The RationalistSkip to content


We have registered
204.986.237 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Science »

Hr. Henryk w walce z czarnoksiężnikiem [1]
Author of this text: Stanisław Wasylewski

Przeciw piekłu podnieść kord
Bić szatanów czarny ród!

Z. Krasiński

Był to delikatny, niewielkiego wzrostu blondynek z niebieskimi oczyma i miał niewiele więcej ponad dwadzieścia lat. Niedawno przywędrował z Ameryki, gdzie jakaś niedobra ciotka wypędziła go z domu. Nazywał się Daniel Douglas Hume, urodził się na Wyspach Orknejskich i wcale nie zdradzał na zewnątrz tych przedziwnych właściwości, którymi miał wkrótce olśnić Europę, zdumieć fizyków, cesarzy i filozofów. Patrząc nań wszystko można było przypuścić: muzyk, poeta, marzyciel, pastor anglikański, ale nigdy — czarnoksiężnik. Ciotka miała zupełną rację wypędzając go precz z domowego ogniska, ten chłopak bowiem samym wzrokiem, jednym spojrzeniem przesuwał w jej domu łóżka, stoły i naczynia kuchenne. Kołyska małego Dawidka bujała sama bez ludzkiej pomocy, zabawki fruwały w powietrzu na jego skinienie.

Wyrósłszy na młodziana, Dawidek zaczął po prostu kpić z Archimedesa, Newtona i podstawowych prawideł fizyki. Na oczach wielu ludzi unosił się w powietrzu i, w pozycji leżącej, wylatywał z pokoju przez otwarte okno na pole, po czym drugim oknem wracał najspokojniej; ciało jego wydłużało się wówczas o kilka stóp i świeciło dziwnie blaskiem świętojańskich robaczków. Gdy ludzie nie chcieli wierzyć w realną rzeczywistość tego wzlotu, Hume wyfruwał powtórnie do sufitu i tam… podpisywał się węglem, na znak swej bytności. Niektóre damy zaklinały się potem, że widziały, jak go tam pod plafonem podtrzymywało za ręce osiem bialutkich jak śnieg duchów, ale temu nikt nie chciał wierzyć.

Więcej jeszcze: w domu, do którego wchodził Dawid Hume, zaczynały z reguły dzwonić wszystkie dzwonki i dzwoneczki, potem zatrzymywały się zegary, by na znak dany przez Hume’a zacząć znowu tykać, zaś instrumenty muzyczne, a więc klawikordy, harmoniki i ulubione w epoce Biedermeiera akordeony grały same przez się jakąś dziwną, nieznaną melodię.

Ogień nie imał się zupełnie Dawida Douglasa; w przytomności wielu osób kładł on głowę w rozpalony żar kominka i wydobywał ją zdrową z niewymuszonym uśmiechem na twarzy. Jedno wyciągnięcie dłoni Hume’a nad wazonem świeżych kwiatów wystarczało, aby wydobyć z nich wszystką woń, która w stężonych kroplach osiadała na jego ręce. Lekkie dotknięcie przedmiotu jednym palcem wywierało nacisk 700 funtów itd., itd.

Okrzyknięto Hume’a od razu Cagliostrem epoki romantyzmu, ale zgoła niesłusznie. Bo nie sprzedawał za dukaty recept na fabrykację złota czy talizmanów na wieczną młodość, ani nie umiał żadnej z magicznych sztuk, którymi słynęli kuglarze i prestidigitatorzy. Był skromny, nieśmiały, lękliwy i naiwny. I wstydził się bardzo ludzi nieznajomych.

Napady owej mocy przychodziły nań bezwiednie i niespodzianie i przyprawiały go potem o bolesne kurcze, drżenia, katalepsje. Z całego usposobienia i wyglądu Dawid Hume zdawał się być raczej zaprzeczeniem chytrości i sprytu opasłego Józefa Bal-samo, który wsławił się pod imieniem hr. Cagliostro. W chudej twarzy, nerwowych oczach i prostym obejściu młodzieńca nie było ani śladu tajemnych, nadludzkich działań.

Badały tego Hume’a przeróżne znakomitości europejskie. Znakomity fizyk Crookes poświęcił mu długie miesiące obserwacji, studiowali go też uczeni lord Lindsay i Wallace, nareszcie Akademia petersburska odbyła z nim szereg posiedzeń, ale nikt nie umiał wyjaśnić zagadkowego czarodzieja.

Na zapytanie w jaki sposób czyni to wszystko, Hume odpowiadał cytatami z ewangelii, po czym zapewniał, że wszyscy ludzie mogliby dokonywać tego samego, „gdyby znali zakres działania materii".

Nie tylko jednak fenomeny fizjologiczne sprawiały, że młody Szkot, rodem z Wysp Orknejskich, został uznany w r. 1855 za najdziwniejszego pod słońcem człowieka. Był jeszcze powód drugi, bardziej porywający: oto Hume siłą wzroku i słowa przywabiał ku sobie demony, wywoływał duchy ludzi dawno zmarłych i ukazywał je przerażonym oczom śmiertelników, on pierwszy dokonał materializacji zjaw spirytystycznych!

Ten jasnowłosy fakir z Wysp Orknejskich dał się najpierw w Europie poznać we Florencji w r. 1855. Tłumy ludu włoskiego, całe gromady forestierów zbiegały się, aby ujrzeć dziwy wyprawiane przez młodzieńca. W sali, w której usiadł bez ruchu na krześle z założonymi rękami, zaczęły zaraz snuć się upiorne korowody jakichś tajemniczych, ledwo pochwytnych wzrokiem cieniów, raz po raz padały nagłe błyski niesamowitego światła, coś pisało, coś grało, coś dotykało przerażonej, spotniałej ze strachu gawiedzi. Po chwili, na głośne zaklęcia blondynka, defilowały kolejno przez jasno oświetloną salę grupy nieboszczyków. Wszystko to mgliste, spowite w obłok, niewyraźne, ale wyraźnie odczuwane przez obecnych. Ludzie obumierali z przerażenia...

Pewnego razu zażądano, aby wywołał ducha Dantego.

Magik zgodził się i wymówił głośno imię kochanka Beatryczy.

I zaraz ujrzeli obecni dwie długie, żółte i chude ręce, wynurzające się z podłogi...

Jedna z tych rąk, płynąc, niby obłok po niebie, zbliżyła się do drzewa pomarańczy, a zerwawszy tam kwitnącą gałązkę, podała ją drugiej, mglistej ręce.

Zaś druga ręka, wibrując w powietrzu, złożyła kwiat na włosach angielki miss B… (Jak widać, Dawid Hume pierwszy wprowadził w modę miłe i pachnące niespodzianki kwiatowe, które odtąd stały się nieodłącznym punktem programu seansów spirytystycznych.) W r. 1855 atoli były jeszcze rewelacją, ścinającą krew w żyłach.

Angielka, otrzymawszy kwiatek z ręki Danta, zemdlała, Hume zaś dostał gwałtownego ataku nerwowego, począł drżeć na całym ciele, za czym w oczach wszystkich… uniósł się wysoko w powietrze!

Widzowie tych niesamowitych doświadczeń popadli także w stan niesłychanego podniecenia nerwów. Co więcej: z niewiadomych powodów nastrój tłumu obrócił się wkrótce przeciw czarnoksiężnikowi. Pewnego dnia otoczył go rozwydrzony czy też zawiedziony tłum i przybrawszy groźną postawę zamierzał połamać kości niesamowitemu przybyszowi.

Blademu wywoływaczowi duchów groziła niechybna śmierć...

Wiadomo, że w każdej awanturniczej historii jest zawsze połowa prawdy, a znów co najmniej w połowie dziwnych zdarzeń, jakie zapisuje historia, znajdzie się zawsze ni stąd, ni zowąd jakaś „nimfa z Polski rodem", albo, częściej jeszcze, jakowyś żądny przygód i rozrzutny graf, zakończony na „ski".

Tak było i we Florencji.

Z rąk nacierającego tłumu wydobył Dawida Douglasa hrabia Aleksander Branicki, pan na Suchej i Stawiszczach, wnuk targowickiego hetmana i Engelhardtówny, a najmłodszy brat p. Zygmuntowej Krasińskiej, żony wieszcza Przedświtu.

Niebieskooki młodzian zainteresował ogromnie pana hrabiego. Sprawy podobne leżały wciąż jeszcze w sferze upodobań błękitnych. Nie tak dawno przecież, w epoce rokoka, p. miecznikowa Humiecka woziła się po świecie z karzełkiem Borusławskim, Stanisław August opiekował się kuglarzem Pinettim, a Fr. Moszyński nie odstępował na krok Cagliostra. A jak alchemia w wieku rokoka, tak obecnie u wysokich sfer wszedł w modę spirytyzm. Z wielkim tedy zapałem objął hr. Branicki protektorat nad losami Dawida Douglasa Hume’a, który mógł być słusznie dumny, jego karmazynowy impresario uchodził bowiem za jednego z wielkich magnatów europejskich.

Ten protektorat przyniósł szczęście Hume’owi, sława jego obiegła wkrótce cały Półwysep Apeniński. Bladego wywoływacza duchów zapragnął nawet ujrzeć sam papież Pius IX. Z drżeniem i w przestrachu poszedł Dawid Douglas na audiencję do Watykanu.

Przywitano go tam nieco zimno: egzorcyzmami i ostrym wezwaniem, aby wyrzekł się natychmiast swych stosunków z szatanem.

Przerażony młodzian próbował usprawiedliwiać się, że nie jest wcale winien zjawiskom, które od jego woli nie zależą, że z piekłem nie łączą go żadne stosunki, a duchy, które wywołuje, są wedle jego najgłębszego przekonania duchami na wskroś dobrymi. Potem wyznał, że jest człowiekiem głęboko wierzącym, i to szczególnie od chwili, gdy poznał żywoty świętych!

Wierzy głęboko w cuda, wizje i stany ekstatyczne dlatego, gdyż sam często to samo czyni i takich samych wzruszeń doświadcza...! Nie można powiedzieć, ażeby to wyznanie Hume’a, przyznającego się do pokrewieństwa ze świętymi, dowodziło wielkiej pokory chrześcijańskiej. Pius IX przyjął je z ust skruszonego, atoli zakazał mu uroczyście jakiegokolwiek kontaktu z duchami zarówno z dobrymi jak złymi, na koniec podał mu do ucałowania krucyfiks, ze słowami:

— Oto jest nasza laska czarodziejska!

Z Watykanu podążył nawrócony magik do Neapolu i tu stała się znowu rzecz bardzo dziwna. Świat duchów ukorzył się jakoby przed wolą Stolicy Piotrowej. Częściowo przynajmniej. Bo oto w dniu 10 lutego 1856 duchy, nawiedziwszy Hume’a, oświadczyły, że dają mu spokój na cały rok, po roku jednak wrócą!

To niezwykłe oświadczenie przyjął Hume bez żalu, a może nawet z cichą radością, że przez rok wolny będzie od kurczów, ataków nerwowych i katalepsji. Natomiast Branicki musiał chyba zmartwić się nie na żarty. Zaniechanie wizyt zaświatowych u Hume’a pokrzyżowało bowiem jego piękne plany!… Już od dawna cieszył się myślą, jak to powiezie dziwnego człowieczka do Paryża i pokaże w Tuileriach na dworze cesarskim wobec Napoleona III i Eugenii! Pewny był wielkiego wrażenia wśród całej socjety Paryża, która od dwóch lat poprzestawać musi na zwyczajnych, mało ciekawych stolikach wirujących.

Teraz plany owe na cały rok uległy odwłoce. Dawid Douglas przeczekał okres magicznej impotencji pod lazurowym niebem Włoch, zaś Branicki pojechał z żoną do Badenu.

Nadszedł 10 lutego 1857. Nie umiem na pewno powiedzieć, czy właśnie w Tuileriach i przed parą cesarską znalazł się Branicki z Hume’em tak jak planowali, to pewne wszakże, że działo się w Paryżu i z udziałem dam dworu.

Wybiła północ, a wraz z ostatnim uderzeniem zegara poczęły się rzeczy niepojęte.

Obietnica została dotrzymana. Rok minął. Duchy wróciły. I niesłychanym łoskotem dały o tym znać. W powietrzu sali rozigrały się wszelakie niesamowitości piekielne.

Jakaś dama dworu uczuła nagle i zupełnie wyraźnie, że zaświatowa ręka ściska jej rękę, a zaświatowe usta zaświatowego mężczyzny składają pocałunek na jej różowych paluszkach i malowanych paznokietkach. Inna dama dworu miała toż samo wrażenie. Hume jednak wyjaśnił jej, że pocałunek pochodzi od ducha jej dawno zmarłej siostry. Na dowód, że tak jest istotnie, ręka zjawy sięgnęła do pierścieni na palcach damy i wśród pięciu rozmaitych wybrała ten właśnie pierścionek, który dama otrzymała od nieboszczki siostry w upominku. Po czym ująwszy pióro, zmaczała je w inkauście i zaczęła pisać w sposób dziwny, mało czytelny a jeszcze mniej ortograficzny: „Wyznaj swe grzechy! Pokochaj Boga! Bądź dobrą katoliczką!" W dalszym ciągu wieczoru złocone i ciężkie stoły biedermeierowskie wywracały z pasją koziołki ale tak, że nic z nich nie spadło, ani ołówek, ani najmniejszy bibelot.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Jadowite węże, śliskie węgorze i Harun Yahya
Jeszcze jeden van Daniken


«    (Published: 06-01-2005 Last change: 25-01-2005)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 3864 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)