Duce, hrabiego Ciano, z 16 sierpnia 1939 roku, kiedy to
spotkał na plaży polskiego ambasadora: "Mówię z nim — pisze hr.
Ciano — w słowach bardzo ogólnych i doradzam mu umiarkowanie. Nasz radca w Warszawie donosi, że Polska będzie się bić do ostatniego żołnierza. Kościoły
są pełne, modlą się do Boga i śpiewają pieśni: „Boże ratuj naszą
Ojczyznę". Ci ludzie będą jutro zmasakrowani przez żelazo germańskie,
choć są zupełnie niewinni…". Wiedział coś na ten temat człowiek
należący do elity państwa, które to samo zgotowało, broniącym swego honoru i dumy narodowej, Etiopczykom — przeciwstawiającym nowoczesnej broni swe
oszczepy i nieliczne strzelby. Byliśmy co prawda w nieco lepszej sytuacji niż
Etiopczycy, dysponowaliśmy kilkoma bombowcami i okrętami wojennymi, ale i hitlerowskie Niemcy, to nie były Włochy Mussoliniego — potęgą militarną
wyraźnie je przewyższały. Piękne było przemówienie cesarza Etiopii Hajle
Sellasje I na forum Ligi Narodów — nie mniej piękne niż naszego Becka o honorze w życiu narodów. Nie zmienia to jednak faktu, że idąc na zbrojną
konfrontację z Niemcami — w tym czasie i położeniu — nie daliśmy dowodu
„przewidującego realizmu", ale jego całkowitego braku.
Nie
zapominajmy też, że potem była ta „dziwna wojna" (brak jakichkolwiek
akcji militarnych ze strony naszych zachodnich sojuszników) podyktowana
narodowo-państwowymi egoizmami naszych sojuszników. My natomiast zdobyliśmy
się na postawę odwrotną — godną
„Winkelrieda narodów". Wzięliśmy na swoje ciało hitlerowskie
„kopie", ginąc w nierównej walce. Co prawda zwycięstwo nad Niemcami nastąpiło
sześć lat później, ale czy było ono tak naprawdę nasze? Czy może raczej
był to triumf tyrana Wschodu?
Czeski
przykład
Niech
mi więc wolno będzie — wbrew powszechnemu u nas przekonaniu — nie zgodzić się z opinią, że nie było innego wyjścia dla Polski, jak samobójcza walka z Niemcami we wrześniu 1939 r. — w imię honoru — "rzeczy, która — Józef
Beck — w życiu ludzi, narodów i państw jest bezcenna". Niebywały
entuzjazm, ofiarność, patriotyczne manifestacje oraz hasła typu "silni,
zwarci, gotowi" nie mogły niestety zmienić skrajnie niekorzystnego położenia
geopolitycznego Polski (po zajęciu Czechosłowacji granice z Niemcami uległy
dalszemu wydłużeniu). Nie mogły też zmienić skrajnie niekorzystnego dla nas
stosunku sił!
A
jak wyglądałaby „czeska" postawa 1 września 1939 roku? Oznaczałaby ni
mniej, ni więcej tylko to, że jeśli Francuzi nie ruszyliby się jeszcze tego
samego dnia (!) zza linii Maginota, uderzając na pozycje niemieckie na
zachodzie, a Anglicy czyniąc to samo zza Kanału La Manche, to my ogłaszamy
bezzwłocznie (jeszcze bez większych ofiar) akt bezwarunkowej kapitulacji,
stwierdzając po prostu fakt, że zostaliśmy wystawieni do wiatru przez naszych
sojuszników (bez eufemizmów — zostaliśmy
przez nich zdradzeni).
Można
więc było pójść drogą czeską — z pewnością mniej ofiarną i heroiczną
niż nasza, polska, ale o ile bardziej realistyczną. Czesi za to samo, co stało
się i naszym udziałem, zapłacili nieporównywalnie mniej. My jak zwykle przepłaciliśmy,
uważając jak zwykle ten fakt za powód do dumy wobec siebie samych i świata.
Nasi południowi sąsiedzi ocalili swój naród przed bezsensownymi ofiarami,
nie marnowali swego niewątpliwego heroizmu — zupełnie inaczej jak my, którzy
staliśmy się sumieniem, Winkelriedem i ofiarą całopalną Europy. Pomimo to
Zachód wbrew naszym nadziejom przeszedł nad tym faktem do porządku dziennego, a u nas pozostała tylko gorzka gorycz porażki oraz zdziesiątkowane pokolenie
zawiedzionych i sfrustrowanych patriotów. Przeceniliśmy nie tylko własne siły,
ale nade wszystko dobre intencje naszych zachodnich sojuszników, słono za to płacąc — najpierw klęską wrześniową, a następnie zagładą stolicy i kwiatu narodu w warszawskim powstaniu...
Nauka naszego
feralnego Września jest jedna i niezmienna. Sprowadza się ona do takiego oto
stwierdzenia, że jeśli nasi sojusznicy nie wywiązują się ze swoich
sojuszniczych zobowiązań — to my nie mamy obowiązku walczyć usque ad
finem,aż do ostatniej kropli krwi — co więcej w ich raczej, a nie
naszym interesie! Wizerunek martwych bohaterów, jaki zdobędziemy sobie w świecie,
nie ma dla naszej sprawy jakiegokolwiek znaczenia. Naszym podstawowym zadaniem -
zwłaszcza w chwilach światowego kataklizmu — jest przetrwać, zachować to, co
najcenniejsze, nie honor samobójcy, ale życie narodu! Jarzmo może nie
przynosi chwały, ale z pewnością nie powoduje tak wielkich strat i spustoszeń w narodowym organizmie jak hekatomba, która sprowadza jarzmo jeszcze nieznośniejsze
dla niedobitków pozostałych przy życiu.
Beck
ubrązowiony
Już wyświechtanym zanadto, lecz z gruntu
fałszywym twierdzeniem jest to, które mówi, że nie było przed II Rzecząpospolitą
innej drogi niż ta, jaką poprowadził nas wicepremier i minister spraw
zagranicznych Józef Beck. W tym też kontekście nie może dziś dziwić brązowanie
człowieka, który całkowicie świadomie zgotował Polsce wrześniową klęskę.
Jakże nazbyt łatwo zapominamy o jego niewybaczalnych — z punktu widzenia
polskich interesów narodowych — błędach. A takim już kardynalnym błędem
jego polityki zagranicznej było odrzucenie czeskich propozycji wspólnego
wystąpienia przeciwko Niemcom. Wbrew powszechnej, ale i megalomańskiej
opinii nasi południowi sąsiedzi byli gotowi do walki z Hitlerem (zmobilizowali
ok. 1,2 mln żołnierzy!). Dopiero ewidentna zdrada Zachodu sprawiła, że
skapitulowali.
Dziś niektórzy apologeci Becka twierdzą, że
Czechosłowacja wolała „konszachty z Moskwą od zgody z Warszawą".
Tymczasem to właśnie Benesz pisał do Mościckiego w sprawie pokojowej
regulacji granicy czechosłowacko-polskiej (rewizja granicy dotycząca Zaolzia).
Niestety, dopiero z perspektywy czasu widać jak nasz nieszczęsny minister
spraw zagranicznych dał się w iście makiaweliczny sposób wymanewrować
Hitlerowi, decydując się na zbrojne zajęcie Zaolzia . Oczywiście Zaolzie nam
się należało, ale czy swoją własność odbiera się do spółki z łotrem i złodziejem? I czy wyczerpaliśmy wszelkie środki negocjacyjne z Czechami?
Odpowiedź brzmi: nie. To też obciąża Becka. Pytanie, kto odniósł
rzeczywiste korzyści z rozbioru Czechosłowacji,
nie wymaga chyba odpowiedzi.
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Według: A.L. Szcześniaka, Historia 1918-1939, Warszawa 1993, s.
191. [ 2 ] Zob. G. Ciano,
Pamiętniki 1939-1943, Warszawa 1991, s. 106. « (Published: 25-06-2004 Last change: 07-04-2007)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3462 |
|