|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science »
Hr. Henryk w walce z czarnoksiężnikiem [3] Author of this text: Stanisław Wasylewski
Kiedy mu w tym czasie, w połowie kwietnia 1857, St. Koźmian wyrzucał w liście, że pono, jak mówią, hołduje szarlatanowi — żachnął się. „Mój drogi! — tak pisze — Ja jeden wśród zajętych
Hume’em zachowałem, zda mi się, rozwagę i przytomność. Śledziłem go, badałem, podejrzewałem
wszystko w nim, krok w krok stąpałem za nim, zawsze się miał obronnie i uorężnionym duchem walczyłem przeciw niemu, ostrzegając drugich, rzucających się w otchłań tych zjawisk lub staczających się w nią, a obałamuconych i upojonych". A rezultat? O tym pisze dalej: „Przekonałem się, że kształt objawów tych, które istotnie z zaświata pochodzą — lichy; charakter samego pośrednika lichy; wpływ, wywarty na widzów lichy. Stąd jaki wniosek o pierwiastku rządzącym tymi zjawiskami?"
(Listy do St. E. Koźmiana, str. 206) Nareszcie i cierpliwość czarnoksiężnika wyczerpała się. Miał dosyć tych stąpań krok w krok, podejrzeń i zaklinań. Odwieczne prawo magiczne opiewało przecież, że wystarczy obecność chociażby jednej wrogo usposobionej osoby na seansie, aby sprowadzić zupełną impotencję władzy medium. Dlatego Hume, chociaż ryzykował wiele, bo może nawet utratę hojnych subsydiów Branickiego, odważył się na krok stanowczy. Najpierw zbojkotował „oberżę szatana" przy ul. Dauphot 8 i nie pokazał się tam więcej, potem poprosił Krasińskiego, aby raczył zaprzestać zajmować się nim i nie odwiedzał jego seansów. Takiego strachu nabrał nieszczęsny wobec Krasińskiego, że zaczął kryć się i uciekać, aby się tylko nie zetknąć z osobą swego pogromcy, którego samo spojrzenie przyprawiało go o drgawki kataleptyczne. Z pewną satysfakcją donosił o tym Krasiński przyjacielowi swemu: „Nareszcie medium wykluczył mię ze swoich posiedzeń! Wygnał mnie z grona
swych wiernych, unikał mnie, wystrzegał się mnie, oświadczając, że mu przeszkadzam ciągłą myślą, iż złe duchy ukryte pod tym wszystkim. Widzisz więc, że nie tylko pod wpływ jego się nie oddałem, alem wystąpił przeciw niemu do walki!" (o. c. str. 207) I ostatecznie nie wiedział, czy udało mu się istotnie trafić na ślad „intrygi piekielnej!"... Ten jasnowłosy czarnoksiężnik był mimo woli jeszcze jedną kroplą w owej czarze goryczy, którą życie podawało do ust znękanego poety
Przedświtu. Epilog tej walki rozegrał się już — w literaturze. Na podstawie owych denerwujących badań, stąpań i śledzeń osnuł Krasiński całą rozprawkę, w której, podobnie jak p. Georges Sand w tym czasie, usiłował skonstruować swojego chowu teoryjkę spirytystyczną. Rozprawka, napisana wkrótce potem, ogłoszona dopiero po śmierci
(Pisma, t. VII, str. 161-165) starała się raz jeszcze dać odpowiedź na pytanie, jaka jest natura zjawisk spirytystycznych, skąd one pochodzą i co mają oznaczać. Infernalność ich nie ulegała nadal kwestii w przekonaniu Krasińskiego. Któż bowiem puka w stolikach, z jakimi duchami ułatwiają nam zetknięcie te jakieś mudiumy i ten ich herszt Hume? "Oczywiście — odpowiadał — że nie ze zbawionymi, chyba że z jakimi miernymi lub obojętnymi. Lecz sąż takowe obojętne, ni złe, ni dobre poza światem? A jakżeż przypuścić, że bolejące i wyczyszczające się, zatem ciążące już ku Bogu, mogą
przyjść, dzwonkami poruszać, chustki na węzły zawiązywać, na akordeonach przegrywać? — Jakżeż-by powaga ich boleści uroczystej w tej chwili
odpoważniała! Chyba należałoby przypuścić, że one bezwładne, biedne, niemocne tym, że pozbawione ciała… omackiem, błędnie, niezdarnie działają… Możnaż na takim domyśle się oprzeć? A jeśli to same złe duchy tak mnogo i publicznie, tak demokratycznie, że tak powiem, wszędzie za lada stolika dotknięciem przybiegające i obcujące z rodem
ludzkim, z którym dawniej tylko wyjątkowo i za pośrednictwem piekielnych obrzędów
obcowały, cóż to za straszny znak... Czyż nie dowód, iż zepsucie rozpowszechniło się nad miarę wszelką i że wkrótce w dziejach ukażą się klęski, równie jak ono szerokie i powszechne? Wtedy, jak sępy do ciał, mających wkrótce skonać,
zlatywały[by] się do nas duchy one i Hume byłby, sam nie wiedząc o tym, zapowiedzią, poręką,
przesłańcem apokaliptycznych podrzutów historii!" Tak pisał wieszcz Nie-boskiej na krótko przed śmiercią. Czarne przewidywania nie spełniły się naturalnie. Czarodziej z Wysp Orknejskich chodził jeszcze długo po świecie (+1886), przejechał wszerz i wzdłuż Europę, stawał przed uczonymi, wprawiał ludzi w zdumienie. I nie sprowadził żadnego z nieszczęść, przepowiadanych przez Krasińskiego. Stała się natomiast rzecz inna. Oto z czasem gwiazda jego zaczęła blednąc. Duchy odwiedzały go coraz rzadziej. Produkcje Hume’a przed Akademią petersburską dały rezultat ujemny. Daremnie tłumaczył się, że jak śpiewak straci głos, a malarz
talent, tak i w nim obumierać zaczęły owe przedziwne właściwości, które zdumiewały fizyków, cesarzy i filozofów. Moc Dawida Douglasa skończyła się. To dziwne: skończyła się razem z epoką romantyzmu. *
Tekst pochodzi z książki Autora pt. Pod urokiem zaświatów (1923).
1 2 3
« (Published: 06-01-2005 Last change: 25-01-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3864 |
|