|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » » »
Morderstwo po amerykańsku [2] Author of this text: Krzysztof Szymborski
Najbardziej istotnym odkryciem Dały i Wilsona, które do dziś budzi wiele emocji i kontrowersji, było stwierdzenie (na podstawie kanadyjskich statystyk kryminalnych), że przybrani rodzice, na ogół ojcowie, zabijają swe przysposobione dzieci mniej więcej sto razy częściej niż swe biologiczne potomstwo. Była to prawidłowość, która nie tylko potwierdziła mądrość starych ludowych opowieści (w swej mizoginicznej wersji dotyczyły one zazwyczaj niedobrej macochy i prześladowanej przez nią pasierbicy, jak to jest np. w baśni o Kopciuszku), lecz pozostawała w całkowitej zgodzie z przewidywaniami socjobiologów. Stwierdzenie, że istnieje związek między dzieciobójstwem a biologicznym pokrewieństwem — związek, który był całkowicie pomijany w amerykańskich statystykach zabójstw — było swego rodzaju szokiem i wzbudziło spore zainteresowanie w masowych środkach przekazu. W swej książce Daly i Wilson rozważali także inne aspekty zabójstwa, dla których zrozumienia przydatne może być odwołanie się do biologicznych, ukształtowanych przez ewolucję, aspektów ludzkiej natury. Na przykład we wszystkich kulturach około 90% gwałtownych przestępstw dokonywanych jest przez mężczyzn i mimo uporczywych starań nie udało się jeszcze nikomu przedstawić przekonującego dowodu, że ta radykalna dysproporcja wywołana jest odmiennym wychowaniem dziewczynek i chłopców. Carlson zauważa, że
„w Stanach Zjednoczonych [choć wiele wskazuje, że ma to bardziej uniwersalnych charakter — K.S.], członkowie jednej grupy mniejszościowej pod działaniem jednej chemicznej substancji popełniają przeważającą większość morderstw. Tą grupą są mężczyźni, a substancją chemiczną — testosteron".
Istniejące amerykańskie statystyki zabójstw — w których około 30% takich tragicznych incydentów jest określane jako rezultat
„trywialnej sprzeczki", czyli zostaje potraktowane jatko irracjonalny akt przemocy, pozbawiony jakiejkolwiek istotnej przyczyny — są właściwie ilustracją teoretycznej bezradności kryminologów. Jak pisze Edna Buchanan, znana sądowa dziennikarka z Miami,
„drobne życiowe sprawy wyzwalają niekiedy żądzę zabójstwa: zbyt głośno grające stereo, gra w warcaby… Pewien mężczyzna z Florydy zabił swego sąsiada z powodu źle ostrzyżonego żywopłotu. W pewnej rodzinie gorąca noc spowodowała śmiertelną w skutkach kłótnię o wentylator. Inny mężczyzna zastrzelił swego długoletniego przyjaciela za to, że ten usiadł na jego fotelu. Ostrzegał go przedtem, by tego nie robił". Pani Buchanan nie jest kryminologiem czy psychologiem sądowym, lecz reporterem, natomiast podobne pełne zadziwienia zakłopotanie nie przystoi uczonym. Zdaniem Daly i Wilsona wyjaśnienia na pozór bezsensownych aktów męskiej przemocy szukać można w naszych biologicznych przystosowaniach do życia w hierarchicznie zorganizowanej grupie
osobników należących do rzędu naczelnych. "Znaczna część zabójstw w Ameryce — stwierdzają oni — a w szczególności większość tych, które tradycyjnie określa się jako rezultat
trywialnego konfliktu, wyjaśnić można jako rzadką fatalną konsekwencję wszechobecnej konkurencyjnej walki mężczyzn o miejsce w hierarchii grupy".
Między zrozumieniem biologicznych uwarunkowań aktów przemocy a znalezieniem skutecznych metod walki z przestępczością nie ma jednak prostego i oczywistego związku. Wniosek, że skłonność do używania brutalnej siły leży w biologicznej naturze człowieka, wielu wydaje się nazbyt pesymistyczny i fatalistyczny. W końcu zmiana ludzkiej natury nie może być realistycznym celem polityki społecznej. A jednak najwyraźniej z przestępczością można skutecznie walczyć, skoro w samym Nowym Jorku w ciągu czterech lat liczba zabójstw zmniejszyła się aż o 66%. Rzecz w tym, że przyczyny tego spadku pozostają nadal w znacznej mierze tajemnicze. Sukces, jak wiadomo, ma wielu ojców. Ekonomiści doszukują się przyczyn tego zjawiska w poprawie sytuacji gospodarczej kraju; demografowie wskazują na zmiany demograficzne (spadek liczebności najbardziej skłonnej do przestępstw grupy młodych mężczyzn); politycy, rzecz zrozumiała, łączą wzrost bezpieczeństwa z wprowadzonymi przez siebie nowymi surowszymi prawami, a stróże porządku publicznego — z udoskonaleniem metod działania policji. W grę wchodzą zapewne też nieprzewidywalne i trudne do kontrolowania czynniki, takie jak zmniejszenie się popularności szczególnie kryminogennego narkotyku, jakim jest kokaina w postaci krystalicznej, zwana crack.
Wśród wszystkich tych przyczyn jedna jest wszakże szczególnie godna uwagi, gdyż wiąże się bezpośrednio z nową praktyką prewencji, zastosowaną przez policję w latach dziewięćdziesiątych w Nowym Jorku. Koncepcja leżąca u jej podstaw sformułowana została w uważanym dziś za klasykę literatury
kryminologicznej artykule zatytułowanym „Broken windows" (Wybite okna), opublikowanym w marcu 1982 roku w miesięczniku
„Atlantic Monthly" przez dwu badaczy — George’a Kellinga i Jamesa Q. Wilsona. Ich kluczowa teza brzmiała, iż antycypacją
poważnych przestępstw są aspołeczne zachowania, przyjmujące początkowo postać drobnych wykroczeń przeciwko porządkowi publicznemu. Tolerancja wobec występków mniej poważnych — wandalizmu, zanieczyszczania miejsc publicznych czy jazdy na gapę publicznymi środkami transportu — doprowadza do eskalacji gwałtowności przestępstw, a w efekcie do wzrostu liczby najbardziej brutalnych ich form, takich jak napady rabunkowe i morderstwa. Pozostawienie w budynku nie naprawionego wybitego okna, stwierdzali — posługując się obrazową przenośnią — autorzy artykułu, jest sygnałem, że nikt o dom nie dba, i nieuchronnie prowadzi do wybicia innych okien.
Choć teza ta wydawać się może po prostu stwierdzeniem opartym na zdrowym rozsądku, w latach sześćdziesiątych i później tego rodzaju myślenie rzadko kiedy inspirowało amerykańskie praktyki policyjne. Były to lata znacznego rozszerzenia prawnej ochrony indywidualnych swobód obywatelskich i wiele aspołecznych form zachowania — hałasowanie lub nietrzeźwość w miejscach publicznych, natarczywe żebractwo czy choćby przechodzenie przez jezdnię na czerwonym świetle — było traktowanych niemal jak wykorzystywanie konstytucyjnego prawa do swobodnej ekspresji, a przynajmniej — nagminnie ignorowane przez stróżów porządku publicznego. Policjanci, szczególnie w wielkich ośrodkach miejskich, działali w myśl doktryny
„szybkiej reakcji", to znaczy głównie siedzieli w komisariatach, czekając na wezwanie. Ta taktyka biernego oczekiwania na meldunek o popełnieniu przestępstwa wymagającego interwencji miała ten skutek, że jedynie około 3% sprawców lądowała w areszcie.
Zdaniem Kellinga i Wilsona powstrzymanie rosnącej fali przestępczości stanie się możliwe jedynie wówczas, gdy policja powróci do starego zwyczaju patrolowania ulic, jeśli będzie pracować w bliższym kontakcie z mieszkańcami oraz, co najważniejsze, interweniować czynnie nawet w wypadku trywialnych na pozór wykroczeń, dotychczas traktowanych z pobłażaniem. Ta nowa polityka wypróbowana została w 1991 roku w nowojorskim metrze, nękanym plagą gapowiczów. Kiedy zaczęto ich ścigać i aresztować, okazało się nie tylko, że wobec 10% z nich
były wydane — i nie wykonane — nakazy aresztowania, ale także, że gwałtownie spadła liczba kradzieży i napadów na terenie kolei podziemnej. W 1992 roku nowy burmistrz miasta, były prokurator Rudolf Giuliani, rozszerzył tę praktykę na cały Nowy Jork, ze znanymi już nam efektami. Poza zredukowaniem liczby zabójstw polityka
„zerowej tolerancji" przyniosła też spadek — do najniższego od kilkudziesięciu lat poziomu — liczby pieszych i rowerzystów zabitych w wyniku potrącenia przez samochód.
Czy ten sukces oznacza, że socjolodzy mogą sami znakomicie uporać się ze społecznymi problemami, takimi jak przemoc i zbrodnia, bez pomocy biologów czy specjalistów od psychologii ewolucyjnej? Byłby to wniosek pochopny. Sam James Q. Wilson uchodzi wśród socjologów za badacza o wyjątkowo wyraźnej biologicznej orientacji. Jego wydana w 1985 roku praca
Crime and Human Nature (Zbrodnia a ludzka natura), napisana wspólnie z nieżyjącym już psychologiem Richardem J. Herrsteinem (współautorem kontrowersyjnej książki
Bell Curve: Intelligence and Class Stracture in American Life) wywołała wśród kryminologów burzliwą debatę, ponieważ jej autorzy m.in. dowodzili, że przestępcze skłonności idą w parze z takimi cechami charakteru jak niska inteligencja i wysoka impulsywność, które bądź są wrodzone, bądź kształtują się we wczesnym dzieciństwie. Poznanie podłoża ludzkiej skłonności do przemocy i znalezienie skutecznych metod jej kontroli wymaga więc najwyraźniej uwzględnienia wpływów zarówno natury, jak i kultury.
*
Lipiec 1998. Tekst pochodzie ze zbioru Poprawka z natury....
Publikacja w Racjonaliście za zgodą Autora.
1 2
« (Published: 24-10-2004 Last change: 26-07-2005)
Krzysztof SzymborskiHistoryk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne. Number of texts in service: 31 Show other texts of this author Newest author's article: Mężczyzna niepotrzebny | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3699 |
|